Pod koniec stycznia Aleksandr Łukaszenka podczas publicznego spotkania zaczął w pewnym momencie mówić o relacjach między Mińskiem a Kijowem. Jak wynika z jego dość niejasnej i dwuznacznej wypowiedzi, cytowanej przez oficjalną agencję BełTa, miał powiedzieć, że nie rozumie polityki Ukrainy, której władze z jednej strony uzbrajają oddziały mające w przyszłości „wtargnąć” na teren Białorusi, a z drugiej proszą Mińsk, aby „w żadnym wypadku nie walczyć z Ukrainą, aby nasze wojska tam się nie przemieszczały. Proponują zawarcie paktu o nieagresji”.
To ostatnie stwierdzenie sugerujące, że trwają jakieś nieoficjalne negocjacje między ekipami Zełenskiego a Łukaszenki wywołało polityczną burzę. Tym bardziej, że informacje te trafiły na podatny grunt. Już od pewnego czasu kolportowany jest bowiem w europejskich mediach pogląd, że asymetria UE w zakresie sankcji nakładanych na Rosję i na Białoruś, jest wynikiem sprzeciwu Kijowa, który oponuje przed kolejnymi restrykcjami, które miałyby objąć Mińsk. W sprawie wypowiedział się też Wołodymir Zełenski, ale jego słowa raczej zaciemniły sytuację niźli ją rozświetliły. Ukraiński prezydent zwracając się do opinii publicznej stwierdził:
Słyszycie wszystko, co oficjalnie proponuje Ukraina. Nie zamierzaliśmy i nie zamierzamy atakować Białorusi. Nie ma takich intencji.
Jednoznaczny wniosek
Trudno z tych słów wyciągnąć wniosek, iż nieoficjalne kontakty między Mińskiem a Kijowem nie mają miejsca, tym bardziej, że w białoruskiej stolicy nadal urzęduje ambasador Ukrainy.
W tym samym czasie białoruski portal Nasza Niwa opublikował artykuł, w którym zawarto tezę, iż Kijów blokuje udział Swietłany Cichanouskiej w uroczystościach obchodów ważnych rocznic historycznych, ale również to wobec sprzeciwu strony ukraińskiej nie została ona zaproszona na niedawne spotkanie tzw. Trójkąta Lubelskiego, choć rok wcześniej brała w nim udział. A potem wydarzył się jeszcze większy skandal, bo w tych kategoriach należałoby traktować to co się stało – Cichanouska nie została dopuszczona do głosu, mimo, że była obecna, w trakcie uroczystości 160 rocznicy Powstania Styczniowego, które odbywały się w Warszawie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Warszawa ustąpiła pod presją Wasyla Zwarycza, ambasadora Ukrainy w Polsce. Zauważono też, że w posłaniu od prezydenta Zełenskiego, które zostało odczytane, Białoruś w ogóle nie została wspomniana, co komentujący całą sprawę dla Naszej Niwy anonimowy dyplomata określił mianem „lekceważenia”. Pośrednio informacje to potwierdził w rozmowie z Biełsatem Walery Kowalewski, który w przejściowym gabinecie Pawła Łatuszki odpowiada za sprawy zagraniczne. Powiedział on, że „kiedy przygotowywaliśmy się do wizyty, otrzymaliśmy informację, że jest sprzeciw wobec przemówienia Swietłany Cichanouskiejj, obecności białoruskiej flagi i białoruskiego wieńca. Wiadomo było, że pierwotnie planowany scenariusz uległ zmianie.”
Kwestię tego czy polityka Rzeczpospolitej wobec Białorusi kształtowana jest w Kijowie zostawmy na później, bo sprawą znacznie ważniejszą jest poszukiwanie odpowiedzi dlaczego relacje między Cichanouską z ekipą Zełenskiego nie układają się dobrze. Ten incydent, co warto zauważyć nie jest pierwszym. W ubiegłym roku Kowalewski miał problem z wjazdem na Ukrainę, a w mediach ukraińskich niemało jest krytycznych wobec Cichanouskiej wypowiedzi, w których oskarża się ją i siły polityczne związane z tym odłamem białoruskiej opozycji o nieczytelne, w sumie dość niejasne stanowisko wobec Rosji.
Nie jest też tajemnicą, że bardzo aktywny na Ukrainie jest Zianon Paźniak, który pojechał ostatnio nawet odwiedzić oddziały wchodzące w skład Pułku im. Kalinowskiego walczące pod Bachmutem i który zadeklarował, że to siły polityczne skupione wokół białoruskich formacji wojskowych są „przyszłością” i odegrają istotną rolę wtedy kiedy decydował się będzie los Białorusi, czyli już po wygranej wojnie. W świetle tej interpretacji stroną ukraińska raczej stawia na Pułk Kalinowskiego, bo środowiska skupione wokół Cichanouskiej wydają się w Kijowie zbyt ugodowe i nieskłonne do lansowania radykalnych rozwiązań.
Inne tłumaczenie
Ale jest też druga interpretacja tego rodzaju polityki Kijowa, która wydaje się mi bardziej przekonująca. Otóż niektórzy białoruscy politolodzy i przedstawiciele opozycji są zdania, że w istocie Kijów prowadzi z Łukaszenką ciekawą grę polityczną, której Cichanouska jest ofiarą. O co w tym wszystkim chodzi? Przede wszystkim ekipa Zełenskiego robi wszystko, aby Białoruś nie zaangażowała się czynnie w wojnę. Póki co te zabiegi są skuteczne, bo jak argumentują eksperci amerykańskiego Institute for the Study of War prawdopodobieństwo zaatakowania Ukrainy od północy przynajmniej do jesieni tego roku nie jest realne. Potem sytuacja może się zmienić, ale póki co nie zaobserwowano aby na Białorusi Rosjanie budowali formacje uderzeniowe o odpowiednim do przeprowadzenia kolejnego ataku potencjale. Nie jest oczywiście korzystne to, że Moskale wykorzystują białoruskie poligony, ostrzeliwują rakietowo cele na Ukrainie z tego kierunku i skłonili też Łukaszenkę do przekazania im części zapasów wojennych, w tym przede wszystkim amunicji artyleryjskiej. Daje to powody do twierdzenia, iż Białoruś jest w istocie zaangażowana w wojnę, ale czym innym jest obecna formuła a czym innym duży atak z północy z ewentualnym udziałem sił zbrojnych kontrolowanych przez Łukaszenkę. Właśnie po to aby „utrzymać Łukaszenkę w ryzach” Kijów podejmuje kroki przeciw Cichanouskiej, bo to siły polityczne skupione wokół niej, a nie Zianon Paźniak, postać już w gruncie rzeczy historyczna, bez większych wpływów w kraju, są dla reżimu głównym zagrożeniem. Patronowanie powstaniu Pułku im. Kalinowskiego paradoksalnie nie jest sprzeczne z tą polityką, a wręcz, można powiedzieć stanowi jej uzupełnienie. W tym wypadku też możliwe jest kilka interpretacji. Po pierwsze możemy mieć do czynienia, o czym mówią otwarcie białoruscy analitycy w rodzaju Wadima Mażejki, z wielotorowością polityki Kijowa. Życie polityczne na Ukrainie jest na tyle różnorodne, iż możemy mieć do czynienia z różnymi politykami wobec tzw. „kwestii białoruskiej” realizowanymi przez różne instytucje. Najlepszym przykładem może być tragiczna historia Denisa Kirejewa, ukraińskiego bankiera, który uczestniczył w rozmowach pokojowych Ukrainy i Rosji w oficjalnej delegacji Kijowa, i o którym szef wywiadu wojskowego Kiryło Budanow mówi, że jest bohaterem, co nie zmienia faktu, że na początku wojny został on zastrzelony w Kijowie przez agentów SBU bo został uznany za zdrajcę. W tej interpretacji wojsko może być zainteresowane powoływaniem formacji narodowych, bo przecież obok oddziałów białoruskich mamy też czeczeńskie i gruzińskie, a władze cywilne, w tym otoczenie Zełenskiego realizuje inną politykę. Po drugie istnienie i rozwój Pułku Kalinowskiego może być traktowane w Kijowie w kategoriach narzędzia presji na Łukaszenkę, pokazanie mu perspektywy przeniesienia działań wojennych, gdyby ten zdecydował o czynnym zaangażowaniu w wojnie po stronie Rosji. Paradoksalnie Cichanouska i członkowie jej gabinetu związani z resortami siłowymi (Azarow, Sachaszczik), który chcieliby doprowadzić do zjednoczenia białoruskich formacji wojskowych i podporządkowania ich sobie są poważną przeszkodą dla takiej polityki Kijowa. Jeśliby bowiem Pułk Kalinowskiego, a precyzyjnie rzecz ujmując powołana w ubiegłym roku polityczna reprezentacja tego pułku, uznali zwierzchność Cichanouskiej, to mogłoby się okazać, że Kijów nie ma przesądzającego głosu w tym obszarze, co ograniczałoby jego możliwości nacisku na Łukaszenkę. Wreszcie bojownicy Pułku Kalinowskiego, którzy formalnie podporządkowani są ukraińskiemu dowództwu są bardziej obliczalni również z perspektywy Mińska. Co prawda bojownicy tej formacji mówią, że po wojnie „wejdą na Białoruś” i doprowadzą do obalenia reżimu i te deklaracje są przyjmowane z trwogą przez ekipę Łukaszenki, ale to od decyzji ich przełożonych, czyli ukraińskich wojskowych zależeć będzie to czy tego rodzaju plany się ziszczą.
Możemy mieć zatem do czynienia ze skomplikowaną i zniuansowaną grą polityczno – dyplomatyczną, w której sprawa przyszłości Białorusi, nie mówiąc już o perspektywie zmian demokratycznych, wcale nie musi być najważniejsza. Reżim Łukaszenki ma, jak sądzę, świadomość rozgrywki i dość regularnie wysyła pod adresem Zachodu czytelne sygnały na temat gotowości do rozmów, może rewizji polityki.
Ostatnim jest bardzo ciekawy raport trójki autorów skupionych wokół think tanku Miński Dialog. Sergiej Bogdan, Denis Mieliancow i Yauheni Preiherman formułują ciekawe tezy zarówno na temat obecnej polityki Mińska jak i kształtu relacji Białoruś – Zachód w przyszłości. Zanim poświęcę nieco uwagi ich analizom trzeba więcej napisać czym jest Miński Dialog. Mamy w tym wypadku do czynienia z półoficjalnym think – tankiem, formalnie prywatnym, który w roku 2018 i w kolejnych latach organizował duże międzynarodowe konferencje poświęcone dialogowi Wschód – Zachód. Uczestniczyło w nich po kilkuset ekspertów i dyplomatów z całego świata, posiedzenia odbywały się w najlepszym hotelu w Mińsku, w obradach brał udział sam Łukaszenka, a środki na ich zorganizowanie pochodziły od wielu instytucji zagranicznych – od Fundacji Adenauera po rosyjskie MGiMO. W środowisku ekspertów utarł się pogląd, że fundacja Miński Dialog jest nieoficjalnym kanałem komunikacji białoruskiego MSZ-u ze światem, z czym osobiście się zgadzam, tym bardziej, że mimo drakońskiego zaostrzenia represji przez reżim działa ona nadal, choć z oczywistych względów z mniejszym rozmachem. A w tej sytuacji to co piszą eksperci tego think tanku trzeba traktować albo w kategoriach bezpośredniego „komunikatu” reżimu, albo przesłania, które jest wygodne dla Łukaszenki i jego otoczenia. To przekonanie utwierdza się, kiedy przeczytamy uważnie raport. Jego Autorzy argumentują, że wojna na Ukrainie może przekształcić się zarówno w konflikt regionalny jak i zostać ograniczona, tak pod względem terytorialnym (obejmować będzie tylko Ukrainę) jak i biorąc pod uwagę jej intensywność. A zatem, dzisiaj realny obszar wyboru to eskalacja lub zamrożenie. Ich zdaniem już przed wybuchem gorącego konfliktu mieliśmy do czynienia z rozpadem wspólnoty bezpieczeństwa w Europie Środkowej, czego świadectwem jest wzrost napięcia między Warszawą i Wilnem a Mińskiem, a teraz dodatkowo mamy w efekcie wojny do czynienia z destrukcją komunikacji i wymiany handlowej (sankcje i ograniczenia). Z oczywistych powodów w państwach regionu jest „więcej ludzi z bronią”, co obiektywnie rzecz biorąc powoduje wzrost a nie spadek napięcia. Na to nakładają się już czytelne zmiany geostrategiczne.
Polska postawiła na rozbudowę własnego potencjału militarnego dla zasadniczej zmiany równowagi militarnej w regionie i w ramach NATO. Dzieje się to w dwóch kierunkach – przez budowę własnego potencjału militarnego i dążenie aby zostać de facto głównym sojusznikiem Ameryki w Europie kontynentalnej (w pewnym sensie odpowiednikiem drugiego sojusznika Ameryki – Wielkiej Brytanii)
– piszą.
Jednocześnie zmieniła się sytuacja Białorusi i to ma związek, jak dowodzą, z wprowadzeniem przeciw niej sankcji po wydarzeniach roku 2020. Z geostrategicznego punktu widzenia, argumentują, sankcje ograniczyły pole manewru Łukaszenki i uniemożliwiły kontynuowanie polityki, którą oni określają mianem „neutralności sytuacyjnej”, polegającej na utrzymywaniu względnie równego dystansu wobec zarówno Rosji jak i Zachodu. Po roku 2020 Łukaszenka ze względów politycznych ale również gospodarczych miał mniejsze pole manewru i w efekcie zdecydował się na kurs zbliżenia z Rosją, dodatkowo wzmocniony ewolucją polityki Warszawy i Wilna a w następstwie całego Zachodu. Jego osobiste sympatie mają w tym wypadku mniejsze znaczenie, bo nie przeszkadzały one przed wyborami prezydenckimi realizować zupełnie innej linii politycznej. Nie oznacza to jednak, że Łukaszenka zrezygnował z wysyłania pod adresem Zachodu pewnych czytelnych sygnałów, które co prawda nie zostały dostrzeżone lub zostały źle zinterpretowane. Analitycy Mińskiego Dialogu przytaczają ich kilka – po pierwsze miały miejsce apele o wzrost transparentności w kwestiach wojskowych, które zakładałyby np. wzajemne inspekcje, po drugie powołują się na „powściągliwą reakcję” Mińska po incydencie w Przewodowie i po trzecie zwracają uwagę na to, że w dotychczasowych ćwiczeniach, które odbywały się na Białorusi ze strony Mińska zaangażowane były jednostki z północy kraju, co ich zdaniem było wyraźnym sygnałem, że reżim nie myśli angażować się czynnie w wojnę na Ukrainie, a ich przeprowadzenie związane jest z NATO. Argumentują też, że w obliczu takiej polityki Łukaszenki Kreml podjął decyzję o zwiększeniu własnej obecności wojskowej na Białorusi, co z kolei wywołało reakcję w postaci domagania się przez reżim zwiększenia obecności ich przedstawicieli w organach wspólnego planowania wojskowego.
Mińsk starał się nie tylko o nowe dostawy drogiej broni, ale także o poprawę swojego statusu w regionie w ogóle, a w szczególności w stosunkach z samą Federacją Rosyjską. Pod koniec czerwca przywódcy obu krajów zgodzili się na „odwzorowanie” modelu dostępu do broni nuklearnej jaką mają europejscy sojusznicy USA („udział jądrowy”). Postanowiono wyposażyć białoruskie samoloty do ewentualnego użycia broni jądrowej i przygotować załogę lotniczą. Poinformowano również o przekazaniu Białorusi systemów rakietowych Iskander-M, przystosowanych do wystrzeliwania pocisków z głowicami nuklearnymi
– argumentują.
Przedłużający się konflikt
Zdaniem Autorów wiele wskazuje na to, że wojna na Ukrainie wchodzi w fazę przedłużającego się konfliktu. Potencjał Rosji i wola walki Moskwy są na tyle duże, że trudno będzie Zachodowi ją złamać. Ukraina też długo może być utrzymywana i zdolna do walki. Jednak z regionalnej perspektywy taki scenariusz grozi rozszerzeniem konfliktu, rozlaniem się wojny na inne państwa. Drugim wariantem, za którym Autorzy raportu wyraźnie się opowiadają jest zmiana polityki Mińska, jej powrót do modelu neutralności. Wymagałoby to zniesienia sankcji nałożonych na Białoruś i pogodzenia się z faktem, że Łukaszenka lub jego ludzie nadal rządzą, ale dawałoby też pewne korzyści, prócz oczywiście uniknięcia scenariusza eskalacyjnego. Sama Rosja też mogła by być tym zainteresowana, bo Białoruś stałaby się jej „oknem na świat”, państwem umożliwiającym relacje handlowe, kulturalne i technologiczne z kolektywnym Zachodem, tym bardziej, jeśli sankcje nałożone na Moskwę zostaną utrzymane.
Mamy w gruncie rzeczy do czynienia z czytelną ofertą, oczywiście o ile rzeczywiście jest to oferta. Autorzy sądzą, że obecna polityka Zachodu wobec Mińska wpycha Białoruś pod rosyjską kontrolę i jest też groźna bo obiektywnie rzecz biorąc przyspiesza scenariusz eskalacyjny. Opcją alternatywną, ale to wymagałoby zmiany myślenia, jest powrót do modelu sprzed roku 2020, który polegał na tym, że sąsiedzi Białorusi nie zwracali uwagi na to, iż nie ma tam demokracji i rządzi satrapa, ale w efekcie nie był to kraj tak jak teraz silnie kontrolowany przez Rosję a obywatelom żyło się dużo lepiej. Wydaje się, że obecna linia Kijowa wobec Mińska jest budowana w oparciu o tego rodzaju logikę, w której głównym celem nie jest demokratyzacja Białorusi ale wywarcie wpływu na geostrategiczne decyzje Łukaszenki, który zachował nadal pewne, choć bardzo ograniczone, pole manewru. Ale politykę uprawia się w takich realiach z jakimi mamy do czynienia a nie w świecie marzeń i dlatego Swietłana Cichanouska, wiele mówiąca o demokratyzacji Białorusi a znacznie mniej o jej przyszłym geostrategicznym statusie, jest niewygodna dla Kijowa. Jeśli nie zacznie poświęcać temu ostatniemu zagadnieniu większej uwagi, to stanie się również niewygodna dla Warszawy. Pierwsze tego sygnały już są czytelne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/633007-kijow-probuje-grac-z-lukaszenka-bialorus-wysyla-sygnaly