Emmanuel Macron wygłosił kilka dni temu w Bratysławie ważne, również z naszej perspektywy, przemówienie. Wiele razy na tych łamach artykułowałem sceptycyzm wobec polityki Paryża i deklaracji francuskiego prezydenta, jednak niedostrzeżenie tego, co powiedział on w stolicy Słowacji i przed szczytem w Mołdawii, byłoby z punktu widzenia polityki Polski błędem.
Co powiedział i czego nie powiedział Macron
Jak zauważyła Marie Jourdain z Atlantic Council, „przemówienia przywódców politycznych mają tą samą ważną cechę, co nieruchomości: liczy się ich lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja”. To, że Macron wygłosił swe wystąpienie programowe w Bratysławie, zanim odwiedził Kiszyniów, ma swą wymowę, bo przecież mamy do czynienia z nieprzypadkowym wyborem miejsca. Podobnie jak Scholz nieprzypadkowo swe programowe wystąpienie, w ubiegłym roku, wygłosił na Uniwersytecie Karola w Pradze. tak i nie bez powodu Macron wystąpił w Bratysławie i to jeszcze na dodatek biorąc udział w konferencji na temat bezpieczeństwa. W przemówieniach polityków, prócz tego. gdzie są one wygłaszane. znaczenie ma oczywiście ich treść, ale nie mniej istotne jest to, czego nie powiedzieli. W tym ostatnim przypadku warto dostrzec to, że francuski prezydent tylko raz - i to w sensie negatywnym - odniósł się do Niemiec i polityki Scholza. Jest to bardzo czytelny i oczywiście nieprzypadkowy sygnał, potwierdzający zresztą opinie wielu ekspertów dowodzących, że między Berlinem a Paryżem relacje uległy w ostatnich miesiącach znacznemu ochłodzeniu. Wagę tego komunikatu, który Macron skierował do naszej części Europy podkreślają te fragmenty przemówienia kiedy mówi on, iż „nie wierzy” w podział „na Europę Zachodnią i Wschodnią czy też starą i nową”. W czytelny sposób odwołał się też do słynnej wypowiedzi Chiraca, kiedy ten, dając upust swemu rozdrażnieniu, powiedział - adresując swe słowa do Polski i innych państw naszego regionu - że „straciliśmy okazję aby siedzieć cicho”. Francuski prezydent zaznaczył teraz, że w minionych latach „straciliśmy okazję do słuchania”, co w sposób oczywisty odnosi się do głuchoty zachodniej części naszego kontynentu wobec ostrzeżeń płynących ze wschodu na temat polityki Rosji. Co ciekawe, powiedział on też, iż „jest tylko jedna Europa. Jedna rama składająca się z odmiennych historii, bogactwa różnorodności, ale (połączonych – MB) pragnieniem jedności geograficznej i geopolitycznej oraz budowania wspólnej narracji. Wierzę, że to właśnie jednoczy nas wszystkich w tym projekcie, który nie miażdży naszych narodowych tożsamości i naszych narodowych projektów, ale pozwala nam połączyć je w narrację, która je przekracza”. Mamy w tym wypadku do czynienia z delikatną, ale czytelną krytyką federalizacji rozumianej jako ujednolicenie, narzucenie dominującej narracji. To jest bardzo ciekawy, choć pozostawiony przez Macrona w sferze niedopowiedzeń wątek. Jak się wydaje, francuski prezydent przeciwstawia niemieckiej idei federalizacyjnej, którą można by utożsamiać z budowaniem mechanicznej większości, co zresztą wprost zaproponował w Pradze w ubiegłym roku Scholz, idei francuskiej, która w większym stopniu będzie się koncentrować na uzgadnianiu wspólnego stanowiska, szukaniu obszarów zgody i dbać będzie o poszanowanie „bogactwa różnorodności”.
Macron samokrytycznie przypominając ustalenia szczytu NATO w Bukareszcie w 2008 roku mówi, że „perspektywa oferowana Ukrainie i Gruzji wystawiała te dwa kraje na rosyjską mściwość bez dania im ochrony i z gwarancjami zdecydowanie za słabymi. A jako Europejczykom brakowało nam spójności. W związku z tym, nie udzieliliśmy wystarczających gwarancji niektórym krajom, które znajdowały się na naszych granicach”. Zaraz potem krytykuje nadmierne uzależnienia Europy od rosyjskich surowców energetycznych i to, że kwestie dialogu z Rosją nasz kontynent „oddał NATO”. W tym ostatnim przypadku mamy czytelną aluzję do rady Rosja – NATO. Nieco dalej francuski prezydent mówi zresztą, że Rosja, występując w lutym ubiegłego roku z traktatu New START, „w sposób metodyczny” podważa zapisy aktu stanowiącego Rosja – NATO, co należy czytać w kategoriach groźby wypowiedzenia tej umowy, chyba, że w ramach nowych rokowań, o rozpoczęciu których „bez warunków wstępnych” powiedział wczoraj Jake Sullivan, Europa - co postuluje Macron - będzie uczestniczyć. Warto zwrócić uwagę, że we wszystkich tych trzech kwestiach kierunek polityczny, w ramach tandemu niemiecko – francuskiego, wyznaczany był przede wszystkim przez Berlin, zresztą Francja w niewielkim tylko stopniu uzależniona jest energetycznie od Rosji. A zatem to, co powiedział w Bratysławie prezydent Francji, należy uznać za delikatną, ale czytelną, krytykę polityki niemieckiej ostatnich lat, która cechowała się złudzeniami co do Rosji (uzależnienie energetyczne), niechęcią do podejmowania działań krytycznie odbieranych przez Moskwę (Bukareszt) i scedowaniem kwestii bezpieczeństwa europejskiego na Stany Zjednoczone i NATO (Rada Rosja – NATO). Francuska wizja modelu docelowego jest inna, choć Macron jednoznacznie przecina wszelkie spekulacji mówiąc, że nie ma intencji ani planów zastępowania Paktu Północnoatlantyckiego jakąś formułą niemiecko – francuskiego kondominium.
Model europejskiego bezpieczeństwa
Nowy, proponowany przez Macrona, model europejskiego (w ramach NATO) bezpieczeństwa może wyglądać następująco – po pierwsze, jak otwarcie mówi „Ukraina nie zostanie podbita”. Po drugie, wraz ze wstąpieniem Szwecji i Finlandii do Paktu następuje „zamknięcie dostępu Rosji do Bałtyku” czemu towarzyszy „delegitymizacja” Rosji w „koncercie narodów”, a to oznacza, że w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej wszelkie płynące z Moskwy propozycje będą odbierane w kategoriach „imperialnych fantazji”, na które w Europie nie ma miejsca. Macron w sposób czytelny wycofał się też ze swoich pamiętnych słów o „śmierci mózgowej NATO” mówiąc, że „do życia silnymi elektrowstrząsami przywrócił nas Putin”. Wracając do kwestii nowego modelu bezpieczeństwa podkreślił on konieczność dania Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa i środków niezbędnych (broń), aby strona ukraińska była w stanie przeprowadzić skuteczną kontrofensywę. Mówi o perspektywie trwałego pokoju dla Ukrainy, a nie zamrożenia wojny, a to oznacza konieczność wygrania wojny i umocnienia zdolności wojskowych Kijowa. W praktyce winniśmy, jako społeczeństwa Europy, być przygotowani na wieloletni konflikt, bo zwycięstwo nie jest jeszcze zagwarantowane i na trwającą latami politykę odbudowywania Ukrainy. Macron pyta też o przyszłość bezpieczeństwa naszego kontynentu. Jak mówi, „na krótką metę zareagowaliśmy bardzo dobrze”, ale jednocześnie przestrzega przed nadmiernym optymizmem w dłuższej perspektywie. Przede wszystkim z tego względu, że korzystna dla Europejczyków koniunktura jaka jest związana z rządami w Waszyngtonie administracji przychylnej zaangażowaniu na naszym kontynencie może ulec odmianie. W Stanach Zjednoczonych może zwyciężyć linia opowiadająca się za zaangażowaniem w Azji co wywoła spadek zainteresowanie Europą. Jest to oczywiste ryzyko, tym większe jeśli musimy liczyć się z przedłużonym konfliktem na Ukrainie.
Potencjał wojskowy Europy
Warto poważnie potraktować tę część wystąpienia francuskiego prezydenta, w której mówiąc o relacjach z Rosją, porusza on w gruncie rzeczy kwestie fundamentalnych i nieprzezwyciężalnych, wyznaczonych bowiem przez położenie geograficzne, różnic między Stanami Zjednoczonymi a Europą. Mówi on: „w tym projekcie nie chodzi o bycie naiwnym w stosunku do Rosji – nigdy takim nie byłem – ale wreszcie o niezaprzeczanie geografii i nie uważanie, że nasze wybory powinny być takie, jakbyśmy żyli z oceanem między nami i Rosją”. Z tej, na pozór banalnej, konstatacji Emmanuel Macron wyciąga istotne wnioski o charakterze geostrategicznym. Oczywiste jest, że w trójkącie Rosja – Europa – Stany Zjednoczone położenie Ameryki jest inne niż naszego kontynentu. Waszyngton, nie będąc zagrożonym, ma większe pole manewru, Europa mniejsze. W przeszłości wychodząc z tych przesłanek francuski prezydent wzywał do dialogu z Moskwą, nawet budowania wspólnej polityki bezpieczeństwa. Teraz akcentuje kwestie związane z potencjałem wojskowym Europy. Przekaz jest w tym wypadku czytelny. Nasz kontynent musi być militarnie silniejszym bo nie może być ani pewnym polityki Stanów Zjednoczonych (kwestia koncentracji na Azji), ani nie może zakładać zmian w Moskwie. Siła będzie potrzebna zarówno po to aby utrzymać pokój na Ukrainie jak i na użytek ewentualnych rozmów z Rosją, których nie należy apriorycznie wykluczać, ale trzeba prowadzić je z pozycji siły. I tu Emmanuel Macron, przemawiając w Bratysławie, składa czytelna ofertę naszej części Europy. Mówi – „Wierzę, że jest to ta wielka, potężna Europa, z krajami takimi jak Wasz, jak Polska i wiele innych, które muszą odegrać swoją rolę w tej Europie obronnej, ale która jest również coraz bardziej odpowiedzialna za własne bezpieczeństwo i kwestie sąsiedztwa. Aby to zrobić, musimy teraz, w trybie pilnym, przyspieszyć nasze strategiczne wybory i wdrażanie tego, o czym zaczęliśmy decydować. I to jest mniej więcej agenda, wokół której musimy budować nasz wspólny los”. Zdanie wcześniej mówi, że nie jest jego ideą niemiecko – francuskie kondominium.
Co należy zarobić? Macron mówi o zwiększeniu wydatków na obronność, uniezależnieniu się energetycznym i wspólnej polityce przemysłowej w sektorze obronnym. Usprawiedliwia francuską koncentrację na basenie Morza Śródziemnego podkreślając, że i tam, nie tylko na wschodzie kontynentu, występują znaczące zagrożenia. W kwestiach energetycznych Francja krytycznie jest nastawiona do niemieckiej polityki rezygnacji z energetyki jądrowej, a sprawach polityki przemysłowej krytykuje tych, którzy „kupują broń poza Europą”. I nas przestrzega w ten sposób (w Niemczech słowa te zostały odebrane jako aluzja wobec polityki Berlina) mówiąc „szykujecie sobie problemy jutro” i wzywa do zwiększenia produkcji broni w Europie. Wzywa też do postawienia sprawy uczestnictwa przedstawicieli naszego kontynentu w ewentualnych amerykańsko – rosyjskich rozmowach dotyczących rozbrojenia jądrowego (jak argumentuje kwestie te obejmują „nasze bezpieczeństwo”) a także do budowy wspólnych, europejskich zdolności „głębokich uderzeń” na obszarze przeciwnika i obejmującego cały kontynent potencjału w zakresie obrony przeciwlotniczej.
Emmanuel Macron wygłosił bardzo interesujące wystąpienie, pytanie tylko jak je powinniśmy potraktować? Oczywistym problemem jest kwestia wiarygodności francuskiej polityki wobec Rosji i naszej części Europy. Przystąpienie Paryża do „koalicji F16” a wcześnie decyzje o wysłaniu na Ukrainę czołgów i mówienie o gotowości do udzielenia Kijowowi gwarancji bezpieczeństwa wskazują, że następuje ewolucja polityki Francji. To oczywiste, bo umocnienie więzi Berlin – Waszyngton zarówno przesądza kwestię dominacji Niemiec w Europie jak i spycha, wobec postawy państw skandynawskich i Europy Środkowej Francję na margines. Taka perspektywa powoduje zainteresowanie Paryża naszą częścią kontynentu, tym bardziej, że gołym okiem już widać, iż jakiekolwiek myśli o modus vivendi z Rosją trzeba zarzucić. Tak jak to było po I wojnie światowej, kiedy w Paryżu uznano, iż współpraca z komunistyczna Rosją nie jest możliwa, co spowodowało powstanie tzw. Małej Entanty, tak i teraz następuje odwołanie do podobnych wzorców. Czy należy te awanse Paryża odrzucić i bez zastrzeżeń kontynuować dotychczasową linię? Wydaje się, że byłoby to poważnym błędem. Warto przetestować jak daleko otwartą na nowe propozycje jest dyplomacja francuska. Możliwości mamy kilka. Niedawno p. prezydent Duda zaproponował prezydentowi Litwy pogłębienie współpracy wojskowej. Spekuluje się nawet o tym, że możemy, w obliczu niemocy Berlina, wesprzeć naszym kontyngentem NATO-wskie siły stacjonujące na Litwie w ramach tzw. wysuniętej obecności. Podobne rozmowy, jak rozumiem prowadził p. minister Błaszczak w Kanadzie, bo Łotwa też potrzebuje wsparcia. W trakcie debaty w BBN mówiłem otwarcie, że w nowych realiach bezpieczeństwa w regionie Polska winna być gotowa do zwiększenia naszego kontyngentu wojskowego na Łotwie i w pozostałych Państwach Bałtyckich. Realia są takie, że musimy stać się eksporterem bezpieczeństwa. Jeśli w Paryżu myślą podobnie, Macron przecież mówił o roli Polski w tym obszarze (realizujemy zresztą wespół z Czechami misję obrony przestrzeni powietrznej Słowacji) to być może warto zaproponować znaczne powiększenie naszego udziału w wielonarodowej grupie w Rumunii, co zresztą koresponduje z naszym zaangażowaniem w stabilizowanie sytuacji w Mołdawii. W planie dyplomatycznym może trzeba wykorzystać niedawne deklaracje prezydenta Zełenskiego, który mówił, że format 5 + 2 powołany przed laty, aby rozwiązać problem Naddniestrza już się przeżył i zaproponować wspólną, z naszym udziałem, inicjatywę w tej kwestii zapraszając inne państwa w tym Francję. Traktując deklaracje prezydenta Francji poważnie winniśmy zaproponować szereg drobnych, wspólnych przedsięwzięć, które pomogłyby ocenić nam, czy rzeczywiście mamy do czynienia z przełomem, jeśli chodzi o myślenie Paryża na temat roli naszej części Europy. Naszym partnerom w Berlinie, a zwłaszcza w Waszyngtonie, też bardzo pomoże zrozumienie, iż Warszawa nie jest skazana na jedna linię polityki w zakresie bezpieczeństwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/649138-traktujac-slowa-macrona-powaznie