Dzisiejsza wizyta prezydenta Zełenskiego, co najmniej z kilku powodów jest ważna i ma miejsce w istotnym momencie. Na Zachodzie, także w Stanach Zjednoczonych coraz otwarciej mówi się o konieczności rozpoczęcia dyskusji na temat końca wojny i uznaje się, iż kształt powojennego systemu bezpieczeństwa, który winien również objąć Ukrainę, jest istotnym warunkiem rozpoczęcia rozmów na temat ewentualnego kompromisu kończącego konflikt.
Na zapowiadaną i przez wszystkich oczekiwaną kontrofensywę wojsk ukraińskich wielu czeka właśnie z tego powodu, spodziewając się dalszych zdobyczy terytorialnych, myślą, iż kolejna porażka skłonić Putina aby zasiąść do stołu negocjacyjnego. Amerykańskie myślenie o obecnej sytuacji zaprezentowała ostatnio w portalu Foreign Policy Liana Fix, znana amerykańska politolog i specjalistka w zakresie relacji międzynarodowych, senior fellow w Council of Foreign Relations. Napisała ona, że sojusznicy Ukrainy winni odejść od obecnej polityki ambiwalencji w zakresie celów wojny i definicji zwycięstwa i precyzyjnie określić co Zachód chce osiągnąć. Jej zdaniem niejednoznaczność strategiczna, charakteryzująca politykę Ukrainy i wspierających ją państw była dobra w pierwszej fazie wojny, kiedy precyzyjne określenie o co się walczy mogłoby zostać wykorzystane przez Putina i podziałać też demobilizująco zarówno na społeczeństwo ukraińskie jak i na sojuszników. Ale w drugim roku wojny, jej zdaniem, należy zmienić strategię. Przede wszystkim z tego powodu, że jak napisała „ograniczeniu uległa potencjalna liczba trajektorii wojny”. Dziś jest już raczej pewne, że Kijów nie upadnie i Rosja nie podporządkuje sobie Ukrainy, bo nie jest zdolna, co udowodniła jej wygasająca ofensywa, do takiego wysiłku wojskowego. Można też bez większego ryzyka określić jak daleko posunąć się mogą siły ukraińskie. Oczekiwana przez wszystkich ich kontrofensywa może, jak argumentuje Fix, w najlepszym razie doprowadzić do „rozcięcia” rosyjskich oddziałów na dwa odseparowane zgrupowania, przeciąć „most lądowy” z Rosji na Krym i wyzwolić sporą część anektowanych jesienią ubiegłego roku ukraińskich obwodów. Ale czy prawdopodobnym w tej fazie wojny jest zdobycie Krymu i wyparcie Rosjan na granice Ukrainy? Nie bardzo. Tak oceniając sytuację militarną amerykańska ekspert pyta czy roztropnie jest utrzymywać niejasność, a nawet być może różnicę zdań co do celów wojny jaką daje się zauważyć między Zachodem i Ukrainą? Powtarzanie, że to Kijów ma określić definicję swego zwycięstwa jest, w opinii Fix, uczciwe a ze strategicznego punktu widzenia skuteczne, jeśli założyć, że dążymy do odzyskania terenów i wyjście na granice Ukrainy z 1991 roku. Ale, jak trzeźwo zauważa:
najważniejszym czynnikiem decydującym o zwycięstwie jest rodzaj, ilość i termin przybycia zachodniej broni i amunicji na Ukrainę, co daje Zachodowi duży wpływ na wynik wojny. A ilekroć Ukraina przywołuje swoją własną definicję zwycięstwa – powrót do legalnych granic z 1991 roku, w tym do Krymu, przy użyciu siły, jeśli to konieczne – wielu zachodnich przywódców (poza krajami z Europy Środkowej i Wschodniej) odmawia pełnego zaangażowania się w ten wynik, prawdopodobnie z tego powodu, iż obawiają się, że walka o Krym, który Rosja bezprawnie zaanektowała w 2014 roku, może doprowadzić Moskwę do nieprzewidywalnej eskalacji.
Sprzeczne narracje
Mamy zatem do czynienia z dwiema, sprzecznymi ze sobą narracjami na temat celów wojny, co powoduje powstanie niebezpiecznego politycznego pęknięcia, „próżni” jak pisze Fix, którą może, na poziomie narracyjnym wykorzystać Rosja. Jeśli Zachód będzie nadal koncentrował się na polityce, której głównym celem jest uniknięcie rosyjskiej eskalacji, to Putin zdefiniuje kształt zwycięstwa i przekona świat, że jego „operacja specjalna” odniosła sukces. „Bez jasnego celu zachodnia opinia publiczna będzie w coraz większym stopniu postrzegać wojnę jako przedłużającą się walkę bez możliwości osiągnięcia zwycięstwa”, co w efekcie osłabiać będzie poparcie opinii publicznej do kontynuowania pomocy wojskowej i ekonomicznej dla Ukrainy, a to w konsekwencji „podważy motywacje Ukrainy i morale Zachodu.” A zatem, proponuje szukanie odpowiedzi na fundamentalne pytanie – o co walczy na Ukrainie Zachód i jaki rezultat uzna za zwycięstwo. Odrzucając najmniej prawdopodobne, skrajne scenariusze, Zachód, w opinii Liany Fix, powinien jasno zadeklarować, że obecnie realizowanym celem wojny jest osiągnięcie granic z dnia rosyjskiej agresji i Ukraina otrzyma zaopatrzenie niezbędne aby zrealizować te plany. Ryzykowanie batalii o Krym czy Donbas jest stawianiem na scenariusz przedłużającej się, krwawej wojny, bez gwarancji osiągnięcia sukcesu za to z narastającym ryzykiem pojawienia się głębokich pęknięć we wspólnocie atlantyckiej. Tak doprecyzowane polityczne cele mogą, zdaniem amerykańskiej publicystki, mieć też korzystny z punktu widzenia Zachodu demobilizujący wpływ na społeczeństwo rosyjskie, które zrozumie, że olbrzymi wysiłek i danina krwi jaką poniosła Federacja Rosyjska w ciągu ostatnich 12 miesięcy była daremnym wysiłkiem, bo Putin niczego nie osiągnął ale za to doprowadził do międzynarodowej izolacji swego kraju. „Oczywiście powrót do linii sprzed 2022 roku jest mniej satysfakcjonującym rozwiązaniem dla Ukrainy i jej zwolenników niż całkowita klęska militarna Rosji lub wynegocjowane wycofanie się. – pisze Fix - Jest to jednak użyteczny, realistyczny i przejrzysty punkt odniesienia. Zdefiniowanie w ten sposób tymczasowego zwycięstwa pomoże zwiększyć poparcie społeczne na Zachodzie i podważy cele Putina w kraju. Przy takim wyniku nie będzie można powiedzieć „misja wykonana”. Ale tymczasowe zwycięstwo jest lepsze niż nie definiowanie żadnego zwycięstwa w ogóle”.
Artykuł Liany Fix i zaprezentowana w nim argumentacja jest w gruncie rzeczy typowa dla debaty, która rozpoczęła się i trwa w Stanach Zjednoczonych, i która koncentruje się wokół kwestii zasadniczej, a mianowicie kiedy i z jakim rezultatem winna skończyć się wojna na Ukrainie. W gruncie rzeczy mamy nawet do czynienia z czymś w rodzaju „korespondencyjnej dyskusji” między ekspertami i politykami z Ukrainy i Stanów Zjednoczonych. Zresztą jak się wydaje najpoważniejsza faza tej rozmowy odbędzie się w toku lipcowego szczytu NATO w Wilnie, kiedy kształtowana będzie decyzja na temat zarówno rozszerzenia Sojuszu o Ukrainę jak i celów wojny. Wiele wskazuje na to, że niedawne spotkanie państw Bukaresztańskiej Dziewiątki a z pewnością dzisiejsze rozmowy Duda – Zełenski w Warszawie są elementem politycznego planu, większej rozgrywki, która się zaczyna i wpłynie na kształt regionalnego systemu bezpieczeństwa. Głos Polski w tej dyskusji jest liczącym się stanowiskiem również dlatego, że jak powiedział w ukraińskiej telewizji Ihor Żowkwa, zastępca szefa administracji Zełenskiego „Polska jest już drugim, po Stanach Zjednoczonych państwem dostarczającym Ukrainie pomoc wojskową”. Nasza lokata po deklaracjach prezydenta Dudy w sprawie przekazania kolejnych MiG-ów jeszcze wzrośnie, ale nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o wartość dostarczonego sprzętu. Nie mniej istotną, i podkreślaną przez stronę ukraińską, jest rola jaką Polska odgrywa w wymiarze politycznym, organizując najpierw koalicję na rzecz przekazania Leopardów, następnie samolotów a ostatnio w sprawie wspólnych, europejskich zamówień i dostaw amunicji. Ta polityczna inicjatywność Polski, potwierdzi się, na to najwyraźniej liczą w Kijowie, w toku negocjacji w kwestii nowego systemu bezpieczeństwa. Jak informują dziennikarze „Financial Times” w Kijowie „daje się wyczuć irytację” z powodu niechęci państw NATO do rozpoczęcia poważnych rozmów na temat perspektyw oraz ram czasowych związanych z wejściem Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Oficjalną deklarację na temat swego członkostwa Kijów sformułował już we wrześniu ubiegłego roku, ale przeszła ona bez echa, co w ukraińskiej stolicy odebrano w gruncie rzeczy jako odmowę potraktowania tego wniosku serio. Pytany o sprawę przez dziennikarzy jeden z zachodnich dyplomatów przyznał, że „na stole lezy ukraiński wniosek aplikacyjny, a my go po prostu ignorujemy” i dodał:
W porządku, członkostwo może nie być teraz opcją. Ale możemy podjąć konkretne działania, które nie dając pełnego członkostwa będą akceptowalne albo, możemy pokazać, że wierzymy w to (wejście Ukrainy do NATO – MB) na dłuższą metę.
Tymczasem niewiele, przynajmniej na poziomie oficjalnym, w tej sprawie się do tej pory dzieje. Inny anonimowy dyplomata z Zachodu powiedział dziennikowi, że „nie możemy co prawda dać Ukrainie członkostwa teraz, ale jesteśmy w stanie działać na rzecz pogłębienia więzi”. Ale państwa europejskie są nawet niezdecydowane jeśli chodzi o kwestię, która mogłaby odegrać rolę środka zastępczego – jeśli nie jesteśmy bowiem w stanie nakreślić realistycznego scenariusza wejścia Kijowa do NATO, to przynajmniej zwiększmy pomoc wojskową do takiego stopnia aby Ukraina mogła bardziej polegać na własnych siłach i nie tylko wygrać wojnę ale również być w stanie zbudować na tyle liczącą się siłę wojskową aby działało odstraszanie Rosji. Wielu amerykańskich analityków doskonale ten dylemat rozumie argumentując nawet na rzecz dyslokacji wojsk państw NATO na Ukrainę już po wojnie, jeśli NATO nie byłoby w stanie objąć Kijowa swymi gwarancjami. Problemem jest postawa Europy, której liderzy obawiają się zarówno wprowadzenia Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego bo to miałoby być równoznaczne z zaangażowaniem w wojnę, ale również nie chcą zwiększyć dostaw sprzętu, bo w tym wypadku boją się rosyjskiej eskalacji, która też może skończyć się wojną.
Bliskość i współpraca
Andryi Sybiha, zastępca szefa administracji prezydenta Ukrainy powiedział „Financial Times”, że „chcemy na szczycie NATO uzyskać jakieś rezultaty. Nie interesuje nas potwierdzenie polityki otwartych drzwi Sojuszu”. Podobne stanowisko prezentował już w Warszawie prezydent Zełenski mówiąc, że „Ukraina będzie bezkompromisowa” w kwestii odzyskania całości swych terytoriów i dążeniu do członkostwa w NATO. To ostatnie sformułowanie warte jest uwagi, bo prezydent Duda powiedział również o „gwarancjach bezpieczeństwa” dla Ukrainy, o których miałby postanowić wileński szczyt, a nie o szybkim jej wejściu do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Nawiasem mówiąc Andrzej Duda deklarował też, że modelem docelowym relacji polsko – ukraińskich ma być taka bliskość i współpraca, iż formalnie istniejące granice państwowe „będą niezauważalne”. Komuś, kto jak ja, już przed niemal rokiem przywoływał model unii państwowej tego rodzaju deklaracje nie mogą nie być sympatyczne. Ale idźmy dalej. Agencja Interfax-Ukraina przywołuje też słowa prezydenta Dudy, który powiedział, że „dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa” jakie ma on nadzieje uzyskać dla Ukrainy na szczycie NATO w Wilnie będą wsparciem dla jej sił zbrojnych zmagających się z Moskalami. A zatem, jak można przypuszczać, zwycięża optyka kilku kroków. Nie ma co liczyć na daleko idące gwarancje bezpieczeństwa dla Kijowa już teraz. Takie których udzielenie mogłoby zarówno skokowo zwiększyć bezpieczeństwo Ukrainy w przyszłości a w związku z tym być może skłonić jej społeczeństwo i władze do szukania już teraz rozwiązania kompromisowego. Trzeba się będzie zadowolić mniej ambitnym planem, ale równolegle realizowana będzie polityka kontynuowania i być może zwiększania dostaw sprzętu wojskowego i amunicji. Ten dłuższy scenariusz jest z pewnością kosztowniejszy, bo wojna będzie trwała, i straty będą narastać, ale z punktu widzenia możliwości jego realizacji zapewne bezpieczniejszy i osiągalny. Przy czym bezpieczniejszy w dwóch wymiarach. Zarówno mając na względzie sytuację wewnętrzną na Ukrainie jak i wolno ewoluujące nastawienie sojuszników na Zachodzie, którzy obawiają się odważniejszych decyzji. Warto zwrócić uwagę na nastroje w ukraińskich elitach. W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z kilkoma wystąpieniami poświęcone temu zagadnieniu. Mam na myśli artykuły Wiktora Pinczuka ,oligarchy prywatnie zięcia byłego prezydenta Kuczmy, Serhia Prytuly , popularnego blogera, organizatora jednego z głównych ukraińskich funduszy zbiórkowych finansujących wysiłek wojenny, uznawanego przez niektórych obserwatorów za osobę publiczną, która jeśli zdecyduje się na karierę polityczną może zagrozić pozycji Zełenskiego oraz Pawło Klimkina, za czasów prezydenta Poroszenki, szefa ukraińskiego MSZ-u. Ich wystąpienia są do pewnego stopnia emblematyczne, pokazujące jak o swoim położeniu, ale co ważniejsze, przyszłości myślą przedstawiciele ukraińskiej elity w drugim roku wojny.
Pinczuk argumentuje, że wojna, którą Ukraina obecnie toczy jest w istocie walką o niepodległość, o jej utrzymanie. A to oznacza, że cele wojenne Kijowa są znacznie szersze niż wyłącznie pokonanie Rosjan i obejmują, bo jest to długoterminową gwarancją zdolności do obrony niepodległości, zakorzenienie Ukrainy w rodzinie narodów Zachodu, co musi oznaczać akcesję do Unii Europejskiej i przyjęcie do NATO. Ten radykalizm celów wzmacniany jest jeszcze przez Pinczuka twierdzenia, że członkostwo w obydwu tych instytucjach musi być osiągnięte przez Kijów „w momencie zakończenia wojny”. A zatem nie ma realnej perspektywy okresów przejściowych, stażu członkowskiego czy programu na rzecz członkostwa w NATO (MAP), należy maksymalnie skrócić, zredukować do zera czas pozostawania Ukrainy w innym niż NATO-wski systemie bezpieczeństwa. Ten radykalizm można zrozumieć, tym bardziej, że Pinczuk jest zwolennikiem szybkiej odbudowy Ukrainy ze zniszczeń wojennych co musi być połączone z głębokimi reformami instytucjonalnymi na wzór zachodni. Nie zrobi się tego bez ustanowienia bezpieczeństwa i możliwości skutecznej polityki odstraszania Rosji, która nie zrezygnuje z prób podporządkowania sobie Ukrainy i jest tylko kwestią czasu, kiedy będzie chciała i mogła, zacząć „dogrywkę”. Podobnie radykalne stanowisko prezentuje Prytula. Pisze on, że jedyną opcją zakończenia wojny jest zwycięstwo Ukrainy, nadzieje części polityków Zachodu na porozumienie z Putinem są złudne i „Ukraina będzie walczyć” nawet sama jeśli zostanie pozbawiona wsparcia wojskowego i finansowego ze strony państw sojuszniczych. Stanowisko Klimkina, lepiej jak można przypuszczać zorientowanego w rzeczywistych nastrojach w elitach przywódczych Zachodu jest nieco bardziej zniuansowane. I on nie widzi alternatywy dla członkostwa Ukrainy w NATO, ale dopuszcza okres przejściowy niezbędny zarówno dlatego, że „NATO się zmienia” jak i ze względu na koniczność przełamania blokad o charakterze politycznym. Jest on zadania, że jedynym formatem bezpieczeństwa dla Ukrainy, w okresie przejściowym, są gwarancje dwustronne udzielone Kijowowi przede wszystkim przez zachodnie mocarstwa nuklearne – Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Francję. Co ciekawe, były ukraiński minister spraw zagranicznych, będąc przekonanym, że w przyszłości sytuacja wokół Ukrainy i na Ukrainie nie będzie stabilna, opowiada się również za ewentualnymi rozmowami z Chinami. W jego opinii budować należy system bezpieczeństwa o większych ambicjach, w gruncie rzeczy stabilizujący sytuację w Europie i to, jego zdaniem przemawia za rozmowami z Pekinem, bez akceptacji którego nowe rozwiązania nie muszą mieć charakteru trwałego. A zatem, nawet jeśli Klimkin akceptuje „okres przejściowy” dla Ukrainy, to raczej postrzegając tę sytuację w kategoriach rozwiązania technicznego, docelowym bowiem modelem, który wymaga globalnego porozumienia jest nowy system bezpieczeństwa Europy, z udziałem Ukrainy, który przyjmie instytucjonalny kształt nowego, zreformowanego NATO. Mamy zatem dwa stanowiska całkowicie nierealistyczne, raczej obliczone nie na osiągnięcie deklarowanego celu jakim byłoby wejście Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego i jedno (Klimkina) w gruncie rzeczy niebezpieczne, bo zakładające udział Chin w modelu docelowym i nie mniej oderwane od rzeczywistości. Ukraińska opozycja ma w gruncie rzeczy komfort głoszenia najbardziej radykalnych i nierealistycznych postulatów, ale w drugim roku krwawej wojny polityka wszystko albo nic, nie jest chyba najlepszą opcją. Tym nie mniej tego rodzaju radykalizm wiąże ręce Zełenskiemu.
Znaleźliśmy się, mam na myśli zarówno Ukrainę jak i Polskę, w trudnej sytuacji strategicznej. Musimy realizować scenariusz małych kroków, stopniowego, mozolnego przesuwania granicy zarówno skali pomocy wojskowej jak i jednocześnie jesteśmy zmuszeni budować koalicję w kwestii gwarancji bezpieczeństwa i kształtu systemu powojennego. Jest to scenariusz trudny, przedłużająca się wojna jest zawsze ryzykowna i z pewnością kosztowna (przede wszystkim biorąc pod uwagę straty i zniszczenia), ale wydaje się, że nie ma innej drogi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/641431-polsko-ukrainska-strategia-zwyciestwa-wizyta-zelenskiego