Jaki obraz świata, Europy i miejsca Rosji wyłania się z publikacji rosyjskich specjalistów zajmujących się kwestiami polityki zagranicznej? Odpowiedź na to pytanie można zawrzeć w kilku punktach, które łącznie stanowić mogą próbę opisu stanu świadomości rosyjskiej elity, tego jak rozpoznają oni zarówno sytuację, w której po roku wojny się znaleźli i jak i tego jak, ich zdaniem wyglądała będzie przyszłość.
Po pierwsze niekwestionowanym jest przekonanie, że obecna konfrontacja nie zakończy się szybko. Źródeł obecnego starcia między Rosja a Zachodem, bo nikt w rosyjskich elitach nie ma wątpliwości, że o tego rodzaju konflikcie należy mówić trzeba szukać, jak napisał Timofiej Bardaczow, którego zdaniem w tym jak „ukształtowały się stosunki rosyjsko-zachodnie po zakończeniu zimnej wojny”, mają one zatem charakter strukturalny a nie doraźno – polityczny. Struktura była zła, bo Zachód uważał, że ZSRR przegrało geostrategiczne starcie, jakim była zimna wojna i można w tej sytuacji podyktować swoje warunki, a Rosjanie byli zdania, oczywiście nieco upraszczając, że w gruncie rzeczy zrezygnowali z konfrontacji na rzecz budowy nowego, bardziej sprawiedliwego porządku, który miałby być oparty na współdziałaniu i uznaniu interesów Rosji. Tylko, że Zachód ani myślał o takim partnerstwie, co z czasem doprowadziło do stopniowego zaostrzenia relacji. Andriej Kortunow z Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej jest zdania, że niezależnie od tego, która z opcji politycznych na Zachodzie, czy dominująca dziś wojownicza wobec Rosji, czy bardziej pragmatyczna i nastawiona na szukanie pól współpracy, ostatecznie zwycięży, to powrót do relacji z przeszłości nie jest możliwy, a i ukształtowanie się nowego porządku, nowej równowagi, zajmie długi czas, a najważniejsze „bitwy” tej batalii dopiero przed nami. Sergiej Karaganow mówi o tym, że okres przejściowy, charakteryzujący się dużym potencjałem destabilizacji sytuacji, zarówno w wymiarze regionalnym jak i globalnym potrwa najbliższe 20 lat, bo tyle będzie potrzeba, aby ukształtowała się nowa równowaga i w jego opinii wojna na Ukrainie, ma przede wszystkim na celi „przygotowuje kraju i społeczeństwa (rosyjskiego – MB) na dwie dekady życia w upadającym porządku świata z nieuchronną serią konfliktów, globalnym trzęsieniem ziemi, które rozpoczęło się w drugiej połowie pierwszej dekady XXI wieku”.
Wewnętrzny wymiar wojny
Ten wewnętrzny wymiar wojny na Ukrainie jest ostatnio coraz częściej podkreślany w rosyjskiej propagandowej narracji. Mówi się o unarodowieniu elit, pozbyciu się V kolumny, zagładzie ukształtowanej w Rosji po upadku ZSRR „klasy kompradorskiej”, oligarchów bogacących się na eksploatacji bogactw kraju, ale żyjących głównie na Zachodzie i tam transferujących swoje kapitały. Podkreślanie tych wątków w oficjalnej narracji można traktować zarówno jako dążenie do redefinicji celów wojny (z której Rosja wychodzi co prawda bez zdobyczy w postaci kontroli Ukrainy, ale za to wewnętrznie odnowiona, wzmocniona) jak i opis realnych procesów następujących, szczególnie w obozie władzy.
Po drugie, w mainstreamie rosyjskich ekspertów silnie artykułowane jest przekonanie, że wojna na Ukrainie, a niewykluczone, że będą też miały miejsce i inne konflikty, doprowadzą do stworzenia nowego ładu, który jednak będzie zasadniczo odmiennym od świata, który znamy. Wojna potrwa długo, dlatego, że, jak napisał w innym swoim artykule Timofiej Bardaczow takim rozwojem wydarzeń zainteresowane są Stany Zjednoczone i państwa satelickie. Poświęćmy nieco więcej uwagi argumentacji, którą prezentuje dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego, bo jest ona, jak się wydaje zakorzeniona w rosyjskim myśleniu o aktualnej sytuacji. Jest on przekonany, iż Waszyngton politycznie wygrywa w związku z wojna na Ukrainie, bo, jak zauważa:
Berlin, do niedawna bardzo pewny siebie i bogaty ośrodek całego systemu europejskiego, został politycznie pokonany: jego ukochany gazociąg został wysadzony przez Amerykanów w powietrze, a pieniądze płyną za ocean na naszych oczach. Paryż nie jest już postrzegany przez nikogo na świecie jako samodzielny podmiot.
Nastąpiła zatem konsolidacja świata Zachodu na warunkach amerykańskich, ale to dopiero początek trendu. Bardaczow zauważa, że Amerykanie, którzy nie mają zamiaru angażować się bezpośrednio w wojnę na Ukrainie utrzymują swobodę manewru. Mają zawsze opcję bezpośredniego zaangażowania, tak jak to było w przypadku wojny w Korei, i taki rozwój wydarzeń trzeba zakładać, w tym pozostawienia już po wojnie znaczącego kontyngentu wojskowego na Ukrainie, ale też, mogą wybrać opcję wietnamską czy afgańską, czyli wycofać się, jeśli uznają, że rachunek strategiczny Stanów Zjednoczonych przemawia za tego rodzaju decyzją. Jednocześnie Waszyngton buduje w Europie Środkowej, od Finlandii do Bułgarii (za wyjątkiem Węgier) „strefę buforową”, której zadaniem jest, funkcjonowanie, w zależności od rozwoju wydarzeń jako „strefa przyfrontowa” lub kordon oddzielający Rosję i Europę Zachodnią uniemożliwiający w przyszłości jakiekolwiek formuły porozumienia. To zaś w efekcie oznacza, że „kontrola USA nad sojusznikami we Francji, Niemczech czy Włoszech zostanie jeszcze bardziej wzmocniona – nie będą oni mieli żadnej wiarygodnej alternatywy. Najprostszą drogą do osiągnięcia tego stanu rzeczy jest kontynuacja zbrojnej konfrontacji na terytorium Ukrainy. (…) Waszyngton nie potrzebuje tam pokoju w jakiejkolwiek formie.”
Wyjście z patowej sytuacji
Jakie Rosja ma wyjście z tej patowej w gruncie rzeczy z polityczno – strategicznego punktu widzenia sytuacji w której utknie w wyniku przedłużającego się konfliktu? To trzeci obszar analizowany przez rosyjskich ekspertów. Bardaczow jest zdania, że amerykańska strategia opiera się na ugruntowanym przekonaniu, iż Moskwa nie odwoła się do swego potencjału jądrowego. Nas to może bawić ale poważnie pisze on, że „w Stanach Zjednoczonych dwie rzeczy są dobrze znane na temat Rosji. Po pierwsze, Moskwa nigdy nie pójdzie na użycie broni jądrowej w przypadkach, gdy sytuacja nie zagraża przetrwaniu narodu i państwa rosyjskiego. Po drugie, jeśli istnieje choćby minimalne prawdopodobieństwo zakończenia konfliktu negocjacjami i pokojem, Rosja będzie optować za dialogiem nawet z najbardziej zaciekłym przeciwnikiem. Tego uczy Amerykanów cała rosyjska kultura i tradycja polityki zagranicznej.” A zatem jeśli Moskwa chce doprowadzić do zakończenia wojny na własnych warunkach, to musi wzruszyć to przekonanie Ameryki. Tym bardziej, że rosyjski ekspert jest zdania, iż to Zachód a nie Rosja potrzebuje obecnie „pieriedyszki”, pauzy strategicznej niezbędnej po to aby uzupełnić wyczerpujące się zapasy i przegrupowując siły przygotować do kolejnego starcia z Rosją. A zatem, w tej konstrukcji Moskwie nie są obecnie potrzebne negocjacje pokojowe, ale zakończenie wojny „na własnych warunkach”.
Taką możliwość daje pokojowa propozycja sformułowana niedawno przez Pekin, ale również, choć Bardaczow nie pisze o tym otwarcie, wzruszenie przekonania Zachodu o tym, iż Rosja nie pójdzie na ryzyko eskalacji nuklearnej. Otwarcie o odwołaniu się do takiego argumentu pisze Karaganow dowodząc, iż „uzupełnieniem Specjalnej Operacji Wojskowej będzie musiała być aktywna polityka wspinania się po „drabinie odstraszania nuklearnego”, co uczyni ją bardziej przekonującą dla zachodnich elit, które utraciły strach przed wojną, które tracą resztki rozsądku i instynktu samozachowawczego. Bez wspinania się po tej drabinie rosyjsko-zachodnie starcie na Ukrainie będzie trwało jeszcze długo, odwracając naszą uwagę od potrzeby podążania w kierunku nowych horyzontów. To odwrócenie uwagi jest jednym z celów zachodniej polityki.” Mamy w tym wypadku w gruncie rzeczy nie wprost ale wyraźnie artykułowane przekonanie, że w interesie Rosji jest możliwie szybkie, ale „na naszych warunkach”, zakończenie wojny na Ukrainie i skupienie uwagi i wysiłku narodu na budowie nowego porządku, zarówno wewnętrznego jak i międzynarodowego. To zaś otwiera kolejny obszar refleksji, która bezpośrednio związana jest z przyszłością Ukrainy.
Mamy w tym wypadku do czynienia z czwartym polem rozważań rosyjskich ekspertów, którzy zgodni są w tym, że wojny nie można przegrać. Ale co to znaczy? Dmitrij Ewstafiew profesor moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomii opublikował w periodyku Rossija v Globalnej Politikie artykuł traktujący o nowym porządku globalnym, którego jedna z zasadniczych cech będzie „desuwerenizacja” całych obszarów w świecie. Tym terminem określa on zjawisko polegające na utracie suwerenności przez samodzielnie kształtujące do tej pory swój byt państwa, które staną się w nowej sytuacji, charakteryzującej się nie tylko wzrostem napięć ale również szybko zmieniającymi się konfiguracjami politycznymi w wymiarze międzynarodowym (ich cechą będzie wzrastająca aktywność podmiotów nie będących państwami) które w rezultacie staną się bytami, które w wersji skrajnej mogą przeistoczyć się w „dzikie pola” strefę zgniotu, walki (często w dosłownym znaczeniu) między bardziej samodzielnymi graczami. Takie państwa do tej pory znajdowały się w Afryce i na Bliskim Wschodzie (w przeszłości w Azji Płd. – Wschodniej) teraz, Ewstafiew ma oczywiście na myśli Ukrainę, będą znajdowały się również w Europie. Karaganow wprost w tym kontekście odwołuje się do doświadczeń zimnej wojny pisząc o lekcji płynącej z podziału Niemiec. W jego opinii Ukraina winna być w konsekwencji podzielona a „nasza część”, która w przyszłości będzie odgrywała rolę analogiczną do NRD. Nadal uważa, że Moskwa winna kontrolować całe wybrzeże Morza Czarnego, choć nie akcentuje tego tak silnie jak jeszcze kilka miesięcy temu, a zdobyte tereny traktuje w kategoriach „rosyjskiego okna” na Bliski Wschód a nie korytarza umożliwiającego odbudowę relacji Federacji Rosyjskiej z Europą. A jak będą wyglądały w świetle wypowiedzi rosyjskich specjalistów formuły współpracy Rosja – reszta świata?
Oficjalna linia propagandowa
To kolejny obszar refleksji, której zasadniczy nurt, co warto dostrzec, odbiega od linii oficjalnej propagandy. Ławrow mówi o kształtowaniu się bloku niezachodniego, „reszty świata”, który jest zainteresowany nowy ładem, bez amerykańskiej hegemonii, ale występujący publicznie analitycy są znacznie bardziej, w tych diagnozach, ostrożni. Ewstafiew pisze o tym, że mogą powstać pewne formuły kooperacji, np. jedną z nich będzie spadek znaczenia dolara w rozliczeniach handlowych między państwami „reszty świata”, ale trudno mówić o powstaniu jakiejś spójnej antyzachodniej koalicji. Podobnego zdania jest Bardaczow, który trzeźwo zauważa, że „zachowanie tych państw, które obecnie nie przeciwstawiają się Rosji, a nawet z nią współpracują (co stało się powszechne), nie świadczy o tym, że są one sojusznikami Moskwy lub mają zostać sojusznikami w określonych okolicznościach.” Takim sojusznikiem w jego opinii stają się Chiny, ale jeśli chodzi o pozostałych graczy, którzy nie weszli do bloku państw Zachodu, to raczej wypadałoby w tym wypadku mówić o kooperacji opartej na wzajemnych korzyściach, a zatem zdominowanej przez czynniki pragmatyczne, a nie o sojuszu czy geostrategicznym aliansie.
To z kolei skłania rosyjskiego eksperta do sformułowania tezy, że i w przyszłości nie nastąpi żaden podział na rywalizujące ze sobą globalne bloki, ale raczej będziemy mieli do czynienia z czyś co z grubsza można byłoby określić mianem „systemu wyspowego” gdzie obok stolic blisko ze sobą współpracujących, takich jak oś Moskwa – Pekin – Teheran z jednej strony i Zachód z drugiej, będzie funkcjonowała cała mozaika międzynarodowych kontaktów i relacji o różnym stopniu zbieżności polityki. Aby być w stanie takim systemem zarządzać, realizować własne interesy i wpływać na możliwość ich urzeczywistnienia trzeba dysponować odpowiednimi narzędziami, w tym też ideologią państwową, rozumianą w kategoriach anglosaskiej „wielkiej gry”. Iwan Timofiejew, jeden z głównych rosyjskich specjalistów w zakresie sankcji jest zdania , że obecnie jedynie, a jest to atrybut mocarstwowości, Stany Zjednoczone i Chiny mają rozwinięte, spójne i przedstawiające odmienne wizje przyszłości świata filozofie polityczne, ideologie państwowe. Rosja, po tym jak załamała się uniwersalistyczna ideologia komunistyczna, nie dysponuje tego rodzaju narzędziem mobilizowania zarówno własnych zasobów jak i narzucania narracji innym, co powoduje, iż trudno przypisać jej status mocarstwa. To zresztą coraz częstszy pogląd wyrażany przez rosyjskich ekspertów. Karaganow też od dawna już pisze o konieczności zbudowania nowej idei państwowej, w przywoływanym artykule, podkreśla zaś konieczność „zwrotu w stronę Azji” ale rozumianego w kategoriach skupienia się Rosji na własnych sprawach, zagospodarowania Syberii i przesunięcia centrum rozwojowego Rosji na Wschód.
Z wystąpień rosyjskich ekspertów wyłania się spójny, w zasadniczych rysach, obraz przyszłości Rosji. Państwa zdanego głównie na własne siły, które nie ma co liczyć i nie powinno na to stawiać, na odbudowę relacji z Zachodem. Państwa wchodzącego w trudny, trwający może nawet dwa dziesięciolecia, okres przebudowy zarówno wewnętrznego porządku jak i relacji międzynarodowych, szukającego własnego miejsca. Bez sojuszy (może za wyjątkiem pogłębionej współpracy z Chinami) ale za to z partnerami handlowymi i politycznymi wówczas jeśli taka współpraca okaże się to politycznie dla wszystkich korzystna. Rosja przyszłości będzie to też państwo, które zadba o swoje bezpieczeństwo przekształcając obszary z którymi graniczy albo w „dzikie pola”, co ma zastosowanie do przypadku Ukrainy, jeśli nie będzie w stanie zbudować układów korzystniejszych dla siebie, albo w strefy buforowe zabudowane przez tych (Azja Środkowa), którzy w swojej polityce będą skłonni uwzględniać rosyjskie poglądy na temat bezpieczeństwa. Będzie to też państwo nie tylko skupione bardziej na własnych sprawach, ale również częściej i chętniej odwołujące się do narzędzi presji, w tym wojskowej. Temu ostatniemu będzie sprzyjać destabilizująca się sytuacja w wymiarze globalnym co w rezultacie przyniesie większa liczbę konfliktów i ognisk zapalnych. Siła i znaczenie Rosji zależeć będzie od rezultatów jej wewnętrznej mobilizacji, ale również od tego, jak szybko wpływy będą tracić rywale i konkurenci.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/636927-czytajac-rosyjskich-ekspertow