„Łukaszenka jest w tej chwili na tyle niepopularny, wręcz znienawidzony w swoim kraju, że w każdej sytuacji dowolnej destabilizacji tron zaczyna się pod nim chwiać. I w pewnym momencie uznał, że być może ów problem chwiejącego się tronu rozwiąże przy pomocy wagnerowców. Myślę, że to jeden z powodów, dla których Łukaszenka wykonał ten dziwny manewr związany z wejściem do gry. On zresztą lubi wkładać palce w takie sprawy, ‘negocjować’, być ‘mediatorem’” - mówi portalowi wPolityce.pl dyrektor TV Biełsat Agnieszka Romaszewska.
Wagnerowcy na Białorusi
Wicepremier Jarosław Kaczyński poinformował wczoraj, że w związku z obecnością ok. 8 tys. członków Grupy Wagnera na Białorusi Polska podjęła decyzję o wzmocnieniu naszej obrony na granicy wschodniej.
Czy wagnerowcy mogą stanowić zagrożenie dla Polski i jakiej natury byłoby to zagrożenie? To pytanie zadaję dyrektor TV Biełsat Agnieszce Romaszewskiej.
Osobiście uważam, że dla Polski nie stanowi to specjalnego zagrożenia. Zaznaczam, że oczywiście przezorny zawsze zabezpieczony, a Grupa Wagnera jest w istocie bardzo niebezpieczną formacją, w Stanach Zjednoczonych uznaną za terrorystyczną. Na dobrą sprawę nie mamy nawet pewności, czy wagnerowcy są już na Białorusi, choć w Biełsacie dostaliśmy informację dotyczącą zamawiania dla nich materaców, na razie 8 tysięcy
— odpowiada moja rozmówczyni.
Grupa Wagnera jest więc niebezpieczna już z samej zasady funkcjonowania i z jej strony zawsze należy liczyć się z możliwą prowokacją, tym niemniej pozostaje ustalenie prawdopodobieństwa, że coś takiego nastąpi, a moim zdaniem jest ono niewielkie
— dodaje.
Jeśli chodzi o Polskę i Litwę, to koncepcja, że będą jakieś incydenty graniczne, jest bardzo mało prawdopodobna. Nie bardzo wiem też, w jaki sposób mieliby zostać podłączeni pod tych migrantów, których sprowadza Łukaszenka i usiłuje przepychać. Jako Polska jesteśmy zmuszeni utrzymywać cały czas wzmocniony reżim na granicy, co jest kłopotliwe i kosztowne, ale z tego rodzaju prowokacjami ze strony Białorusi musimy się liczyć. Nie wiem jednak, co mieliby tam pomóc ci wagnerowcy. Wysadzić zaporę czy wejść w starcia z polską Strażą Graniczną? To byłoby już naruszenie naszego terytorium, co wiązałoby się dla nich z poważnymi kłopotami. Po co miałoby to być Łukaszence i Putinowi? Wydaje mi się to kompletnie pozbawione sensu
— mówi Agnieszka Romaszewska.
Myślę, że Putin ma wystarczająco dużo kłopotów, zarówno wewnątrz, jak i na Ukrainie. Oczywiście może przeprowadzać bardzo wiele operacji dezinformacyjnych i moim zdaniem z jedną z takich operacji mamy właśnie do czynienia. Usiłuje się wywołać wrażenie, że tak naprawdę cała sprawa z przejściem wagnerowców ma jakieś drugie dno, które nie jest aż tak kompromitujące dla Putina. Tymczasem wydarzenia z soboty są dla Putina bardzo kompromitujące i wszystko to wygląda na sypanie się struktury władzy w Rosji. Nie wygląda ona najlepiej i jest to dobry moment, żeby stwarzać wrażenie, że jest się bardzo groźnym, ale nie żeby naprawdę być bardzo groźnym
— podkreśla.
Otwarcie północnego frontu czy przyboczna gwardia?
A jeżeli wagnerowcy są w jakiejś sprawie rzeczywiście groźni – mimo iż trudno powiedzieć, aby zostało to zrealizowane – to raczej w sensie wzmocnienia tego północnego frontu, który tak naprawdę nie został jeszcze nigdy otwarte. Samo wojsko białoruskie go nie otworzy, bo będzie miało nawet kłopoty z przejściem granicy, a co dopiero dalej, ale jeśli byliby tam wagnerowcy, byłoby to już bardziej prawdopodobne
— ocenia dyrektor TV Biełsat.
Wydaje mi się również – tak przynajmniej można sądzić z wypowiedzi Aleksandra Grigorijewicza Łukaszenki – że ma zamiar wykorzystywać ich jako rodzaj swojej „gwardii przybocznej”. Być może zaimponowało mu, że to są tacy „mocni chłopcy” i będzie miał ich u siebie, będą go bronić przed opozycją, przed Pułkiem Kalinowskiego, buntem w wojsku. W ogóle jest dosyć przestraszony. Łukaszenka jest w tej chwili na tyle niepopularny, wręcz znienawidzony w swoim kraju, że w każdej sytuacji dowolnej destabilizacji tron zaczyna się pod nim chwiać
— wskazuje moja rozmówczyni.
I w pewnym momencie uznał, że być może ów problem chwiejącego się tronu rozwiąże przy pomocy wagnerowców. Myślę, że to jeden z powodów, dla których Łukaszenka wykonał ten dziwny manewr związany z wejściem do gry. On zresztą lubi wkładać palce w takie sprawy, „negocjować”, być „mediatorem”. Pamiętamy, ze nawet podczas rozmów mińskich na temat Ukrainy przynosił kawę i bardzo starał się być „pośrodku” stołu i być może także i podczas przewrotu Prigożyna zwietrzył taki moment. A jednocześnie wydaje mi się, że wagnerowcy w jakiś sposób mu imponują i wydaje mu się, że skoro z Putinem się trochę pokłócili i zostali okrzyknięci zdrajcami, to może spróbuje ich wykorzystać do swoich celów
— dodaje.
A „żartem” mogę powiedzieć, że na jego miejscu nie byłabym taka pewna, ponieważ wagnerowcy są najemnikami. A najemnicy, jak wiadomo, pójdą za tym, kto dobrze im zapłaci. Grupa Wagnera może być więc dla Łukaszenki bronią niebezpieczną i obosieczną
— podsumowuje Romaszewska.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/652704-po-co-lukaszence-wagnerowcy-romaszewska-odpowiada