Nic mnie tak nie zmęczyło jak Donbas. Pierwszym skojarzeniem Czytelnika będzie pewnie wojna, wybuchy, naloty, rakiety, gruzy budynków, czasem nocne ewakuacje, bo „ruszyli”, idą, „nasi mogą się nie utrzymać”. Po prawdzie to jednak do wszystkich wojennych aspektów człowiek może się przyzwyczaić. Jeszcze niedawno w Chersoniu, pod Mostem Antoniewskim, jeździł zwykły miejski autobus choć na ten odcinek trasy co jakiś czas rosyjski czołg strzelał z drugiej strony rzeki, w Słowiańsku - w lipcu tam były największe ostrzały - działała jeszcze pizzeria, choć właściciel zabił okna płytą pilśniową, by ewentualna rakieta kasetowa nie zabiła swoimi pociskami klientów.
Stanowczo do wybuchów można się przyzwyczaić, ale z tą postsowiecką ludnością Donbasu człowiek wolny, wychowany w polskiej kulturze oswoić się nie może. Irytujący do bólu są zachodni dziennikarze jeżdżący od jednej separskiej wioski do drugiej wioski żdunów, tych wszystkich bezwolnych, ogarniętych życiowym marazmem, ospałych, nakręcanych rosyjskimi sloganami mieszkańców Donbasu, zatem ci europejscy i amerykańscy, czasem nawet polscy, żurnaliści biadający nad niedolą tego czy ów staruszka, którego dom pod Kramatorskiem czy Siwierskiem zniszczyła rakieta.
Duszny Donbas żdunów i separów
Tymczasem Donbas jest duszny, nie, wcale nie od ludzi zwyczajnie popierających Rosję, ale duszny od tej autentycznej klasy robotniczo-chłopskiej wyjętej jak z założeń „Homo Sovieticus” Aleksandra Zinowiewa. Pisarz zakładał, że sowiecka inteligencja jest skrzywiona, ale skoro tak, to i biedota może być skrzywiona, nie tylko komunistycznym wychowaniem, ale też donbaskim biadoleniem trzech dekad jak to społeczeństwo na wschodzie Ukrainy utrzymywało swoim przemysłem cały kraj (nieprawda), jak to bez handlu z Rosją nie da się żyć (nieprawda), jak to „za komuny było lepiej” (szkoda komentować).
Ale jeśli ktoś myśli - a rosyjska propaganda stara się w ten sposób przekaz medialny urabiać - że ci ludzie są „za Rosją” to się grubo myli. Oni są przeciw wszystkiemu - aktualnemu rządowi, poprzedniej władzy i przyszłej władzy, przeciwko dyrektorowi fabryki, który kazał do roboty przychodzić trzeźwym, sklepikarce, która nie pozwoliła kupować na zeszyt, sąsiadowi co nie dał za darmo paneli fotowoltaicznych „choć przecież miał o dwa więcej niż potrzebował”. Wyuczeni swojej bezradności i czekający, „aż ktoś przyjdzie i da”, poddani fatalizmowi, „co będzie, to będzie”, pozwalają swoim dzieciom i wnukom bawić się na gruzach domów, w których jeszcze kilkanaście godzin wcześniej sprzątano mózg po zabitej tam starszej lokatorce.
Obrzydzenie? Tak
Widziałem ich oślizgłe zachowania. Dostają za darmo pomoc humanitarną, wyżywienie, odzież, elektronikę (przestańcie, Wolontariusze, wozić to bezpośrednio ludziom w Donbasie!), czasem odsprzedają dalej, żyją sobie błogo pod rosyjskimi bombami, zadowoleni, że dzięki wojnie także innym jest źle. Widziałem jak handlowali darmowymi biletami kolejowymi, przeznaczonymi na ewakuację cywili, widziałem jak wybrzydzali przy darmowych obiadach (mnie, klientowi krakowskich restauracji smakowało, ale patusom z zagrzybionych mieszkań było niedogotowane), słuchałem ich bredni o Żydach, Amerykanach, wrednych Polakach (chyba że przywożą prezenty), o ich rzekomo wspaniałym życiu i niesprawiedliwej doli.
Pięknymi wyjątkami są tam zbory protestanckie i kościoły grekokatolickie, ale kto tam porzucił chrześcijańskie wartości już dawno stał się szarą masą ludzkości, a takich jest, niestety większość.
Dlatego lepiej jest przekazywać tamtejszą pomoc miejscowym organizacjom chrześcijańskim niż wozić produkty do ludzi, którzy ją potem spieniężą albo dzięki której będą mogli dalej czekać na Rosjan.
Publikujemy reportaż
To dlatego trudno udawać, że nie ma się satysfakcji że po spędzeniu tam, nie wiem, w sumie może 12 tygodni, udało się nagrać ich zachowania i uwiecznić ich wypowiedzi, których zazwyczaj się wstydzą. Siedzą tacy w ukraińskim mieście i twierdzą, że to Ukraińcy ich bombardują, siedzą tacy pod Bachmutem i wołają, że „Rosja jest niepokonana”, albo gadają o tym jak to było dobrze w sowieckim raju, a potem przyszli Amerykanie i im nawet jezioro wysuszyli (w miejscowości Lyman). Byliśmy niecierpliwi, nosiło nas to bezczelne cwaniactwo, te roszczenia wobec całego świata, ta filozofia życia układana przez Sołowiowa i Skabiejewą, którzy nadajnikami telewizyjnymi docierali tu ze swoimi pasmami nienawiści przez całe lata.
Może nosiło nas za bardzo, myśmy przecież tam czasem ich na wizji przeklinali, podnosiliśmy głos, spieraliśmy się, ze dwa razy prawie doszło do rękoczynów, nagrywaliśmy ich bez ich wiedzy i zgody, wyciągaliśmy ich z piwnic, by porozmawiać, bo do środka nie chcieli nas wpuszczać, tak, nie uniknęliśmy pogardy wobec nic, ale… w tym wszystkim, w tych ludzkich emocjach, do których śmiało z naszym operatorem Vladyslavem Karpovychem możemy się przyznać, mamy jedną radykalną satysfakcję: pokazujemy naszym widzom trudną, nieoczywistą, ukrywaną w podziemiach wschodnioukraińskich domów prawdę: mentalność współczesnych homo sovieticus, ludzi czekających na Rosję, gotowych nawet na grabieże i morderstwa, byle by inni cierpieli jeszcze więcej niż oni.
Trzeba to też wyrazić krótko: ludzie z Donbasu, którzy przez dekadę toczących się tam działań wojennych, nie wyjechali stamtąd, są zupełnie inni niż reszta Ukraińców. Przekonajcie się sami, przysłuchując się nieprawdopodobnym dialogom ze zsowietyzowanymi ludźmi:
ZOBACZ WSTRZĄSAJĄCY REPORTAŻ O LUDZIACH DONBASU:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/644972-dosc-wspierania-ludzi-donbasu-trzeba-wiedziec-komu-pomagac