Śledztwo w sprawie Donalda Trumpa i przedstawienie mu zarzutów, bardzo niewiele mówią o samym byłym prezydencie, za to bardzo dużo o tym, jak wielkie są podziały polityczne w USA, jak przegniła jest tamtejsza demokracja i wymiar sprawiedliwości. Szykuje się wielkie prawno-polityczne show, a Amerykanie będą mieli szansę dowiedzieć się w jakim stanie jest ich państwo i jego instytucje. Zbadają głębię „waszyngtońskiego bagna”, jak o elitach politycznych i otaczających ich lobby prawników i korpo agentów mówił sam Trump.
To będzie jeden z najbardziej groteskowych i absurdalnych seriali polityczno-prawnych w dziejach Ameryki. Sprawa dotyczy tego, że w 2016 roku pewna pani zawodowo kopulująca za pieniądze przed kamerą - nazwijmy ja kopulantką, bo przecież nie aktorką, o służbowym przydomku Stormy Daniels, oznajmiła, że zamierza opublikować swe wspomnienia, opisać chwile uniesienia w tym z Donaldem Trumpem, który starał się o nominację wyborczą Republikanów i kandydował na prezydenta. Sprawę nagłośnił jej prawnik Michael Avenatti, który poczuł pieniądz. Trump za pośrednictwem swojego prawnika miał zapłacić kopulantce za dyskrecję. Pieniędzy teraz nie ma bo Avenatti ukradł je swojej klientce, dokonał licznych malwersacji i wymuszeń - szantażował m. in firmę Nike, więc teraz siedzi.
Zarzuty dla Trumpa
Sprawa na lata przyschła, ale teraz przypomniał sobie o niej wybrany za pieniądze Sorosa prokurator okręgowy z Nowego Jorku Alvin Bragg i postawił Trumpowi 34 zarzuty. Już ta informacja jest zwykłym kłamstwem prokuratury na użytek mediów i polityki, choć z formalno-prawnego punktu widzenia, to może i święta prawda. Chodzi o to, że Trump miał płacić Daniels w 34 ratach, więc za każdym razem gdy to robił, popełniał przestępstwo malwersacji finansowych. Prokurator zbudował wielce skomplikowaną konstrukcję prawną sprowadzająca się do tego, że Trump winien był jej zapłacić z funduszy na kampanię, a nie prywatnych, a więc sam siebie, a właściwie tę Daniels nielegalnie finansował. Inaczej mówiąc wg. prokuratura pieniążki dla Stormy były wydatkiem związanym z kampanią i jako takie być ujawnione i odpowiednio opisane. Trump powinien według tego człowieka i bardzo postępowych prawników od Demokratów wpisać w rubryczkę: honorarium dla panny Stormy Daniels za milczenie wszem i wobec, że ze mną figlowała, czy co tam.
To czy to rzeczywiście Trump robił akurat nie ma najmniejszego znaczenia. Wszyscy wiedzą o jego licznych romansach, skandalach pomiędzy rozwodami. Liczba kobiet, jakie przyznają się, albo chwalą, że miały z nim do czynienia rośnie z roku na rok. A to kogoś napadł w samolocie, a to w windzie, a pewnej dziennikarce i pisarce - Jeanne Caroll, gdy był prezydentem, przypomniało się, że 23 lata wcześniej zgwałcił ją w przymierzalni luksusowego sklepu Bergdorf-Goodman. Latała więc po telewizjach i z niemal porno detalami o wszystkim opowiadała.
Trump świętym nie był. To nowojorski playboy, imprezowicz, który był uwielbiany dopóki nie zaczął publicznie zabierać głosu na tematy polityczne, a potem rzucił wyzwanie startując na prezydenta. O tym jak bardzo miał rację, jak 20 lat temu przestrzegał np. Amerykę przed Chinami, protestował przeciwko napaści na Irak i Afganistan można posłuchać w dziesiątkach nagrań. Kiedy był jednak Demokratą z jednego z najbardziej rozpustnych miast świata, za pan brat z waszyngtońskim bagnem, politycznymi elitami, zwolennikiem aborcji na życzenie wszystko mu wybaczano. Dziś skandale obyczajowe Trumpa ani nikogo nie dziwią, ani mu nie szkodzą. To w Polsce wzmożeni na opozycji, ci którzy o Ameryce wiedzą tyle co im GW podrzuci, szydzą, że konserwatysta manifestujący swą wiarę z porno Daniels się zadawał. Nie rozumieją zmian. Dla ewangelików amerykańskich Trump to dawny Szaweł, który stał się Pawłem, gorliwy obrońca wiary, konserwatywnych amerykańskich wartości. Grzesznik, który się podniósł. Jedyny, który otwarcie walczy z szaleństwem postępu, klimatyzmem ideologiami genderowymi, polipoprawnością, kulturą ideologicznego pobudzenia - woke etc.
Wszyscy też wiedzieli o owych ewentualnych płatnościach dla Daniels. I publiczność, wyborcy i prawnicy z prokuratury. Jeden z nich - Mark Pomeratnz nawet książkę o tym napisał: „People vs. Donald Trump: An Inside Account”. Teraz został wezwany przez Komisję Sądową Izby Reprezentantów do złożenia zeznań. Przesłuchanie organizuje przewodniczący Komisji Republikanin Jim Jordan z Ohio, który chce udowodnić, że sprawa Trumpa jest czysto polityczna. Otóż skrajnie lewicowy Pomerantz dokładnie rok temu podał się do dymisji protestując przeciwko temu, że prokurator okręgowy Bragg bezterminowo zawiesił śledztwo w sprawie płatności dla Daniels. Pomeratnz opisał pracę zespołu prokuratorów ds. polowania na Trumpa, którego porównywał do szefa nowojorskiej mafii Johna Gottiego. To pokazuje m.in jak bardzo uprzedzeni są niby bezstronni prokuratorzy. Sam Bragg wszczął ponad 100 śledztw przeciwko firmom Trumpa, jego fundacji, dzieciom a nawet przeciwko niemu samemu prezydentowi jak choćby w sprawie jego polityki imigracyjnej. Bragg to prokuratorski cyngiel, człowiek owładnięty obsesją na tle Trumpa.
Nie ma wątpliwości, że Bragg bezterminowo zawiesił dochodzenie, bo wydawać się mogło, że Trump znika z życia politycznego, nie stanowi zagrożenia dla Demokratów. Wrócono jednak do sprawy po tym, jak były prezydent obwieścił, że znów będzie starał się o Biały Dom. Demokraci traktują więc śledztwa jako broń polityczną. Ponownie uruchomili całą maszynę państwa, by zniszczyć rywala, tymczasem wszystkie dochodzenia, które mogłyby zaszkodzić im i ludziom z waszyngtońskiego bagna, kończą się pod dywanem, jak choćby wielka afera pedofilska Jeffreya Epsteina. Aresztowano organizatorów ohydnego procederu stręczenia nieletnich - Epsteina, jego partnerkę Ghislaine Maxwell i francuskiego szefa agencji modelek Jeana Luca Brunela. Do odpowiedzialności nie pociągnięto jednak żadnego z gości „wyspy orgii”, którzy wykorzystywali zwabione tam nieletnie dziewczęta.
Ciekawe wyniki badań
Większość Amerykanów sądzi więc, że dochodzenie nie zaszkodzi Trumpowi. Według badań sondażowni YouGov 53 proc. uważa, że go wzmocni, bądź nie będzie miało żadnego negatywnego wpływu na szanse wyborcze. 29 proc. uważa, że go to osłabi. Póki co Trump ma wyraźną przewagę nad swym głównym kontrkandydatem do nominacji Republikanów - gubernatorem Florydy Ronem DeSantisem. Według sondażu YouGov dla „The Economist” Donald Trump objął też prowadzenie przed Joe Bidenem w hipotetycznym pojedynku w wyborach prezydenckich. Byłego prezydenta poparłoby 44 proc. wyborców, a obecnego 42 proc. Podobnie jest według innych sondażowni, ale są też badania pokazujące minimalną - 1 proc., przewagę Bidena.
Do wyborów jeszcze półtora roku i wiele się może zmienić. Spektakl z dochodzeniem, ewentualną rozprawą będzie trwał, o ile Demokraci będą uważać, że im się to opłaca. Czołowa konserwatywna publicystka Ann Coulter, która niegdyś wspierała Trumpa, a teraz go nie znosi, uważa, że Demokratom zależy na tymczasowym wzmacnianiu go, bo chcą, by został rywalem Joe Bidena w wyborach prezydenckich. Sądowe, prawne seriale to jeden z ulubionych w Ameryce formatów telewizyjnych. Trump może mieć więc też to, co najbardziej lubi - milionową publiczność i wielką scenę. A przed sądem mogą stanąć nie tylko on, ale też amerykańska demokracja i jej instytucje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/641691-dochodzenie-i-zarzuty-wzmacniaja-trumpa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.