Nietuzinkowa jest praca „Dzieje najnowsze dyplomacji rosyjskiej. Od Cuszimy do Ławrowa” autorstwa Michała Patryka Sadłowskiego, bo i historyk prezentuje szereg poglądów innych od rosjoznawczego mainstreamu w Polsce. Badacz przede wszystkim wyżej ocenia kremlowski aparat administracyjny i biurokrację imperium. Już w wywiadzie, jakiego doktor Sadłowski udzielił mi dla „Nowego Państwa”, sformułował ciekawą tezę:
My krytycznie oceniamy administrację rosyjską, która jednak w wielu obszarach działa lepiej niż umiemy sobie wyobrazić. Scentralizowana i rozbudowana biurokracja rosyjska potrafi jednak przyciągnąć zdolne jednostki, które, owszem, wynagradzają sobie niewystarczające dla ich aspiracji wypłaty różnymi mechanizmami korupcji, ale na Zachodzie istnieje podobne zjawisko w systemie grantowym. Rosja nie jest tutaj aż takim oburzającym wyjątkiem.
Jego praca o dyplomacji jest właśnie spojrzeniem na imperium przez pryzmat mocnego systemu urzędniczego. Co ciekawe z książki wynika bardziej kontynuacja systemu w transformacji od Związku Sowieckiego do Federacji Rosyjskiej niż od Rosji carskiej do sowieckiej (jak przekonywali Kucharzewski czy Pipes). Dyplomacja od Cuszimy do rewolucji lutowej jawi się tutaj jako dość niefortunna - niezwykła porażka w układach z Austro-Węgrami w sprawie Bośni czy ukrywanie przed carem kulis niektórych negocjacji to rzecz nie do pomyślenia na Kremlu późniejszych czasów.
Liczne polskie wątki
Choć „Dzieje dyplomacji” mają układ niejako pocztu ministrów spraw zagranicznych Rosji, to pojawia się tam wiele pozaministerialnych aspektów. Tak jest na przykład z dylematem polskim początków XX wieku, w którym Piotr Nikołajewicz Durnowo zakłada, że Imperium nie da rady zasymilować ludności dawnego Królestwa Polskiego i lepiej dla Rosji będzie pozwolić na jakąś formę niepodległości naszego kraju. Podobnie ciekawe jest nastawienie Siergieja Dmitriewicza Sazonowa do Polaków, który uważał, że Polsce należy się autonomia w granicach etnicznych, co zniweluje problem jaki Moskwa miała z naszym narodem.
Sadłowski sporo miejsca poświęca dyplomacji roku 1917, czyli Rosji postcarskiej ale przedbolszewickiej. Łatwo można z różnych wizji na ład międzynarodowy wysnuć scenariusze spod znaku „co by było, gdyby”, skoro w wizji Nikołaja Wasiliewicza Ustriałowa demokratyczna Rosja skutecznie mogłaby osaczyć Niemcy (z demokracjami Francji i Wielkiej Brytanii) w ramach „koalicji wielkich demokracji”. Czy takie liberalne imperium nie miałoby więcej do powiedzenia na konferencji w Paryżu w sprawie granic Polski?
Lęk przed utratą Ukrainy
Jednak dziś lektura książki Sadłowskiego musi odnosić się bardziej do kontekstu rosyjsko-ukraińskiego, z czego autor zdaje sobie sprawę i do współczesności często się odnosi. Ukazuje na przykład jak wiele kadr dyplomatycznych Kremla pochodziło i wciąż pochodzi z Ukrainy i jak Ukraina była postrzegana jako rezerwuar elit dla imperium. Wyjątkiem może być czasy pierwszego sowieckiego ministra, arystokraty Cziczerina, który, jak twierdzi Sadłowski, resort musiał budować de facto od nowa. Autor bez skrępowania dzieli się swoim doświadczeniem z pobytów w Rosji:
Otóż w ostatnich latach wielokrotnie w Rosji słyszałem, że Ukraina - czy to w czasie Imperium Rosyjskiego, czy też jako radziecka republika - była rezerwuarem znacznej siły intelektualnej Rosji. (…) Myślę, że to zjawisko i związany z nim strach, iż Ukraina nie będzie już dostarczać rosyjskiemu imperium ludzi, stanowiła jedną z wielu przyczyn rosyjskiej inwazji na Ukrainę 24 lutego.
Sowieciarze i ich następcy
W kolejnych rozdziałach „Dziejów dyplomacji” sylwetki ministrów oznaczają jednocześnie inny kurs polityki zagranicznej, inny styl pracy resortu oraz inną pozycję w rządowej hierarchii. Taki Andriej Gromyko (minister w latach 1957-1985) stał się symbolem sprzeciwu wobec różnych zachodnich nacisków, ale też jego resort stał się wykonawcą woli interesów zbrojeniówki, gdy zaś w dobie Pierestrojki Eduard Szewardnadze odzyskał prym w katalogu kremlowskich ministrów.
Rzecz jasna najciekawsza z perspektywy współczesności jest dyplomacja Federacji Rosyjskiej, dlatego Andriej Kozyriew jako zapadnik i zwolennik autentycznej konwergencji demokratycznej Rosji z demokratycznym światem okazuje się być jedynie wyjątkiem na międzynarodowym kursie Kremla. Ciekawe, że ten urzędnik na koniec życia wyemigrował do USA i był nawet krytykiem Donalda Trumpa. Ostatnich trzech ministrów to już twardogłowi imperialiści, choć Sadłowski twierdzi, że Jewgienij Primakow, gdyby został prezydentem zamiast Putina w 2000 roku, to poprowadziłby kraj w sposób bardziej cywilizowany i bez rosyjskich kompleksów.
Przy okazji Igora Iwanowa warto wspomnieć, że był on spowinowacony z dyplomatami sowieckimi z lat 50. XX wieku, co pokazuje niesamowitą z polskiej perspektywy ciągłość urzędową Rosji - minister z lat 1998-2004 mógł słuchać w domu rodzinnym o kulissach polityki z czasów kryzysu kubańskiego.
Prawdziwy putinista: Siergiej Wiktorowicz Ławrow
Dochodząc wreszcie do Ławrowa Sadłowski przytacza o nim również takie opinie, że uchodzi on za najmocniejszego ministra spraw zagranicznych rosyjskiej historii. Tajemniczy życiorys, twardy charakter, sowiecko-imperialna edukacja i wychowanie, poważne wykształcenie i doświadczenie na placówkach zarówno Wschodu, jak i „głównego przeciwnika” (USA) czynią z Ławrowa mocnego gracza, w dodatku tak cennego dla Putina, że to sam prezydent Rosji musiał kilka lat temu namawiać dyplomatę do pozostania na służbie. Wierny Putinowi, arogancki i niekiedy bezczelny, prezentujący swój kraj jako powracające do gry mocarstwo, zarządza też rozmaitymi aktywami rosyjskiego soft power w samej Moskwie i na Zachodzie. Prowadzi dyplomację wielopłaszczyznowo bez cienia zwątpienia w okresie wojennego kryzysu.
Ławrow jawi się tu jako putinista, ale też i w tym sensie, że należy do nurtu postsowieckich urzędników chcących zakończyć jakiś nowy etap restytucji imperium i odzyskania części utraconych wpływów po rozpadzie ZSRS.
Może więc rosyjskie elity w marcu, kwietniu 2022 r. uznały, że - mimo klęsk związanych z zajmowaniem Kijowa - warto zabrać Ukrainie tyle ziemi oraz ludzi, ile się da, a gdy konflikt się zamrozi, zniknie problem, czym Ukraina jest dla Rosji. Zniknie bowiem nieokreśloność poimperialna i poradziecka, bo Ukraińcy i państwo ukraińskie zostaną związane z Zachodem, a reszta z Rosją, która wkroczy na asertywną i trudną drogę do samodzielności poprzez co najmniej chwilową izolację w relacjach z Zachodem.
Jeśli interpretacja polityki Rosji, w której dokonuje się zamknięcie jakiegoś wielkiego okresu przejściowego w dziejach imperium, okaże się słuszna, to pozostawienie Kremlowi jakichkolwiek zdobyczy na Ukrainie może oznaczać zupełnie nową epokę w największym państwie świata, a i także dla nas inne relacje na wschodzie. Zupełnie inne.
Michał Patryk Sadłowski, Dzieje najnowsze dyplomacji rosyjskiej. Od Cuszimy do Ławrowa, Warszawa 2023, ss 336.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/652855-nowe-imperiumzniknie-problem-czym-ukraina-jest-dla-rosji