W środowisku zachodnich ekspertów i polityków trwa ożywiona dyskusja poświęcona temu, jak w kolejnych miesiącach może rozwinąć się wojna na Ukrainie.
Rosyjska ofensywa
Brytyjski Financial Times powołując się na źródła zbliżone do ukraińskiego wywiadu i kręgów rządowych napisał, iż Kijów w ciągu najbliższych dni spodziewa się rosyjskiej ofensywy. Podobne informacje przekazywał też w ostatnich dniach Andriy Chernyak, oficer ukraińskiego wywiadu, który powiedział portalowi Kyiv Post, że „Putin wydał rozkaz zdobycia Donbasu do końca marca”.
W ukraińskich mediach za najbardziej prawdopodobny kierunek rosyjskiego uderzenia uważa się odcinek Kreminna – Swatowo w obwodzie ługańskim, ale nie wyklucza się również innych możliwości, np. uderzenia na Zaporożu, gdzie Rosjanie ponieśli w ostatnich dwóch dniach ciężkie straty w sprzęcie i w ludziach. Wszyscy spodziewają się kontynuowania ciężkich walk o Bachmut, tym bardziej, że jego obronę zapowiedział prezydent Zełenski, a generał Syrski dowodzący ukraińskimi siłami lądowymi zadeklarował, że miasto „jest twierdzą nie do zdobycia”, co ma związek zarówno z ukształtowaniem terenu wokół tego punktu oporu (Rosjanie musza atakować pod górę) jak i ze zbudowanymi przez stronę ukraińską umocnieniami. W opinii Syrskiego kontynuowanie przez Moskali ataków na tym kierunku doprowadzi do „wykrwawienia” najlepszych ich sił, co w efekcie może odwrócić koleje wojny. W brytyjskim dzienniku pojawiła się też wypowiedź Kiryłło Budanowa, szefa ukraińskiego wywiadu wojskowego, wymienianego w gronie następców ministra obrony Ołeksandra Reznikowa, który powiedział, że w najbliższych dniach Rosjanie mogą rzucić do walki, łącznie z tymi którzy już są na froncie 326 tysięcy żołnierzy i znaczne ilości sprzętu. Ta liczba robi wrażenie, choć z pewnością nie są to żołnierze dorównujący wyszkoleniem tym, którzy w pierwszej fazie wojny nieskutecznie starali się zdobyć Kijów.
Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy spodziewając się dużej ofensywy rosyjskiej, zastanawiają się, czy może zmienić ona koleje wojny i wreszcie szukają odpowiedzi na pytanie, czy zachodnia pomoc pancerna zdąży dotrzeć na Ukrainę przed rozpoczęciem natarcia. Zacznijmy od ostatniej kwestii, bo jest ona najłatwiejsza – otóż zachodnia pomoc nie zdąży przybyć, Ukraińcy będą zmuszeni powstrzymać Rosjan tym co mają. A nawet w środowisku ukraińskich ekspertów spotkać można się z poglądem, że zachodnie czołgi, z których mają zostać docelowo sformowane dwie brygady winny w tej fazie wojny pozostawać w rezerwie i wejść do walki dopiero po tym jak rosyjska próba ofensywy zostanie zatrzymana, kiedy strona ukraińska przejdzie do kontruderzenia.
Rosyjskie dowództwo pod presją czasu
Tym nie mniej na Zachodzie dyskutuje się na temat dalszych faz wojny, jak długo ona potrwa i kto może osiągnąć przewagę. Zacznijmy od opinii Institute for a Study of War, którego eksperci sformułowali pogląd powołując się na własne studia i oceny brytyjskiego ministerstwa obrony, że obecnie, podobnie jak rok temu, na początku wojny, rosyjska armia działa pod presją polityków i może przystąpić do ataku nie będąc w sposób adekwatny przygotowana do natarcia. Zwracają oni uwagę na krótki okres przeszkolenia wcielonych do wojska rezerwistów, braki w sprzęcie i amunicji, a także zbyt krótkie planowanie całej operacji. W świetle tej narracji Putin może chcieć osiągnąć „szybkie zwycięstwo” tym bardziej, że Kreml zapowiedział już wystąpienie Prezydenta Federacji Rosyjskiej przed połączonymi izbami Dumy. Jak się ocenia będzie ono miało miejsce „w okolicach rocznicy rozpoczęcia wojny”, co zdaniem specjalistów wojskowych oznacza, iż rosyjskie dowództwo już działa pod presją czasu i tzw. okienka pogodowego (zamarznięty grunt umożliwia atak, roztopy, które zacząć się mogą już w marcu znacznie to utrudniają), a to może oznaczać, iż pójdą do ataku nieprzygotowani, lub przygotowani gorzej niźli powinni. Jak będzie w rzeczywistości zobaczymy, warto jednak zwrócić uwagę na prognozy Gustawa Gressela, eksperta wojskowego think tanku European Council of Foreign Relations, tego który jeszcze jesienią ubiegłego roku postulował zbudowanie europejskiej koalicji opowiadającej się za dostarczeniem Ukrainie czołgów Leopard.
Rosyjska „wojna na wyniszczenie”
Gressel przedstawił scenariusze wojny rosyjsko – ukraińskiej do końca tego roku. Jest on po pierwsze zdania, że wojna będzie trwała, bo niewiele, a z pewnością nic po rosyjskiej stronie, zapowiada jej zakończenie. Moskwa jest przygotowana do „wojny na wyniszczenie” i po to, aby być w stanie ją kontynuować przeprowadziła jesienią ubiegłego roku mobilizację a teraz uważa, iż czas pracuje na jej korzyść. Zdaniem Gressela, a na marginesie warto zauważyć, że pogląd ten popierają i inni zachodni analitycy, ewentualny atak na Ukrainę z północy, z obszarów Białorusi jest mało prawdopodobny. Przynajmniej w pierwszym półroczu. Oczywiście nie oznacza to wycofania się Rosjan z tego kierunku, będą tam nadal dyslokowane rosyjskie siły, może nawet na początku drugiej połowy roku zacząć się budowanie zgrupowania uderzeniowego, ale obecnie, w opinii Gressela atak z tego kierunku jest nierealny. Podkreśla on jednak, że mimo, iż rosyjskie siły zbrojne nie przezwyciężyły wielu dotychczasowych problemów i bolączek, to sektor przemysłowy był w stanie przestawić się na pracę w ruchu ciągłym i zaopatrzenie armii jest dość rytmiczne. Można też dostrzec różnice potencjałów. O ile niemieckie fabryki, jak zauważa Gressel są w stanie produkować miesięcznie dwa (słownie: dwa) czołgi Leopard 2, to rosyjskie fabryki, które przeszły już w reżim pracy ciągłej budują w skali roku od 200 do 250 czołgów T-72B3 i T-90M. Generalnie, jak zauważa, Rosjanie nie są w stanie zbudować niezbędnych ilości najbardziej zaawansowanych technicznie systemów, w tym rakiet nowej generacji, ale ich zdolności produkcji na masową skalę starych, niezbyt zaawansowanych technicznie, ale śmiercionośnych rodzajów broni, są nadal duże. Gressel jest zdania, że państwa Zachodu mają bardzo mało czasu, a właściwie już są spóźnione, na podjęcie decyzji o skokowym wzmocnieniu swych zdolności produkcyjnych w sektorze wojskowym. Jeśli bowiem wojna będzie się przedłużała, a jego zdaniem jest to więcej niż prawdopodobne, to Ukraina będzie potrzebowała nowych dostaw a już obecnie arsenały zachodnich armii są niebezpiecznie opustoszałe.
W 2023 roku Ukraina znajdzie się pod rosnącą presją rosyjskich ofensyw zimowej i wiosennej. Okazje do kontrataku i uzyskania zdobyczy terytorialnych otworzą się w drugiej połowie roku.” Ale w jego opinii, do tej fazy wojny, kiedy strona ukraińska może przejść do kontruderzenia należy się przygotować, odpowiednio wcześnie dostarczając Kijowowi adekwatne do potrzeb ilości sprzętu. W gruncie rzeczy, jak argumentuje, poruszamy się między dwiema skrajnościami. W pierwszym, pozytywnym scenariuszu „Ukraina zadałaby Rosji tak dotkliwe straty, że machina militarna Moskwy uległaby takiej degradacji, że dalsze mobilizacje nie wystarczyłyby do odzyskania inicjatywy. Rosyjska obecność wojskowa na terytorium ukraińskim znalazłaby się w realnym niebezpieczeństwie
— napisał Gressel.
Scenariusz negatywny
Ale jest też druga skrajność, scenariusz negatywny, w którym „Rosja wypchnęłaby Ukrainę z Donbasu, zmniejszając w ten sposób jej potencjał militarny i obniżając morale. Przy powolnych i w dużej mierze symbolicznych dostawach broni z Zachodu szanse Ukraińców na wyparcie wrogów z ich kraju zmalałyby. Podczas gdy rosyjskie straty nadal byłyby oszałamiające, Putin miałby krwawą i kosztowną – ale otwartą i wykonalną – drogę do zwycięstwa”. Gressel wyklucza zamrożenie konfliktu, choć krótkotrwałe pauzy lub spadek intensywności walk, co obydwie strony mogą wykorzystać w celu odpoczęcia lub przegrupowania są niewykluczone. Upór Putina, stawianie przezeń warunków z oczywistych powodów nie do zaakceptowania przez Kijów powodują, że perspektywa ewentualnych rozmów pokojowych oddala się. A to oznacza, że Zachód musi przygotować się na wyzwania związane z niejednolitym stanowiskiem państw wspierających Ukrainę co do skali własnego zaangażowania, które trzeba będzie zwiększać w miarę upływu czasu.
Luke Coffey, ekspert think tanku The Hudson Institute, uznawanego za zbliżony do Republikanów, jest również zdania, iż nie ma obecnie przesłanek aby sądzić, że wojna na Ukrainie skończy się w 2023 roku, choć są pewne powody do optymizmu w związku z kwestią, kto odniesie ostateczne zwycięstwo. W jego opinii Rosja kończy przygotowania do dużej operacji ofensywnej, a w związku z tym warto zwrócić uwagę na trzy kierunki. Pierwszym jest Donbas, szczególnie rejon Bachmutu, którego strona Ukraińska broni skutecznie od lipca ubiegłego roku. Drugim równie istotnym jest Zaporoże, choć w tym wypadku to raczej strona Ukraińska może przejść do kontruderzenia i próbować zdobyć Melitopol, wokół którego w ostatnich tygodniach znacząco wzrosła aktywność partyzantów. Trzecim jest Białoruś, gdzie Rosjanie mogą spróbować zbudować zgrupowanie uderzeniowe po to, aby zagrozić ponownie Kijowowi lub atakować bardziej na zachód, w okolicach polsko – ukraińskiej granicy.
Can Kasapoğlu, ekspert wojskowy Hudson Institute jest wręcz zdania, że „Białoruś jest jokerem” w tej wojenno – strategicznej układance. Zdaniem Kasapoğlu, mimo, iż Rosjanie dysponują obecnie potencjałem 326 tys. żołnierzy i dodatkowo ok. 150 tys. powołanych rezerwistów, którzy przechodzą szkolenie, to jednak są to siły słabo wyszkolone i jeszcze gorzej wyposażone. To skłania go do wniosku, że „rosyjskie dowództwo wojskowe prawdopodobnie powstrzyma się od rozpoczęcia wielofrontowej lub totalnej ofensywy przeciwko Ukrainie. Zamiast tego prawdopodobnie nada priorytet działaniom mającym na celu zajęcie obwodów ługańskiego i donieckiego”. Jeśliby Rosjanie chcieliby kontynuować wojnę w drugiej połowie roku, to po pierwsze muszą zacząć przygotowania do kolejnej mobilizacji bo ich aktualny potencjał, jeśli oczywiście będą ponosić tak wielkie straty jak obecnie, na początku lata zacznie się wyczerpywać, co oznacza, iż do walki trzeba będzie rzucić kolejną porcję „mięsa armatniego”. Brzmi to drastycznie, ale Zachód, zdaniem eksperta Hudson Institute, jeśli chce myśleć o wygraniu wojny też musi przygotować się do tej fazy konfliktu. Błędem jest oczekiwanie jego „zamrożenia” czy spadku intensywności walk. Niczego takiego nie będzie, a to oznacza, że już obecnie trzeba podejmować decyzje o uruchomieniu przemysłu pracującego na rzecz armii.
Przede wszystkim zdolność Sił Zbrojnych Ukrainy do prowadzenia działań wojennych zależy od pomocy wojskowej Zachodu, a nie od własnej bazy technologicznej i przemysłowej, a konflikt pozostaje wysoce wyniszczający. W okolicznościach przedłużającego się konfliktu dodatkowo podkreślać trzeba potrzebę utrzymania spójności politycznej Zachodu i dostrzegać pogłębiające się rozbieżności geopolityczne między stolicami NATO. Wojna weszła w decydującą fazę, która wymaga zdecydowanych kontrofensyw ze strony armii ukraińskiej
— podkreśla Kasapoğlu.
Jest on zdania, a jest to pogląd podzielany właściwie przez większość zachodnich ekspertów wojskowych, że dotychczasowe opóźnienia w zakresie dostaw, wahania jeśli chodzi o to, co się Ukrainie dostarcza już kosztowały Kijów i jego zachodnich sojuszników wiele. Gdyby bowiem decyzja o dostawach czołgów zapadła wczesnym latem ubiegłego roku, to strona ukraińska mogłaby „pójść za ciosem” po tym jak zdobyła Kupiańsk i Łyman. Nie miała takiego potencjału, musiała się zatrzymać co dało Rosjanom czas na przegrupowanie, odpoczynek i umocnienie pozycji. Chcąc uniknąć powtórki Moskwa ogłosiła mobilizację, co oznacza, że teraz będzie trudniej przeprowadzić operację wyzwolenia choćby części ukraińskich terytoriów. Niezdecydowanie Zachodu w gruncie rzeczy doprowadziło do przedłużenia się wojny, która, wiele na to wskazuje, nie skończy się w tym roku.
W efekcie znaleźliśmy się w sytuacji gorszej niż jesienią ubiegłego roku. Rosjanie mogą odzyskać inicjatywę operacyjną, dostawy dla Ukrainy z państw sojuszniczych, jeśli w ogóle chcemy myśleć o zwycięstwie w tej wojnie, będą musiały wzrosnąć, a i perspektywa eskalacji w sposób oczywisty rośnie. Ostatnie deklaracje władz Niemiec, Holandii i Danii, które razem chcą przekazać Ukrainie już w najbliższym czasie 100 czołgów Leopard 1 A5, co jest większym wsparciem niż wszyscy się spodziewali, może zapowiadać przełom w państwach europejskich do tej pory realizujących ostrożna linię. Podobnie obiecująco brzmią deklaracje kanclerza Scholza, który powiedział występując w Bundestagu, że „Unia Europejska nie dopuści do realizacji imperialnych planów Putina”, a jutro leci do Paryża, aby spotkać się z Zełenskim. Towarzyszą temu deklaracje o dostawie z Niemiec nawet docelowo 178 Leopardów na Ukrainę i wspólnych niemiecko – szwedzkich pracach nad zapewnieniem Kijowowi nowoczesnych systemów obrony przeciwlotniczej. Nie ma co jeszcze otwierać szampana i twierdzić, że Berlin zrewidował swą dotychczasową linię. Wydaje się jednak, że jeśli chcemy działać na rzecz zwycięstwa Ukrainy w tej wojnie to większy nacisk winien być obecnie położony na aktywność dyplomatyczną w Europie, bo tu jest jeszcze wiele do zrobienia i pozytywne zmiany (czytaj rozpoczęcie produkcji broni dla Ukrainy) wzmocnią tylko determinację Waszyngtonu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/633568-wojna-na-ukrainie-jeszcze-potrwa