Aktywiści klimatyczni Ostatniego Pokolenia – jak donosi skrajnie lewicowy niemiecki dziennik „taz” – są zmęczeni brakiem zrozumienia w (jeżdżącym samochodami, jedzącym mięso i latającym samolotami) społeczeństwie. Chcą być postrzegani jako część burżuazyjnego środka. Tacy mieszczańscy terroryści z sąsiedztwa. Dlatego opublikowali swój wewnętrzny bank danych oraz korespondencję. Można tam znaleźć prawdziwe perełki, choćby 22-minutowy film instruktarzowy jak zabetonować sobie rękę. O wiele mniej zabawne i odległe od burżuazyjnych fantazji są ujawnione przy okazji cele organizacji. Aktywiści Ostatniego Pokolenia chcieliby zmienić system demokratycznymi środkami, ale uważają, że nie mają na to już czasu, bo klimatyczna apokalipsa jest tuż za rogiem. Dlatego postanowili zmienić taktykę. Presja wywierana na rządzących musi się stać ich zdaniem tak wielka, że dojdzie albo do brutalnych represji, co byłoby dla rządzących niekorzystne wizerunkowo, albo ci ugną się pod presją i zrealizują żądania aktywistów.
Gdzieniegdzie to się zresztą już dzieje. W Hanowerze, Tybindze i Marburgu władze zgodziły się forsować postulaty ekoterrorystów, w zamian za zaprzestanie przez nich blokad dróg. Ostatnie Pokolenie wysłało dziesiątki listów do niemieckich miast, w których groziło włodarzom nasileniem akcji „zakłócających porządek publiczny”, jeśli żądania organizacji nie zostaną spełnione. Burmistrz Hanoweru Belit Olay z ramienia Zielonych zgodził się wysyłać regularnie listy do frakcji partii koalicyjnych (SPD, Zieloni, FDP) w Bundestagu m.in. z żądaniem neutralności klimatycznej do 2030 r., stworzenia rady społecznej, której członkowie mieliby zostać wylosowani wśród obywateli, i która miałaby prowadzić politykę klimatyczną na miejscu rządu oraz ograniczenia prędkości na autostradach do 100 km na godzinę. Olay, podobnie jak duża część bazy Zielonych stara się sprawić wrażenie, że choć nie pochwala metod aktywistów, to podziela ich polityczny cel. Inne miasta odmówiły współpracy i muszą się mierzyć z konsekwencjami, jak Hamburg, gdzie próba prowadzenia dialogu z ekoterrorystami skończyła się awanturą w ratuszu i interwencją policji. Wcześniej Ostatnie Pokolenie groziło burmistrzowi Peterowi Tschentscherowi z SPD „kreatywnymi akcjami”, jeśli nie zgodzi się forsować postulatów aktywistów u rządu federalnego. Ponieważ Tschentschner się nie zgodził w kolejnych dniach doszło do blokad dróg oraz zalania farbą fasady ratuszu w chwili wizyty króla Karola III. Główny most w mieście także został zablokowany – dwukrotnie. I to zapewne nie koniec kłopotów burmistrza.
Od kilku tygodni bowiem przed sądami w Hamburgu są sądzeni aktywiści za zakłócanie porządku publicznego i niszczenie mienia. Ponad 37 tys. euro w grzywnach zostało jak dotąd zasądzone. Dwóch aktywistów, którzy przykleili się dwukrotnie do mostu nad Łabą, trafiło do aresztu prewencyjnego, z którego zostali jednak szybko zwolnieni. Policja tymczasem zaczęła wycinać przyklejonych ekoterrorystów piłami z jezdni i obciążać ich następnie kosztami akcji. Według szefa kontrwywiadu Thomasa Haldenwanga działalność Ostatniego Pokolenia jest „częściowo przestępcza”, ale „nie ekstremistyczna”. Niektóre niemieckie media są innego zdania. Jak twierdzi dziennik „Die Welt” kontrwywiad nie traktuje sytuacji wystarczająco poważnie, a miasta ulegają szantażowi w imię świętego spokoju. Aktywiści tymczasem zaczęli rekrutować w szkołach kolejnych członków i organizują w nich we współpracy z nauczycielami „kursy obywatelskiego nieposłuszeństwa”. „Jeśli nic nie zrobimy wszyscy wyginiemy jak niedźwiedzie polarne” – głosi jeden ze slajdów prezentacji power point „grupy opór” Ostatniego Pokolenia, skierowanej do uczniów liceów. CDU i FDP protestują, ale bez większego zaangażowania.
Walka z ociepleniem klimatu jest bowiem moralnie słuszna, i każdy, kto się jej przeciwstawia nie ma racji. A politycy bardzo nie lubią nie mieć racji. Jak podkreślił burmistrz Hanoweru Olay w jego współpracy z Ostatnim Pokoleniem nie ma nic zdrożnego, nic wymuszonego, w końcu on także marzy o klimatycznej neutralności i lepszym świecie. To, że aktywiści chcą to osiągnąć środkami niedemokratycznymi (chcą decydować o polityce klimatycznej bez konieczności udziału w wyborach), wydaje się mu nie przeszkadzać. Podobne wsparcie aktywiści znajdują w lewicowych mediach, których publicyści z nostalgią wracają do wspomnień własnego aktywizmu w latach 60, 70 i 80. Muzea zaś cieszą się, jak donosi dziennikarz śledczy David Boos, gdy aktywiści oblewają dzieła sztuki zupą pomidorową. Większość zadeklarowała chęć współpracy z wandalami. Pod koniec kwietnia aktywiści zamierzają „sparaliżować” Berlin. Państwo prawa powoli abdykuje.
Zdrowy rozsądek zachował tylko Berliński sędzia, który sądził pod koniec lutego współzałożyciela Ostatniego Pokolenia Henninga Jeschke m.in. za uszkodzenie mienia. Jeschke przykleił się do stołu na sali sądowej. Sędzia kazał go więc wynieść, razem ze stołem. Na najbliższy przystanek autobusowy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/642168-rewolucja-albo-paraliz-czyli-udany-szantaz-ekoterrorystow