Obecny stan względnego spokoju to czas nabierania przez organizacje terrorystyczne nowych sił, przetransformowania się, reorganizacji i przenoszenia się w inne, mniej lub bardziej strategiczne miejsca - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl o współczesnej migracji i przychodzącym do Europy terroryzmie dr Magdalena El Ghamari.
wPolityce.pl: Nowa, większa, niż poprzednie fala imigrantów z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu do Europy wydaje się bardzo realna, warto więc więcej o nich wiedzieć. Skąd głównie przybywają?
Dr Magdalena El Ghamari: Dwa główne źródła informacji na ten temat to Frontex, czyli Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej, oraz statystyki Straży Granicznej.
Jest wiele szlaków i sposobów przedostawania się do Europy. Trzeba wymienić trasę z Afryki Zachodniej, trzy trasy śródziemnomorskie, szlak bałkański. Jest też ważna dla nas droga przez Europę Wschodnią – przez kraje bałtyckie, Białoruś, Ukrainę.
Jak wyglądają statystyki tej ostatniej?
Wg Frontexu, w którego statystykach nie jest ujęta Białoruś, najliczniejsze nacje migrujące drogą wschodnią, to Ukraińcy, Syryjczycy, Irakijczycy i Irańczycy. Wg statystyk naszej Straży Granicznej z ostatniego kwartału – mówimy w tej chwili o legalnych przybyciach – najliczniejsza grupa do imigranci z Ukrainy, Białorusi, o dziwo z Wielkiej Brytanii i USA, a dopiero w dalszej kolejności z Izraela, Gruzji, Rosji, Indii i Turcji.
Kiedy porównamy statystyki obecne z zeszłorocznymi, wyraźnie widać, że trend imigracyjny wzrasta.
Co z osobami, które nie dostały się do Polski?
Tu także przoduje Ukraina, Białoruś, a potem jest Gruzja, Azerbejdżan, Rosja, Turcja, Mołdawia itd. Kontekst Bliskiego Wschodu nie jest aż tak mocno widoczny.
Perspektywa z granicy białoruskiej?
Zdecydowanym numerem jeden jest obecnie Syria, potem Afganistan, Egipt, Ukraina, Turcja, Gruzja, Jemen itd. Widać więc, że te kierunki są bardzo różnorodne. Trzeba tu podzielić dwie zdecydowanie odmienne specyfiki migrantów: uciekinierzy wojenni ze względu na wojnę na Ukrainie i projektowana sztucznie migracja hybrydowa. Dla tego drugiej – najczęściej mamy do czynienia z przelotem samolotami do Mińska czy Moskwy, i stamtąd rozchodzą się szlaki do państw bałtyckich będących granicą Unii Europejskiej. Tu statystyki prób przejścia granicy są naprawdę wysokie.
Dość częste jest zjawisko, kiedy migranci nawet dłuższy czas przebywają na terenie Rosji, np. w Moskwie i w jej okolicach. Aż do momentu, kiedy – traktowani instrumentalnie w rozgrywce z Zachodem - zmusza się ich, płacąc im za to nawet ok. 2 tys. dolarów, do wyjazdu pod granicę z Polską.
To sytuacja na naszej wschodniej granicy. A jak to wygląda np. na szlaku drogą śródziemnomorską do Europy Zachodniej?
Najaktywniejszy jest z pewnością szlak przez Afrykę Zachodnią. Tą drogą przechodzi najwięcej Marokańczyków, Senegalczyków, migrantów z Wybrzeża Kości Słoniowej, Mali.
Elementem wspólnym wszystkich tych tras jest to, że częściowo wiemy, kto przybywa, a częściowo – i jest to wielotysięczna grupa osób, które w różnych okolicznościach straciły dokumenty lub w ogóle ich nie posiadają - takie osoby w statystykach mają tożsamość niezidentyfikowaną.
Droga środkowo-śródziemnomorska, czyli tunezyjska – na Sycylię i generalnie na południe Włoch - to przede wszystkim migranci z Wybrzeża Kości Słoniowej, z Egiptu, Pakistanu i Bangladeszu. Częściej słyszymy ostatnio o drodze wschodnio-śródziemnomorskiej, czyli przez Grecję. I tu dominują Syryjczycy, Palestyńczycy, Afgańczycy i obywatele Konga i Nigerii. Na szlaku bałkańskim także dominują Syryjczycy, a po nich pokaźna grupa osób niezidentyfikowanych, Afgańczycy, Turcy i Irakijczycy.
Widzimy więc, że każda droga ma nieco inny skład narodowościowy. I w związku z tym – ze względu na sytuację w poszczególnych krajach Afryki czy Bliskiego Wschodu - możemy mówić o różnych przyczynach migrowania.
Dla przykładu - w Maroku czy Algierii nie toczy się obecnie żadna wojna, stąd ich motywacja na charakter głównie ekonomiczny. Nie brakuje jednak także osób, które z różnych powodów muszą uciekać ze swoich ojczyzn lub zmieniają miejsca życia z powodów klimatycznych. Ciekawym przykładem są Syryjczycy, których migracja jest często rozciągnięta w czasie – jako wynik wojny domowej w Syrii, następnie tworzenia się tam tzw. Państwa Islamskiego (Daesh) i przemian charakterystycznych dla całego Bliskiego Wschodu.
Może zamiast „szlaki migracyjne” lepiej jednak mówić „szlaki przemytnicze ludzi?
Tu dochodzimy do tematu przemytników, którzy pomagają imigrantom czerpiąc zyski finansowe z przemytu ludzi. Migranci korzystają z pomocy siatek przemytniczych, ponieważ często sami nie znają szlaku. Nie znają Sahary, nie wiedzą, jak przedostać się przez Cieśninę Adeńską.
Bardzo często na poszczególnych odcinkach swojej wędrówki są przekazywani z rak do rąk, przechodzą przez różne środowiska, miasta. Są narażeni na kradzieże. Część nie wytrzymuje trudów wędrówki i umiera z wycieńczenia czy głodu. Częstym procederem jest opłacanie się przemytnikom poprzez sprzedaż organów, co ma miejsce w szczególności w rogu Afryki oraz w Jemenie.
Poza zwykłą mafią i przemytnikami często migranci wpadają także w ręce grup terrorystycznych, których aktywność - wedle Globalnego Indeksu Terroryzmu - wyrosła w ostatnich latach czterystukrotnie, głównie w obszarze Sahelu (region geograficzny w Afryce, obejmujący obszar wzdłuż południowych obrzeży Sahary – przyp. red.). Te terrorystyczne grupy porywają ludzi, zmuszają ich do niewolniczej pracy lub rekrutują do swoich szeregów.
Na czym opiera się klasyczny proces radykalizacji migrantów?
Często na pieniądzach. Migrantów ekonomicznych można kupić. Nagminne jest, że organizacje radykalne biorą pod swoją opiekę dzieci by szkolić je na młodocianych żołnierzy.
Organizacje radykalne są bardzo zainteresowane tymi wszystkimi, którzy – bywa, że na skutek działań tych właśnie organizacji - stracili wszystko, nie mają żadnych perspektyw, możliwości funkcjonowania. Tacy ludzie łatwo poddają się indoktrynacji zarówno ideologicznej, mającej też wymiar religijny, jaki i indoktrynacji politycznej, kiedy wykorzystuje się bardzo obecne w Afryce nastroje antykolonialne, gdzie stawia się jako zło, element obcy, generalnie Europę lub rządy państw.
Takimi miejscami radykalizowania się migrantów są tzw. obozy i ośrodki detencyjne. Powiedzmy o nich więcej.
Hotspoty, ośrodki detencyjne - to nomenklatura europejska, stosowana przez Frontex. Na zewnętrznych granicach Unii Europejskiej znajdują się one głównie w Grecji, Włoszech, krajach bałkańskich. Po stronie Afryki Północnej to najczęściej Libia, Maroko, Algieria. Znajdują się tam zarówno migranci i uchodźcy. Utknęli tam i jest im oferowana pomoc, choć lepiej powiedzieć, że nie są tam do końca pozostawieni samym sobie. Te ośrodki są oficjalne oraz legalne. Ich władze je sprawdzają i próbują nimi zarządzać, co nie znaczy, że da się wystarczająco kontrolować to, co się w nich dzieje.
Mówiąc o obozach migrantów czy uchodźców nie sposób nie dotknąć tematu Bliskiego Wschodu - obozów, w których miałam okazję być i robić w nich badania.
Wiele z nich to obozy dedykowane, w których gromadzi się wojowników organizacji terrorystycznych, często tak wysoko zradykalizowanych, że władze państwowe nie były na tyle silne, by coś z nimi zrobić. Są m.in. obozy dedykowane dla kobiet zaangażowanych w taką aktywność. W ciągu ostatnich ośmiu lat wykształciło się na Bliskim Wschodzie bardzo wiele miejsc, które stały się albo nowymi dzielnicami, albo właśnie takimi obozami, które nie mają dostatecznych pieniędzy, żeby tych wszystkich ludzi tam upilnować.
Największy w tym problem, że nie brakuje miejsc, gdzie wśród migrantów, uciekających przed wojną lub ubóstwem, którzy żyją w ich latami, znajdują, są osoby wysoce zradykalizowane, lub ekstremiści, którzy zmuszają innych do konkretnych działań, podporządkowania się lub poprzez swoją obecność po prostu do niereagowania oraz milczenia.
Miałam okazję być w wielu takich obozach w Libii, Syrii czy też Jemenie. One według mnie są najgorsze. Część z nich miałam okazję opisać w swoich artykułach naukowych czy też w ostatniej książce „Kobiety miłość i dżihad”, która dotyczy kobiet w świecie arabsko – muzułmańskim. W większości ów obozy składają się głownie z dzieci i kobiet, czego przykładem jest Al-Hawl. Obóz ten który liczy obecnie ok. 70 tysięcy osób, został pierwotnie założony dla irackich uchodźców na początku 1991 r., podczas wojny w Zatoce Perskiej, a następnie został ponownie otwarty po inwazji na Irak w 2003 r. jako jeden z trzech obozów na granicy iracko-syryjskiej. Osoby, tak jak w innych obozach, nie mają możliwości powrotu do swoich domów, bo nic z nich nie zostało, albo znajdują się w terenach, na których do dnia dzisiejszego znajdują się miny a obszar jest pozbawiony infrastruktury krytycznej.
W tych obozach – gdzie szczególnie osoby młode oraz kobiety nie mają żadnych perspektyw, żadnej wizji edukacji - wciąż trwa i pogłębia się proces frustracji, pogłębiającej się niechęci, jak i radykalizacji. Niestety trwa to już na tyle długo, by można mówić o straconym pokoleniu. Dzieci, które urodziły się w tych obozach - to jest jedyna wizja świata, jaki mają. Mimo wielu różnych działań, aktywności, władze lokalne nie zawsze mają pomysł, chęci czy finanse na to, by się nimi zająć w zorganizowany sposób. Są takie miejsca, które trudno odróżnić od innych dzielnic miast, bowiem na stałe wkomponowały się w obrzeża miast i wtopiły w bliskowschodnią codzienność.
W rezultacie takie obozy stały się miejscami, które działają na zasadzie oddzielnych dzielnic, lub te które stały się nowymi małymi miasteczkami, w których zresztą jak wszędzie, dochodzi do różnego rodzaju nadużyć, począwszy od kradzieży, a kończąc na napaściach na tle seksualnym. W takim środowisku, nietrudno doświadczyć ekstremizmu, który rodzi się z problemów ekonomicznych oraz frustracji, Pamiętajmy, że są to miejsca, w których ludzie czekają na lepsze życie i liczą na to że gdzieś dalej pójdą. Takie było założenie. Okazał się, że większa cześć ludzi tam utknęła i zorganizowała sobie swoje nowe życie, często w opłakanych warunkach przyzwyczajając się do zaistniałych warunków życia. Niestety taka sytuacja w niektórych obozach trwa już nawet dekadę.
Migracja z terroryzmem – łatwo to utożsamić, wrzucić do jednego, wspólnego worka. Może to nas w Europie znieczulic na krzywdy i potrzeby migrantów, ale i uchodźców. Jak – Pani zdaniem - do tego podchodzić?
Zgadzam się, że jest to temat bardzo delikatny, na który trzeba uważać, by nie generalizować. Aczkolwiek zawsze jest takie zagrożenie. Trzeba przede wszystkim dyskutować i merytorycznie rozmawiać o tych dwóch kwestiach. Tak samo, jak o samej radykalizacji, której z uwagi na różne czynniki możemy podlegać wszyscy. Nie jest ona zadedykowana jedynie społecznościom migracyjnym, choć warto analizować i prognozować, co się będzie działo z tymi osobami, które są już w procesie radykalizacji, które kupują lub kradną cudzą tożsamość, następnie mieszają się z klasyczną, ekonomiczną lub klimatyczną migracją i wraz z nią przedostają się lub będą się przedostawać na Zachód - do Europy. Dlatego też tak ważna jest identyfikacja oraz wykorzystywanie wiedzy z zakresu polityki oraz relacji społeczno-kulturowych, oraz przemiany jakie mają miejsce na zewnętrznych granicach Unii Europejskiej oraz takich regionach geograficznych jak MENA, MENAP lub MENAT.
Mówi się, że obecnie mamy okres wyciszenia działalności terrorystycznej w Europie.
Faktycznie – choćby w porównaniu z falą terroryzmu w latach 2015-2017 - aktywność ekstremizmu islamskiego zmalała. Nie oznacza to jednak, że nie mamy powodów do czujności. Po czasie spokoju zawsze – jak dotąd - następowała nowa, kolejna fala. Obecny stan względnego spokoju to czas nabierania przez organizacje terrorystyczne nowych sił, przetransformowania się, reorganizacji i przenoszenia się w inne, mniej lub bardziej strategiczne miejsca.
A kiedy przyjdzie skądś sygnał do działania - olbrzym obudzi się?
Że tak prawdopodobnie będzie, okazało już i dekadę, i dwie dekady temu, kiedy nagle służby państw odkrywały, że np. wszystkie osoby na listach zamachowców, osób łamiących prawo, były już służbom znane, znajdowały się w Europie, gdzieś funkcjonowały obok nas. Nic się tutaj nie zmienia i obawiam się, że jest to sytuacja bez wyjścia; tak było zawsze. Tak działała Al-Kaida, tak działa tzw. Państwo Islamskie. Natomiast powinniśmy wyciągać lekcję z historii. Patrząc w przyszłość widzimy, że każda kolejna organizacja jest coraz bardziej brutalna, bardziej aktywna szczególnie gdy chodzi o wykorzystanie nowoczesnych technologii, ale też wykorzystywanie słabości państwa, na terenie którego działa.
Powiedzmy na koniec, jak wygląda współczesny terroryzm? Nadal jest to podkładanie bomb, czy raczej stopniowe wtapianie się w otoczenie, by destabilizować społeczności Europejskie?
Żyjemy w czasach, w których definicja terroryzmu jest praktycznie niemożliwa. On dzieje się, ewoluuje niezwykle dynamiczne, nie koncentrując się na jednej religii, na jednym kierunku, jednym ekstremizmie.
Współczesny terroryzm to zaproszenie wszystkich, zewsząd, do wszystkiego. Wykorzystuje dosłownie każdą bolączkę społeczną, niestabilność psychiczną zarówno grup i jednostek. Wykorzystuje nasze problemy postcovidowe. Wykorzystuje słabość gospodarki, słabość polityczną władz lokalnych i państwowych, różnego rodzaju organizacji. Wykorzystuje też to, co jest najtrudniejsze – połączenie tego wszystkiego, walcząc - jak zawsze - o serca i umysły. A wiemy że połączenie jednego i drugiego jest najbardziej niebezpieczne. I bardzo często widać, że jego głównym fundamentem jest biznes i ekonomia, natomiast dołożona do tego ideologia zawsze była niebezpieczna.
Sama widzę przez ostatnie dwie dekady tę silną ewolucję ekstremizmu, gdzie wroga wskazuje się albo w różnych, konkretnych miejscach, albo mówi się że wróg jest wszędzie. Wyraźnie widać to na przykładzie różnic w ugrupowaniach ekstremizmu islamskiego i grupach terrorystycznych Al-Kaidy. Ich cele są zupełnie różne. Al-Kaida to koncept bliskiego (Izrael) i dalekiego (USA) wroga. Z kolei tzw. Państwo Islamskie za wroga określiła każdego, również muzułmanów i osoby z regionu państw islamskich. Na liście jego wrogów są dziś osoby, których kiedyś tam nie było, nie reprezentujące „zgniłego Zachodu”, niewiązane niczym ze światem arabsko-muzułmańskim, choćby z Chin czy Ameryki Południowej.
Rozmawiał Radosław Molenda
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/652273-wywiad-dr-el-ghamari-o-migrantach-mamy-powody-do-czujnosci