Wczoraj (10.03) ukraińskie media poinformowały, że władze wypowiedziały umowę dzierżawy, przez Ukraińską Cerkiew Patriarchatu Moskiewskiego, Ławry Kijowsko – Peczerskiej. Powodem są, jak podano, wątpliwości co do legalności zawartej w 2013 roku umowy, a także liczne naruszenia jej zapisów.
Już wcześniej informowano o tym, że metropolita Paweł (Piotr Lebiedź) kierujący tzw. Dolną Ławrą dość swobodnie poczynał sobie z powierzonym mu historycznym mieniem tego największego i najważniejszego kompleksu klasztornego na Ukrainie, przeprowadzając remonty, których z nikim nie konsultował, burząc niektóre budynki i wznosząc nowe. Decyzja podjęta przez władze, w świetle której mnisi mają opuścić budynki i świątynie kompleksu do 29 marca, już zostało oprotestowane przez władze Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej (dawniej Patriarchatu Moskiewskiego), która w specjalnym oświadczeniu porównała ją do praktyk komunistów z lat 60-tych ubiegłego stulecia. Wygląda na to, że żadna ze stron nie ma zamiaru „odpuścić” ale determinacja przedstawicieli władz jest pochodną faktu, że w świetle badań opinii publicznej ponad połowa Ukraińców uważa, że organizacja cerkiewna uznająca zwierzchność Moskwy w ogóle winna zostać zdelegalizowana. Decyzja w sprawie umowy dzierżawy Ławry została podjęta po tym jak władze, a precyzyjnie rzecz ujmując służby odpowiadające za politykę wobec mniejszości i swobodę wyznania, doszły do wniosku, że Ukraińska Cerkiew Patriarchatu Moskiewskiego, w świetle prawa kanonicznego nie jest organizacją autonomiczna i samodzielną, jak oświadczyli już w czasie wojny jej hierarchowie, ale nadal podlega Moskwie i zmuszona jest uznawać jej zwierzchność. Stanowisko to zostało sformułowane na podstawie ekspertyzy napisanej przez pięciu profesorów prawa specjalizujących się również w kwestiach prawa kanonicznego, ale przedstawiciele Cerkwi nie uznali jej za miarodajną i spełniającą kryteria naukowości. Nie zmienia to jednak faktu, iż większość obywateli Ukrainy uważa, że ten odłam Cerkwi ze względów taktycznych zaczął mówić o samodzielności i niezależności od Moskwy, ale o rzeczywistym nastawieniu władz kościelnych świadczy to, że nie zdecydowano się na formalne rozpoczęcie procedury uzyskania autokefalii. Wydaje się zatem, że władze w Kijowie doszły do wniosku, iż nadeszła pora na wyrugowanie, przy zastosowaniu metod administracyjnych, przedstawicieli kościoła prawosławnego związanego z Moskwą z najważniejszych miejsc kultu na Ukrainie. Następuje „unarodowienie” Cerkwi, władza jest w ten proces zaangażowana a docelowo możemy mieć nawet do czynienia, jak się uważa, z uznaniem tego jej odłamu, który uznaje zwierzchność Moskwy za nielegalny.
Nastroje społeczeństwa Ukrainy
Trochę to opisuje stan nastrojów społeczeństwa Ukrainy w drugim roku wojny. Wbrew nadziejom Kremla trudno mówić o pojawieniu się zwolenników ustępstw na rzecz Moskwy po to, aby osiągnąć zawieszenie broni, wola walki nie słabnie a nawet można mówić o wzroście nastrojów antyrosyjskich. Wielu ukraińskich socjologów wypowiadających się w mediach formułuje pogląd, że Ukraina jest dziś najbardziej antyrosyjskim krajem świata. Przekonanie to potwierdza stanowisko Wołodymira Zełenskiego w sprawie petycji, którą podpisało 25 tys. obywateli Ukrainy. Jej Autorzy proponują aby na Ukrainie oficjalnie zmienić nazwę Rosji na Moskwa, rosyjski na moskiewski a Rosjan przemianować na Moskali. Argumentują przy tym, słusznie zresztą, że nazwa „rosyjski” nie jest historycznym imieniem własnym, pojawiła się dopiero 300 lat temu i ma oczywisty związek z imperialnym statusem państwa moskiewskiego, bo to decyzją Piotra I zostało ono przemianowane na Imperium Rosyjskie. Zełenski, co symptomatyczne, nie odrzucił tej propozycji, ale w odpowiedzi zlecił przeprowadzenie historykom i prawnikom stosownych ekspertyz bo dziś nie wiadomo jakie skutki prawne miałaby ta zmiana terminologii. O stanie ducha Ukraińców w drugim roku wojny mówi też w wywiadzie dla Ukraińskiej Prawdy Jewhen Gołowaha, socjolog, który przed wojną wybrany został na szefa Instytutu Socjologii Ukraińskiej Akademii Nauk. Zwraca on uwagę na paradoksalne zjawisko, bo w świetle badań opinii publicznej obywatele Ukrainy w grudniu 2022 roku lepiej oceniają stan gospodarki niźli późną jesienią 2021 roku. I tak np. w skali od 1 do 10, gdzie 10 to najwyższy poziom satysfakcji, przed wojną ocenę 5 przydzieliło 16,3 % ankietowanych, a pod koniec ubiegłego roku było to 30,8 % (ocenę 6 dało w 2021 2,5 %, w grudniu 2022 8,8 %, 7 – 0,7 % i 5,9%). Stan nastrojów w sposób oczywisty rozminął się z realiami, PKB Ukrainy zmniejszyło się o 1/3, realne wynagrodzenia spadły, bezrobocie jest problemem, kraj jest w niemałym stopniu zniszczony, a mimo to Ukraińcy lepiej oceniają sytuację. Dlaczego? Otóż Gołowaha jest zdania, że te oceny wynikają z dumy, iż mimo wojny gospodarka jednak przetrwała a państwo realizuje swe podstawowe funkcje, ze zmniejszenia oczekiwań Ukraińców i z silnie zakorzenionego przekonania o wielkim potencjale rozwojowym w przyszłości, związanym z odbudową, co daje nadzieję. Mechanizm ten można byłoby w skrócie opisać zdaniem – skoro przetrwaliśmy tyle, to jesteśmy silni i pokażemy światu co potrafimy kiedy wojna się skończy. Te nastroje świadczą o jeszcze jednym, argumentuje ukraiński socjolog, bardzo silnym zjawisku – otóż Ukraińcy zaczęli być dumni z własnego państwa. Równolegle nastąpiło inne zjawisko – dostosowania swoich oczekiwań do realiów wojny. Obywatele Ukrainy obecnie, mimo wysokiej sięgającej 30 % inflacji, są przekonani, iż potrzebują mniej pieniędzy aby przeżyć. I tak w drugim kwartylu (1/3 badanych) przed wojną na jedną osobę aby normalnie żyć potrzebne było (taką opinię formułowali ankietowani) 16,4 tys. hrywien miesięcznie, a teraz jest to 14,2 tys. Podobne opinie przeważyły w grupie najlepiej zarabiającej, jedynie opinie najuboższych nie uległy zmianie. Generalnie, jak zauważa Gołowaha świadczy to o optymizmie Ukraińców, wśród których przeważa pogląd (ponad 50 % ankietowanych), że wojna zakończy się w ciągu roku zwycięstwem, ale także silnie rysującymi się nastrojami egalitarystycznymi, sprzeciwem wobec rozwarstwienia dochodowego, kładzeniu nacisku na sprawiedliwe ponoszenie ciężarów wojny i wyraźną wolą odejścia od oligarchicznej przeszłości. Ale oczywiście są też problemy, o których mówi ukraiński socjolog. Badania pokazują, że 40 % ankietowanych żyjąc w ciągłym strachu ma problemy z przezwyciężeniem traumy. To zjawisko ma już wymiar społeczny i wpłynie na relacje w powojennej Ukrainie. Ale mimo tego, że obecnie praktycznie każda ukraińska rodzina doświadczyła traumy związanej ze śmiercią osób bliskich siła oporu i gotowość kontynuowania obrony nie słabnie. Przede wszystkim dlatego, jak argumentuje Gołowaha, że internalizacji uległ pogląd, iż wojna dotyczy spraw fundamentalnych, nie kwestii materialnych i poziomu życia, ale dóbr podstawowych – wolności i prawa do życia w godności, a to przekonanie powoduje, że nikt nie zamierza ustąpić czy ugiąć się przed Moskalami. Siła oporu jest duża, ale ukraiński socjolog zwraca uwagę w kontekście kontynuowania wojny na kilka kwestii – po pierwsze nastroje są zmienne i zmiany postępują szybko, nawet w ciągu miesiąca, w zależności od wieści napływających z frontu. Po drugie na Ukrainie trudno obecnie mówić aby sama definicja zwycięstwa przybrała konkretny kształt. Na poziomie społecznym nie zakorzenił się jeszcze pogląd prezentowany choćby przez Zełenskiego, w świetle którego zwycięstwem można by uznać wyzwolenie wszystkich okupowanych po 2014 roku obszarów. Trzeci podnoszony przez Gołowahę argument tez jest wart uwagi. Otóż jego zdaniem życie polityczne na Ukrainie jest w sposób czytelny „spersonalizowane”.
Oznacza to, że nie liczą się kwestie programowe, podziały prawica – lewica, są one na poziomie społecznym nawet nieczytelne. Znaczenie mają ludzie, czyli jacy politycy wiązani są z aktywnymi na scenie publicznej formacjami. Można mówić o „partii Zełenskiego” czy „partii Poroszenki” a mniejsze znaczenie ma centrolewicowa afiliacja Sługi Narodu czy centroprawicowa identyfikacja Europejskiej Solidarności. Ten element osobistego przywództwa nie utraci znaczenie również po wojnie, Gołowaha nie ma co do tego wątpliwości, co jednak nie musi oznaczać, że Zełenski, który okazał się przywódcą narodu w czasie wojny będzie uznany za wodza również w czasie pokoju. Wojna spowodowała też wyraźny wzrost zainteresowania Ukraińców polityką i dumę z własnego państwa. O ile w listopadzie 2021 roku 44,3 % ankietowanych negatywnie oceniało własne państwo, to tej wskaźnik w grudniu 2022 roku wynosił jedynie 5,4 % a wskaźnik ocen pozytywnych wzrósł z 6,6 % do 46,6 %. Pytany o gotowość ukraińskiej opinii publicznej na zaakceptowanie pokoju za cenę ustępstw terytorialnych na rzecz Rosji odpowiada on, że „Ukraińcy nie są na to gotowi - to mogę powiedzieć na pewno. Tylko 10% jest gotowych zrezygnować z terytorium w celu zaprzestania działań wojennych. Dlatego, gdy Zełenski odmawia rozmów z Putinem, to nie jest jego kaprys – to skonsolidowana opinia publiczna.” Ale jednocześnie zaznacza, że trudno dziś, w sensie wyobrażeń społecznych, mówić o zdefiniowaniu zwycięstwa, precyzyjnym określeniu tego co w wyniku wojny narów chciałby osiągnąć.
Artykuł Prytuli
Taki stan rzeczy powoduje, że formułowanie politycznych scenariuszy zakończenia wojny jest nie tylko utrudnione, ale obecnie w gruncie rzeczy nie ma o tym mowy. Serhij Prytula, popularny bloger, dziś kierujący fundacją zbierającą środki na wsparcie wysiłku militarnego Ukrainy (w wyniku jej starań zakupiono nawet satelitę), aktywista bardzo popularny, jedna z niewielu „osób publicznych” na Ukrainie (drugim jest jeszcze generał Załużny) które mogłyby rzucić wyborcze wyzwanie Wołodymirowi Zełenskiemu napisał w artykule opublikowanym przez Atlantic Council, że „Ukraińcy nigdy się nie poddadzą” i jeśli Zachód będzie ograniczał, lub nawet wstrzyma pomoc wojskową, to wówczas jak napisał „naród ukraiński będzie kontynuował walkę, nawet jeśli będzie musiał walczyć w samotności”. Prytula dowodzi, że Rosja prowadzi wojnę, której celem jest zniszczenie państwa i narodu ukraińskiego, a ponadto, jest przekonany, że rosyjski ekspansjonizm nie może zostać, odmiennie niż jest to w przypadku głodu zaspokojony. Oznacza to, że jeśli chce się myśleć o pokoju to jedyną racjonalną perspektywą dla Ukrainy jest zwycięstwo w wojnie. I to przekonanie jest źródłem narodowej determinacji.
Ale na Ukrainie pojawiają się też głosy, na które warto zwrócić uwagę, na temat tego co może dziać się z krajem po wojnie, po tym jak uda się wygrać wojnę. Walery Pekar, wykładowca Kijowsko – Mohylewskiej Szkoły Biznesu opublikował artykuł, w którym opisuje „scenariusz inercyjny” dla Ukrainy po wojnie. W swoim wystąpieniu, które odbiło się już sporym echem, zakłada on zarówno sukces wojenny, pokonanie Rosji jak i zastanawia się czy czasem taki obrót spraw nie wzmocni siły w kraju niezainteresowane w gruncie rzeczy zbudowaniem nowej, silniejszej Ukrainy, co będzie oznaczać wzmocnienie już dziś obserwowanych trendów i w konsekwencji „przegranie pokoju”. Warto zwrócić uwagę na to co pisze Pekar, bo my, siebie z tego grona nie wyłączam, zakładamy, że w wyniku wojny Ukraina stanie się innym państwem, wolnym od przedwojennych zmór, wzmocnionym i szybko rozwijającym. Wcale tak być nie musi, wystąpienie Pekara jest swojego rodzaju memento. W jego przekonaniu, aby urzeczywistnił się negatywny scenariusz inercyjny potrzebne jest w sumie jedno – brak aktywności ze strony sił społecznych w kraju zainteresowanych przemianami. Ukrainki publicysta sformułował 10 – punktowy obraz Ukrainy, państwa które wojnę wygrywa ale przegrywa pokój. Przyjrzyjmy się temu. – 1. Wojna jest wygrana – argumentuje – ale kraj leży w ruinach, dziesiątki miast i przemysł są zniszczone, poległo ponad 100 tys. najlepszych ludzi, w budżecie państwowym jest ogromna dziura a miliony wyemigrowało i nie wie czy ma do czego wracać – taki jest punkt startu Ukrainy do powojennej odbudowy. 2. Reformy nie zostały przeprowadzone. W czasie wojny „nie było na to czasu” a po wojnie zwycięża retoryka „najpierw pieniądze potem reformy”, co w efekcie powoduje, że strumień środków na odbudowę nie przekształca się w rzekę, Zachód nie spieszy się, obawiając wzmocnienia korupcji, ze zwiększeniem pomocy. 3. Problemem staje się kwestia powrotu tych, którzy wyjechali. Państwa europejskie delikatnie zachęcają do powrotu na Ukrainę tych, którzy nie zapuścili korzeni, mają problemy z integracją, ale są zainteresowane pozostaniem najlepiej wykształconych, przedsiębiorczych przybyszów. W efekcie skala powrotów jest niewielka i na dodatek selektywna, najlepsi zostają na Zachodzie. 4. „Na Ukrainie nie ma dobrze płatnej pracy, bo miejsca pracy w sektorze prywatnym wymagają prywatnych inwestycji, a sektor publiczny jest już przeciążony. Warunki do założenia własnego biznesu są nieporównywalne z sąsiadami (duża część firm przeniosła się już do krajów Europy Środkowo-Wschodniej).” Te zjawiska osłabiają zarówno motywację do powrotu jak i tempo odbudowy tworząc zamknięty krąg – powolna odbudowa zniechęca do powrotów, wyjazd najbardziej przedsiębiorczych osłabia odbudowę. 5. Pogarszająca się sytuacja nie wywołuje protestów. Zarówno z tego powodu, że tradycyjnie na Ukrainie wybuchy społeczne nie następowały dlatego, iż pogarszał się poziom życia, ale ze względu na zagrożenia dla wolności. Ponadto aktywna mniejszość będzie zmęczona, zarówno w wyniku wojny i w związku z powojennymi trudnościami przystosowania się. 6. Spadek aktywności społecznej i politycznej umacnia autorytarne tendencje obecnego obozu władzy – ograniczenia z czasów wojny (kontrola nad mediami, życiem partyjnym etc.) zostają utrzymane lub nie wracają do przed konfliktowego status quo ante. 6. Obóz rządzący przekształca się w gruncie rzeczy w nową oligarchię – już obecnie silna kontrola wszystkich organów władzy, mediów i instytucji niezależnych (w tym NABU, służb odpowiedzialnych za walkę z przestępczością etc.) jeszcze się zaostrza. Temu procesowi centralizacji władzy paradoksalnie sprzyja osłabienie oligarchów, którzy w przeszłości, kierując się własnymi interesami, wspierali pluralizm. Teraz tego czynnika nie będzie a dodatkowo zwycięstwo umocni wśród Ukraińców skłonność do opowiedzenia się za silnym przywództwem. 7. „Elity polityczne przejmują pełną kontrolę nad życiem w zrujnowanym kraju i nie rozumieją, że aby je odbudować, trzeba częściowo z tej kontroli zrezygnować.
Dialog z międzynarodowymi partnerami
Dialog ukraińskich władz z międzynarodowymi partnerami przypomina dialog między autopilotem a automatyczną sekretarką. W najlepszym wypadku integracja europejska przebiega według scenariusza „Przedszkola”, choć słuszne byłoby określenie „Orban.ua” – stajemy się podobni do wielkich Węgier, gdzie formalnie panuje demokracja, wolny rynek i rządy prawa, ale tak naprawdę kontrola nad polityką, gospodarką i mediami skupiona jest w rękach jednego klanu, który przeciwstawia swój kraj Europie i rozdaje część pieniędzy w ramach układów paternalistycznych - w zamian za stałe wsparcie polityczne (prawdopodobieństwo, że taki kraj będzie przyjętych do UE jest niewielka).” 8. W takich realiach umacnia się „nowa oligarchia” i walka z korupcją przestaje być priorytetem. 9. Z punktu widzenia obozu władzy, który przeistacza się w nową grupę oligarchiczną najniebezpieczniejszymi stają się „nowi liderzy” rekrutujący z byłych wojskowych lub ochotników wspierających w czasie wojny wysiłek armii (liderzy funduszy zbierających środki społeczne). To na walce z nimi i ze społecznym trendem na rzecz zmian, którzy oni uosabiają, władza koncentruje swe wysiłki polityczne w epoce powojennej. 10. Na Ukrainie zaczyna dominować narracja o „oszustwie Zachodu”, który nie daje środków na odbudowę, będąca w gruncie rzeczy na rękę politykom z obozu władzy zmagającym się z nowymi przywódcami opinii publicznej, których popularność wyrosła na fali wojennej mobilizacji społecznej. W efekcie reformy zostają zablokowane, bo obóz władzy zaczyna je postrzegać w kategoriach zagrożenia dla własnej pozycji a Ukraina odbudowuje się znacznie wolniej niż mogłaby. W ten sposób kraj wygrywając wojnę, przestrzega Pekar, może przegrać pokój nie stając się częścią wspólnoty europejskiej.
Wydaje się, że Ukraina stoi obecnie na rozdrożu. Szybka wygrana w wojnie nie jest pewna, a przedłużający się konflikt, z jednej strony utrwala determinację aby wytrwać, ale z drugiej osłabia, obiektywnie rzecz biorąc, szanse, że w realiach powojennych nasz sąsiad będzie się w stanie gruntownie zmienić. Aktywizują się siły blokujące zmiany, a dynamika wewnętrzna zaczyna hamować zapał reformatorów. To niebezpieczny moment i mówiąc o perspektywie przedłużającego się konfliktu, kontynuowania wojny „aż do zwycięstwa” musimy mieć świadomość istniejącego ryzyka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/637917-ukraina-wygrywajac-wojne-moze-przegrac-pokoj