Trybuny, obliczonego na 81 tys. widzów, stadionu Łużniki w Moskwie, gdzie zorganizowano propagandowy koncert z okazji pierwszej rocznicy inwazji na Ukrainę, nie zapełniły się nawet w połowie; impreza nie cieszy się zainteresowaniem, mimo że do przyjścia zmuszano pod groźbą zwolnienia z pracy - podał niezależny kanał na Telegramie Możem Objasnit’.
Ruski spęd
Nic nie dały ani prośby, ani groźby. Mało kto chciał wziąć udział w putinowskim mityngu, chociaż uczestnikom oferowano gratyfikacje finansowe i jedzenie, a młodzież szkolna była przekonywana zwolnieniem z lekcji. Wiele osób, które jednak wybrały się na Łużniki, zostało do tego zmuszonych, ponieważ w przeciwnym razie mogliby stracić pracę
—przekazał Możem Objasnit.
Organizatorzy imprezy sięgnęli po symbolikę z czasów sowieckich. Nie widać liter „Z”, powszechnie kojarzonych z inwazją na Ukrainę, ale za to jest wiele flag i herbów ZSRR oraz sztandarów sowieckich dywizji z czasów II wojny światowej z hasłami typu „Śmierć niemieckim najeźdźcom”
— relacjonował korespondent niezależnego kanału, obecny na propagandowym koncercie.
10 lutego Możem Objasnit’ informował, że ludziom, którzy przyjdą 22 lutego na koncert w Moskwie z okazji rocznicy napaści na Ukrainę, obiecuje się po 500 rubli, czyli około 30 zł. Jak wówczas podkreślano, jest to suma trzy razy mniejsza, niż oferowana na mityngach poparcia dla aneksji zajętych ukraińskich terytoriów, organizowanych we wrześniu 2022 roku.
24 lutego minie rok od rozpoczęcia inwazji Kremla na sąsiednie państwo.
Nagrania nie kłamią
Zamieszczane w sieci internetowej nagrania z koncertu i wydarzeń wokół niego pokazują niezbicie niewielkie zainteresowanie Rosjan propagandowym spędem. Relacje uczestników wskazują, że głównym powodem, dla którego postanowili wziąć udział w koncercie, jest darmowe jedzenie i herbata.
Rosjanie opuszczają stadion Łużniki w Moskwie w trakcie trwania koncertu. Kobieta za kamerą mówi, że zabrakło darmowego jedzenia i herbaty, ludziom jest zimno więc wychodzą
— napisał Anton Gerashchenko.
Koncert rozpoczął od zaprezentowania w stylu wielkoruskim rekonstrukcji historycznej, której motywem przewodnim był opór przeciw Zachodowi, podkreślany przez propagandowego konferansjera.
Na początku XXI wieku ponownie sprzeciwiamy się Zachodowi, broniąc narodu rosyjskiego i ponownie uporczywie przypominamy światu: nie walcz z Rosjanami
— powiedział Władimir Maszkow, otwierając koncert.
Podczas propagandowego koncertu doszło też do incydentu, który można chyba nazwać świadomą, rosyjską profanacją patriotycznej pieśni ukraińskiej, o czym informuje Biełsat.
Na propagandowym wiecu w Moskwie rosyjscy artyści wykonali przeróbkę utworu „Pływe kacza” - żałobnej ukraińskiej pieśni, którą żegnano np. poległych na Majdanie w 2014 roku. Zmieniono słowa pieśni, a do refrenu dodano fragment: „Demony są pochowane w Azowstalu”
— napisał Biełsat.
Na nagraniach, prócz widocznych wielu pustych miejsc na stadionie, widać między innymi dowódcę jednostki rozpoznawczej, wykonującego własny utwór będący połączeniem stylistyki hip-hopowej z rosyjską pieśnią wojenną „Katiusza”.
„Nie boję się ubrudzić sobie rąk. Jest wojna i nie my ją zaczęliśmy, ale my ją skończymy. Jasnoczerwona flaga zawiśnie nad Berlinem
— śpiewał rosyjski wojskowy Nikołaj Romanenko.
Całe wydarzenie, zorganizowane przez putinowskie władze, przywodzi na myśl znane z rosyjskiej historii „wsie potiomkinowskie”. W dawnych czasach miały one przekonać zachodnich władców i dyplomatów, że rosyjskie imperium jest nowoczesnym, samodzielnym i potężnym krajem. Mentalność ta, mimo upływu setek lat, nadal jest obecna wśród rosyjskiej elity władzy. Powstaje jednak pytanie, czy Rosja przypadkiem sama nie uwierzyła we własną propagandę i czy długo uda się utrzymać iluzję potęgi wśród rosyjskiego społeczeństwa.
CZYTAJ TEŻ:
pn/PAP/Twitter
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/635502-klapa-propagandowego-koncertu-w-moskwie