Przed tygodniem litewski parlament przyjął jednogłośnie uchwałę, w której zawarto stwierdzenie, że na najbliższym szczycie NATO, który odbędzie się w lipcu w Wilnie, Ukrainie należy zaproponować członkostwo w Pakcie Północnoatlantyckim.
Przed szczytem NATO w Wilnie
Nie chodzi przy tym o powielanie zapewnień o wierności wobec zasady polityki „otwartych drzwi”, ale znacznie konkretniejsze działanie, w tym, doprecyzowanie harmonogramu kolejnych kroków. W uchwale padają stwierdzenia o konieczności „podpisania protokołów akcesyjnych” i „uruchomieniu procesu ratyfikacyjnego kiedy pozwolą na to okoliczności” przez co należy rozumieć zakończenie wojny.
Žygimantas Pavilionis, kierujący komisją spraw zagranicznych Sejmasu dodał przy tym, komentując przegłosowany dokument, iż „Jesteśmy przeciwko szarym strefom bezpieczeństwa, chcemy udowodnić błędność tezy, że Rosja ma prawo zawetować członkostwo Ukrainy. Uważamy, że Ukraina przyczyni się do naszego bezpieczeństwa, wzmocni NATO”. Uzupełnił swą wypowiedź stwierdzeniem, że uchwała jest rodzajem zadania dla litewskiej dyplomacji, która przed szczytem winna skoncentrować swoje wysiłki na przekonaniu sojuszników o konieczności podjęcia takich kroków. Nawet gdyby tego nie powiedział, to dla każdego kto śledzi debatę ekspercką w państwach NATO, ale także sytuację na Ukrainie, jest jasne, że właśnie rozpoczyna się kluczowa debata, która ma określić przyszłe relacje bezpieczeństwa w naszym regionie, odpowiedzieć na pytanie czy i kiedy Ukraina może wejść do NATO, a w związku z tym jej wyniki będą miały zasadniczy wpływ na szanse zakończenia wojny.
Niemal w tym samym czasie, bo 10 kwietnia Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła uchwałę, której adresatem są państwa członkowskie NATO, ale też przedstawicieli Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, w której znalazł się apel o przyspieszenie procesu akcesyjnego Ukrainy, a także „wypełnienie konkretną treścią” deklaracji sformułowanej w Bukareszcie w 2008 roku. Tego rodzaju stanowisko, sformułowane niemal synchronicznie z podobną uchwał parlamentu litewskiego utwierdza mnie w przekonaniu, że mamy do czynienia z początkiem batalii dyplomatycznej, której wynik z pewnością będzie i dla Polski miał fundamentalnie istotne znaczenie.
Kijów czeka na odpowiedź
Do tej pory w debacie publicznej, zwłaszcza na Zachodzie, formułowano koncepcje w świetle których Kijów najpierw mógłby liczyć na przyjęcie do Unii Europejskiej, a członkostwo w zbiorowym systemie bezpieczeństwa odłożono by na inne, lepsze, czasy. Tego rodzaju nastawienie wynikało z faktu, że jak niedawno informował Financial Times, w stolicach Zachodu, zarówno w Berlinie, jak i w Paryżu, ale także w Waszyngtonie panuje zgoda co do tego, że wejście Kijowa do NATO nie jest obecnie realistycznym scenariuszem. Dziennikarze powołując się na dyplomatów uczestniczących w niedawnym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw NATO piszą, że pierwsze trudne dyskusje na ten temat już się odbyły i najbliższe tygodnie to będzie czas „trudnych rokowań” zważywszy na rozbieżność poglądów. Ich przedmiotem będzie w gruncie rzeczy kwestia zasadnicza – co zaproponować Ukrainie. Nikt raczej nie wierzy w to, że wejdzie ona szybko do Paktu Północnoatlantyckiego, ale też chyba wszyscy są przekonani, iż jakiś ruch musi zostać wykonany, tym bardziej, że jeszcze jesienią ubiegłego roku Zełenski podpisał oficjalny wniosek akcesyjny i teraz Kijów czeka na odpowiedź. Dodajmy, że z coraz większą niecierpliwością.
Obecnie mamy w związku z tym do czynienia z wytyczaniem pola debaty. Eksperci argumentują dlaczego podjęcie decyzji w sprawie kalendarza wejścia Ukrainy do NATO jest w tej fazie wojny niezbędne i do jakiego systemu, docelowo, powinniśmy dążyć. Zwróćmy uwagę na niektóre z tych wystąpień. I tak Kristi Raik, wicedyrektor estońskiego think tanku strategicznego CFDS, proponuje aby „Ukrainie zaproponować szybkie przystąpienie do NATO zaraz po zakończeniu wojny i pełne członkostwo w Unii Europejskiej, gdy tylko spełni warunki. Ponieważ spełnienie szeroko zakrojonych kryteriów akcesyjnych UE wymaga niezliczonych zmian prawnych i administracyjnych i nieuchronnie zajmie lata, tym ważniejsze dla zabezpieczenia europejskiej przyszłości Ukrainy jest szybkie i zdecydowane wejście na ścieżkę NATO”. Jak słusznie zauważa Raik, Kijów potrzebuje zarówno zakorzenienia w zachodnim systemie bezpieczeństwa, co dać może w pełnej skali tylko członkostwo w Pakcie Północnoatlantyckim, jak i systemie gospodarczo – społecznym, co z kolei gwarantuje Unia. Nie można tych sfer separować. Problemem jest przywiązanie największych państw, zarówno Stanów Zjednoczonych jak i Niemiec, do „strategii salami”, bo w ten sposób estońska analityczka określa dzisiejsze ich podejście. Są one zwolennikami małych kroków, zarówno jeśli chodzi o dostawy sprzętu i amunicji dla walczącej Ukrainy, podobnie też postrzegają sytuację powojenną. Proponowane rozwiązania mają przede wszystkim nie antagonizować Rosji, nie prowadzić do eskalacji, a to oznacza, iż powinny być powolne, mało spektakularne i raczej koncentrować się na kształtowaniu systemu przejściowego a nie konstruowaniu modelu docelowego. Zdaniem Raik dotychczas najczęściej formułowane przez państwa Zachodu argumenty przemawiające przeciw szybkiemu członkostwu Ukrainy w Pakcie tracą znaczenie. Wojna już dowiodła, że Kijów dysponuje siłami zbrojnymi zdolnymi do stawienia skutecznego oporu Rosji, co unieważnia często wcześniej podnoszone zastrzeżenia, że akcesja Ukrainy do NATO oznaczałaby zwiększenie ciężarów po stronie innych państw Paktu, nie dając wiele w zamian. Ten argument jest tym bardziej obecnie wątpliwy, że z pewnością ukraińska armia ma obecnie największe w Europie doświadczenie bojowe, a na dodatek szybko wdraża standardy obowiązujące w Sojuszu. Kolejny argument przeciw szybkiemu członkostwu Ukrainy w NATO, który tradycyjnie był podnoszony, odnosił się do niejednorodnego poparcia społecznego dla takiego kroku. Zwolennicy tej tezy, jeszcze przed wojną mówili, że część zachodnia Ukrainy jest wyraźnie pro-NATO-wska, ale już wschód i południe wykazuje rezerwę w tej kwestii, co zresztą potwierdzały przeprowadzane przed wojną badania opinii publicznej. W świetle tej interpretacji forsowanie członkostwa byłoby dodatkowym czynnikiem podziału i mogłoby prowadzić do osłabienia nie najsilniejszej przecież państwowości ukraińskiej. Ten argument jest już nieaktualny, bo wojna, co potwierdzają wszystkie badania opinii publicznej przeorała świadomość społeczną i zmieniła nastawienie w kwestii członkostwa. Dziś wejście Ukrainy do NATO, nie jest tematem kontrowersyjnym, wręcz przeciwnie krok ten popiera przygniatająca większość. I wreszcie trzeci argument przeciwników przyspieszenia związany z historyczno – kulturową niejednoznacznością Ukrainy, która jest państwem rozpiętym między światem prawosławia rosyjskiego a łacińskiego Zachodu, w realiach wojny, zdaniem estońskiej badacz, również traci znaczenie. Można za to sformułować argumenty przemawiające za przyjęciem, i to szybkim, Kijowa do NATO. Jej zdaniem dotychczasowe wypadki potwierdziły, iż „szare strefy”, inne od NATO-wskiego systemu bezpieczeństwa rozwiązania nie sprawdzają się. Realia są obecnie takie, że Moskwa brak zdecydowania odczyta jako wyraz słabości, albo traktowania tej części Europy w kategoriach obszaru o marginalnym znaczeniu strategicznym dla głównych graczy i będzie chciała to wykorzystać. Tego rodzaju podejście zapowiada raczej destabilizację niż gwarantuje bezpieczeństwo.
Wystąpienie Kirsti Raik to nie jedyny głos podejmujący kwestię decyzji, które winny zostać podjęte na wileńskim szczycie NATO. Drugi jest autorstwa Iana Brzezińskiego i Aleksandra Vershbowa i powstał w środowisku Atlantic Council. Mamy do czynienia z ważnym wystąpieniem nie tylko dlatego, że pierwszy z Autorów jest znanym analitykiem i synem Zbigniewa Brzezińskiego a drugi dyplomatą, w przeszłości sprawującym funkcję z-cy Sekretarza Generalnego NATO. Ich zdaniem zbliżający się szczyt w Wilnie musi oznaczać podjęcie i wdrożenie szeregu ważnych decyzji. Jak piszą „zbliżający się szczyt musi dać coś więcej niż wyrażać jedność atlantycką i retoryczne poparcie dla Ukrainy”. Tym razem trzeba otworzyć Kijowowi perspektywę członkostwa i dokonać kilku fundamentalnych zmian w NATO-wskiej polityce odstraszania na wschodniej flance. Kluczową kwestią będzie to jakiej odpowiedzi „NATO udzieli Rosji w drugim, potencjalnie decydującym roku wojny”. W ich opinii wojna obecnie toczy się już o znacznie większą stawkę niźli tylko suwerenność i przyszłość Ukrainy. Ta jest oczywiście ważna, ale w grze jest również porządek regionalny, bo Putin nie zrezygnował ze swych agresywnych celów. Jego sukces, a tym będzie zgoda na „zatrzymanie” przez Rosję choć części okupowanych terytoriów oznaczał będzie kres dotychczasowego porządku opartego o zasady sformułowane po drugiej wojnie światowej. Ale nie tylko, zwycięstwo Putina oznacza załamanie się amerykańskiego systemu odstraszania nuklearnego (które zawiodło) a nawet odwrócenie ról, bo to dziś Rosja odstrasza przy użyciu swego potencjału nuklearnego Zachód od podjęcia bardziej energicznych zabiegów aby wygrać wojnę. Przegrana Ukrainy, zwłaszcza po tak poważnym zaangażowaniu się państw NATO w jej wspieranie oznaczać będzie również utratę wiarygodności przez Sojusz Północnoatlantycki, czego globalne konsekwencje mogą być fatalne, a także kres marzeń o demokratyzacji Rosji. Brzeziński i Vershbow zgadzają się z tezą, że dopiero przegrana może uruchomić w Federacji procesy demokratyzacyjne.
Jakie rozwiązania?
Co zatem należy robić? Po pierwsze ufortyfikować wschodnią flankę NATO. Oznacza to wysłanie tam zarówno większych sił jak i przede wszystkim predyslokację sprzętu, systemów dowodzenia, rozbudowę systemów rozpoznania i magazynów zapasów. W planie dyplomatycznym musi to oznaczać, że NATO nie będzie związane zapisami traktatu NATO – Rosja, czyli należy albo ten dokument wypowiedzieć, albo, co Vershbow proponował już wcześniej przynajmniej zawiesić jego obowiązywanie. Jeśli chodzi o Ukrainę to najpierw należy znacząco zwiększyć dostawy sprzętu wojskowego i wszystkiego co Kijów potrzebuje aby wyzwolić swoje terytorium. Czyli innymi słowy należy wojnę z Rosją wygrać. Równoległym krokiem musi być znaczące zwiększenie nacisku sankcyjnego na Rosję, bo nie jest dobrą sytuacja, kiedy w świetle prognoz IMF rosyjska gospodarka ma w tym roku wzrosnąć. Trzeba też, proponują, uruchomić NATO-wskie programy, których celem miałoby być szybki wzrost produkcji w państwach członkowskich na potrzeby sił zbrojnych. Jeśli chodzi o wizję członkostwa Ukrainy w NATO, to piszą, iż należy „wyjść poza dwuznaczną formułę (…) ogłoszoną na szczycie w Bukareszcie w 2008 roku, która okazała się destabilizującą w Europie. W Wilnie przywódcy NATO powinni wyraźnie stwierdzić, że – jak stwierdził to były sekretarz stanu USA Henry Kissinger – agresja Moskwy oznacza, że bezpieczeństwo europejskie wymaga zakotwiczenia Ukrainy w NATO. Oznacza to członkostwo i pośrednie kroki w kierunku tego celu”. A zatem wejście Kijowa do Paktu Północnoatlantyckiego byłoby strategicznym skutkiem przegranej przez Rosję wojny. Ale nie proponują oni automatycznego przyjęcia, mają bowiem świadomość siły oporu w samym Sojuszu. Trzeba najpierw, ich zdaniem, wykonać szereg kroków pośrednich. Po pierwsze inicjować Program NATO – Ukraina w zakresie odstraszania i obrony. Celem tego zinstytucjonalizowanego działania miałaby być szybka odbudowa ukraińskiego potencjału wojskowego i wdrożenie wspólnych standardów. Dodatkowo obok tego programu, który „otwierałby drzwi Ukrainie do NATO tak jak to było w przypadku Szwecji i Finlandii” w wymiarze dyplomatycznym i politycznym Kijów już od Wilna winien uczestniczyć w pracach Sojuszu. Jeśli natomiast chodzi o gwarancje bezpieczeństwa, to proponują aby na czas przejściowy, do pełnego członkostwa udzieliły ich takie państwa jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytanie, Francja, Niemcy i Polska. Ta „koalicja chętnych” miałaby inicjować proces, który docelowo mógłby i powinien oznaczać udzielenie gwarancji przez wszystkie państwa członkowskie.
Bardzo to ciekawa propozycja, której przyjęcie oznaczałoby rewolucyjne zmiany zarówno w NATO-wskiej projekcji siły jak i w obszarze relacji w samym Pakcie. Z tego też przede wszystkim względu wydaje się, że będzie trudno przekonać sceptyków, przede wszystkim w Waszyngtonie, a to ich akces do tego planu może przesądzić szanse na jego wdrożenie. Wysiłki naszej dyplomacji powinny iść w kierunku wsparcia tego rodzaju propozycji. Nie tylko w środowisku naszych sojuszników z NATO, ale przede wszystkim w Kijowie, bo i tam będziemy musieli przekonać zwolenników opcji wszystko albo nic, że tak zarysowane rozwiązanie pośrednie jest maksimum tego co dziś można osiągnąć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/642623-jak-wprowadzic-ukraine-do-nato