Kryzys współczesnych elit zachodnich w dużej mierze wynika z kryzysu szkolnictwa wyższego, a zwłaszcza odejścia od ideału uniwersytetu, który rozwinął się w łonie naszej cywilizacji. Najprostsza definicja mówiła, że uniwersytet to mistrz i uczniowie, którzy wspólnie poszukują prawdy. Tak jak Sokrates, który stosując metodę majeutyczną pomagał swym uczniom odkrywać prawdę. Gdy w średniowiecznym Paryżu wybuchały strajki i profesorowie wraz z żakami opuszczali stolicę, mówiło się, że to uniwersytet opuszcza miasto. Dlatego że uniwersytet to nie były budynki, lecz mistrz i uczniowie.
Cóż to jest prawda?
Dziś podważony został centralny element tej tradycyjnej definicji, czyli samo istnienie prawdy. Współcześni wykładowcy na wydziałach humanistycznych najchętniej powtórzyliby za swym autorytetem: „Cóż to jest prawda?” Dziś każdy ma swoją narrację, swój metajęzyk; wszystkie opinie, sądy i stanowiska są równoprawne. Dominuje sceptycyzm poznawczy, czyli przekonanie o niemożności dotarcia do prawdy obiektywnej.
Przed takim podejściem przestrzegał Benedykt XVI, gdy mówił o dyktaturze relatywizmu. Jego uwagi odbierano wówczas jako obronę moralności chrześcijańskiej przed permisywizmem. Josephowi Ratzingerowi chodziło jednak o coś więcej: także o obronę fundamentów klasycznej filozofii greckiej, która legła u podstaw naszej cywilizacji, a której reprezentantami byli m.in. Sokrates, Platon czy Arystoteles, uznający istnienie prawdy oraz powinność podążania za nią. Innymi słowy, papieżowi chodziło o obronę rozumności.
Tymi, którzy kwestionowali w starożytności samo pojęcie prawdy oraz podważali sens jej poszukiwania, byli sofiści. Reprezentowali oni relatywizm poznawczy, skrajny pragmatyzm, subiektywizm oraz konwencjonalizm, czyli przekonanie, że nie ma prawd powszechnych, a są jedynie umowy. Nasza cywilizacja nie poszła jednak ich drogą, lecz ścieżką wytyczoną przez Sokratesa, Platona i Arystotelesa.
Epoka bez mistrzów
Obecnie podważany jest też drugi element wspomnianej definicji uniwersytetu, czyli istnienie mistrza i uczniów. Żyjemy w czasach, w których nie ma mistrzów, a uczniowie uważają się za mądrzejszych od wykładowców. Dziś studenci wiedzą lepiej od profesorów, co ci ostatni mają myśleć i mówić. Na Zachodzie wystarczy, że nauczyciel akademicki powie coś, co jest wbrew poglądom uczniów, a oni mogą go zadenuncjować i doprowadzić do wyrzucenia z uczelni. Właściwie już na starcie stoi on na pozycji przegranej, co pokazuje, że w świecie akademickim jego pozycja i autorytet są niezwykle słabe. W końcu nikt nie traktuje go jak mistrza.
Tam, gdzie nie ma prawdy – jak mówił Platon – tam panuje siła. To ona (a nie prawda) jest ostatecznym kryterium przyjmowania twierdzeń. Może to być siła fizyczna, ale może też być polityczna, siła presji, środowiska, pieniędzy, władzy. Ta właśnie siła stała za tym, że nie dopuszczono swego czasu Benedykta XVI do wygłoszenia na Uniwersytecie La Sapienza w Rzymie wykładu, w którym chciał dowartościować rozum i bronić racjonalności pojęcia prawdy.
Żyjemy więc w czasach, gdy coraz więcej uniwersytetów z miejsc, gdzie poszukuje się prawdy, przekształca się w miejsca, w których pierze się mózgi. Zgodnie z ideologicznym zapotrzebowaniem tych, którzy dysponują siłą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/647728-dyktatura-relatywizmu-na-zachodnich-uniwersytetach