Ma 24 lata, parę miesięcy temu był jeszcze na froncie. W wyniku wybuchu miny został ciężko ranny i lekarze musieli amputować mu oczy. Nie poddał się, teraz przygotowuje się do eksperymentalnej operacji, która ma częściowo przywrócić mu wzrok. PAP.PL rozmawia z żołnierzem ukraińskiej armii Władysławem „Samurajem” Jeszczenko.
„To cud, że żyję”
Władysław walczy nie tylko o swoje zdrowie. W styczniu założył fundację, która będzie pomagać w transferze do Ukrainy nowoczesnych technologii przywracania wzroku.
Trwa wojna. Przypadków takich jak mój jest wiele, dlatego założyłem fundację
— mówi.
Został ranny w sierpniu zeszłego roku.
Bardzo dobrze pamiętam ten dzień, to był 9 sierpnia. Dostaliśmy informację o zaminowanym przez wroga terenie. Naszym zadaniem było zdetonowanie ładunków. Jedna z min uległa samodetonacji. Eksplozja spowodowała, że wybuchły pozostałe 84 ładunki. Wszystkie były rozrzucone bardzo blisko siebie. To cud, że żyję
— wspomina żołnierz.
Miny, które okaleczyły Władysława, to tzw. miny motylkowe. Żołnierz wyjaśnia, że Rosjanie często zrzucają je z samolotów na tereny zamieszkane przez cywilów.
CZYTAJ TAKŻE:
Działania lekarzy
Ze śpiączki wybudził się dopiero dziesięć dni później. Nie wiedział, gdzie jest ani co się stało. Stracił wzrok i prawie całkowicie słuch. Nie był w stanie mówić. Porozumiewał się, pisząc na kartce papieru. Odpowiedzi trzeba było wykrzykiwać mu do ucha. Ogień poparzył mu całą twarz i drogi oddechowe.
Po kilku godzinach dotarło do mnie, co się stało. Lekarze poinformowali mnie, że musieli usunąć mi oczy, bo bali się, że rozwinie się sepsa. Ledwo słyszałem, ale ta informacja dotarła do mnie z całą mocą
— wspomina.
Waleria, narzeczona Władysława, o tragedii dowiedziała się od jego kolegi z armii. Informacje dotyczące miejsca leczenia żołnierzy są objęte tajemnicą wojskową, więc dziewczyna przez kilka dni nie wiedziała, czy jej ukochany żyje.
Udało mi się ustalić, że jest w Kijowie. Kiedy weszłam na OIOM i go zobaczyłam, zaczęłam płakać. Ulżyło mi, bo żył, oddychał i mogłam złapać go za rękę
— opowiada.
Pierwsze miesiące po urazie Jeszczenko spędził w szpitalu. Sam nie wie, ile operacji przeszedł w sumie.
Kiedy byłem w śpiączce, było ich co najmniej dziesięć. Potem przestałem już liczyć
— wspomina. Z twarzy żołnierza usunięto ponad trzydzieści odłamków. Lekarzom udało się częściowo przywrócić mu słuch, węch i wyleczyć uszkodzone płuca. Na co dzień Jeszczenko korzysta z ceramicznych protez gałek ocznych.
Noszę je tylko dla estetyki, nie chcę nikogo przerazić
— wyjaśnia.
„Zrobiłbym to jeszcze raz”
Choć zmagał się z nieludzkim bólem, nigdy nie żałował decyzji o wstąpieniu do armii.
Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że nie warto było bronić ojczyzny i mojej rodziny. Mam duszę i serce niezłomnego Ukraińca. Tacy się rodzimy, nie mogło być inaczej. Zrobiłbym to jeszcze raz
— podkreśla.
„Tam była tylko śmierć”
Władysław służył w wojskach inżynieryjno-saperskich. Głównym zadaniem jego oddziału było rozminowywanie obszarów zamieszkanych przez cywilów i zaminowywanie terenów, przez które mógł nadejść wróg.
Jego oddział działał w Donbasie. O swoich przeżyciach żołnierz opowiada niechętnie.
Tam była tylko śmierć. Śmierć moich braci, śmierć cywilów… to było wszystko, co widziałem
— mówi.
Jedno z ostatnich wspomnień Władysława to atak rakietowy na główny bazar w Słowiańsku. Tego dnia targowisko było pełne cywilów.
Zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, na bazar spadły bomby
— opowiada.
Władysław był też świadkiem ataku rakietowego na dworzec w Kramatorsku.
Chciałbym mieć inne wspomnienia. Chciałbym pamiętać rodzinę, śmiech dzieci… Ale pamiętam tylko śmierć
— mówi.
Ostatnie miesiące w armii Władysław spędził w okolicach Bachmutu. Nie wie, ilu żołnierzy z jego jednostki zginęło, ale wspomina, że „codziennie ktoś odchodził”.
Nie sprowokowaliśmy zła, które do nas przyszło. Musimy się bronić, przelewać krew za naszą ziemię i bronić jej do ostatniego tchu
— podkreśla.
Pytany o to, jaką wiadomość chciałby przesłać ukraińskim żołnierzom walczącym obecnie na froncie, odpowiedział:
Niestety, nie mam w tej chwili możliwości walki ramię w ramię z moimi braćmi. Ale chcę, by mój przykład służył wszystkim: nawet w sytuacji, w której się znalazłem, nie poddałem się. To jest nasz ukraiński duch walki. A zwycięstwo jest bardzo blisko. Wiele już dla niego zrobiliśmy, jeszcze więcej dla niego poświęciliśmy. Jesteśmy o krok od celu.
Eksperymentalne leczenie
Obecnie Władysław przygotowuje się do eksperymentalnego leczenia mającego częściowo przywrócić mu wzrok. Metoda polega na wprowadzeniu do mózgu płytki z 96 elektrodami. Każda płytka ma 1,5 milimetra długości i 80 mikronów średnicy. Jak wyjaśniają badacze, elektrody są wielkości neuronów, z którymi mają się połączyć. System uzupełnia sztuczna siatkówka, czyli procesor obrazu przypominający te używane w aparatach fotograficznych, który umieszczony jest w konwencjonalnej parze okularów. Głównym celem operacji jest zastąpienie bodźca optycznego elektrycznym.
Osoby, które dotychczas przeszły leczenie, potwierdzają jego skuteczność.
Uczestnicy programu mówią, że widzą na odległość około 2 metrów. Obraz opisują jako zbiór kropek tworzący dany obiekt. Innymi słowy, to wzrok, z którego trzeba nauczyć się korzystać
— mówi Władysław. Leczenie dostępne jest dla chorych tylko w kilku miejscach na świecie. Jednym z nich jest Alicante w Hiszpanii. Klinika zgodziła się prowadzić leczenie Władysława nieodpłatnie.
Poparzenia twarzy skutkujące częściową lub całkowitą utratą wzroku są jednymi z częstszych obrażeń wojennych. To właśnie dlatego Władysław ze swoim przyjacielem Artemem zdecydowali się na stworzenie fundacji „Zobaczymy zwycięstwo”. Głównym jej celem jest sprowadzenie do Ukrainy technologii pozwalającej przeprowadzać operacje przywracające wzrok.
Choć żyję w całkowitej ciemności, moje życie jest teraz barwne. Mam ogromne wsparcie od rodziny, przyjaciół i całej Ukrainy. Cały czas walczę o zdrowie, a słowa wsparcia płynące z całego kraju zainspirowały mnie do stworzenia fundacji
— wyjaśnia.
Waleria i Władysław obecnie planują ślub. Chcą pobrać się w Kijowie.
„Ludzie mówili mi, że jestem młoda i jeśli zostanę z Władysławem, zniszczę sobie życie. Ale mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby go zostawić. Jestem silna i wiem, że razem poradzimy sobie ze wszystkim
— podkreśla dziewczyna.
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/640718-ukrainski-zolnierz-o-piekle-donbasu-tam-byla-tylko-smierc