W Rosji nie milkną echa wywiadu, jakiego nacjonalistycznemu blogerowi Konstantinowi Dołgowowi udzielił Jewgienij Prigożyn. Gdyby zwykły obywatel Federacji Rosyjskiej powiedział publicznie połowę tego, co właściciel Prywatnej Kompanii Wojskowej „Wagner”, to zapewne zostałby na podstawie co najmniej dziesięciu paragrafów skazany na dożywotni pobyt w kolonii karnej.
Prigożyn jednak, podobnie jak inny „jastrząb” Igor Girkin ps. Striełkow, cieszy się nieformalnym immunitetem, który pozwala mu mówić więcej niż innym. Obaj korzystają z tego przywileju nietykalności, domagając się z jednej strony bardziej zdecydowanych działań wojennych na Ukrainie, z drugiej zaś krytykując nieudolność Putina oraz jego otoczenia. Dla komentatorów pozostaje zagadką, dlaczego mogą sobie na to pozwolić i pozostają bezkarni.
Nie kucharz, ale rzeźnik
Między obu zbrodniarzami wojennymi, pozostającymi zresztą ze sobą w ostrym konflikcie, istnieje jednak zasadnicza różnica. O ile Girkin potrafi być w swej krytyce pod adresem Kremla dowcipny i finezyjny, a nawet przejawia pewien talent literacki, o tyle Prigożyna można byłoby pokazywać w Sevres jako wzorzec grubiaństwa, chamstwa i toporności. W pełnym bluzgów wywiadzie z Dołgowem daje próbkę swego specyficznego czarnego humoru, gdy mówi, że nie jest wcale „kucharzem Putina” (jest restauratorem, który nie umie nawet gotować), lecz można go spokojnie nazywać „rzeźnikiem Putina”. W ten sposób nawiązuje do swej własnej roli w rzeziach dokonywanych na Ukrainie.
Generalnie Prigożyn nie szczędzi gorzkich słów władzom Rosji z powodu polityki wobec Kijowa, ale robi to z innej perspektywy niż sami Ukraińcy czy Polacy. Przede wszystkim za wybuch rewolucji na Majdanie obwinia „degenerata Janukowycza”, który myślał tylko o kasie. Potem zarzuca Moskwie, że zamiast zrobić z zaanektowanego Donbasu raj na ziemi, żeby przyciągnąć do Rosji inne kraje, jak np. Gruzja czy Armenia, rozkradziono wszystko, co się dało, wskutek czego w Donbasie „prości Rosjanie znaleźli się w d…”
Winni Szojgu i Gierasimow
Prigożyn powtarza tezy kremlowskiej propagandy, że „specjalna operacja wojskowa” była wyprzedzeniem ataku Ukraińców na Rosję, jednak w dalszej części swego wywodu krytykuje sposób przeprowadzenia tej inwazji. Jak mówi:
„Specjalna operacja” to powrót Ukrainy na nasze prorosyjskie łono. I prawdę mówiąc, wielu na Ukrainie chciało na to łono trafić. Jeśli tworzymy prorosyjskie łono, to musimy zmienić kierownictwo rządu, wycałować ludziom tyłki i zaprosić wszystkich do siebie. A co myśmy zrobili? Przyszliśmy po chamsku, przemaszerowaliśmy się buciorami po całym kraju w poszukiwaniu nazistów. I poszukując nazistów, przerobiliśmy na kiełbasę wszystkich, których mogliśmy. Podeszliśmy pod Kijów. Potem, mówiąc po rosyjsku, nasraliśmy na wszystko i odeszliśmy. Potem podeszliśmy pod Chersoń, nasraliśmy i odeszliśmy.
W tej sytuacji nic dziwnego, jak konstatuje ze smutkiem Prigożyn, że Rosjanie nie są dziś na Ukrainie kochani. Co więcej, nie udało się osiągnąć zakładanych z góry celów, czyli denazyfikacji i demilitaryzacji Ukrainy. Zamiast tego zrealizowano cele odwrotne od zamierzonych: dano władzom w Kijowie silną legitymizację na całym świecie oraz doprowadzono do niebywałej militaryzacji państwa ukraińskiego. Zdaniem szefa „wagnerowców”, Józef Stalin na miejscu Władimira Putina wyciągnąłby z takiej lekcji wnioski i rozstrzelałby co najmniej dwustu odpowiedzialnych za tę klęskę.
Wśród winnych porażki Prigożyn w pierwszym rzędzie wymienia ministra obrony Siergieja Szojgu oraz szefa sztabu generalnego generała Walerija Gierasimowa. Nie ukrywa, że najchętniej widziałby ich powieszonych na Placu Czerwonym w Moskwie. „Rzeźnik Putina” krytykuje też elity rosyjskiego „deep state”, oskarżając je, że wysyłają swoich synów do egzotycznych krajów zamiast na front, podczas gdy dzieci prostych ludzi giną masowo z powodu nieudolności dowódców. Grozi, że może powtórzyć się sytuacja z 1917 roku, gdy zmęczeni wojną żołnierze obrócili broń przeciw ówczesnym elitom.
Konkurencja z Panem Bogiem
Na tle kremlowskiej propagandy Prigożyn jawi się jako pesymista, prognozujący czarny scenariusz wydarzeń. Jego zdaniem istnieją dwie możliwości dalszego rozwoju sytuacji W wersji optymistycznej USA i Europa zaczną odczuwać zmęczenie przedłużającą się wojną, Chiny zaproszą obie strony do stołu rokowań, a wtedy „to, co chapnęliśmy, jest nasze, a to, czego nie – to nie nasze”. Bardziej prawdopodobny wydaje mu się jednak pesymistyczny scenariusz, w którym Ukraina dostaje uzbrojenie, przeprowadza kontrofensywę, odnosi sukcesy, powraca do granic z 2014 roku i próbuje odzyskać Krym. Jego zdaniem, trzeba wobec tego przygotować się do długiej i ciężkiej wojny, ponieważ – jak ostrzega – „możemy stracić Rosję”.
Pod koniec wywiadu Prigożyn wypowiada swoje polityczne credo:
Ojczyznę kocham. Putina słucham. Szojgu na mydło. Walczyć będę dalej.
Być może szef „wagnerowców” Putina słucha, ale coraz częściej go krytykuje, choć nie wprost, lecz za pomocą czytelnych sugestii. Na przykład w rozmowie z Dołgowem mówi, że w każdej dziedzinie życia przydałaby się w Rosji konkurencja, ale „u nas jest tylko konkurencja z Piotrem I lub z Panem Bogiem”.
„Dwie Rosje”
Bezkarność publicznej i tak otwartej krytyki władz zaczęła ośmielać innych przedstawicieli mainstraemu do równie nieprawomyślnych wypowiedzi. Podczas niedawnego posiedzenia Dumy Państwowej wystąpił np. deputowany Nikołaj Kołomiejcew, który stwierdził, że istnieją dziś „dwie Rosje”: jedna umiera w okopach, a druga hula po knajpach i jeździ za granicę na shopping, w tym żony wiceministrów ze struktur siłowych. Później w reżimowej stacji telewizyjnej NTW wystąpił z kolei politolog Borys Nadieżdin, który stwierdził, iż w obecnej sytuacji należy wybrać inne władze kraju, zamienić Putina na kogoś innego, a dzięki temu będzie można nawiązać normalne stosunki z Europą.
Tego typu wypowiedzi jeszcze dwa tygodnie temu byłyby w przestrzeni publicznej nie do pomyślenia. Zmienia się więc nastrój wśród establishmentu. Nawet jeżeli jego przedstawiciele nie są przeciwko wojnie, to coraz częściej są przeciw części władz odpowiedzialnej za przebieg tej wojny. Nie zadowalają ich wypowiedzi, że wszystko idzie zgodnie z planem, a cele operacji zostały zrealizowane, ponieważ nikt tak naprawdę nie wie, jakie są owe cele, które w oficjalnej narracji stale się zmieniają. Wyrazicielami opinii, że „król jest nagi”, były do tej pory takie postaci, jak Prigożyn czy Girkin lub inni reprezentanci „partii wojny” w stylu Dugina i Ałksnisa. Teraz dochodzą do nich kolejni. Zobaczymy, co będzie dalej – czy Putin każe ich uciszyć, czy rzuci im na pożarcie Szojgu, czy nie będzie robił nic, przyzwalając na coraz bardziej otwartą krytykę. Jedno jest pewne: z Panem Bogiem konkurencji nikt jeszcze nie wygrał.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/649032-rzeznik-putina-przewiduje-dla-moskwy-czarny-scenariusz