Podróż Emmanuela Macrona do Chin (w towarzystwie Ursuli von der Leyen) byłaby strategicznie ważnym wydarzeniem, nawet jeśli francuski prezydent nie zdecydował się zakończyć jej przesłaniem, które sformułował już po jej zakończeniu w wywiadach dla portalu politico i francuskiego dziennika Les Echos.
Stało by się tak dlatego, że Macron podpisał 51-punktową, wspólną deklarację z Xi Jinpingiem. Jej tekst został ujawniony przez Pałac Elizejski, możemy się zatem przekonać jakim rezultatem zakończyła się wizyta. Zaczyna się ona od punktów dotyczących „partnerstwa strategicznego” między Francją a Chinami oraz zapowiedzią regularnego organizowania spotkań „na najwyższych szczeblach”. Możemy też przeczytać (pkt. 4) o „pogłębieniu dialogu” między chińskim dowództwem odpowiadającym za południowy teatr działań (Tajwan) a Dowództwem Francuskich Sił Zbrojnych w rejonie Pacyfiku. Deklaracja ta jest o tyle wymowna, że Pekin zaraz po zakończeniu wizyty Macrona rozpoczął wielkie manewry wokół Tajwanu, których scenariusz przewidywał zbrojną inwazję. Francuski prezydent nie mógł o tym nie wiedzieć, a to oznacza, że przywoływany punkt ma zupełnie inną wymowę i nie jest jakimś niewinnym ozdobnikiem dyplomatyczno – retorycznym, tym bardziej, że dalej (pkt. 6) napisano: „Francja potwierdza swą politykę jednych Chin”, co oznacza, że uznaje Tajwan za zbuntowaną prowincję. Idźmy dalej, pkt. 8. i 9. związane są z kwestiami jądrowymi. Francja i Chiny deklarują, iż zamierzają „wzmocnić koordynację i współpracę w celu wspólnego zabezpieczenia autorytetu i skuteczności reżimu kontroli zbrojeń i nierozprzestrzeniania oraz przyspieszenia procesu międzynarodowej kontroli zbrojeń.” To sformułowanie trzeba czytać łącznie z podobną deklaracją Xi Jinpinga i Putina, podpisaną niedawno w Moskwie, w której Stany Zjednoczone są obwinianie w związku z programem „Nuclear Sharing” o łamanie zasady nieproliferacji broni jądrowej. Oświadczenie Paryża i Pekinu nie jest formułowane w dyplomatycznej próżni, bo jeśli zawarto w nim zapisy o „autorytecie i skuteczności” kontroli zbrojeń, to dotyczy to zarówno polityki Iranu jak i deklaracji Joe Bidena w kwestii broni nuklearnej w Korei Płd. W tym kontekście trzeba też zwrócić uwagę na niedawne deklaracje Sebastiena Lecornu, francuskiego ministra obrony, na temat potencjału jądrowego (ma on pozostać francuskim i nie będzie przekształcony w europejski) jak i ostatnie zapowiedzi zwiększenia budżetu wojskowego, ale zwłaszcza tego na co te pieniądze mają zostać przeznaczone. Do roku 2030 ma on wzrosnąć do poziomu 413 mld euro, co oznacza skok z obecnych 44 mld wydawanych rocznie do 69 mld docelowo w 2030 (w 2017 było to 33 mld euro), ale nie oznacza to zwiększenia francuskiej siły w taki sposób jak my na ten temat myślimy. I tak, planowane na lata 2027 – 2030 wejście do służby 42 śmigłowców bojowych „Rafal” zostało przesunięte na rok 2032, co oznacza, że zamiast planowanych 185 pod koniec dekady Francuzi będą mieli 137 tych maszyn. Warto zwrócić też uwagę na fakt, że planowane jest podniesienie maksymalnego wieku rezerwistów do 70 lat (w niektórych specjalizacjach nawet do 72), a wszystko w związku z tym, że Macron chciałby podwojenia ich liczby. Paryż ma zamiar pracować nad nową generacją satelitów obserwacyjnych, zwiększy produkcję amunicji, przede wszystkim znaczna część tych środków ma pójść na odbudowę zapasów (sprzętu) uszczuplonych w związku z tym co Paryż przekazał na Ukrainę, ale też do Grecji, bo trzeba pamiętać o podpisanym w 2021 roku pakcie wojskowym zwróconym przeciw Turcji. Przemawiając w styczniu w bazie lotniczej w Mont-de-Marsan Macron powiedział, że „kończy się czas dywidendy pokoju” i należy być przygotowanym, w tym ponosić większe nakłady, do ewentualnej wojny. Nie ulega wątpliwości, że Paryż traktuje też potencjał swych sił zbrojnych jako jedno z ważnych narzędzi lewarowania swej pozycji międzynarodowej, zwłaszcza europejskiej.
Interesy Francji przede wszystkim
Wracając jednak do deklaracji chińsko – francuskiej, warto zwrócić uwagę na inne zawarte w niej zapisy. W kwestiach związanych z obszarem cyber, jak zapisano, „w tym w zakresie 5G, strona francuska zobowiązuje się do dążenia do sprawiedliwego i niedyskryminacyjnego traktowania wniosków licencyjnych od chińskich firm na podstawie przepisów ustawowych i wykonawczych, w tym w zakresie bezpieczeństwa narodowego obu krajów.” Tego rodzaju sformułowanie oznacza, że Paryż nie przyłączy się do proponowanej przez Waszyngton polityki blokowania chińskich firm technologicznych. Dalej pada wiele słów o współpracy gospodarczej, politycznej, kulturalnej i naukowej. Szczególnie istotna jest deklaracja (pkt. 37) o „zacieśnianiu współpracy” na forum G-20 „aby mogło odgrywać swoją rolę głównego forum światowej współpracy gospodarczej”. To też wymowny zapis bo skądinąd wiadomo, że Amerykanie raczej kładą nacisk na G-7, a trzeba pamiętać, że w G-20 jest Rosja i nikt nie ma zamiaru jej z tego grona wyrzucić.
Nie tylko wspólna francusko – chińska deklaracja zbudowała kontekst tej wizyty. W jej toku mieliśmy do czynienia z demonstracyjnym lekceważeniem przez Chińczyków Ursuli von der Leyen, która przed wylotem do Pekinu wygłosiła twarde jak na europejskiego polityka przemówienie w sprawie polityki Wspólnoty wobec Państwa Środka. Macronowi liczne afronty wobec szefowej Komisji Europejskiej wydawały się zupełnie nie przeszkadzać, a media relacjonujące wizytę podkreślały, iż był on zachwycony temperaturą przyjęcia. To wiele mówi zarówno na temat tego jak francuski prezydent postrzega Unię, jak i na temat osobistych relacji między politykami na szczytach Wspólnoty. Wymiar gospodarczy tej wizyty ma też znaczenie, bo dla francuskiego przemysłu jest on znaczący. I tak Airbus ma sprzedać do Chin 160 samolotów i 50 śmigłowców, a francuski koncern energetyczny EDF podpisał porozumienie w sprawie współpracy inżynieryjnej, również w obszarze nuklearnym, z chińskim państwowym przedsiębiorstwem CGN, francuskie firmy mięsne zostały dopuszczone na tamtejszy rynek, Suez ma zbudować instalacje do odsalania wody morskiej, zapowiedziano dostawy bioetanolu a L’Oreal będzie sprzedawał kosmetyki. Choć Anglosasi piszą, że „Macron się wygłupił” w Chinach, to niewątpliwie ekonomiczne rezultaty tej podróży z perspektywy Paryża uznać należy za wymierne. Jedno nie ulega wątpliwości - Macron mówiąc o Europie miał w Chinach na myśli Francję i w pierwszym rzędzie francuskie interesy, które jego zdaniem można promować stawiając właśnie na europejskość.
Europejski koncert Francji
Kwestię tę podniósł też w wywiadach, których udzielił już po zakończeniu wizyty. W Les Echos powiedział, że „zbyt długo Europa nie budowała tej strategicznej autonomii. Dziś bitwa ideologiczna jest wygrana.” W opinii Macrona zasadniczym ryzykiem dla naszego kontynentu jest to, że zostanie on „wciągnięty” w rywalizację chińsko – amerykańską. Chodzi o to, że Europa potrzebuje czasu aby zbudować swą autonomię strategiczną. W opinii francuskiego prezydenta decyzja w tej kwestii już zapadła – chodzi zarówno o zaciągnięcie przez Unię Europejską wspólnego długu, jak i ostatnie decyzje związane ze wspólnymi europejskimi zamówieniami na zakup amunicji. A zatem decyzja zapadła, teraz chodzi o czas, bo nasz kontynent musi mieć jego wystarczającą ilość, aby zbudować swój potencjał - zarówno militarny jak i ekonomiczny. I to właśnie do kwestii czasu odnosi się Macron deklarując, że przyspieszenie rywalizacji amerykańsko – chińskiej nie jest nam (Europie) na rękę, bo taki scenariusz wymusi polaryzację, powstanie dwóch obozów i w konsekwencji doprowadzi do zwasalizowania państw europejskich wobec Stanów Zjednoczonych. W kwestii rozmów pokojowych między Ukrainą a Rosją Macron mówi, że „teraz jest czas wojenny” i nie pora na ich rozpoczęcie, ale nie zmienia to faktu, iż obecnie warto aby mocarstwa rozmawiały na temat sytuacji, bo w ten sposób tworzy się warunki które pozwolą inicjować negocjacje. W tym wypadku komunikat jest również bardzo czytelny – czekamy na ukraińską ofensywę, po której nastąpi faza polityczna - czyli negocjacyjna. Paryż i Pekin, tak to widzi jak sądzę Macron, mogłyby wówczas wspólnie sformułować jakieś propozycje. Jak mówi „autonomia strategiczna oznacza, że mamy podobne poglądy ze Stanami Zjednoczonymi, ale czy chodzi o Ukrainę, relacje z Chinami czy sankcje - mamy strategię europejską. Nie chcemy wchodzić w logikę blok wobec bloku. Wręcz przeciwnie, musimy „zredukować ryzyko” naszego modelu a nie polegać na innych, zachowując tam, gdzie to możliwe, silną integrację naszych łańcuchów wartości.” To co warto zapamiętać z tego wywiadu, to przekonanie Macrona, że „bitwa ideologiczna” została już wygrana, tj. nikt nie kwestionuje potrzeby zwiększania możliwości, w tym wojskowych, Europy. Jeśli mówi się o zwiększeniu produkcji uzbrojenia i amunicji (warto pamiętać, że największy jej europejski wytwórca - koncern Nammo - jest firmą norweską, choć z udziałami rządu Finlandii) to Francuzi zawsze uważają, że niemała część większych budżetów winna przypaść firmom europejskim, czyli francuskim i niemieckim, i dlatego w toku ostatnich rozmów na temat wspólnych zakupów amunicji byli przeciwnikami dopuszczenia firm spoza Unii (chodziło o Koreańczyków i Turków). A zatem Europa już buduje swą autonomię strategiczną, a tego czego potrzebuje, to czas. Francja jest gotowa stanąć na czele tej nowej Europy, z większym potencjałem wojskowym, tym bardziej w sytuacji jeśli Niemcy zabierają się do realizacji zapowiadanych zmian w sposób opieszały. Francuzi już to robią, mają zresztą siły zbrojne w lepszej kondycji. A zatem jeśli w przyszłości czynnik militarny będzie odgrywał w polityce europejskiej większą rolę, to pozycja Paryża wzrośnie. Tym bardziej jeśli uda się, a to właśnie Macron robi, narzucić polityczną agendę, wizję relacji z głównymi graczami, zarówno z przyjaciółmi jak i z rywalami. Jest tylko jeden słaby punkt tej strategii – brak czasu. Z tego względu Francja nie jest zainteresowania podziałem świata na dwa zwalczające się bloki, co obiektywnie wspiera narrację na temat powstawania nowego porządku globalnego z wieloma ośrodkami siły.
Anglosaska reakcja
W rozmowie z dziennikarzami politico francuski prezydent poszedł dalej, mówiąc choćby o tym, że w interesie Europy nie leży uzależnianie się od dolara - pieniądza rezerwowego świata. Powtórzył też swoje deklaracje na temat „autonomii strategicznej” naszego kontynentu wypowiadane już wcześniej.
Reakcja Anglosasów na te słowa była łatwa do przewidzenia. The Wall Street Journal w komentarzu redakcyjnym napisał, że retoryka Macrona jest na rękę tym przedstawicielom amerykańskiego establishmentu strategicznego, którzy opowiadają się za przeniesieniem zainteresowania Stanów Zjednoczonych z Europy do Azji, a nawet może doprowadzić do zwycięstwa Trumpa i nurtu neoizolacjonistcznego w zbliżających się wyborach. Inni komentatorzy byli bardziej dosadni pisząc, iż w sprawie strategicznej autonomii Europy wypowiedział się „człowiek który nie jest w stanie sprawić aby ulice Paryża nie płonęły” (J.J. Carafano) lub, że jego deklaracje świadczą „o utracie kontaktu z rzeczywistością” (Noah Barkin).
Dziel i rządź
Zostawmy te złośliwości na boku, zastanówmy się nad tym jaki „plan polityczny” realizuje Macron? Otóż moim zdaniem jest on zainteresowany podziałem zarówno w relacjach atlantyckich jak i Europy. Paradoksalnie, zwycięstwo Trumpa w amerykańskich wyborach lub innego przedstawiciela nurtu izolacjonistycznego, byłoby Paryżowi na rękę, bo działałoby obiektywnie na rzecz „autonomii strategicznej”. Podobnie w kwestii rozwiązań politycznych dla Ukrainy. Nie wydaje się aby Francja była otwarta na dyskusję, zapowiadaną na najbliższym szczycie NATO w Wilnie, na temat gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa. Podobnie traktować trzeba perspektywy członkostwa Ukrainy w Unii (pamiętajmy, że we Francji musi się w tej sprawie odbyć referendum powszechne i zostać wygrane). A zatem, w planie politycznym deklaracje Macrona na temat pokoju oznaczają próbę budowania układu wielostronnego, z zaangażowaniem Chin, a to oznacza, nawet jeśli tylko częściowe, uwzględnienie chińskich interesów na Ukrainie. Chodzi choćby o możliwości uczestnictwa firm z Państwa Środka w procesie odbudowy. Warto pamiętać, że w Kijowie są zwolennicy (choćby Pawło Klimkin, były minister spraw zagranicznych) takiej opcji. W przypadku Klimkina, warto też zwrócić uwagę, że zainteresowanie chińską aktywnością łączy on z akcentowaniem wagi współpracy Ukrainy z Francją i Niemcami. Kiedy był szefem MSZ-u nie zapisał się w pamięci jako zwolennik zbliżenia z Warszawą, a Poroszenko uprawiał politykę o wyraźnym wektorze niemiecko – francuskim. I podobnie jest teraz. Wizji zaangażowania Chin w odbudowę Ukrainy towarzyszy silne akcentowanie „opcji europejskiej”, kosztem atlantyckiej (USA, Wielka Brytania, Polska). Problemem jest oczywiście to, że Amerykanie nie podjęli jeszcze decyzji, a nawet, jak pisał niedawno na ten temat „Financial Times”, powołując się na źródła dyplomatyczne, w kwestii otworzenia Kijowowi perspektywy członkostwa w NATO są przeciwnikami takiej opcji. Ten krok nadal uważany jest w Waszyngtonie jako działanie potencjalnie eskalacyjne w toczącej się wojnie, poza tym „postawienie” na Europę Środkową oznacza zdaniem wielu amerykańskich analityków wzięcie na swe barki dodatkowego ciężaru, a Ameryka potrzebuje czegoś zupełnie innego. To zaś z kolei powoduje, że w amerykańskiej kalkulacji strategicznej decyzja Niemiec ma zasadnicze znaczenie. I Macron mówiący o współpracy Europa – Chiny, gra na niemieckich interesach gospodarczych w Państwie Środka, po to aby osłabić pokusy Berlina na rzecz opcji atlantyckiej. Kalkulacja Macrona jest czytelna – jeśli Amerykanie podejmą decyzję na którą czeka Kijów (gwarancje bezpieczeństwa, wzrost dostaw, warunki zakończenia wojny, udział w procesie odbudowy), to ukształtuje się w Europie Środkowo – Wschodniej nowy układ sił, który zważywszy na proamerykańskie nastroje będzie prowadził do umocnienia europejskiego dualizmu, faktycznego podziału Unii Europejskiej na „Europę dwóch prędkości”. Jeśli natomiast Waszyngton nie będzie w stanie sformułować wiarygodnego planu politycznego jeśli chodzi o bezpieczeństwo Europy, to wówczas państwa wschodniej flanki nie będą miały wyboru - autonomia strategiczna, rozumiana jako wzrost samodzielności wojskowej kontynentu, z czasem stanie się faktem. W optyce Paryża jest to sytuacja typu win – win, a jak to wygląda z naszej perspektywy? Już nie tak dobrze. Musimy przedstawić naszą strategię, niezbędną zwłaszcza w sytuacji, kiedy Waszyngton nie podąży w korzystnym dla nas kierunku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/641965-macron-wraca-do-kwestii-autonomii-strategicznej