Mamy incydent, który dokłada tylko troszkę paliwa do ognia. Jest pewnie takim testowaniem. Można powiedzieć, że to jest taki balon próbny sprawdzający reakcję Stanów Zjednoczonych na różne bodźce - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Artur Wróblewski, amerykanista, odnosząc się do sprawy chińskich balonów szpiegowskich nad terytorium USA.
wPolityce.pl: Trwa wojna na Ukrainie, za kilka dni miało dojść do spotkania na szczycie między Stanami Zjednoczonym i Chinami, a tym czasem nad Stanami Zjednoczonymi latają jak gdyby nigdy nic balony nafaszerowane aparaturą szpiegowską. Dość dziwna sytuacja.
Artur Wróblewski: To może nie jest tak dziwna sprawa, w kontekście napiętych relacji między Stanami Zjednoczonymi, a Chinami już od wielu lat.
Przecież prezydent Trump rozpoczął tak naprawdę wojnę handlową z Chinami. Oskarżył ich o nieuczciwe praktyki handlowe takie jak manipulowanie kursem walut, żeby polepszyć chiński eksport, subsydiowanie firm przez państwo czy dumping cenowy. I zarzut główny wobec Chin to kradzież tajemnic handlowych i przemysłowych.
Do tej wojny handlowej, której celem było zredukowanie deficytu w handlu doszły napięcia na Morzu Południowochińskim i wokół Tajwanu oraz sprawa prześladowania mniejszości ujgurskiej oraz nieprzestrzeganie praw człowieka (włączając w to prawa pracownicze i konwencje Międzynarodowej Organizacji Pracy), co pozwala Chinom produkować taniej. Przede wszystko chodzi o rywalizację między dwiema potęgami. Chiny stają się dziś największą gospodarką pod względem PKB na świecie i wiodącym ośrodkiem technologicznym na przykład w obszarze AI (sztucznej inteligencji). Są najgroźniejszym konkurentem dla Stanów Zjednoczonych.
Jak więc postrzegać ten balonowy incydent?
W tym kontekście widzimy incydent, który dokłada tylko troszkę paliwa do ognia. Jest pewnie takim testowaniem. Można powiedzieć, że to jest taki balon próbny sprawdzający reakcję Stanów Zjednoczonych na różne bodźce.
Jeśli słuchać Amerykanów to wartość materiału zgromadzonego w ten sposób przez Chińczyków nie ma większego znaczenia. Dlatego nie zdecydowano się zestrzelić tych balonów choć była taka możliwość.
Wszystkie ważne informacje, które te balony próbowały zebrać, są przecież cały czas rejestrowane przez chińskie satelity poruszające się po ustalonych trajektoriach nad terytorium Stanów.
W takim razie warto było ryzykować?
Jedyna wartość dodana takiej akcji balonowej jest taka, że w przeciwieństwie do zaprogramowanego ruchu satelity taki balon podróżuje sobie właściwie jak chce. Niesiony wiatrem dociera w miejsca, które nie mogą być obserwowane czy fotografowane przez jednego satelitę. Z tego co mówią Amerykanie, ten balon nie jest sterowany na odległość ale aparatura rozpoznawcza może być w dowolnym momencie uruchamiana i wyłączana. Czyli on może wlecieć w miejsca w które trzeba by wysłać kilka satelitów.
Zwłaszcza, że rejony nad które dotarły są ważnym miejscem strategicznym.
Balon przemieszczał się na przykład nad Montaną czy w pobliżu Północnej Dakoty. To są miejsca wrażliwe gdzie występują skupiska silosów. W Montanie znajduje się jedna z trzech najważniejszych instalacji rakiet Minuteman III (amerykański międzykontynentalny pocisk balistyczny). One są tam już od czasów „zimnej wojny” w bazie Malmstrone. Tam mieści się również 341 Skrzydło Rakietowe, amerykańskiej armii sił powietrznych. To jest arcyważny ośrodek wojskowy. W Montanie znajduje się sześć wojskowych instalacji instalacji. Nie tak daleko na granicy z Kanadą w Grand Forks, w Północnej Dakocie, tam gdzie jest wielkie odludzie, wielka zima tam także znajduje się ważny obiekt militarny - 319 Skrzydło Rozpoznania oraz pociski międzykontynentalne Minutman. Zaś w miejscowości Minot znajdują się oddziały rakietowe i bombowce.
Pojawienie się balonów w tym rejonie świadczy o tym, że celem tej misji było szpiegowanie ośrodków rakietowych o zasięgu interkontynentalnym, a więc takim, który może razić Chiny.
W tej chwili wiemy jedynie o reakcji dyplomatycznej. Sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych Antony Blinken odwołał planowaną za kilka dni wizytę w Chinach. Nie doszło do neutralizacji obiektów ponieważ istniało zagrożenie wyrządzenia szkód na ziemi. Nie daj boże zginąłby by ktoś na ziemi w wyniku rażenia odłamkami a to zawsze przeciwnicy polityczni prezydenta mogliby wykorzystać politycznie.
Chiny chcą być postrzegane jako kraj nowoczesnych rozwiązań i technologii, skąd taki staromodny sposób na pozyskiwanie informacji?
Szpiegowska strategia balonowa, to taki swoisty sentymentalny powrót do przeszłości, do lat 50. To właśnie wtedy wysyłano balony do szpiegowania obiektów wojskowych nad Amerykę Łacińską i w inne rejony. Był nawet taki pamiętny incydent związany z „tajemnicą ufoludków”. W Stanach Zjednoczonych w pobliżu bazy wojskowej w Roswell rozbił się niezidentyfikowany obiekt latający czyli UFO, który dał początek różnym teoriom spiskowym o ukrywaniu prawdy o ufoludlkach przez rząd USA. A prawdopodobnie rozbił się balon meteo – przynajmniej tak twierdzą władzę po dziś dzień Ale z balonami eksperymentowano już od XVIII wieku. Na fotografiach wykonanych przez Konrada Brandla w 1870 roku możemy oglądać na przykład start balonu przed budynkiem pałacu Kazimierzowskiego w Warszawie w miejscu gdzie zajnduje się dzisiaj bydynek starej biblioteki UW. Balony były wykorzystywane już w wojnie secesyjnej, francusko – pruskiej, I wojnie swiatowej czy w II wojnie swiatowej broniły angielskiego nieba.
Dzisiaj wszyscy odeszli już od balonów ze względow praktycznych, więc na ten balonówy incydent należy patrzeć jak test reakcji Amerykanów i jednocześnie ostrzeżenie dla krajów zachodnich, dla NATO. Mamy, więc do czynienia ze swoistym fiaskiem procesów globalizacyjnych, o których pisał Fukuyama. Który wieścił zwycięstwo globalizacji i wszędzie nastaną demokratyczne rządy oraz wolnego handlu . Natomiast widzimy, że te różnice mentalne, cywilizacyjno-kulturowe między ludźmi z Wschodu, a ludźmi z Zachodu są gigantyczne. Jeśli zastanowimy się czemu ma służyć to co dzieje się teraz na Ukrainie i tego typu chińskie prowokacje to wniosek jest taki, że ci ludzie, wywodzący się z tradycji Czyngis-chana, najazdów mongolskich na Europę, po prostu inaczej myślą i czują. To są bardzo głębokie różnice kulturowe. Niestety ci ludzie nie wyrośli do końca z instynktów grabieży i podboju terytoriów, które wydawały się tracic już na znaczeniu, a rozważania geopolityczne wydały się stawać staromodne.
Czy Chiny są państwem nieobliczalnym?
Nie, jest to państwo inne. Jest to inna cywilizacja. Kręgi cywilizacyjne zostały wyodrębnione i dobrze opisane właśnie przez Huntingtona w „Zderzeniu cywilizacji”. W tym przypadku możemy to tłumaczyć paradygmatem pewnej nieprzewidywalności, a raczej inności ludów Wschodu i inności ich racjonalności. Tam jest właśnie tolerancja dla zachowania irracjonalnego.
Skoro tak, czy nauczony doświadczeniami Zachód nie potrafi wcześniej przeczytać takich działań i w odpowiedni sposób zareagować?
To z kolei wyjaśnia nasz krąg cywilizacyjny, który wyrósł z cywilizacji grecko-rzymskiej, z prawa rzymskiego czy tradycji judeo-chrześcijańskiej. Takie incydenty obnażają po raz kolejny słabość zachodniego systemu. Demokracje są słabe i wrażliwe na ciosy. W starciu z autokratyzmem mamy problem. Jest nim również paradoks logiki appeasementu czyli chęć nieuzasadnionej tolerancji i ustępowania. Dylemat rozterek moralnych. Chiny czy Rosja takich rozterek nie mają ponieważ tam życie ludzkie nie ma znaczenia takiego jak w naszym kanonie zasad moralnych. Tam nie ma troski również o prawo zwanej kulturą legalizmu prawnego, na wszystko trzeba mieć paragraf. Tym bardziej na zestrzelenie podejrzanego obiektu latającego nad naszymi głowami. Wschodnia cywilizacja tego nie posiada. Wszystko jest narzucone przez opresyjny aparat władzy. I dlatego tam podejmuje się decyzje szybko i w sposób radykalny. W Stancach natomiast obserwujemy dyskutowanie o problemach i dzielenia włosa na czworo.
Mamy więc do czynienia z elementarnie różnym podejściem do wszystkiego. Dlatego te reżimy: chiński i rosyjski są inne i ukierunkowane na osiągnięcie celu wszystkimi dostępnymi metodami. Trudno przyłożyć do wschodnich wzorców nasze standardy, bo takie zachowanie jest nam obce. Taka irracjonalność wynika z tradycji przemocy, kolektywnego trybu życia, braku krytycznego podejścia do rzeczywistości które wprowadziła u nas metoda sokratyczna. Czasy reformacji i oświeceniowe koncepcje umów społecznych pogłębiła złożoność naszego myślenia na temat religii czy koncepcji państwa. Na wschodzie nie było prawdziwie reformatorskich rewolucji w myśleniu tylko kult władzy nadrzędnej budowany na ubóstwie kontrolowanego ludu. Dlatego to są społeczeństwa zdyscyplinowane, robiące rzeczy straszne jeśli im ktoś tak każe trochę jak w sekcie. Trudno dokładnie rozszyfrować to, co Chińczycy zrobili i uwierzyć, że to tylko przypadek.
Rozmawiał Maciej Marcinek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/632990-nasz-wywiad-artur-wroblewski-chinczycy-testuja-amerykanow