Władimir Putin w rozmowie z dziennikarzem kanału Rosja-24 powiedział, że Rosja może dyslokować na Białoruś swe ładunki jądrowe o charakterze taktycznym, bowiem już 1 lipca tego roku ma zakończyć się budowa specjalnych magazynów w których składowane mogą być ładunki jądrowe. Jednocześnie rosyjski prezydent przypomniał, że Moskwa przekazała Białorusi systemy Iskander, które jak wiadomo mogą przenosić broń jądrową a także inne systemy podwójnego przeznaczenia. 3 kwietnia rozpoczyna się szkolenie białoruskiej obsługi tych wyrzutni rakietowych, a to wszystko, razem wzięte oznacza, że całe przedsięwzięcie jest bliskie finalizacji.
Słowa Putina mają znaczenie zarówno dla geostrategicznej sytuacji w regionie, jak i dla relacji Zachód – Rosja, warto w związku z tymi deklaracjami poświęcić problemowi nieco więcej uwagi. Tym bardziej, że we wspólnej, podpisanej niedawno w Moskwie przez Putina i Xi Jinpinga deklaracji, znalazł się niezwykle ważny, moim zdaniem zapis dotyczący kwestii jądrowych. Przywódcy Rosji i Chin podpisali się pod słowami:
Na tle degradacji stosunków między mocarstwami jądrowymi działania zmierzające do ograniczenia zagrożeń strategicznych powinny być organicznie zintegrowane z całościowymi wysiłkami na rzecz zmniejszania napięć między państwami, tworzenia bardziej konstruktywnych relacji i minimalizowania przyczyn powstawania sprzeczności w dziedzinie bezpieczeństwa. Żadnemu mocarstwu jądrowemu nie wolno umieszczać broni jądrowej poza terytoriami swoich państw i muszą wycofać wszelką broń jądrową stacjonującą za granicą. (rozdział VII deklaracji).
Żądania Pekinu i Moskwy
W przytoczonym zapisie ważne jest co najmniej kilka spraw. Po pierwsze Pekin i Moskwa domagają się od Stanów Zjednoczonych, aby te wycofały swoją broń jądrową z Europy. Nie trzeba udowadniać, bo jest to oczywiste, że zwinięcie amerykańskiego parasola nuklearnego nad naszym kontynentem będzie miało fundamentalne następstwa geostrategiczne. Po drugie zapis ten umieszczono w szerszym kontekście, na który też warto zwrócić uwagę. Przytoczony fragment poprzedzają zdania o tym, że zarówno Chiny jak i Rosja „podkreślają wagę wspólnej deklaracji” 5 państw mocarstw jądrowych „o niedopuszczalności wyścigu zbrojeń nuklearnych” i „proliferacji broni jądrowej”. Dalej następuje sformułowanie „o niedopuszczalności wojny jądrowej” i wezwanie do wywiązania się „w praktyce” z przyjętych zobowiązań w zakresie „skutecznego ograniczania ryzyka wojny nuklearnej i wszelkich konfliktów zbrojnych między państwami posiadającymi broń nuklearną.” Niektórzy komentatorzy na Zachodzie te właśnie zapisy odczytali w kategoriach oddalenia ryzyka konfliktu nuklearnego na Ukrainie, co skłoniło ich do formułowania tezy o istniejącym de facto porozumieniu między Pekinem a Waszyngtonem w tej kwestii. Nie można oczywiście tego wykluczyć, ale kontekst pozwala też na inną interpretację. Otóż mamy w tym wypadku w gruncie rzeczy z potwierdzeniem tradycyjnego stanowiska rosyjskiej dyplomacji argumentującej, że zarówno amerykański program Nuclear Sharing, jak i budowa instalacji w których znajdują się systemy o podwójnym przeznaczeniu (np. Redzikowo koło Słupska) są w istocie złamaniem porozumień o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. A zatem jeśli wzywa się do wypełnienia postanowień traktatu, to pierwszy krok winien zostać uczyniony przez państwo, w tym wypadku Stany Zjednoczone, które w interpretacji rosyjskiej, a teraz już rosyjsko – chińskiej, złamało te zapisy. Sprawa została podjęta zapewne również i dlatego, że w Moskwie i Pekinie porozumienie AUKUS jest interpretowane w podobny sposób. A zatem jeśli istnieje zagrożenie wyścigiem ilościowym w zakresie broni jądrowej, to źródłem tego jest, w świetle tej interpretacji, polityka Waszyngtonu, a nie kroki podejmowane przez Rosję czy Chiny. W tej sytuacji słowa Putina o tym, że Moskwa „może” dyslokować swą broń jądrową na Białoruś trzeba odczytać jako element presji, innym było częściowe wycofanie się Rosji z traktatu New START, która wywierana jest na Stany Zjednoczone, aby te zmniejszyły swoje nuklearne zaangażowanie w Europie. Pytaniem zasadniczym jest to, dlaczego akurat teraz Kreml zdecydował się na tego rodzaju ruch. Odpowiedź znajdziemy w ostatnim artykule Stevena Pifera, w przeszłości pracownika Departamentu Stanu odpowiadającego za kwestie rozbrojenia obecnie senior fellow w Brookings, wielkim liberalnym think tanku. Otóż przypomina on, iż Putin podejmując decyzję o wyjściu Rosji z traktatu New START, ograniczył się do kwestii związanych z polityką wzajemnego informowania się stron o własnym potencjale nuklearnym deklarując zarazem przestrzeganie przez Moskwę nałożonych ograniczeń ilościowych. Następnego dnia po deklaracjach Putina, wiceminister spraw zagranicznych Sergiej Riabkow potwierdził stosowanie się Rosji do zapisów traktatowych na temat limitów liczby głowic i środków przenoszenia.
Tylko, że zdaniem przedstawicieli Departamentu Stanu z formalnego punktu widzenia nie można „częściowo” wyjść z umowy New START. Moskwa co prawda nie dzieli się już z Ameryką informacjami, ani nie wpuszcza inspekcji drugiej strony, ale Waszyngton nie przyjmuje tego do wiadomości i nadal, jednostronnie, przekazuje przewidziane traktatem noty do Moskwy. Pifer pisze nawet, że tego rodzaju praktyka powinna być utrzymana przez 6 do 9 miesięcy, bo sam traktat New START jest korzystny dla Stanów Zjednoczonych, a utrzymywanie, nawet jeśli jednostronne, przesyłania informacji być może skłoni Rosję do powrotu do zapisów umowy. Pifer proponuje kontynuowanie tej praktyki pisząc, że „administracja powinna zadeklarować, że przez ograniczony okres – powiedzmy od sześciu do dziewięciu miesięcy lub do końca 2023 r. – Stany Zjednoczone będą nadal dostarczać dane i powiadomienia wymagane przez New START. Jeśli jednak Rosja nie wróci do pełnego wypełniania (postanowień New START – MB) do końca tego okresu, Stany Zjednoczone powinny rozważyć zaprzestanie jednostronnego przekazywania danych i powiadomień. W takim przypadku, gdyby urzędnicy amerykańscy doszli do wniosku, że dzielenie się pewnymi informacjami z Moskwą może pomóc zmniejszyć ryzyko strategicznej błędnej kalkulacji, mogliby oni nadal przekazywać takie informacje, ale poza Nowym START.” Wydaje się jednak, że wbrew nadziejom przedstawicieli Waszyngtonu Moskwa tego rodzaju praktykę (jednostronne kontynuowanie wysyłania notyfikacji) odebrała w kategoriach słabości, skłonności do ustępstw i w typowy dla siebie sposób zdecydowała się zwiększyć presję podnosząc stawkę. Deklaracje Putina w sprawie broni jądrowej na Białorusi dlatego są warunkowe, że stanowią w rozumieniu Rosjan coś w rodzaju „zaproszenia” dla Waszyngtonu do rozmów, tylko, że warunkiem zaniechania deklarowanych działań ze strony Moskwy miałaby być redukcja amerykańskiej obecności jądrowej w Europie. To raczej nie nastąpi, co oznacza, że Putin zrealizuje swe groźby i w związku z tym będziemy mieć do czynienia już niedługo z nową sytuacją bezpieczeństwa w regionie. Rozpatrzmy też tę kwestię. Ma ona wymiar zarówno symboliczny jak i realny. Białoruscy komentatorzy zwracają uwagę na fakt, iż faktyczna samodzielna droga kraju zaczęła się od rezygnacji z potencjału jądrowego z czasów ZSRR. A zatem jeśli teraz wracają ładunki atomowe, to wraca też Imprium, co symbolicznie potwierdza zmianę statusu Mińska. Inni analitycy, już jakoś czas temu zauważyli, że na początku lutego Szojgu zapowiedział budowę, z udziałem firm z Białorusi (np. koncernu Peleng) satelitarnego systemu zbierania danych na temat sytuacji atmosferycznej i obserwacji w czasie rzeczywistym powierzchni ziemi.
Doświadczenia wyniesione z wojny na Ukrainie
Przyczyną podjęcia decyzji tego rodzaju są doświadczenia wyniesione z wojny na Ukrainie, bo oczywistym jest to, że świadomość sytuacyjna i zdolność do modelowania pola walki ma coraz większe znaczenie. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że stwierdzenia rosyjskiego ministra obrony oznaczają włączenie Białorusi w system rosyjskiego planowania operacyjnego na wypadek wojny, a to równa się traktowaniu obszarów państwa związkowego z wojskowego punktu widzenia w kategoriach całości. Równolegle następuje też rozwinięcie regionalnego rosyjsko – białoruskiego zgrupowania wojskowego. W świetle ocen tamtejszych analityków wojskowych Rosjanie dyslokowali na Białoruś już obecnie ok. 9 tys. żołnierzy i oficerów, ale zwraca się też uwagę na fakt, że zawarte porozumienia w tej sprawie, jak w grudniu powiedział mediom Aleksandr Wolfowicz, nie wprowadzają limitów liczebności dla regionalnego zgrupowania wojskowego. Nieco wcześniej Wiktar Chrenin, minister obrony Białorusi, mówił, że dyslokowane siły nie są w pełni rozwinięte, mają charakter szkieletowy, co umożliwi w razie potrzeby, ich szybką rozbudowę. A zatem 9 tys. żołnierzy to dopiero początek, może zapaść decyzja o wzroście ich liczby i przekształceniu zgrupowania w korpus uderzeniowy. Wolfowicz mówił też, że decyzja została podjęta „w związku z zagrożeniem ze strony Polski” a obserwatorzy zwracają uwagę na fakt, że jeśli chodzi o rosyjskie jednostki dyslokowane na Białoruś to rekrutują się one głównie z Zachodniego Okręgu Wojskowego i z Floty Bałtyckiej, co ma być czytelnym sygnałem, iż zgrupowanie budowane jest nie po to aby zagrozić Ukrainie ale przede wszystkim Państwom Bałtyckim i niewykluczone, że Polsce. Najgroźniejszym momentem, w świetle tych interpretacji, może być jesień, kiedy zaplanowane są manewry Tarcza Sojuszu i Zapad, kiedy może nastąpić rozwinięcie wspólnego zgrupowania.
Ostatnie deklaracje Putina wskazują też na to, że w związku z planami dyslokowania ładunków jądrowych nastąpi też odpowiednio silny wzrost liczebności rosyjskiego kontyngentu wojskowego stacjonującego na Białorusi, co niewątpliwie trzeba uznać za jeden z kroków, mających w konsekwencji doprowadzić do „połknięcia” przez Federację tego kraju. Aleksandr Klaskouski, białoruski politolog, jest też zdania, z czym trudno się nie zgodzić, iż ewentualna dyslokacja rosyjskich głowic jądrowych czyni bardziej a nie mniej prawdopodobnym scenariusz wojskowej interwencji jeśli naród zdecydowałby się powstać i obalić Łukaszenkę.
Walery Sachaszczik, odpowiadający w „rządzie przejściowym” Pawła Łatuszki za kwestie bezpieczeństwa powiedział mediom, że „musimy spowodować aby wojskom rosyjskim na Białorusi było bardzo niewygodnie” i zapowiedział większa akcję, niż niedawno przeprowadzony przez partyzantów atak na lotnisko wojskowe Maciuliszcze pod Mińskiem. A zatem sytuacja może w najbliższym czasie eskalować i na taki rozwój wydarzeń przygotowują się też władze. Należałoby zastanowić się, czy tego rodzaju scenariusz nie jest na rękę Moskwie (zagrożony Łukaszenka będzie zacieśniał związki z Rosją) co oznaczałoby, że deklaracje Putina zgłoszone Dzień Woli, święto niepodległej Białorusi, obchodzone przez opozycję, nieprzypadkowo zbiegają się w czasie. Tego rodzaju interpretacja jest tym bardziej przekonująca, że nie ma dowodów na to, jak argumentują zachodni eksperci aby Rosja w istocie budowała na Białorusi instalacje niezbędne aby przechowywać tam ładunki jądrowe. Nie są to łatwe inwestycje, bo jak przypomniał brytyjski The Guardian Rosjanie już 7 lat budują podobne instalacje w Obwodzie Kaliningradzkim i nie ma dowodów na to aby inwestycja była skończona. Inni specjaliści, tacy jak Hans Kristiensen, dyrektor programu nuklearnego Federacji Amerykańskich Naukowców czy Konrad Muzyka z Rohan Consulting argumentują , że przeprowadzane przez nich analizy zdjęć satelitarnych nie wskazują aby inwestycja polegająca na budowie specjalistycznych magazynów w których można byłoby składować broń jądrową są na Białorusi w ogóle realizowane.
Deklaracje Putina
Czy nie ma zatem powodu do niepokoju? Deklaracje Putina mają charakter polityczny i w związku z tym winny uruchomić w państwach frontowych NATO refleksję podobnej natury, której głównym tematem winno być poszukiwanie odpowiedzi na pytanie czy amerykańskie odstraszanie jądrowe jest adekwatne w nowej sytuacji w której w związku z wojną się znaleźlismy. Polska winna wypracować swoje stanowisko w tej materii, które, byłoby dobrze gdyby zostało skonsultowane z regionalnymi sojusznikami. Kolejnym krokiem winno być przedstawienie naszych opinii Amerykanom i innym państwom nuklearnym. Celem tych konsultacji winno być, co wydaje się dość oczywiste, poszukiwanie rozwiązań mogących być odpowiedzią na wojowniczą retorykę Putina. Warto zawsze mówić o naszych aspiracjach w zakresie dołączenia do programu Nuclear Sharing, ale potrzebne są też kroki o charakterze pośrednim takie jak czasowa dyslokacja na nasze lotniska samolotów zdolnych do przenoszenia broni jądrowej oraz rozpoczęcie dyskusji czy w Polsce nie warto byłoby zbudować magazynów zdolnych do przechowywania głowic nuklearnych. Nawet jeśli nie byłyby one od razu wykorzystane, to fakt ich posiadania, a tego rodzaju inwestycję być może dałoby się połączyć z NATO-wskimi zapowiedziami budowy magazynów w których docelowo mają się znaleźć zapasy dla sił które w razie kryzysu byłyby dyslokowane na wschód, zmienia sytuację i zwiększa sojusznicze pole manewru. Nie da się tego wszystkiego zrobić bez wypowiedzenia umowy Rosja – NATO o czym dziś, wobec stanowiska Niemiec i Francji, ale Amerykanie też są temu niechętni, nie ma mowy. W środowisku ekspertów Atlantic Council pojawiła się niedawno idea, może warta poparcia, aby Zachód zawiesił obowiązywanie tej umowy. Może warto tego rodzaju działanie poprzeć dyplomatycznie, zaczynając od złożenia oświadczenie w imieniu Polski, a docelowo np. krajów Bukaresztańskiej Dziewiątki, że przedstawiciele naszych krajów nie będą w tym formacie uczestniczyć? Jest w tym obszarze sporo do zrobienia, również na poziomie naszej strategii narracyjnej, która jednak nie okaże się skuteczną jeśli nie „staniemy w prawdzie” i nie odpowiemy, najpierw sami sobie, czy jesteśmy zadowoleni z amerykańskiej i NATO-wskiej, dotychczas realizowanej, strategii odstraszania nuklearnego. Jest to tym bardziej pilne zadanie, że jak uważa większość ekspertów w związku z rosyjskimi stratami w siłach konwencjonalnych, rola komponentu nuklearnego w polityce Kremla będzie w najbliższym czasie rosła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/640100-rosyjska-bron-jadrowa-na-bialorusi-co-robic