Kilka Oscarów, kilkanaście innych nagród, współpraca z najpopularniejszymi aktorami świata, wreszcie zażyłość z samym Władimirem Putinem - reżyserowi Oliverowi Stone’owi CIA i FBI powinno się przyjrzeć od pięt do czubka głowy.
Sowieckie narracje
Zanim jednak przejdziemy do szerokiej i wieloletniej kampanii robiącej Władimirowi Putinowi dobry PR w świecie Zachodu, zatrzymajmy się na chwilę na dramacie, jaki Stone wyreżyserował w 1991 roku. „JFK”, fabularny, trzygodzinny film o zabójstwie prezydenta J. F. Kennedy’ego z najlepszą obsadą (Kevin Costner, Tommy Lee Jones, Gary Oldman) i budżetem w wysokości 40 milionów dolarów, był skazany na sukces. Dwa Oscary jakie otrzymał nie odzwierciedlają jego szerokiego rozpowszechnienia w świecie i przebicia się do szerokiej publiczności teorii spiskowej: za zamachem na Kennedy’ego stali sami Amerykanie, a konkretnie tajne służby USA i przemysł zbrojeniowy.
Z obrazu Stone’a wyłania się typowo antyamerykański obraz: rasistowska i militarystyczna Ameryka nie dorosła do tak dobrego, tolerancyjnego, pokojowego i prosowieckiego człowieka jakim był J. F. Kennedy, więc tajne imperialistyczne układy postanowiły go zgładzić i z kozła ofiarnego uczynić Lee Harvey’a Oswalda, wykorzystanego przez FBI do swoich brudnych operacji.
Mniejszym problemem filmu jest to, że jest po prostu najeżony kłamstwami, fałszywymi narracjami, opartymi - oficjalnie - o publicystykę Jima Marrsa, piszącego także o masońskich sekretach piramid egipskich czy o UFO. Marrsa nikt nie traktuje poważnie - oprócz Olivera Stone’a.
Do tego sam filmowy obraz Kennedy’ego jest zafałszowany. Wynika z niego, że amerykański prezydent był prosowiecki i chciał pojednania z Sowietami, gdy tymczasem po kryzysie kubańskim z 1961 było dokładnie odwrotnie. Podczas nuklearnych napięć wokół wyspy Fidela Castro Kennedy zrehabilitował się za swoje wcześniejsze miękkie stanowiska wobec Chruszczowa - wygrał kryzys, upokorzył Kreml i stał się obiektem nadprogramowej sowieckiej nienawiści. Nic dziwnego, że w zabójstwie prezydenta doszukiwano się KGB-owskich tropów - wszak to w interesie ZSRS było usunięcie młodego lidera.
Ale Hollywoodzkie kino pełne jest takich pomyłek, naiwnych narracji i bajek. Problem z Oliverem Stone’em polegał jednak na czymś innym. Wersja zabójstwa Kennedy’ego przez mroczne siły CIA i FBI została osobiście zatwierdzona przez Władimira Semiczastnego - szefa KGB.
Rosyjskie paluchy
Już Wasilij Mitrochin wspominał o współpracowniku KGB, Carlu Aldo Marzanim (ps. NORD), który działał w obrębie „środków aktywnych”, czyli dezinformowania i manipulowania amerykańską opinią publiczną m.in. za pomocą wydawnictwa Liberty Book Club, finansowanego przez sowiecką ambasadę. W 1964 roku Marzani wydał książkę Joachima Joestena pt „Oswald: zamachowiec czy kozioł ofiary?” z właśnie antyamerykańskimi teoriami spiskowymi jako podstawą rzekomych kulis zabójstwa Kennedy’ego.
Tym tezom wtórował Mark Lane, poczytny publicysta amerykański, związany z Partią Demokratyczną, który zakwestionował prace komisji Warrena, badającej zabójstwo prezydenta, zaś „sensacyjne materiały” na które trafił chciał nawet skonsultować w… Moskwie - to ambasada ZSRS - nie chcąc demaskować swoich intencji - odmówiła pisarzowi wizyty w swojej stolicy..
Ale na powiązaniach z ZSRS ta sprawa się nie kończy - jak wyjawił zbiegły z Rumunii szef tajnych służb gen. Ion Pacepa, w swojej książce „Programmed to kill. Lee Harvey Oswald, the Soviet KGB, and the Kennedy Asssassination” (2007), wyjaśnia więcej. Lane miał doprowadzić prokuratora Jimma Garrisona do podniesienia teorii spiskowych i poszukiwania „prawdziwych zamachowców” wśród prawicowych urzędników. Jimm Garrison jest głównym bohaterem filmu Olivera Stone’a (granym przez Kevina Costnera), ale też… aktorem - w filmie gra znienawidzonego przez siebie Earla Warrena, szefa komisji wyjaśniającej zabójstwo Kennedy’ego.
Słowem: Oliver Stone nakręcił film w oparciu o prowokacje KGB.
Rosji i Sowietom pomagało to i w tym stopniu, że sam Oswald był ideowym komunistą, który w 1959 roku nawet zbiegł z USA do ZSRS, by tam żyć w „lewicowym raju”. Trzeba było więc uwagę od Oswalda odwrócić, najlepiej oskarżając o zabójstwo samą amerykańską prawicę.
Stone bez maski
Właściwie większość filmów hollywoodzkiego reżysera oparta jest o podobne antyamerykańskie wątki, gdzie zły kapitalizm i źli republikańscy politycy próbują zawrócić Amerykę z drogi pacyfistycznego, lewicowego postępu - wszystko to, czego prawdziwy sowiecki i postsowiecki imperializm naprawdę potrzebuje.
W nakręconym w 2012 roku serialu dokumentalnym „Nieopowiedziana historia USA” takie tezy zostały opowiedziane w całej narracji na temat Zimnej Wojny. Scenariusz zawierał liczne ślady kolejnej książki Carla Marzoniego, współpracującego z KGB. Stone usprawiedliwiał w nim nawet Stalina zgodnie z Putinowską narracją o konieczności zajęcia Polski wschodniej, by wzmocnić się przed Hitlerem. Produkcję Stone’a pochwalił Michaił Gorbaczow.
Ale Stone znany jest także ze swojej osobliwej przyjaźni z Władimirem Putinem. W latach 2015-2017 reżyser odwiedzał rosyjskiego prezydenta, przeprowadzał z nim wielogodzinne wywiady a także spędzał z nim czas nieoficjalnie. Powstał z tego cykl czterech godzinnych rozmów opublikowanych pod hasłem: „Oliver Stone vs Putin”. Dzięki temu materiałowi w szerszy świat poszła narracja, sygnowana przez zdobywcę wielu Oskarów, o Putinie pragnącym wielobiegunowego świata, opartym o pokój i rozbrojenie, ale na drodze tak ułożonych stosunków stoją militarystyczne USA. Stone w tych rozmowach niepokoi się o przepracowanie Putina, o jego styl życia, wyraża uznanie wobec talentów i charakteru przywódcy - cała rozmowa przypomina bardziej wywiad z „Komsomolskiej Prawdy” niż z anglojęzycznych mediów.
Stone uaktywnił się po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. W jednym z wywiadów reżyser zdradził, że Putin może nie wiedzieć o szczegółach wojny, gdyż niedawno „chorował na raka” i choć z tego wyszedł, to może być przez swoje otoczenie izolowany od prawdy. Już na początku wojny w wywiadzie dla Roberta Scheera Stone powiedział:
Stany Zjednoczone i ich sojusznicy z NATO prowokowali Rosję przez dwa, właściwie to już trzy lata, wokół spraw ukraińskich.
Twórca filmowy zapewniał też, że:
nie ma żadnych dowodów, że Rosja miała intencję zaatakować Ukrainę. Wątpię, by tego chcieli. Myślę, żeRosja jest skoncentrowana jedynie na Donbasie.
Tezy te, znane wśród wielbicieli rosyjskiej narracji, nie były jednak szczególnie skuteczne w debacie publicznej. Latem 2022 Stone zabrał się więc za nakręcenie filmu dokumentalnego pt. „Nuclear” uderzającego w najczulszą strunę współczesnego Zachodu: ocieplenie klimatu. Jak twierdzi reżyser, dokument nie jest polityczny.
Przyszłość rodzaju ludzkiego jest ważniejsza niż całe to [polityczne] g…o.
W filmie wykorzystano wszystkie symbole i słowa-klucze współczesnej lewicy klimatycznej: Gretę Thunberg, dekarbonizacja produkcji energii, ocieplenie klimatu, zagłada ludzkości. Wnioski? Szybkie zaprowadzenie pokoju i międzynarodowa współpraca na rzecz rozwoju energii atomowej i nieemisyjnych surowców.
Jednym z przekazów filmu jest konieczność współpracy USA z Chinami i … Rosją, by zapobiec przegrzaniu ziemi. Film był oparty o badania i tezy Joshui Goldsteina, którego niepokoi też stan elektrowni atomowych na Ukrainie, zwłaszcza w konktekście wojny.
Szybki pokój, nawet kosztem zmian granic czy aneksji terytorialnych - oto ratunek dla świata - zdają się wołać twórcy.
Nie ma wątpliwości, że w 1991 roku film Olivera Stone’a był naszpikowany sowieckimi treściami, nie ma też wątpliwości, że obecna jego aktywność pokrywa się z potrzebami Kremla. To jednak wyjątkowy przypadek - zgadzać się z Moskwą i komunistyczną i tą przybierającą twarz prawicowej, konserwatywnej dyktatury - tu raczej nie chodzi o miłość czy sympatię to największego państwa świata. Nienawiść do Ameryki to jedno, a drugie to też pieniądze - choć zapewne 5 milionów dolarów, jakie Stone zarobił na dokumencie o Nursultanie Nazarbajewie nie wyczerpują korzyści z szerzenia promoskiewskich treści.
O cyklu „Przyjaciele Kremla na Zachodzie”
Cykl „Przyjaciele Kremla na Zachodzie” jest potrzebny dla skatalogowania polityków, ludzi biznesu, aktywistów i celebrytów, którzy poprzez ignorancję, ideologiczne zaślepienie albo z innych powodów, realizują w swoich krajach agendę Rosji. Moskwa ma długą tradycję pozyskiwania, wspierania i chronienia osób tego typu. Carol Embree Pendell (1921-2015) była od lat 60-tych działaczką na rzecz kobiet i na rzecz pokoju, nawiązując liczne relacje z podobnymi, ale fasadowymi, de facto sterowanymi przez KGB, organizacjami w Związku Sowieckim. Poprzez swoją aktywność w USA ocieplała wizerunek ZSRS jako kraju postępu i równości społecznej. John Barron opisał jej przypadek w książce poświęconej sowieckiej agenturze na Zachodzie.
Innym przypadkiem podobnego urabiania zachodniej społeczności był Arne Herløv Petersen (ur. 1943), który w latach 80-tych organizował w Danii manifestacje na rzecz „Skandynawskiej Strefy Bezatomowej” - pod przykrywką pokoju i demilitaryzacji Rosjanie chcieli w ten sposób wypchnąć Amerykanów jak najbardziej na Zachód. Czyż dziś nie ma podobnych aktywistów, którzy pod różnymi pretekstami wspierają agendę Kremla?
Z innymi częściami cyklu możesz zapoznać się TUTAJ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/643606-przyjaciele-kremla-na-zachodzie-3-oliver-stone