Ukraińskie kontruderzenie już się zaczęło. Jesteśmy w fazie przygotowania pola walki i osłabiania potencjału przeciwnika, o czym świadczą napływające doniesienia. Dwukrotnie w ciągu ostatnich dni ukraińskie drony atakowały rosyjskie bazy paliwowe w Kraju Krasnodarskim, skutecznie również dwa razy wysadzono pociągi z paliwem nieopodal rosyjskiego Briańska, płonęły składy paliwowe w Sewastopolu na Krymie, wybuchy odnotowano w Melitopolu, nieopodal Doniecka czy koszarach rosyjskich pograniczników również na Krymie. Jeden z rosyjskich komentatorów wojennych napisał w związku z nasileniem ukraińskich ataków, że „W przededniu strategicznej ofensywy Sił Zbrojnych Ukrainy ma miejsce systematyczne niszczenie naszych magazynów paliwowych w celu pozostawienia naszej grupy bez paliwa. Niestety, takie niszczenie ukraińskich magazynów paliw nie jest przeprowadzane, a na ukraińskie rafinerie i magazyny paliw praktycznie nie dochodzi do ataków”. Z innych doniesień wynika, że siły ukraińskie, jak niedawno powiedział minister Reznikow, „są na ostatniej prostej”, jeśli chodzi o ofensywę, której należy się w związku z tym zdaniem komentatorów spodziewać w najbliższych dniach.
„Ataku dronów” na Kreml
Wczoraj miał też miejsce dziwny „atak dronów” na Kreml, który wygląda na rosyjską operację pod fałszywą flagą. Wydaje się, że ma ona bezpośredni związek z oczekiwaną ofensywą sił ukraińskich i organizując tego rodzaju przedsięwzięcie Rosjanie, zwiększając napięcie, na poziomie retorycznym, chcą jej skalę znacząco ograniczyć lub wręcz doprowadzić do wstrzymania. O tym, że ma miejsce kolejna próba eskalacji napięcia świadczą zarówno buńczuczne deklaracje Miedwiediewa, który mówił, że Rosja nie ma innego wyboru i w odpowiedzi na atak „musi fizycznie wyeliminować Zełenskiego i jego klikę”, a także pojawiające się pogłoski o możliwości użycia broni masowego rażenia. Wszystko to zbiega się z intrygującą wypowiedzią kanclerza Scholza, który w trakcie spotkania publicznego w Nadrenii–Palatynacie powiedział, że „Ukraina nie ma prawa atakować terytorium Rosji”. Zdaniem niemieckiego polityka tego rodzaju warunki zostały sformułowane przez państwa – darczyńców, których pomoc wojskowa umożliwia kontynuowanie walki przez Kijów. W tym stanowisku są dwie zastanawiające rzeczy. Po pierwsze jest ono sprzeczne z niedawnymi deklaracjami ministra Pistoriusa, który twierdził, że cele na terenie Federacji Rosyjskiej, związane choćby z systemem zaopatrywania wojska są uprawnionymi i ukraińskie siły zbrojne mogą je atakować. A zatem mamy do czynienia może nie z podziałem ale z pewnością z różnicą poglądów w rządzie federalnym. Ta wypowiedź Scholza miała miejsce na klika dni przed wizytą Zelenskiego w Berlinie. Ukraiński prezydent spotkał się niedawno w Helsinkach z przedstawicielami Państw Nordyckich, które wydały wspólne oświadczenie popierające aspiracje Ukrainy, aby wejść do Unii Europejskiej i NATO, niedługo jedzie do Holandii a następnie 13 maja miał jechać do Berlina, gdzie dzień później miał rozmawiać z Scholzem. Jednak kilka dni temu informacje na temat planowanej podróży Zełenskiego do Niemiec pojawiła się w prasie i to wywołało negatywną reakcję w Kijowie. Jak informowały ukraińskie media, wysocy rangą urzędnicy mówili, że do wizyty z powodu przecieku informacyjnego może nawet nie dojść, w takiej podróży liczą się bowiem przede wszystkim kwestie bezpieczeństwa. Jak się wydaje, deklaracje Miedwiediewa o „fizycznej eliminacji” Zełenskiego mają tego rodzaju obawy zwiększyć. Gdyby udało się doprowadzić do zerwania planów wizyty w Berlinie, to ukraińska ofensywa dyplomatyczna, której oczywistym celem jest uzyskanie jasnych deklaracji w sprawie członkostwa w NATO na najbliższym szczycie w Wilnie, mogłaby zostać zablokowana, a przynajmniej spowolniona. Rosjanie przeprowadzając operację „ataku na Kreml” jednocześnie realizują też inne cele, od wewnętrznych do wojennych. Jeśli chodzi o ten pierwszy obszar to tego rodzaju działanie zarówno zwiększa poparcie Rosjan dla kontynuowania a nawet eskalacji operacji wojennej na Ukrainie, co ma znaczenie w związku z wyczerpywaniem się potencjału „mobików” - rezerwistów wcielonych do armii jesienią ubiegłego roku. Moskwa przygotowuje się obecnie, o czym świadczy choćby przegłosowanie w ekspresowym tempie ustawy o elektronicznym systemie wzywania poborowych, aby ci stawili się na komisje wojskowe i wprowadzenie zakazu ich wyjazdów, do nowego poboru a w związku z tym rozgrzanie nastrojów patriotycznych jest jej w oczywisty sposób na rękę. Krótkoterminowo Moskale mogą domagać się też w związku z hucznie obchodzonym świętem 9 maja wstrzymania ataków powietrznych, co oprócz wymiaru propagandowego może mieć jak najbardziej wymierny efekt wojskowy, bo wówczas armia będzie miała nieco więcej czasu aby podciągnąć zaopatrzenie. Zaostrzenie retoryki, gesty wskazujące na możliwość użycia broni jądrowej, też leży w interesie Moskwy. Rosjanie w sposób czytelny korzystają w tym wypadku z doświadczeń wojny Yom Kippur, która wybuchła w 1973 roku. Otóż po pierwszym wstrząsie, szoku i porażkach, izraelskie siły wzmocniły się na tyle (powietrzny most z pomocą wojskową od Stanów Zjednoczonych), że planowały przeprowadzenie kontruderzenia, którego celem miała być stolica Syrii Damaszek, bo jak wiadomo Asad był jednym z agresorów. Plany izraelskiej ofensywy zostały jednak wstrzymane pod wpływem presji dyplomatycznej Stanów Zjednoczonych. Amerykanie zostali uprzedzeni przez Rosjan, że skuteczne uderzenie izraelskie na syryjską stolicę może spotkać się z rosyjskim odwetem o charakterze jądrowym, którego celem będzie Izrael i w takiej sytuacji Kissinger wolał doprowadzić do negocjacyjnego zakończenia wojny. Ujawnione w 2016 roku dokumenty CIA mówią o tym, iż amerykański wywiad był przekonany, że na jednym z rosyjskich statków płynących do Egiptu znajdują się głowice jądrowe, które Moskwa może przekazać Naserowi. Nie można wykluczyć, że i teraz Rosjanie myślą o podobnym wariancie – zablokować lub znacznie ograniczyć skalę ukraińskiego kontruderzenia, zwiększyć napięcie nuklearne, zastraszyć europejskich sojuszników Ukrainy (Niemcy są tu najlepszym kandydatem) i doprowadzić, w ramach „planu pokojowego Chin” do negocjacji. W tle są jeszcze kwestie związane z tzw. porozumieniem zbożowym, które wygasa 18 maja. Rosjanie otwarcie grożą, że nie przedłużą umowy, co w oczywisty sposób pogorszyć może sytuację ukraińskiego sektora rolnego, będącego dziś w praktyce jedynym „dostarczycielem” walut dla rządu w Kijowie. Eskalacja w tym obszarze jest też negatywnym prognostykiem, jeśli chodzi o stabilizowanie sytuacji w zapalnych regionach świata, wojna domowa w Sudanie jest tylko jednym z przykładów i również skłonić może rządy państw Zachodu do wywarcia presji na Kijów, ale też wprowadzić może pewną nerwowość (co już nastąpiło) między rządami państw Europy Środkowej a Kijowem na tle eksportu ukraińskiego zboża. Tak zdaję się przynajmniej myśleć Rosjanie. W najbliższym czasie możemy mieć zatem do czynienia z eskalacja napięcia, choć wydaje się, że głównie o charakterze retorycznym. Zobaczymy.
Rachunek strategiczny
Trzeba w tej sytuacji postawić pytanie jak Rosjanie oceniają dotychczasowy przebieg wojny i jakie cele strategiczne mogą oni nadal osiągnąć. Nieco światła na tę kwestię rzuca opublikowany niedawno na łamach Rosiji w globalnej politikie artykuł Wasilija Kaszina będący podsumowaniem pierwszego roku wielkiej wojny, bo tym mianem określa się w nim konflikt na Ukrainie. Kaszin jest poważnym analitykiem, dyrektorem Centrum Badań Europejskich i Międzynarodowych Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Moskwie, jego wystąpienie wolne jest w związku z tym od klisz i tez o charakterze propagandowym, co czyni je godnym uwagi. Jest on zdania, że wojna jest w sensie geostrategicznym wynikiem kolizji polityki mocarstw, w tym wypadku Rosji i Stanów Zjednoczonych, które weszły ze sobą w zwarcie na Ukrainie (Rosja) i wykorzystując Ukrainę (Stany Zjednoczone). Tezę tę rosyjski badacz uzasadnia w sposób następujący – jego zdaniem wojna zmieniła swój charakter w połowie ubiegłego roku. Wtedy stało się jasne, zarówno to, że Moskwa nie odniesie sukcesu w ramach „operacji specjalnej”, a Ukraina nie ma potencjału aby o własnych siłach kontynuować opór. Jak pisze, jeszcze w październiku, kiedy po sukcesie jesiennej ofensywy sił ukraińskich a przed zmasowanymi rosyjskimi atakami na infrastrukturę krytyczną i energetyczną ukraiński budżet w 58 proc. uzależniony był od pomocy z Zachodu. Rosyjski ekspert jest zdania, że po kwietniu, czyli po wycofaniu się rosyjskich sił spod Kijowa wojnę można było zakończyć negocjacjami pokojowymi, które zresztą trwały, ale wówczas Zachód czyli w praktyce Stany Zjednoczone podjął decyzję o jej kontynuowaniu (zwiększeniu pomocy wojskowej co jest z tym równoznaczne) a nie wejściu w fazę negocjacyjną i to uprawnia początkową tezę o zwarciu geostrategcznym między Rosją a Stanami Zjednoczonymi, którego wojna jest tylko jednym z przejawów. Kaszin twierdzi też, że sformułowane na początku drugiej fazy wojny cele Stanów Zjednoczonych sprowadzają się do „zadania Rosji strategicznej klęski, czyli takiemu osłabieniu politycznemu, militarnemu i gospodarczemu, które wyeliminuje ją spośród istotnych składowych światowego układu sił”. Aby to osiągnąć należy osłabić Federację Rosyjską zarówno ekonomicznie jak i wojskowo a docelowo zdestabilizować ją wewnętrznie i doprowadzić do zmiany reżimu rządzącego krajem na rzecz ekipy skłonnej uznać prymat Ameryki. Te cele, mimo 14 miesięcy wojny nie zostały do tej pory osiągnięte. W opinii rosyjskiego eksperta również Amerykanie, nie tylko Kreml, źle ocenili sytuację. W latach 2020–21, jak dowodzi, Waszyngton gromadził w Europie Środkowej zapasy broni i uzbrojenia, głównie postsowieckiej produkcji, bo amerykański rachunek strategiczny zakładał ewentualność zarówno krótkiego starcia wojskowego jak i skuteczne oddziaływanie za pośrednictwem sankcji na skłonność Rosji do kontynuowania wojny. W tym wypadku przedłużający się konflikt nie jest również na rękę Amerykanom, bo zmusza ich do trudnych decyzji o przestrojeniu produkcji przemysłowej na potrzeby przedłużającej się wojny. Jeśli chodzi o Moskwę, to jej rachunek strategiczny w ciągu ostatnich 14 miesięcy podlegał istotnej ewolucji. Otóż pierwotnie Rosja chciała nie dopuścić do przekształcenia Ukrainy w państwo wrogie, będące przyczółkiem Zachodu. Z tego tez względu Moskwa zaplanowała specjalną operację, która miała być krótką wojną interwencyjną połączoną z aktywizacją agentury, wewnętrznym przewrotem politycznym w Kijowie i geostrategicznym „obróceniem” Ukrainy. Ten plan w sposób oczywisty się nie powiódł, również i z tego względu, że rosyjska strategia błędnie odczytała stan nastrojów Ukraińców i stopień determinacji Zełenskiego i jego ekipy. Specjalna operacja miała być w zamyśle bardziej demonstracją siły i stać się impulsem do aktywizacji sił prorosyjskich. To dlatego, zakładając, że strona ukraińska nie będzie chciała walczyć, rosyjscy sztabowcy nie uwzględnili oczywistych i dostępnych danych na temat siły ukraińskiej armii, która np. w przeddzień wojny posiadała 38 dywizjonów kompleksów S-300, znaczne zapasy rakiet, jeśli chodzi o sprzęt, to miała potencjał w niektórych segmentach, dowodzi Kaszin, porównywalny do rosyjskiego, a jeśli chodzi o stan osobowy to mogła szybciej rozwinąć swe siły niźli Rosjanie. Ukraińcy mieli oczywiste braki w zakresie systemów łączności, zwiadu, rozpoznania, oznaczania celów etc. ale te ich zdolności znacząco wzrosły w ostatnich przed wojną miesiącach w wyniku wsparcia Amerykanów. Rosyjski ekspert przypomina głosy specjalistów, które rozlegały się w mediach przed wybuchem wojny, iż rosyjskie siły zbrojne nie są przygotowane do operacji o tej skali, prowadzonej przeciw dużemu krajowi ze znacznym potencjałem obronnym i demograficznym, jakim była Ukraina. Jak argumentuje „Ryzykowne postawienie na „specjalny” komponent operacji wojskowej było więc wymuszoną konsekwencją słabości komponentu wojskowego operacji specjalnej. Jednocześnie z punktu widzenia rosyjskich przywódców konieczność uruchomienia „operacji specjalnej” nie budziła wątpliwości ze względu na postępującą szybką militaryzację Ukrainy i pogłębianie jej współpracy z NATO. Konflikt z Ukrainą o Donbas i Krym postrzegano jako nieunikniony, a opóźnianie jego rozpoczęcia doprowadziłoby jedynie do pogorszenia układu sił i wzrostu strat”. A zatem w świetle tej tezy Moskwa rozpoczęła wojną na Ukrainie mając świadomość niewystarczalności zgromadzonego potencjału wojskowego i licząc, że uruchomiona agentura, wewnętrzne podziały i postępująca demoralizacja spowodują załamanie się ukraińskiej obrony. Ten scenariusz sprawdził się jedynie na południu, na północy i w Charkowie, Ukraińcy bardzo szybko, odwołując się do drakońskich metod (fizyczna likwidacja) opanowali sytuację niszcząc zarówno grupy dywersyjne i oddziały rosyjskich sił specjalnych, jak i tych przedstawicieli ukraińskich elit, którzy mogliby chcieć przejść na stronę Rosji. Tytułem przykładu Kaszin powołuje się na znaną historię bankiera Denisa Kirejewa, jak się okazało agenta ukraińskiego wywiadu wojskowego, który będąc podejrzewanym przez służby bezpieczeństwa Ukrainy o współpracę z Rosją, został na ulicy w Kijowie w pierwszych dniach wojny po prostu zlikwidowany (mimo, że był członkiem delegacji ukraińskiej na rozmowy pokojowe). Kiedy ten element rosyjskiego planu „nie zagrał”, Moskwa musiała zmienić swoją taktykę, co spowodowało zmianę charakteru wojny i zrewidowała też cele, choć utrzymała ich wymiar geostrategiczny. Teraz również chodzi o to aby Ukraina nie stała się przyczółkiem Zachodu, ale Rosja chce osiągnąć taki stan nie w wyniku „odwrócenia” geostrategicznego Kijowa ale zniszczenia państwa ukraińskiego. Jak pisze, „Pierwsza ‘specjalna’ faza operacji była desperacką próbą uniknięcia pełnoskalowej przedłużającej się wojny, która okazała się po pierwsze nieudaną, a po drugie politycznie i militarnie kosztowną dla Rosji. .Mamy zatem dziś do czynienia z drugim, zasadniczo odmiennym od pierwszego etapem wojny, który można określić mianem „strategicznego pata”, bo ani Stany Zjednoczone nie osiągnęły swych podstawowych celów, ani też Moskwa nie może mówić o sukcesie. Jednak, co podkreśla rosyjski ekspert, należy też mówić o wejściu Moskwy na nowe tory. Mamy do czynienia z przestawianiem gospodarki na potrzeby produkcji wojskowej, deklaracjami rozbudowy sił zbrojnych oraz zacieśnianiem relacji handlowych i gospodarczych z Chinami. Rosja przygotowuje się zatem do przedłużającej się wojny, a w wymiarze militarnym Kaszin zwraca uwagę, że jej zeszłoroczne porażki (Izium, Chersoń) nie oprowadziły do istotnego uszczerbku, jeśli chodzi o zdolności armii do kontynuowania walki. Nie mieliśmy do czynienia z okrążeniem znaczących oddziałów, wycofanie się miało charakter uporządkowany i planowy, siły zbrojne, argumentuje, jako całość nie utraciły też zdolności do działania, co potwierdziły miesiące zimowe i wiosenne. Skala rosyjskich strat jest jego zdaniem „pod kontrolą”, bo ich wzrost nie przyniósł niepokojów wewnętrznych, a to z punktu widzenia zdolności Moskwy do kontynuowania obecnej polityki jest najważniejsze. Nie oznacza to jednak, że Rosja wojnę wygrywa. Kaszin uważa, że perspektywa niedopuszczenia scenariusza przekształcenia Ukrainy w bastion sił zachodnich jest obecnie „bardzo oddalona” i jeśli „Rosji nie uda się okupować i utrzymać w dającej się przewidzieć przyszłości głównych ośrodków gospodarczych Ukrainy i pozbawić jej ekonomicznej żywotności, będzie można stwierdzić, że zarówno rosyjska próba rozwiązania ‘problemu ukraińskiego’, jak i amerykańska próba rozwiązania ‘problemu rosyjskiego’ nie powiodły się”. Jaka zatem będzie przyszłość? Otóż Kaszin odwołuje się do doświadczeń wojny koreańskiej i sytuacji „strategicznego pata” który doprowadził do jej zakończenia. Jego zdaniem podobna sytuację mamy obecnie. Rosja na ewentualny sukces ukraińskiej ofensywy odpowie kolejną mobilizacją i zwiększeniem wysiłku na rzecz kontynuowania wojny, której nie może przegrać, a Ameryka i pozostali sojusznicy Ukrainy, raczej w jego opinii woleliby myśleć o rozwiązaniach negocjacyjnych, a nie kolejnym roku walki. To wszystko razem wzięte czyni scenariusz zbrojnego zawieszenie broni na wzór koreański bardziej prawdopodobnym a to też oznacza, iż w przyszłości na wschodzie będziemy mieli do czynienia z granicą dzieląca dwa zbrojne i gotowe do walki bloki – z Rosją i skupionymi wokół Stanów Zjednoczonych zwolennikami jedności atlantyckiej.
Niebezpieczna faza wojny
Taka ocena sytuacji strategicznej oznacza zasadniczą zmianę w myśleniu rosyjskich elit, które zaczynają rozumieć, że wojny najprawdopodobniej nie są w stanie wygrać. Oznacza to, że trzeba ją możliwie szybko zakończyć, nawet jeśli trzeba będzie wejść na ścieżkę eskalacyjną. Jesteśmy w związku z takimi rachubami w niebezpiecznej fazie wojny, kiedy obie strony już myśląc o pokoju będą eskalowały działania. Rosja ma w tym obszarze większe możliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/645153-polityczne-i-strategiczne-oblicza-ataku-na-kreml