To była podniosła uroczystość i z wielkim rozmachem! W dodatku pełna zaskoczeń. Wielu Polaków, Francuzów czy Węgrów było zdumionych tym, że ceremonia miała przede wszystkim charakter religijny. 1000-letnie Opactwo Westminster, regalia, „wypożyczone” na chwilę z ołtarza, tylko dotknięte przez króla, by z powrotem wrócić „w ręce Boga”. Tak, koronacja to nie tylko okazja do zabawy i świętowania, ale przede wszystkim wydarzenie religijne i państwowe.
Zadania stojące przed Karolem III
Wystarczy przypomnieć, jaki pakiet ról, wcale nie tytularnych, pełniła Elżbieta II, aby zorientować się, czym zajmował się będzie jej syn. Po pierwsze: głowa państwa, monarchii parlamentarnej. Po drugie: jest zwierzchnikiem Church of England, kościoła anglikańskiego, z tytułem Defender of Faith, Obrońcy Wiary. Następnie - najwyższym dowódcą sił zbrojnych. A także najlepszym ambasadorem interesów kraju – kiedy królowa podróżowała za granicę, zawsze towarzyszył jej tłum przedsiębiorców, handlowców, akademików, bo tak zaczyna się biznes. Mianuje – oczywiście po konsultacjach, czyli zatwierdza, premierów, ministrów, sędziów sądu najwyższego, dyplomatów, biskupów i gubernatorów. Jest przywódcą 53 państw Commonwealthu – w 15 przypadkach jako głowa państwa. A wbrew temu, co się mówi, jest to ciało demokratyczne, a kilka lat temu ówczesny książę Walii został przegłosowany jako następca Elżbiety II. Przy okazji warto wspomnieć, że udział we Wspólnocie Narodów jest dobrowolny i w każdej chwili państwo członkowskie może wycofać swój akces, jak zrobiła to kilka lat temu Gambia. Do zadań królowej należało ceremonialne otwarcie dorocznych sesji brytyjskiego parlamentu, akceptacja nowego premiera i przyjmowanie dymisji poprzedniego. No i – o czym się mało mówi – „ma prawo udzielania rad, zachęcania i ostrzegania”, nie tylko podczas cotygodniowych wizyt premierów w Pałacu Buckingham. Elżbieta II spotykała się i rozmawiała z 16. premierami – to także dowód na to, jak prawdziwe jest twierdzenie, że monarchia „zapewnia ciągłość państwa” i jego procesów.
Forma i treść brytyjskiej monarchii
Brytyjska monarchia w niewielkim tylko stopniu przypomina kilkanaście innych europejskich – hiszpańską, belgijską, holenderską czy norweską. Podczas gdy tamte najwyraźniej zrezygnowały ze swoich historycznych ról, brytyjska, w każdym razie za panowania Elżbiety II, nie pozwoliła się zredukować do dekoracji, do teatrum. Pozostała wystawna, historyczna „forma”, ale nie zniknęła treść. A po referendum ws. brexitu, w całym tym chaosie politycznym z Irlandią Północną, z Unią Europejską, potem z pandemią - z którą Boris Johnson radził sobie średnio - i turbulencjami gospodarczymi, słowem całym tym „doom and gloom”, monarchia, Elżbieta II, młodsi royalsi, dawali Brytyjczykom trochę wypoczynku i oddechu. Zwłaszcza w tych trudnych momentach widać, jak ważną społecznie rolę odgrywają trzy ważne filary monarchii: stabilizacja, kontynuacja i reprezentacja. Oraz autorytet królowej jako „mother figure”, rodzaj „matki narodu”. Okazało się, że to nie Rishi Sunak, czy Boris Johnson, arcybiskup Canterbury Justin Welby, czy dziennikarz - moralista Tim Hutton są dla ludzi największym autorytetem, tylko Elżbieta II. Rządziła 70 lat, „z dystansem i w milczeniu”, żadnych wywiadów, skarg, tłumaczenia się, nawet gwiazda lewicowej BBC Andrew Marr pisał w swojej książce „Diamentowa królowa”, że to „człowiek mądry, doświadczony, kind”, czyli uprzejmy, przyjazny, koncyliacyjny.
Depozytariusz wartości
I bodaj najważniejszy puzzel w tym obrazku: monarchia, to depozytariusz wartości, wartości chrześcijańskich. Słyszało się o tym w dorocznych bożenarodzeniowych wystąpieniach królowej, w okazjonalnych oświadczeniach Pałacu Buckingham – a teraz w przysiędze koronacyjnej Karola III. Bóg, monarchia, naród, rodzina, służba publiczna. Ten punkt różni monarchię brytyjską od belgijskiej czy holenderskiej. Elżbieta II nigdy nie zrezygnowała z podstawowych zadań monarchii – integracji społeczeństwa i służby publicznej. To dlatego ona sama, były książę Karol, księżniczka Anna, jej brat Edward są tak aktywnymi działaczami społecznymi i filantropijnymi. Przecież gdyby monarchia została zastąpiona republiką, ponad 1200 organizacji charytatywnych zostałoby bez grosza! A co z turystyką? Rokrocznie przybywa na Wyspy ok. 30 mln turystów z całego świata. Zostawiają setki milionów funtów w hotelach, restauracjach i pubach, w sklepach z pamiątkami, czyli zasilają budżet państwa. Przyjeżdżają, żeby zobaczyć Rishi Sunaka i Downing Street? To też, ale przede wszystkim zmianę warty przed Pałacem Buckingham, królewskie regalia w Tower i zakupić tea towel z wizerunkami Williama i Kate. Członkowie rodziny królewskiej płacą także podatki – nowy król to świetny biznesmen, farmer i hodowca z Highgrow – i płacą do kiesy państwowej duże pieniądze. Sama marka „monarchia” warta jest , jak ostatnio wyliczono, 79 mld funtów. The Royal Household – skończmy już z tym tabloidowym bajem-rajem - to nie tylko sentymenty, ale w trudnych momentach terapia narodowa – patrz: kolejne jubileusze królowej, śluby, koronacje – i wielkie wpływy do budżetu! Nic dziwnego, że kiedy tydzień przed koronacją przeprowadzono ostatnie badania opinii publicznej, aż 58 proc. Brytyjczyków opowiedziało się za monarchią, a tylko 24 przeciw. A lider anty-monarchistów Graham Smith zapowiedział na dzień koronacji aż … 1000 protestantów.
Reformy w rodzinie królewskiej
Oczywiście, nawet w ciągu tych ostatnich 30 lat nie zawsze było tak świetnie. Jeszcze w 1980-81 roku brytyjska monarchia była tak anachroniczna, że zwyczajowo wymagano, by następca tronu poślubił arystokratkę i dziewicę. I książę Walii ożenił się z Dianą Spencer, choć wciąż kochał Camillę, wtedy już Parker - Bowles. Co stało się zresztą przyczyną wielu dramatycznych zdarzeń, które zaważyły na dalszych losach rodziny i całego establishmentu. Nieudane małżeństwo, rozwód, zszargana reputacja rodziny Windsorów, przedwczesna śmierć Diany. Są dwie daty, które okazały się dla Elżbiety II momentem najgłębszego kryzysu i zarazem, w konsekwencji, paradoksalnie, przyczyniły się do serii reform. 1992, kiedy na rynku wydawniczym pojawił się bestseller lewicowego dziennikarza Andrew Mortona „Diana: jej historia”. Do której materiału dostarczyła sama lady Di – najlepsza broń w rękach antymonarchistów, podobnie jak dziś jej syn Harry i jego żona Meghan. Ale królowa, osoba mądra i doświadczona, natychmiast zabrała się do przeprowadzania reform. Zredukowała Listę Cywilną, członków rodziny królewskiej, finansowanych przez podatników, z 13 do 3. A następnie zaczęła płacić podatek dochodowy – choć na mocy umowy z rządem z 1932 roku, po zrzeczeniu się quantum nieruchomości, już nie musiała. Następny kryzys nastąpił w 1997 roku i przedwczesnej śmierci księżnej Walii, kiedy manipulowane przez lewicowe media tłumy oblegające Pałac Kensington, wpadły w histerię i oskarżyły Bogu ducha winną Elżbietę II i księcia Filipa o to, że przyczynili się do śmierci synowej! Byłam, widziałam jak się nakręca taką „spiralę żałoby”! Niebagatelną rolę odegrał w tym ojciec ostatniego boyfrienda Diany, handlarz bronią i multimilioner, Mohammed al. Fayed. Potem królowa nadal przeprowadzała reformy, m.in. zmiana kilku aktów prawnych z 1689, 1701 i 1772 roku, dotyczących sukcesji tronu, tak, aby książę William mógł poślubić Kate Middleton. Dziś tron może objąć pierworodna dziewczynka, król może ożenić się z katoliczką oraz z tzw. a commoner, „kobietą z ludu”. Reformy następowały jedna po drugiej, choć trzeba przyznać, że trochę się tego nazbierało. I fakt, że brytyjska monarchia reaguje na wydarzenia doraźnie, jakby próbowała zachować balans między „wczoraj a dziś”.
Czego spodziewać się po Karolu III?
Elżbieta II pozostawiła swoją schedę w znakomitej kondycji. Co z tym zrobi Karol III? Tu kolejna korekta „pudełkowego image’u” króla w Polsce, zresztą nie jesteśmy tu odosobnieni. W tabloidowej przestrzeni wciąż krąży postać ekscentryka, który „romansował z mężatką i rozmawiał z kwiatami”. To także. Ale od końca lat 60., kiedy został księciem Walii, całkiem serio przygotowywał się do roli monarchy. I tak w 1976 roku założył swój flagowy projekt, The Prince’s Trust, który sprawił, że ok. 900 tys. młodych ludzi z nieuprzywilejowanych środowisk znalazło edukację lub pracę, albo jedno i drugie. Jest patronem ponad 400 organizacji charytatywnych, sam powołał ponad 25, w tym The Dumfries House, który to historyczny kompleks został odbudowany i teraz zatrudnia 300 osób, którzy w tym post-industrialnym regionie zostali bez pracy. Jest znakomitym managerem, farmerem, hodowcą i sadownikiem, a jego farma Highgrow produkuje zdrową żywność, którą można kupić w dobrej sieci supermarketów Waitrose. Sama kupowałam jego konfitury i miody. Od dekad ekolog, producent organicznej żywności, działacz na rzecz ochrony środowiska naturalnego, walczy z ociepleniem klimatu. Niektórzy twierdzą, że na tym polu trochę się zagalopował. Jego książka „Harmonia”, z jego „diabelskim kręgiem”, który można zamienić na „krąg dziewięciu cnót”, niebezpiecznie ociera się o New Age. Nie bez przyczyny 2-3 lata temu, jeszcze jako książę Karol, stał się gwiazdą międzynarodowego kongresu nawiedzonych eko-wojowników w Glasgow. Inną jego słabością – z której zresztą żartował satyryczny tygodnik „Private Eye” – było nawykowe pisywanie do premierów oraz ministrów listów interwencyjnych. Ale mógł sobie na to pozwolić jako książę Walii - jako król z pewnością nie. Od tego jest Downing Street czyli rząd i Westminster Palace czyli parlament. Sugestie podczas cotygodniowych spotkań z premierem, to jedno, ale decyzje, to już zupełnie inna sprawa! Jest też jeszcze jeden handicap z przeszłości, wszystkie te „Camilla-gates”, które mocno nadszarpnęły wizerunek Karola. Wprawdzie w międzyczasie, jak żartują Anglicy, „zrobił z Camilli porządną kobietę”, jednak panuje powszechna opinia, że to im los sprzyjał, a nie lady Dianie Spencer. No i nowy król doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak brutalne i niszczące mogą być media. Toteż Buckingham Palace ma świetny zespół od PR i wizerunku, z pewnością lepszy niż Downing Street.
Wszystko to jest bardzo wielowarstwowe, zagmatwane i dalekie od „monarchy fairy tale”. Rewolucja kontrkulturowa, która z pewnością przyczyniła się do zmiany myślenia o małżeństwie trojga dzieci Elżbiety II, niebezpieczne związki z lewicowo-liberalnymi mediami, zwłaszcza BBC i Guardianem, zsekularyzowane społeczeństwo, indoktrynacja młodzieży, etc. Czy będą nowe reformy? Z pewnością tak. Zabawne, że kilka dni przed koronacją księżniczka Anna udzieliła wywiadu, w którym dała do zrozumienia, że jej brat jest bardziej chętny do zmian niż rodzina królewska, nawet wspomniała coś o „a good timing”. Już podczas koronacji, w której po raz pierwszy uczestniczyli duchowni katoliccy, regalia podawali Żyd i Sigh, a fragment Ewangelii odczytał premier Rishi Sunak – praktykujący hinduista. A potem nowy król zatrzymał się chwilę przed czwórką reprezentantów innych religii, katolickiej, mojżeszowej, hinduizmu i islamu. Dziś już wiadomo, że Karol III jest otwarty na reformy i gotowy do ciężkiej publicznej pracy. Po latach „stąpania po kruchym lodzie” brytyjskie społeczeństwo docenia jego wysiłki i z pewnością te 58 proc. będzie go wspierać. A na swój wizerunek już pracuje „pet Prince”, ulubieniec publiczności, książę William. Tymczasem prognozy monarchii wydają się optymistyczne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/645915-koronacja-czyli-nowe-rozdanie