„Większość Niemców ze Wschodu uważa, że wojna w Ukrainie nie jest ich wojną. Przyczyną nie są szczególne sympatie do Rosji, lecz ciągle żywy antyamerykanizm rodem z NRD” - twierdzi niemiecki historyk Ilko-Sascha Kowalczuk na łamach „Tageszeitung”, cytowany przez portal dw.com.
Historyk Ilko-Sascha Kowalczuk w wywiadzie udzielonym niemieckiemu dziennikowi „Tageszeitung” rozważa przyczyny, dla których mieszkańcy wschodnich rejonów Niemiec mają sceptyczne wobec wojny na Ukrainie podejście. Niemiecki naukowiec zwraca uwagę, że jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy jest podświadomy „antyamerykanizm” i niechęć wobec Zachodu.
Do końca lat 80. nienawiść do Rosjan w NRD była szeroko rozpowszechniona, a nauka rosyjskiego traktowana była jak męka. To, co teraz obserwujemy, to antyamerykanizm, który jest ciągle żywy i manifestuje się w odrzuceniu politycznego systemu Zachodu. To znacznie bardziej dramatyczna sytuacja niż gdyby ludzie „tylko” identyfikowali się z Putinem i jego dyktaturą. To odrzucenie wartości Zachodu jest problemem, bo jak można to rozwiązać
— powiedział w wywiadzie dla gazety „Tageszeitung” niemiecki historyk.
Stawką wojny jest wolność
Dla mnie ta wojna rosyjskiego reżimu przeciwko wolnej niezależnej Ukrainie jest wojną, w której stawką jest moja wolność. Dla mnie jest to także moja wojna
— dodał Sascha Kowalczuk.
Portal dw.com podaje, że historyk wyjaśnia na łamach „Tageszeitung” zasadniczą, jego zdaniem, różnicę w podejściu społeczeństw do transformacji ustrojowo-gospodarczej pod koniec lat ‘80. Społeczeństwo NRD, w przeciwieństwie do wielu innych krajów Układu warszawskiego, miało jej w większości nie popierać, a głównym motorem napędzającym zmiany była dobrze zorganizowana mniejszość.
W Polsce i krajach bałtyckich walka o niezależność i wolność była walką, w której uczestniczyła większość
— stwierdził.
Sascha Kowalczuk ocenił też, że propaganda ZSRR wobec NRD miała swoje szeroko przyjmowane za Odrą uzasadnienie, jakoby sowiecka armia przyniosła Niemcom wyzwolenie od hitleryzmu. W tym względzie historyczna recepcja narracji Kremla wygląda zupełnie inaczej na terenie dawnej NRD niż np. w krajach bałtyckich czy Polsce.
Mieszkańcy NRD uznali w 1989 roku wolność za prezent, a prezentów nie szanuje się tak, jak rzeczy, które się samemu wywalczyło. Dlatego te same pojęcia są dziś różnie rozumiane w zachodniej i wschodniej części Niemiec
— tłumaczył historyk.
Portal dw.com wskazuje, że opinia niemieckiego historyka jest niezwykle krytyczna wobec „dziedzictwa” NRD. Przyrównuje on też zbieżność sytuacji obywatela w dawnej NRD z tą, z jaką mierzą się dziś ludzie w Chinach czy Rosji.
NRD była największym więzieniem pod gołym niebem w Europie po 1945 roku. Wielu mieszkańców żyjących w dyktaturze nie odczuwało jednak braku wolności, podobnie jak dziś w Rosji czy Chinach. Z kolei ludzie żyjący w demokracji i dyktaturze nie mogą sobie wyobrazić, że jest coś ważniejszego od pokoju. Ale wolność jest ważniejsza niż pokój
— podsumował Sascha Kowalczuk.
CZYTAJ TEŻ:
— Słabość Olafa Scholza do moskiewskiej polityki, czyli co mówią akta z Archiwum Federalnego Niemiec
pn/dw.com
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/645633-historyk-antyamerykanizm-rodem-z-nrd-nadal-zywy-w-niemczech