Po wizycie Xi Jinpinga w Moskwie mamy do czynienia, w rosyjskich mediach, z szeregiem publikacji których autorami są eksperci ds. polityki międzynarodowej i w których zawarta jest nie tylko ocena skutków rozmów i zawartych porozumień, ale również, co z naszej perspektywy znacznie ciekawsze, formułowanych jest szereg postulatów jak winna wyglądać rosyjska strategia w najbliższych latach, a nawet dziesięcioleciach.
Zacznijmy od Aleksandra Dynkina, eksperta niezbyt w Polsce znanego, który kieruje Instytutem im. Primakowa i był jednym z głównych autorów rosyjskiej strategii negocjacyjnej na rozmowy w sprawie traktatu New START, oczywiście wówczas kiedy one trwały. Dynkin wystąpił na plenarnym posiedzeniu Rady Federacji, izby wyższej rosyjskiego parlamentu i przedstawił ocenę sytuacji geostrategicznej. Co powiedział? Dotychczasowy porządek globalny zawalił się 24 lutego, przede wszystkim dlatego, iż jak zauważył, Stany Zjednoczone nie chciały odejścia od ładu hegemonistycznego, a Rosja, o czym uprzedzała przez wiele lat, nie była gotowa akceptować relacji zwycięzca – pokonany. Mieliśmy w opinii Dynkina do czynienia w ostatnich kilkunastu latach z kursem kolizyjnym, którego istotą była chęć dominacji Ameryki, ale również niezgoda Rosji, zarówno jej elit jak i ludności, na pogodzenie się ze statusem państwa podporządkowującego się woli kolektywnego Zachodu. To w efekcie doprowadziło, bo musiało, do starcia na Ukrainie. W efekcie znaleźliśmy się w „okresie przejściowym”. Z punktu widzenia Rosji nie ma możliwości powrotu do poprzedniego modelu relacji bo obecnie oznaczałoby to zaakceptowanie porażki i zgodę na funkcjonowanie na gorszych niż przed wojną warunkach, ale nie można też poważnie twierdzić, iż idealny porządek pluralistyczny, wizja świata w którym istnieje wiele, w tym rosyjski, ośrodków siły, był bliski urzeczywistnieniu. A to właśnie uprawnia do mówienia o przejściowości obecnej epoki, przy czym wcale nie ma pewności czy korzystny dla Moskwy układ sił powstanie. Z pewnością nie stanie się to automatycznie, na mocy jakichś „praw historii”, Rosja będzie musiała się sporo natrudzić i dużo ryzykować aby urzeczywistnić korzystny z własnej perspektywy ład. W opinii Dynkina można już mówić o rysujących się tendencjach. Po pierwsze Zachód skonsolidował się wokół Ameryki, włączając do tego bloku również Japonię w Azji. Wyjątkiem są Węgry i Turcja, państwa, które próbują szukać własnej drogi między ścierającymi się rywalami (Rosja kontra Zachód). Między Moskwą a Pekinem, po wizycie Xi Jinpinga ukształtował się alians strategiczny, którego nie można mylić z sojuszem wojskowo – politycznym. W opinii rosyjskiego akademika Chiny, zważywszy na skalę powiązań gospodarczych z Zachodem nie zaryzykują zerwania, a taki efekt miałoby zacieśnienie relacji z Rosją do poziomu sojuszu wojskowego. Mamy zatem do czynienia z aliansem strategicznym a nie wojskowym. Na czym polega różnica? Otóż Dynkin jest zdania, że relacje Pekin – Zachód będą się zaostrzały, ale tempo tej zmiany może być inne niźli w przypadku stosunków Rosja – Zachód. To zaś oznacza, iż Chiny mogą nie chcieć tracić doraźnych korzyści w imię długotrwałego sojuszu militarnego z Moskwą. Rosja takie nastawienie musi uwzględnić w swojej polityce. Jest to tym ważniejsze, że rysuje się obecnie druga, ważna tendencja o charakterze globalnym. Państwa światowego południa nie chcą stać się stroną konfliktu Rosja – Zachód.
Polityka Indii
Jest to szczególnie wyraźnie widoczne w przypadku polityki Indii, których pozycja rośnie i w najbliższych latach będzie w wymiarze globalnym coraz większa. Przede wszystkim z powodu szybkiego rozwoju gospodarczego i demograficznego, Delhi będzie coraz ważniejszym graczem w globalnej rywalizacji o nowy układ sił. Te wyraźnie rysujące się zmiany Moskwa w swej długofalowej polityce winna, w opinii Dynkina, uwzględnić. Już w 2027 roku PKB Indii, w opinii rosyjskiego eksperta, może być większe niż Japonii i Niemiec, co jeszcze wzmocni ich geostrategiczną pozycję. Trzeba zatem, proponuje, aby Moskwa zaczęła myśleć nie w kategoriach osi politycznych na linii Wschód – Zachód, ale zupełnie inaczej, w układzie Północ – Południe. Nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o orientację na relacje z Indiami, ale również z Turcją czy państwami Bliskiego Wschodu. Tego rodzaju reorientacja, zmienia w zasadniczy sposób rosyjską geografię strategiczną i musi też zmienić politykę Moskwy w najbliższych latach. Relacje z Zachodem będą złe, stan wojny o różnych poziomach intensywności utrzyma się przez kilka, kilkanaście lat, a to oznacza potrzebę koncentrowania się na nowych powiązaniach gospodarczych, budowaniu nowych kanałów komunikacji, bo bez nich może być Rosji trudno przetrwać ten czas. Jest oczywiste, choć Dynkin tego nie powiedział wprost, że podkreślanie wagi relacji z Indiami, po wizycie Xi Jinpinga w Moskwie, ma być receptą na niebezpieczeństwo popadnięcia Rosji w sytuację państwa uzależnionego od Chin, junior partnera. To właśnie rozbudowa stosunków z Delhi, z Ankarą czy stolicami państw arabskich ma dać Rosji możliwość manewrowania i równoważenia rosnącej potęgi Chin.
W podobnym duchu, choć traktując o czym innym, pisze też Iwan Timofiejew, jeden z głównych rosyjskich specjalistów w zakresie sankcji, ekspert Klubu Wałdajskiego. On z kolei zastanawia się kto dla Rosji może stać się „czarnym rycerzem”, czyli państwem dzięki polityce którego Moskwa będzie w stanie przełamać ograniczenia sankcyjne wprowadzone przez Zachód, co zwłaszcza w związku z importem inwestycyjnym ma fundamentalne znaczenie rozwojowe. Jak zauważył rosyjski ekspert „skala sankcji po lutym 2022 roku wyraźnie przekroczyła najczarniejsze oczekiwania. Z marszu trzeba było podjąć wiele działań. Były nimi zarówno import równoległy jak i koncesje dla biznesu oraz szybkie poszukiwanie nowych rynków i dostawców. Najważniejszą rolę w dostosowaniu się do sankcji odegrał sam biznes. Stosunki z zaprzyjaźnionymi krajami pomogły w adaptacji, ale każdy przypadek miał swoje ograniczenia i specyfikę.” Największe znaczenie miała w ciągu ostatnich 12 miesięcy dla Rosji polityka Chin. Dzięki niej Moskwa mogła zarówno reorientować znaczną część swego eksportu jak i uzupełniać braki towarów konsumpcyjnych i inwestycyjnych będących skutkami ograniczeń ze strony Zachodu. Stąd wzrost znaczenia chińskiej waluty w rosyjskich obrotach towarowych, choć zdaniem Timofiejewa trudno zakładać aby yuan był w stanie całkowicie zastąpić dolar i euro. Są też inne ograniczenia, przede wszystkim wynikające z faktu, że firmy i rząd chiński obawiając się wtórnych sankcji ze strony Zachodu nie ryzykował i nie będzie chciał najprawdopodobniej ryzykować w przyszłości konfrontacji. A to oznacza, że „na razie Chiny nie są gotowe, by otwarcie działać jako „czarny rycerz”, rzucając wyzwanie organom regulacyjnym w USA, UE i innych zachodnich jurysdykcjach.” Podobnie Timofiejew ocenia politykę innych partnerów handlowych Rosji. Chodzi o Indie i o Turcję. Obydwa kraje bardzo ważne umożliwiają bowiem Moskwie dywersyfikację eksportu (obroty z Indiami wzrosły trzykrotnie) i obchodzenie, w efekcie importu paralelnego, międzynarodowych sankcji, ale z pewnością nie będą one „czarnymi rycerzami”.
Ograniczenia sankcyjne
Nie rzucą wyzwania Zachodowi, nie zaryzykują własnych interesów po to aby demontować ograniczenia sankcyjne. Właściwie jedynym krajem, zdaniem Timofiejewa, który jest skłonny odegrać taką rolę, jest Iran, który również sam od dziesięcioleci zmaga się z sankcjami. To zaś, jak argumentuje, oznacza, że kierunek północ – południe będzie z rosyjskiej perspektywy kluczowym. Handel z Chinami, z Turcją czy z Indiami będzie się rozwijać, ale strategicznie ważnymi będą relacje na linii Moskwa – Teheran. Tu będzie można zbudować partnerstwo, dzięki zakorzenieniu się w Iranie otwiera się też droga Rosji na Ocean Indyjski, co wspierać będzie reorientację na Azję. Innymi słowy, w wymiarze geostrategicznym Rosja, nie rezygnując z pragmatycznie motywowanej współpracy z innymi dużymi graczami azjatyckimi winna strategicznie postawić na Iran, który znajdując się w podobnej sytuacji nie ma nic do stracenia i dlatego będzie lojalnym i godnym zaufania partnerem Moskwy.
Ale to otwiera nowe kwestie, którymi zajął się w swym artykule Timofiej Bardaczow, jeden z dyrektorów programowych Klubu Wałdajskiego. Analizuje on kwestię relacji sojuszniczych wielkich mocarstw – Stanów Zjednoczonych, Chin i Rosji, bo ją również rosyjski ekspert zalicza do tego grona. Z pewnością, jak zauważa, najbardziej rozbudowany i najlepiej obsługujący interesy geostrategiczne system sojuszniczy zbudowała Ameryka. „Stany Zjednoczone – pisze Bardaczow - z pewnością znacznie wyprzedzają swoich przeciwników – Rosję i Chiny. W ciągu ostatnich dziesięcioleci Ameryce udało się nawiązać formalne stosunki sojusznicze z ponad ¼ krajów świata. Ten system powiązań pozwala Stanom Zjednoczonym na pewne panowanie nad sytuacją na swoich peryferiach oraz w Europie, gdzie opierają się one na pozycji czołowych mocarstw regionalnych, a także na utrzymanie znaczących wpływów w Azji, gdzie znajdują się dwa duże i rozwinięte kraje – Japonia i Korea Południowa – służące jako miejsce stacjonowania armii amerykańskiej, a szereg małych państw orientuje się Waszyngtonem w sprawach ich polityki bezpieczeństwa.” Rosja, mam mniej, argumentuje Bardaczow rozbudowaną sieć sojuszniczą, która z formalnego punktu widzenia, ogranicza się niemal wyłącznie do państw wywodzących się z byłego ZSRR. Chiny w ogóle uprawiają politykę międzynarodową nie zawiązując trwałych relacji sojuszniczych. W ich przypadku trudno zatem mówić o tradycyjnie rozumianym systemie sojuszniczym, raczej w grę wchodzą pragmatyczne relacje handlowe. W ostatnich miesiącach dwa systemy sojusznicze, o których pisze Bardaczow, podlegały ewolucji. Amerykański w stronę zacieśnienia, dyscyplinowania partnerów chcących uprawiać wcześniej nadmiernie samodzielną politykę. Nawet duże państwa amerykańskiego systemu sojuszniczego, w rodzaju Niemiec i Francji, są twardą ręką dyscyplinowane, co w efekcie doprowadziło do zmiany ich polityki wobec Rosji, nawet jeśli obecny jej kształt nie przynosi tym stolicom zysków a jedynie straty. Bardaczow jest też przekonany, że „ w ciągu ostatniego roku mieliśmy wiele okazji, aby upewnić się, że Stany Zjednoczone mogą wykorzystać wszystkie zasoby, jakie zapewniają im stosunki „sojusznicze”. Przejawia się to w ramach działalności organizacji międzynarodowych – blokowa dyscyplina Zachodu pozwoliła wyrządzić Rosji znaczne szkody, a także zbudować infrastrukturę nacisku ekonomicznego na Moskwę. I nieważne, że wszystko to zostało osiągnięte, z nielicznymi wyjątkami, jak Polska czy Wielka Brytania, bez uwzględnienia interesów „sojuszników”, a nawet ze szkodą dla ich interesów.” A zatem w ramach amerykańskiego systemu sojuszniczego kształtują się nowe, korzystne prócz Ameryki, również dla Polski i Wielkiej Brytanii, relacje, ale jak można ocenić funkcjonalność systemu sojuszniczego, który zbudowała Rosja? Nie najlepiej. Właściwie prócz Białorusi, inne państwa dystansowały się od Moskwy, szukały trzeciej drogi, nie chciały angażować się po stronie swego partnera. „Żadne z państw sojuszniczych, z wyjątkiem Białorusi, nie jest w żaden sposób zaangażowane w konflikt między Rosją a Zachodem. – argumentuje rosyjski ekspert - Co więcej, na poziomie retorycznym część sojuszników Rosji podkreśla dystans wobec Moskwy i zamiar podążania za wskazówkami ze Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej. (…) A w przypadku Armenii, na przykład, zachowanie sojusznika budzi, zdaniem niektórych obserwatorów, nowe obawy Rosji, których wolałaby uniknąć.” Taka ocena relacji w ramach rosyjskiego systemu sojuszniczego (ODKB, Unia Euroazjatycka) skłania Bardaczowa do sformułowania tezy, iż w przyszłości Rosja będzie musiała zacząć grać twardo w relacjach z państwami przestrzeni postsowieckiej, po to aby lepiej egzekwować swoje interesy. Rosja ma bowiem powody, argumentuje, szczególnie jeśliby za wzór brać relacje Ameryki z jej sojusznikami, do niezadowolenia, a nawet można mówić o narastających obawach. Jest to tym istotniejsze, że zarówno na Kaukazie Południowym jak i w Azji Środkowej będziemy w najbliższym czasie, deklaruje, obserwować narastanie presji ze strony Zachodu. Jest to nieuchronne, bo kontrola tej przestrzeni, lub choćby doprowadzenie do destabilizacji sytuacji w państwach regionu, jest postrzegane w Waszyngtonie w kategoriach skutecznego narzędzia ograniczania rosyjskich możliwości i zwiększania presji na Chiny. Więcej uwagi rosyjskiej polityce wobec Azji Środkowej i Kaukazu Południowego Bardaczow poświęca w innym swym wystąpieniu. Pisze on, że „Rzeczywistość jest taka, że na swoich zachodnich granicach Rosja będzie miała do czynienia z niebezpieczną i niestabilną sytuacją w ciągu najbliższych kilku dekad, z ciągłym zagrożeniem militarnym. Przeciwnie, w porównaniu z Zachodem sytuacja na południu nie powinna budzić poważnego niepokoju Moskwy.
Relacje Moskwy
Przyjaźń z Chinami, partnerstwo z Iranem i relacje biznesowe z Turcją, a także wolny od obcej obecności Afganistan mogą być gwarancją, że związane z nimi regiony WNP (Wspólnota Niepodległych Państw, kraje obszaru postsowieckiego – MB) nie okażą się nadmiernym zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa w perspektywie średnioterminowej.” Obiektywnie zatem, z punktu widzenia długofalowych interesów Rosji, ale przede wszystkim możliwości równoważenia negatywów napięć na Zachodzie znaczenie w polityce Moskwy zyskiwać będzie „kierunek południowy”. To tamtędy przebiegać będą główne dla rosyjskiego handlu szlaki, tamten kierunek będzie równoważył blokadę na zachodzie. A jaką politykę do tej pory Moskwa uprawiała w Azji Środkowej i na Południowym Kaukazie pyta Bardaczow? W zasadniczym swym kształcie inercyjną, była obecna, zarówno wojskowo jak i gospodarczo, ale niewiele oczekiwała w zamian, nie budowała aktywnego sojuszu, nie zmuszała państw – partnerów z obszaru postsowieckiego do inwestowania we wspólny alians, a nawet umożliwiała im balansowanie, grę na różne ośrodki siły. „Nie ulega wątpliwości – argumentuje Bardaczow - że Zakaukazie czy Azja Centralna nie mogą i nie staną się terytorialnym zapleczem dla działań wrogich Rosji. Utrudnia to ich położenie geopolityczne. Jednak nawet jeśli potencjalne wyzwania i zagrożenia płynące z Południa nigdy nie będą miały takiej skali jak te płynące z Zachodu, jako takie nie przestaną istnieć. Tymczasem widzimy, że liczba warunków koniecznych do tego, aby wpływy Moskwy na Zakaukaziu i w Azji Środkowej przekształciły się z „aktywów” w „pasywa” narodowej polityki zagranicznej, tylko wzrasta. Powodem jest to, że obecność wojskowa nie jest poparta przekonującymi działaniami politycznymi.” Innymi słowy, Rosja zablokowana na Zachodzie i zwracająca swą uwagę na Azję będzie musiała aktywniej zabiegać o swoje interesy w Azji Środkowej i na Kaukazie Południowym. Jeśli na tych kierunkach jej polityka poniesie porażkę, to możliwości budowania alternatywnych związków z Iranem (kluczem jest tutaj Armenia), czy z Indiami (dodatkowo w grę wchodzą państwa Azji Środkowej i Afganistan) po to aby równoważyć potęgę Chin, zakończą się niepowodzeniem. A wówczas rosyjska reorientacja na państwa azjatyckie w obliczu zaostrzenia polityki Japonii i Korei Płd. sprowadzi się wyłącznie do reorientacji na Chiny, co Pekin bezlitośnie wykorzysta przekształcając Rosję w swe ubogie i eksploatowane zaplecze surowcowe. Bardaczow nie pisze tego wprost, ale takie oczywiste wnioski wypływają z jego nawoływań do aktywniejszej polityki w państwach postsowieckich znajdujących się na południe od Rosji. Bardaczow jest przekonany, że Zachód zwiększy swoje zainteresowanie państwami regionu, z jego perspektywy jest to bowiem jeden z kluczowych obszarów którego opanowanie warunkuje powstrzymywanie Chin, blokowanie możliwości Pekinu w Europie. A zatem możliwy jest też taktyczny sojusz. Rosyjski ekspert jest przekonany, że wzrost znaczenia dla Zachodu państw postsowieckich położonych na południe od rosyjskich granic, które jak Armenia lub Kazachstan odgrywają kluczowe znaczenie jeśli chodzi o linie komunikacyjne Rosja – Iran, Rosja – Indie czy kaspijskie projekty Chin, może oznaczać „eksport rewolucji” czy ich destabilizację wewnętrzną. A to oznacza, jak konkluduje, że „w obecnych warunkach Rosja nie powinna ograniczać swojej obecności w krajach „południowego pasa” WNP, a wręcz przeciwnie – zwiększać ją. Militarne gwarancje bezpieczeństwa muszą być poparte bardziej energicznym dialogiem politycznym i w pewnym sensie nawet łagodną ingerencją w sprawy sąsiadów.” Jeśli Rosja nie zacznie aktywniej angażować się na tym kierunku już teraz, to w nieodległej przyszłości, wieszczy Bardaczow, przyjdzie jej za dzisiejsze zaniedbania „zapłacić własnymi zasobami ludzkimi”, co oznacza już konieczność bezpośredniego zaangażowania militarnego.
A zatem „zamrożenie” relacji z Zachodem, co będzie miało i tak miejsce niezależnie od tego jakim rezultatem zakończy się starcie na Ukrainie oznacza, zdaniem rosyjskich ekspertów otworzenie nowych obszarów starcia – na południu od rosyjskich granic. Federacja odcięta od dotychczasowych kanałów handlu i komunikacji, będzie musiała gwarantować sobie południowe linie zaopatrzenia. W przeciwnym razie będzie musiała godzić się na warunki chińskie, państwa, które choć przyjazne, nie poświęci dla dobra Rosji swoich korzyści. A zatem nowy układ geostrategiczny, jeśli ma się ziścić, zakłada wzrost rosyjskiej presji na południe. Trzeba zacząć się do tej perspektywy przygotowywać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/640988-zwrot-w-strone-poludnia-elementem-rosyjskiej-strategii