Mówi się, że skala manifestacji słabnie, że ostatniej nocy zamieszki nie były już tak gwałtowne. Można więc przypuszczać, że po jakimś czasie, na jakiś czas one miną. Ale problem jest ogromny i tak naprawdę nie widać sposobów jego rozwiązania - ocenia obecne wydarzenia we Francji i Belgii w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł prof. Zdzisław Krasnodębski.
CZYTAJ WIĘCEJ: Francuska pożoga strawi Belgię? W Brukseli i Liege zatrzymano ponad 130 osób podczas zamieszek po śmierci 17-latka we Francji
wPolityce.pl: Mamy za sobą kolejną noc zamieszek we Francji, dołączyły belgijskie Bruksela i Liege. Możemy mówić o jakimś przełomie w temacie obecności migrantów w Europie, kolejnym, choćby małym etapie wojny cywilizacyjnej?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Nie wydaje mi się. To jest symptom tego, co jest już od dawna. Środowiska najczęściej pochodzenia bliskowschodniego, migracji z krajów islamskich, których drugie czy trzecie pokolenie mieszka we Francji, Belgii i innych krajach, po prostu się nie asymilują. Stanowią więc wciąż mocny potencjał buntu, rewolty przeciwko istniejącemu porządkowi politycznemu, cywilizacyjnemu czy kulturowemu. Takie wydarzenia zdarzają się co kilka lat. Wciąż słyszymy o takich lub tym podobnych, zdarzających się incydentach. Tym razem wzbudziła je, stała się pretekstem, śmierć 17-latka zastrzelonego przez policjanta w czasie ucieczki.
Zaskakuje chyba jednak ich skala?
Mówi Pan, że te rozruchy przenoszą się do Belgii, trzeba więc widzieć, że mówimy tu o środowiskach międzynarodowych. Belgia jest bardzo ściśle związana z Francją.
Mówi się, że skala manifestacji słabnie, że ostatniej nocy zamieszki nie były już tak gwałtowne. Można więc przypuszczać, że po jakimś czasie, na jakiś czas one miną. Ale to prawda – problem jest ogromny i tak naprawdę nie widać sposobów jego rozwiązania.
Już parę lat temu wśród polityków i dziennikarzy francuskich mówiono o grożącej Francji wojnie domoweJ. Warto przypomnieć, że za pierwszej kadencji prezydenta Macrona jego bardzo popularny szef tamtejszego MSW ustąpił ze stanowiska, stwierdzając przy składaniu dymisji, że Francuzi rdzenni i ci obcego pochodzenia czy ludność muzułmańska we Francji, żyją obok siebie, ale prędzej czy później staną twarzą w twarz i będą walczyć ze sobą.
Tak więc, moim zdaniem, nie mamy do czynienia z żadnym przełomem, ale z manifestacją problemu, który wyraża się aktami przemocy, a nawet terroru. I ten problem narasta.
Słychać coraz więcej głosów, że państwa Europy Zachodniej powinny poważnie przemyśleć podstawy swojej polityki integracyjnej.
Niektórzy uważają, że to, co się dzieje, jest wręcz klęską polityki integracyjnej, że gdyby działania były inne, to taki konflikt by się nie pojawił. Ja uważam, że ten konflikt jest nieuchronnym efektem samej obecności tak odmiennych kulturowo grup, których żadne społeczeństwo nie jest w stanie wchłonąć. Nie sądzę więc, żeby z tego przemyślenia, o którym Pan mówi, jakiekolwiek wnioski wypłynęły.
Czasami się mówi, że Wielka Brytania lepiej, niż Francja, sobie radzi z problemem integracji imigrantów. Może i trochę lepiej, ale też nie do końca. Trudno powiedzieć, że sobie radzi.
Wniosek z tych zamieszek jest taki, że wizja czy też mit o możliwości istnienia społeczeństwa otwartego, przyjmującego nieograniczoną liczbę innych, społeczeństwa wielokulturowego – wciąż, mimo że nierealistyczna, przez społeczeństwa zachodnie nie jest odrzucana.
Jak na razie nie widać, żeby polityka zachodnioeuropejska się zmieniła. Natomiast cóż ma zrobić Francja? Wydaje się, że jest już dzisiaj w sytuacji, w której - by swoje problemu mogła rozwiązać - muszą tam zajść bardzo długotrwałe procesy. Same przemyślenia niewiele tutaj pomogą.
Rozmawiał Radosław Molenda
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/653174-krasnodebski-obraz-francji-to-efekt-wiary-w-mit-integracji