Czy ukraińska ofensywa już się rozpoczęła? Na to ciekawe pytanie nie ma łatwej odpowiedzi, choć pojawiły się informacje wskazujące, iż w istocie możemy mieć do czynienia z początkiem działań.
Kontrofensywa Ukrainy
Mam na myśli doniesienia amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną, którego analitycy, powołując się na rosyjskich blogerów wojennych, piszą o tym, iż strona ukraińska już częściowo sforsowała Dniepr i ma przyczółki na lewym brzegu rzeki. Mowa jest też o „stabilnych” liniach zaopatrzenia sił ukraińskich i o tym, że Ukraińcy utrzymują te pozycje już od tygodni. Kilka dni temu ukraińska grupa Molfar, zajmująca się analizą sytuacji wojennej na podstawie otwartych źródeł informacji, podała też, że ukraińskie siły zbrojne koncentrują się na niszczeniu rosyjskich systemów walki radioelektronicznej. Od lutego 2022 roku Ukraińcom udało się zniszczyć sprzęt rosyjski o wartości miliarda dolarów, wykonano 133 skuteczne uderzenia, ale to, co przykuwa uwagę to fakt, że wzrost intensywności ataków tego rodzaju odnotowano w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, a szczególnie ciekawym jest to, że głównie „na celowniku” znalazły się systemy dyslokowane przez Moskali na Krym. Wczoraj poinformowano też o ataku ukraińskich bezzałogowców na Sewastopol, a Natalia Humeniuk, rzeczniczka prasowa ukraińskiej Armii Południe, zapowiedziała „sezon wybuchów”, a nie plażowania tego lata na okupowanym przez Rosjan półwyspie.
Krym celem Ukraińców?
Choć, jak mówił niedawno Oleksiej Daniłow, sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa i Obrony, o tym kiedy i gdzie nastąpi ukraińska kontrofensywa wie tylko pięć osób na całej planecie, to nie należy wykluczyć, że jednym z jej głównych celów będzie Krym. Wydaje się, że można sformułować nawet odważniejszą hipotezę – Ukraińcy muszą dążyć do odzyskania Krymu, bo kontrola nad nim, przede wszystkim wojskowa, jest warunkiem stabilnego pokoju, a w związku z tym ten, kto będzie po wojnie panował nad półwyspem, ten będzie mógł mówić, że w sensie strategicznym wygrał wojnę. Ukrainie wystarczy, o czym mówiła jeszcze w marcu na spotkaniu w nowojorskim Centrum Carnegie Wiktoria Nuland, z-ca Sekretarza Stanu, aby Krym został zdemilitaryzowany. Rosjanie - aby myśleć o zwycięstwie - muszą utrzymać się tam wojskowo. Dlaczego Krym jest kluczem do zwycięstwa w wojnie? Pisze o tym w Atlantic Council Maria Zołkina, pracująca obecnie w London School of Economics. Jej zdaniem, bez odzyskania Krymu Ukraina nie ma co liczyć na stabilny pokój, a utrata półwyspu przez Rosjan może być punktem przełomowym wojny. Z jej argumentacją trudno się nie zgodzić, bo w istocie, ze strategicznego punktu widzenia, Krym jest kluczem do zwycięstwa w wojnie. Do tej pory na Zachodzie przyjmowano, że ma on przede wszystkim znaczenie symboliczne. W świetle tego rozumowania, jeśli Putin straci zdobyty w 2014 półwysep, to nie będzie w stanie nikogo już w Rosji przekonać, że wygrywa wojnę, wszystkie wysiłki i straty, które ponosi rosyjskie społeczeństwo od lutego ubiegłego roku okażą się daremnymi, a ta utrata złudzeń doprowadzić może do obalenia Putina - albo przez lud, albo przez jego kamratów. Takie poglądy implikowały następne sądy, w świetle których właśnie z tego powodu, że Krym jest ważny dla Kremla rosyjskie władze w obliczu jego utraty mogą zdecydować się na eskalację wojny nawet do poziomu nuklearnego. A zatem w obliczu takiego scenariusza lepiej „odpuścić” Krym i pozostawić nad nim kontrole Moskalom, może, ale to była opinia nielicznych optymistów, grać na jakąś formę międzynarodowego nad nim mandatu.
Zołkina, dostrzegając „brak jedności sojuszników” w kwestii odzyskania Krymu, podnosi fundamentalnie istotne w tym kontekście argumenty. Otóż, jak pisze, „Jeśli rosyjskie groźby nuklearne zapobiegną wyzwoleniu Krymu, Kreml nieuchronnie zastosuje to samo podejście, aby skonsolidować kontrolę nad innymi regionami Ukrainy, które znajdują się obecnie pod rosyjską okupacją. Stworzony zostanie niebezpieczny precedens o katastrofalnych skutkach dla przyszłości bezpieczeństwa międzynarodowego”. W praktyce mielibyśmy do czynienia ze skuteczną aplikacją przez Moskwę doktryny „eskalacja celem deeskalacji”, przy czym eskalacja byłaby na poziomie retorycznym, bo nie doszłoby do użycia broni jądrowej, a deeskalacja oznaczała uznanie przez świat rosyjskich zdobyczy terytorialnych. Jeśli tego rodzaju podejście okazało się skutecznym, to nie ulega raczej wątpliwości, iż w przyszłości Putin lub jego następcy odwoływaliby się do podobnych argumentów, a to zasadniczo zmieniłoby sytuację w naszej części Europy. Kolejne argumenty formułowane przez Zołkinę również warte są uwagi. Dowodzi ona, z czym trudno się nie zgodzić, że utrzymanie przez Rosjan Krymu oznacza istnienie na granicy z Ukrainą wielkiej bazy wojennej, która będzie zawsze stanowiła zagrożenie dla południa Ukrainy. Co więcej, ten, kto kontroluje półwysep, decyduje o tym, jak wykorzystywane są kluczowe dla ukraińskiej przyszłości drogi morskie – zarówno do Odessy i innych portów regionu, jak i na Morze Azowskie. Innymi słowy, mając Krym Moskale będą trzymali w szachu Ukrainę, będą mieli możliwość blokowania jej odbudowy czy choćby wpływania na jej tempo. Będą też w stanie, czego dowodzi obecny kryzys zbożowy, wpływać na relacje Kijowa z państwami ościennymi czy szerzej, na sytuację na światowym rynku żywnościowym. Krym jest też niezwykle istotny, jeśli chodzi o utrzymanie kontroli nad Morzem Czarnym, szczególnie jego północną częścią. Rosyjska obecność na półwyspie blokuje rozwiązanie problemu Naddniestrza i wreszcie, gdyby Moskale musieli się stamtąd wycofać, to sami mieliby problemy z dostępem do tego akwenu. Na deokupację Krymu trzeba też spojrzeć w szerszej perspektywie. Jeśli bowiem Rosjanie umacniają się wojskowo na Białorusi, a to niestety jest faktem, to utrzymanie przez nich półwyspu będzie powodowało, że również z wojskowego, nie tylko ekonomicznego, punktu widzenia Ukraina będzie „wzięta w kleszcze”, a jej sytuacja, ze strategicznego punktu widzenia, będzie przypominała położenie Czechosłowacji w roku 1938. W takich realiach, bez odzyskanie Krymu, trudno mówić o stabilnym i korzystnym dla Kijowa pokoju.
Krym a postawa Zachodu
Podobnie w gruncie rzeczy uważa Ben Hodges, który w The Daily Telegraph napisał, że ci politycy na Zachodzie, którzy myślą o zakończeniu wojny nawet na warunkach zakładających utrzymanie przez Rosjan Krymu, „nie umieją czytać mapy i nie znają się na strategii”. „U podstaw tego problemu – argumentuje amerykański generał - leży fakt, że nasi przywódcy nie ustalili jeszcze, czy naprawdę chcą zwycięstwa Ukrainy. Gdyby tak się stało, nie byłoby wątpliwości, że ukraińskie siły powinny być wspierane tego lata w ich staraniach o odzyskanie Krymu, co doprowadziłoby do całkowitego załamania kampanii rosyjskiej”. Hodges jest przekonany, że zdobycie przez siły ukraińskie Krymu oznaczało będzie „strategiczną klęskę” Rosjan w tej wojnie, czego nie można powiedzieć, jeśli konflikt będzie się nadal koncentrował wokół Bachmutu. Nawet jeśli straty Moskali będą nadal znaczne, to nie zmieni to losów konfliktu. Zupełnie inaczej jest w przypadku półwyspu. Aby go zdobyć, w opinii Hodgesa trzeba, z wojskowego punktu widzenia, zrealizować trzypunktowy plan działań. Po pierwsze niezbędne jest izolowanie tego obszaru, zagrożenie rosyjskim drogom komunikacyjnym, uniemożliwienie dostawy zaopatrzenia. Przerwanie rosyjskiego „mostu lądowego na Krym” powinno być osiągalnym celem ukraińskiej ofensywy, która ma się niedługo rozpocząć. Drugim etapem musi być uniemożliwienie Rosjanom dotarcia na Krym. Chodzi oczywiście o przerzut wojsk. Aby to było możliwe Zachód musi dostarczyć Kijowowi rakiety zdolne oddziaływać na większych dystansach, a siły ukraińskie przy ich użyciu będą mogły zniszczyć bazę rosyjskiej marynarki wojennej w Sewastopolu, lotnictwa w Sakach i hub logistyczny w Dżankowie. Ostatnim, trzecim etapem batalii o Krym będzie jego całkowite wyzwolenie. Jak dowodzi amerykański generał, Ukraina ma siły, wolę i kompetencje wojskowe, aby przeprowadzić taką operacją i jego zdaniem jej umożliwienie (dostawy broni) są najszybszą i pewną droga osiągnięcia pokoju i zakończenia wojny. Pisze, że „nie ma potrzeby podróżować po świecie w poszukiwaniu „rozwiązania dyplomatycznego” – co oznacza podział ukraińskiej ziemi – kiedy to znacznie prostsze rozwiązanie jest możliwe. W ciągu kilku miesięcy, a nie lat, przyniesie ono pokój. Rosyjska marynarka straciłaby swoją największą bazę, a Putin i jego nikczemni pomocnicy na Kremlu zostaliby upokorzeni do tego stopnia, że ich administracja znalazłaby się w głębokim niebezpieczeństwie. Czy nie jest to lepsza droga do międzynarodowego ładu opartego na zasadach?”.
Problem wszakże polega na tym, jak argumentuje w artykule opublikowanym w Politico Jamie Dettmer, szef działu opinii, że Pentagon, w tym generał Milley „wątpią” w to, że Ukraina dysponuje odpowiednim potencjałem i zdolnościami, aby odzyskać Krym po udanej operacji wojskowej. Z tego właśnie powodu w Waszyngtonie i stolicach państw europejskich, takich jak Berlin czy Paryż, dziś dominuje spojrzenie w stylu „pożyjemy zobaczymy”, w świetle którego ewentualne dalsze posunięcia będą zależały od wyników oczekiwanej ofensywy strony ukraińskiej. Jeśli okaże się ona skuteczną, a Putin nie usiądzie do rokowań na warunkach Zachodu, to nie można wykluczyć decyzji, które w przyszłości mogłyby umożliwić Ukrainie przeniesienie wojny na Krym. Jeśli jednak skala sukcesu będzie mniejsza, albo Moskale wręcz utrzymają swoje pozycje, to wówczas presja na „rozwiązanie pokojowe” wzrośnie. Negocjacje w sytuacji nieosiągnięcia przez Kijów swych celów strategicznych w tej wojnie, a Krym jest w tej konstrukcji nawet ważniejszy od Donbasu, oznacza zamrożenie konfliktu i utrzymanie przez Kreml strategicznych pozycji, co będzie negatywnie ważyć zarówno na perspektywach odbudowy Ukrainy, tempie tego procesu, jak i skali problemów wewnętrznych. Nawet jeśli uznać, że Kijów politycznie wojnę wygra, bo uniemożliwił Putinowi realizację jego planów, to strategicznie utrzymanie w rosyjskich rękach Krymu oznaczać będzie przegraną. Przede wszystkim z tego powodu, że Rosjanie w przyszłości, kontrolując półwysep, będą mogli wrócić do gry, jeśli podejmą taką decyzję. I to daje im strategiczną przewagę osłabiającą Ukrainę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/644065-krym-kluczem-do-ukrainskiego-zwyciestwa-w-wojnie-z-rosja