Sergiej Karaganow, rosyjski ekspert zajmujący się kwestiami polityki międzynarodowej i strategicznej, opublikował artykuł, na który z pewnością winniśmy zwrócić w Polsce uwagę. Pierwotnie ukazał się on w tygodniku „Profil”, po rosyjsku, ale został przedrukowany, również w wersji angielskojęzycznej w periodyku „Rossija v Globalnej Politikie”, redagowanym przez Fiodora Łukianowa.
Z pewnością mamy do czynienia z sygnałem strategicznym, jaki Kreml wysłał na Zachód. Pismo Łukianowa jest bowiem czymś w rodzaju „okna na świat” rosyjskiej elity zajmującej się polityką zagraniczną, publikują w nim przedstawiciele świata akademickiego i z kręgów rządowych, a trzeba pamiętać, że mimo wojny nie zostało ono usunięte z międzynarodowych systemów oceny publikacji naukowych (np. SCOPUS) co sprawia, że również dla ekspertów z Zachodu publikowanie na jego łamach może być elementem prestiżu. I tak nadal jest, mimo że z mniejszą intensywnością niźli do wojny, ukazują się w nim nadal artykuły i wywiady (np. ostatnio Roberta Legvolda) renomowanych przedstawicieli amerykańskiego świata eksperckiego i akademickiego. Dzieje się tak, mimo faktu, że osoby związane z tym periodykiem są jednocześnie ludźmi afirmującymi obecną politykę Kremla, a nawet stanowiącymi jej zaplecze eksperckie. Z pewnością tak jest w przypadku Karaganowa, jednego z założycieli Rady ds. Polityki Zagranicznej i Wojskowej, twórcy Klub Wałdajskiego w którego corocznych konferencjach zawsze, od początku, uczestniczy Władimir Putin i dziekana Wydziału Polityki Międzynarodowej i Gospodarczej Moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomii.
Andriej Pierciew, z pewnością jeden z najlepszych na świecie specjalistów zajmujących się analizą sytuacji na Kremlu i w obozie rosyjskiej władzy pisze powołując się na swoje źródła w administracji prezydenta Rosji, że Karaganow wchodząc w skład rady naukowej działającej prze Radzie Bezpieczeństwa może mieć robocze kontakty i być człowiekiem wpływającym na poglądy Nikołaja Patruszewa, arcy-jastrzebia, sekretarza tego ciała. W opinii Piercewa adresatem artykułu Kraganowa, jeśli podda się analizie jego argumentację i podawane przykłady mające uzasadnić stawiane tezy, może być wręcz sam Putin, co tym bardziej winno skłonić nas do zainteresowanie formułowanym przesłaniem.
Punktem wyjścia Karaganowa jest stawiana przezeń teza, iż zwycięstwo Rosji w wojnie na Ukrainie, niezależnie od tego czy będziemy mieć do czynienia z częściowym czy całkowitym triumfem rosyjskiego oręża, nie zakończy rywalizacji Rosji z Zachodem, która ma charakter egzystencjalny. To oznacza, że wynik tego starcia przesądzi o istnieniu Rosji i międzynarodowej pozycji (utrzymanie hegemonii albo jej utrata) Stanów Zjednoczonych i funkcjonującego wokół nich systemu sojuszniczego. Dlaczego tak będzie? W opinii rosyjskiego eksperta powód jest oczywisty. Jeśli Rosja pokona Ukrainę w sposób jednoznaczny, czyli złamie wolę oporu Kijowa, doprowadzi do zmiany tamtejszej władzy na prorosyjską, podporządkuje sobie państwo, to „utknie” w podbitym przez siebie, ale zniszczonym przez wojnę kraju. Trzeba go będzie odbudować, zagwarantować, choćby na minimalnym poziomie, że będzie on w stanie normalnie funkcjonować. Nie będzie to łatwe, bo opór choćby części Ukraińców będzie powodował utrzymywanie się przez lata napięcia (wojna partyzancka), które to będzie wspierane przez sąsiadujące z Ukrainą, a wrogie Rosji państwa Zachodu. Z pewnością odbudowa i utrzymywanie Ukrainy będzie „wysysała” zasoby Rosji, zmniejszała możliwości Federacji na innych kierunkach i polach, ograniczała perspektywy rozwojowe niezagospodarowanych terenów choćby na Syberii. Rosja „utknie” na Ukrainie, walcząc przez lata, a może dziesięciolecia z wrogo nastawionym społeczeństwem, zaniecha tego co zdaniem Karaganowa powinna zrobić, aby być w stanie utrzymać swój status mocarstwowy. Jeszcze gorzej będzie, jeśli Kreml nie odnosząc przekonującego zwycięstwa i nie będąc w stanie zdominować Ukrainy, zgodzi się na jakiś zgniły, częściowy pokój. Już obecnie widać, że Zachód nie zrezygnuje z obecnej polityki wobec Rosji, dążył będzie do jej osłabienia a Ukraina, nawet okrojona terytorialnie i z mniejszym potencjałem demograficznym, stanie się zbrojną warownią, forpocztą Zachodu wykorzystywaną przeciw Rosji. Politycznie oznaczać to będzie z perspektywy Moskwy w gruncie rzeczy podobną sytuację jak w wariancie pierwszym (całkowitego zwycięstwa), czyli uwikłanie w problemach ukraińskich ze szkodą dla innych obszarów. To zaś, w opinii Karaganowa, oznacza, że Moskwa nie może wygrać wojny, jeśli nie złamie woli i gotowości Zachodu do konfrontacji z Rosją.
Nieco uwagi poświęca on następnie wcześniej już stawianym przez siebie tezom. Otóż jego zdaniem światowa dominacja Zachodu, która przez ostatnie pięć stuleci opierała się na sile wojskowej (również przewadze technologicznej w sferze militarnej) wchodzi obecnie w fazę schyłkową w wyniku obiektywnie zachodzących „historycznych” procesów. Dystans technologiczny i naukowy ulega zmniejszeniu, a inne potencjały (demograficzny i ekonomiczny) grają wyraźnie na korzyść nowych wschodzących filarów siły (Chiny, Indie, Brazylia, RPA etc.). Tym trendom, które w opinii Karaganowa mają charakter obiektywny, a przez to nieodwracalny, towarzyszą zmiany mentalne elity przywódczej państw Zachodu, która właśnie w sposób oczywisty odchodzi od tradycyjnych ram kultury oraz cywilizacji europejskiej.
„Aby zatrzymać ten upadek – opisuje sytuację Karaganow - Zachód tymczasowo się skonsolidował. Stany Zjednoczone przekształciły Ukrainę w pięść uderzeniową, po to, aby związać ręce Rosji, (która przekształciła się – MB) w militarno-politycznego rdzeń niezachodniego świata wyzwalającego się z kajdan neokolonializmu. W idealnej sytuacji Amerykanie chcieliby oczywiście po prostu wysadzić nasz kraj w powietrze, drastycznie osłabiając tym samym wschodzące alternatywne supermocarstwo, Chiny”. Taki jest długofalowy, strategiczny cel polityki Zachodu i Waszyngtonu wobec Rosji, i polityka Moskwy winna zmierzać do zapobieżenia temu zagrożeniu. Ukraina w takim ujęciu jest tylko instrumentem. W opinii Karaganowa to stojące przed Rosją zadanie, jest tym trudniejsze, że równolegle w efekcie zmian świadomościowych w elitach przywódczych Zachodu zarysowało się zjawisko, które on określa mianem „parazytyzmu elit”. Polega ono na zatraceniu zdolności do prawidłowej oceny sytuacji strategicznej, realnego potencjału przeciwnika i zatracaniu swej energii w jałowych walkach ideologiczno-wewnętrznych, w rodzaju dyskusji na temat liczby płci, czy całym zjawisku kultury woke. Te dwa trendy, słabnięcie pozycji Zachodu w świecie i degradacja intelektualna elit przywódczych, w szczególności europejskich, prowadzą w opinii Karaganowa w sposób nieuchronny do III wojny światowej. Przede wszystkim z tego powodu, że nie umiejąc prawidłowo ocenić sytuacji w świecie, żyjąc iluzjami i posiłkując się coraz bardziej oderwanymi od rzeczywistości narzędziami poznania i interpretowania realnie zachodzących zjawisk politycy szeroko rozumianego Zachodu, nie będą w stanie ani realnie rozpoznać sytuacji, ani sformułować w związku z tym adekwatnej do ich możliwości polityki. Będą postrzegali świat przez pryzmat swych konstruktów ideologicznych, co obiektywnie będzie utrudniało dialog i utrzymanie równowagi strategicznej, bo taki stan zakłada poruszanie się w obrębie wspólnego świata wartości. Można, zdaniem Karaganowa, wyobrazić sobie hipotetycznie, iż niezachodni świat ulega i godzi się na kontynuowanie hegemonii dotychczasowych liderów globalnych, co oznacza przyjęcie ich „bagażu ideowego” i przekształcenie własnych, często tradycyjnych społeczeństw, na modłę proponowaną przez liberalno-lewicowe elity dzisiejszego Zachodu. Ale to, zdaniem rosyjskiego eksperta, i na tę tezę też warto zwrócić uwagę, oznacza i tak kres cywilizacji ludzkiej w jej obecnym kształcie. Przenosząc tezy Karaganowa na płaszczyznę polityki, jest ona zdania, że realnie świat, z pewnością państwa nie godzące się na dominację Zachodu, mają przed sobą dwie możliwości – jedną jest konflikt, włącznie z użyciem broni jądrowej, co obarczone jest ryzykiem zagłady ludzkości i drugą, uznanie dominacji dotychczasowych liderów globalnych, co z pewnością skończy się zagładą cywilizacji światowej w kształcie który znamy ze względu na dominujące obecnie na Zachodzie prądy ideowo-kulturowe. A zatem z perspektywy tradycyjnych społeczeństw, takich jak rosyjskie, wybór zawiera się między opcją wojny z szansami na sukces i opcją pogodzenia się z losem, a to oznacza pewność zagłady, narodowej, państwowej i cywilizacyjnej.
Karaganow w dalszej części swego wystąpienia formułuje coś na kształt, bardzo zubożonej, ale jednak, teologii bomby atomowej. Pisze, że „od wielu lat studiuję historię strategii nuklearnej i doszedłem do jednoznacznego, choć brzmiącego nie do końca naukowo wniosku. Pojawienie się broni nuklearnej jest wynikiem interwencji Wszechmocnego, który był przerażony widząc, że ludzie, Europejczycy i dołączający do nich Japończycy, rozpętali dwie wojny światowe w ciągu jednego pokolenia, które pochłonęły dziesiątki milionów istnień ludzkich i przekazał ludzkości broń Armagedonu, pokazał tym, którzy przestali bać się piekła, że ono istnieje. Na tym strachu opierał się względny spokój ostatnich trzech czwartych wieku. Teraz ten strach zniknął. Dzieje się coś nie do pomyślenia z punktu widzenia dotychczasowych koncepcji odstraszania nuklearnego - koła rządzące grupą państw w przypływie rozpaczliwej wściekłości rozpętały wojnę na pełną skalę z nuklearnym supermocarstwem”.
W tym przypadku mamy do czynienia ze zjawiskiem, które sygnalizował na łamach „The Foreign Affairs” Dima Adamsky, wybitny izraelski ekspert analizujący od lat rosyjską politykę wojskową i myślenie strategiczne. Jego zdaniem w tym ostatnim obszarze można zaobserwować negatywną z naszej perspektywy i niebezpieczną tendencję jaką jest przenikanie teologii prawosławnej, z jej silnym kładzeniem nacisku na kwestie eschatologiczne, do rosyjskiej elity strategicznej. W efekcie decyzje o charakterze politycznym stają się wyborami między dobrem a złem, znika cały obszar stanów pośrednich, co obiektywnie obniżać może, w opinii Adamskiego, próg użycia broni nuklearnej. I tak to wygląda w artykule Karaganowa. Rosja uwikłana w wojnę na śmierć i życie, wojnę której nie może wygrać w sposób konwencjonalny musi doprowadzić do odbudowy „równowagi strachu”, zmusić Zachód aby ten uznał nowe realia geostrategiczne i zaprzestał wspieranie Ukrainy. Nie ma szans na przyjaźń czy normalizacje relacji po wojnie, tym zresztą Rosja w jego opinii nie powinna być zainteresowana budując swoją odrębną cywilizację, ale pierwszym zadaniem jakie stoją obecnie przed moskiewskimi elitami jest wywikłanie się z obecnego konfliktu, którego Rosja nie może przegrać. Jedyną możliwością, w opinii Karaganowa, jest „przywrócenie równowagi strachu”, a tego nie da się zrobić bez użycia broni jądrowej. Jak pisze, „Łamiąc wolę agresji Zachodu, nie tylko uratujemy siebie, ostatecznie wyzwolimy świat z trwającego pięć wieków jarzma Zachodu, ale uratujemy też całą ludzkość. Popychając Zachód do oczyszczenia i porzucenia przez jego elity myśli o hegemonii, zmusimy go do odwrotu, zanim nastąpi ogólnoświatowa katastrofa. Ludzkość otrzyma nową szansę rozwoju”. Przy okazji Rosja, co też postukuje Karaganow, rozwiąże problemy wewnętrzne. Skupi cała energię społeczną, która dziś jest marnotrawiona na projekty o charakterze imperialnym, na rozwoju. Zajmie się sama sobą, unarodowi elitę i skoncentruje na zagospodarowaniu Syberii. A zatem we wszystkich porządkach – globalnym, obecnej wojny i polityki zagranicznej a także wewnętrznym, Rosja może tylko zyskać jeśli użyje swej broni jądrowej. Chodzi oczywiście o jej punktowe użycie, zniszczenie np. Poznania (o czym Karaganow pisał już wcześniej), bo alternatywą jest doprowadzenie, za lat kilka, do konfliktu światowego, który też będzie miał charakter starcia nuklearnego a to z pewnością, jak dowodzi, „będzie ostatnią wojną ludzkości”. Rosyjski ekspert swe przekonanie o konieczności wykonania wyprzedzającego uderzenia jądrowego na Europę buduje też w oparciu o przeświadczenie, że „Amerykanie nie dokonają wymiany Bostonu za Poznań”. Chodzi o to, że w odpowiedzi nie użyją swego potencjału strategicznego, bo Rosjanie zaatakowaliby amerykańskie miasta, czyli umowny Boston. Oczywiście Karaganow nie proponuje natychmiastowego uderzenia, ale postuluje rozpoczęcie przetargu strategicznego, wchodzenia po szczeblach drabiny eskalacyjnej (których jak pisze doliczył się 22). Zresztą ostatnie deklaracje Kremla dotyczące dyslokacji broni na Białoruś świadczą, że tego rodzaju proces już się rozpoczął. Aby zwyciężyć w tej licytacji, należy jednak, w opinii rosyjskiego eksperta, dopuścić możliwość ataku nuklearnego, po to aby złamać wolę oporu Zachodu, a ta jest ufundowana na przekonaniu, iż „Rosjanie nie posuną się tak daleko”. I to przeświadczenie trzeba wykorzenić. Wówczas groźby będą znaczenie bardziej wiarygodne i wymuszą strategiczne dostosowanie Waszyngtonu i innych sojuszników do nowych realiów. Karaganow jest zresztą przekonany, że realna perspektywa użycia przez Rosję broni jądrowej w Europie oznaczała będzie koniec NATO, bo państwa w rodzaju Niemiec nie będą skłonne akceptować tego, iż stają się celem w imię utrzymania amerykańskiej hegemonii.
Tak nawiasem mówiąc, jeden ze scenariuszy gier decyzyjnych analizowanych przez RAND jeszcze w 2020 roku przewidywał właśnie taki rozwój wydarzeń. Eksperci amerykańskiego think tanku strategicznego napisali w konkluzji, że jeśli Rosjanie użyją taktycznych ładunków jądrowych w Europie, to w konsekwencji Berlin wystąpi z NATO, a Polska rozpocznie własny program budowy broni jądrowej. Tok myślenia Karaganowa nie jest wcale odosobniony i podobną szkołę myślenia można dostrzec w amerykańskim środowisku ekspertów strategicznych.
Oczywiście, Karaganow ma świadomość, iż partnerzy i sojusznicy Rosji, w rodzaju Chin, nie pochwalą użycia przez Rosję broni jądrowej, ale „zwycięzców się nie sądzi” i w dłuższej perspektywie będą oni zadowoleni z nowych porządków globalnych, już bez dominacji Zachodu.
Propozycję rosyjskiego eksperta można potraktować w kategoriach kolejnej próby szantażu nuklearnego, machania szabelką, bluffu. Zapewne tak jest, ale nie zmienia to faktu, że w najbliższych latach, potwierdzają to zresztą kierującymi amerykańskimi agencjami wywiadu, Rosja częściej będzie odwoływała się do szantażu nuklearnego. Dla państw frontowych, takich jak Polska, oznacza to większe ryzyko, ale przede wszystkim konieczność wypracowania własnej strategii państwowej w tym obszarze. Strategii, której celem będzie przede wszystkim zwiększenie potencjału odstraszania Rosji, czyli spowodowanie, że jej swoboda poruszania się po drabinie eskalacyjnej (do czego nawiązuje Karaganow) zostanie zablokowana.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/650940-o-uzyciu-broni-jadrowej-przez-rosje