Szwajcarski dziennik Neue Zürcher Zeitung formułuje tezę, że w sporze dotyczącym czołgów Leopard, który podzielił państwa wspierające Ukrainę wcale nie musi, albo nie wyłącznie, chodzi o to jak wiele sprzętu Kijów winien szybko dostać.
W tle toczy się też brutalna walka o kształt europejskiego rynku broni. Jak pisze berliński korespondent gazety, powołując się informacje z kręgów przemysłowych, w istocie Amerykanie realizują przemyślany plan wyparcia niemieckich producentów i zakorzenienia się na europejskim rynku. Waszyngton ma podobno nieoficjalnie proponować wszystkim państwom, które zdecydują się na przekazanie Leopardów, amerykańskie Abramsy, których ogromna liczba znajduje się w magazynach, wraz z pomocą techniczną i częściami zamiennymi. Nie musi być to wcale opcja tańsza dla kupujących, o czym dość boleśnie przekonała się Chorwacja nabywając amerykańskie transportery Bradley, które per saldo okazały się droższymi (trzeba było kupić pakiet większy niż potrzeby) niż nowe pojazdy. Różnica jest jednak zasadnicza. Otóż, o ile Amerykanie mają oferować dostawy niemal „od ręki”, o tyle niemiecki sektor przemysłowy potrzebuje nawet 2 lat na realizację zamówienia, oczywiście o ile jutro zostałoby ono złożone. Przedstawiciele niemieckiego przemysłu powiedzieli korespondentowi Neue Zürcher Zeitung, że każde państwo które kupi amerykańskie systemy dla nich „jest stracone na dziesięciolecia”. Przede wszystkim z tego powodu, że decyzja o zakupie pociąga za sobą budowę centrów szkoleniowych i całego systemu obsługi.
Ujednolicenie NATO-wskiej podstawy sprzętowej i przejście na amerykańską sprzyja Waszyngtonowi, również z tego powodu, że produkowane serie są dłuższe, koszty badań i utrzymania potencjału wytwórczego rozkładają się na większą liczbę sztuk, co czyni je jednostkowo tańszymi, a zatem wydatki Pentagonu mogą w przyszłości też ulec zmniejszeniu. To wyjaśnia trochę dlaczego Amerykanie nie spieszyli się z dostawami, ani nawet nie oferowali tego rodzaju opcji, swych systemów pancernych dla tych krajów, które na rzecz Ukrainy pozbywały się swego starego, postsowieckiego sprzętu. Paradoksalnie, kontrowersje związane z Leopardami tworzą dla Waszyngtonu sytuację typu win – win.
Modelowe opcje
Mamy bowiem do czynienia z dwiema modelowymi opcjami – albo Berlin zgodzi się na ich dostarczenie (kwestia czy sam weźmie udział jest w tym przypadku mniej istotna) oczyszczając w ten sposób rynek dla amerykańskiego sektora zbrojeniowego w Europie, albo będzie blokował jakiekolwiek ruchy w tym względzie, ale to skutecznie podważy niemiecką reputację jako godnego zaufania partnera w kwestii zakupów broni. Już obecnie z Finlandii dobiegają groźne pomruki, bo tamtejszy rząd zastanawia się czy w obliczu politycznych blokad i zasadniczej różnicy w ocenie zagrożenia ze strony Rosji kupowanie broni i uzbrojenia od niemieckich producentów jest najlepszą opcją. Warto pamiętać, że w zeszłym roku Helsinki i Sztokholm podpisały porozumienie o wspólnych zakupach broni, o podobnym kroku myślimy my i Litwa, co oznaczać może, iż odejście od zaopatrywania się w Berlinie okazać się może powszechniejszym trendem. Przed trudną decyzją stoi Norwegia, która ma zamiar kupić 82 czołgi. Do ostatniej fazy rozgrywki o wart 1,8 mld dolarów kontrakt weszły właśnie niemieckie Leopardy i koreańskie K2, ale pod koniec ubiegłego roku w Oslo rozpoczęła się ożywiona dyskusja, czy w ogóle trzeba kupować akurat teraz czołgi. Szef sztabu norweskich sił zbrojnych generał Eirik Kristoffersen oświadczył bowiem, że raczej należy się skoncentrować na odbudowie artylerii dalekiego zasięgu i zakupie śmigłowców bojowych, co mogłoby zwiększyć mobilność armii.
Piszę o tym nie po to, aby inicjować, skądinąd niezwykle ciekawą i już trwającą dyskusję na temat celowości zwiększania potencjału pancernego w świetle doświadczeń wojny na Ukrainie, ale po to, aby zwrócić uwagę na fakt, że jednym z bezpośrednich skutków zarówno wojny jak i politycznych kontrowersji związanych z dostawami dla Ukrainy jest początek refleksji, w wielu państwach, na temat ich polityki zakupów broni i uzbrojenia. Polityka Finlandii i Państw Bałtyckich, których ministrowie spraw zagranicznych w specjalnym oświadczeniu wezwali Berlin do przekazania Leopardów, jest w tym kontekście ciekawa i warta obserwacji z Warszawy. Przede wszystkim z tego względu, że szukając politycznej dźwigni, przy użyciu której moglibyśmy wpłynąć na politykę Berlina, w tę stronę należy spoglądać.
Budowa koalicji państw
Premier Morawiecki powiedział, że Warszawa przystąpi do budowy koalicji państw, które są gotowe do przekazania czołgów Leopard Kijowowi, ale wydaje się, że należałoby myśleć w szerszym planie. Dlaczego? Przede wszystkim z tego powodu, że jak napisał komentator The Wall Street Journal:
Polska prowadzi próby wywarcia presji na Berlin, aby zgodził się na dostawę niemieckich czołgów, ale w swoich wysiłkach na rzecz utrzymania wsparcia UE dla Ukrainy Warszawa wygląda na coraz bardziej osamotnioną.
Zdaniem William Nattrassa, powody twardej polityki Warszawy w kwestii pomocy dla Ukrainy są jasne i wynikają zarówno z oceny sytuacji strategicznej i bezpieczeństwa regionu, jak i związane są z konfliktem Polski z Brukselą na tle ingerencji tej ostatniej w to, jak kształtujemy nasz wymiar sprawiedliwości. W kontekście zbliżających się wyborów parlamentarnych podważenie europejskiej roli Niemiec, zwłaszcza motywacji, może być na rękę Warszawie. Problemem, w kwestii czołgów, jest wszakże to, że Berlin nie jest bynajmniej w swym stanowisku odosobniony. Przeciw wysłania Leopardów do Kijowa są Austria (posiada 56 sztuk) , której minister spraw zagranicznych, w przeszłości kanclerz wypowiedział się nawet za rozpoczęciem znoszenia sankcji wobec Rosji i Węgry (12). Rząd Czech (1 sztuka), jak można się domyślać z powodu trwającej kampanii wyborczej deklarował, że „nie rozpatruje tej kwestii”. Słowacja, mająca 1 sztukę też jest przed trudnym starciem wyborczym i unika tego tematu. Szwecja (120 czołgów tego typu), jak oświadczył jej premier „potrzebuje kilku tygodni” aby podjąć decyzję. Z oczywistych względów, czując się zagrożoną przez Turcję, w sprawie tej milczy Grecja (353 sztuki), nie ma też co liczyć, iż czołgi przekaże Ankara (316 sztuk).
Kto wejdzie do koalicji?
Kto zatem mógłby wejść do koalicji na rzecz przekazania Leopardów Kijowowi? Oprócz Polski, wstępne deklaracje gotowości złożyły Finlandia (200 sztuk) i Dania (34) a latem ubiegłego roku propozycję przekazania własnych czołgów, wówczas zablokowaną przez Berlin, sformułowała Hiszpania (327). Sprawa przekazania Leopardów, niezależnie od tego co mówi premier Morawiecki, jest jeszcze w dość wczesnej fazie. Wskazywałyby na to słowa Oleksieja Reznikowa, ukraińskiego ministra obrony, który powiedział, już po konferencji w Ramstein, jak donosi The New York Times, że „ukraińskie załogi zaczną szkolenie w Polsce” w zakresie obsługi tych czołgów. Co stało na przeszkodzie aby tego rodzaju naukę zacząć pobierać wcześniej? Wydaje się, że znów postawiliśmy wszystko na jedną kartę, zakładając, że wspólnym wysiłkiem uda się przekonać upartych Niemców. Ale jak już pisałem, sprawa jest poważniejsza, w grę wchodzą interesy o znaczeniu strategicznym, więc szanse na odniesienie szybkiego PR-owego sukcesu przez Polskę są iluzoryczne. Koalicję na rzecz wysłania czołgów Leopard na Ukrainę należy zacząć budować, ale moim zdaniem jej ambicje powinny być większe i Warszawa mogłaby rozpocząć grę nie tylko o to co, jak szybko i w jakiej skali wysyłać, ale również w kwestii ważniejszej, a mianowicie europejskiej suwerenności strategicznej, której jednym z filarów jest przesądzenie tego jakie systemy, na jakich warunkach pozyskiwane i przez kogo produkowane, winny znajdować się w Europie, przynajmniej w naszym regionie. Pierwszy krok, proponując wspólną politykę zakupową Litwie, już wykonaliśmy, ale póki co trudno mówić o entuzjazmie Wilna. Ale trudności nie powinny nas zniechęcać. Równolegle należałoby zacząć budować wspólną politykę w tym obszarze z Ukrainą, tym bardziej, że Kijów otwarcie deklaruje gotowość do szybkiego wdrożenia NATO-wskich standardów w swoich siłach zbrojnych, ale też, co nie mniej ważne, potrzebę budowy własnych zdolności produkcyjnych jeśli chodzi o podstawowe systemy, ale przede wszystkim amunicję. Jeszcze w czerwcu ubiegłego roku premier Szmychal mówił o tym, że porozumienie na linii Warszawa – Kijów w tej kwestii jest osiągnięte.
Należałoby jednak, jak się wydaje przyspieszyć działania i myśleć o koncepcji całościowej, dla naszego regionu. Warto zwrócić też uwagę na to, co ostatnio napisali szwedzcy analitycy, którzy opublikowali w Atlantic Council ciekawą, również z naszego punktu widzenia, koncepcję. Anna Wieslander, Eric Adamson, Jesper Lehto, zaproponowali budowę w regionie Morza Bałtyckiego i Dalekiej Północy dwóch NATO-wskich „baniek antydostępowych”. Ich zdaniem realizacja tego projektu byłaby zarówno wzmocnieniem bezpieczeństwa regionu w tym stanowiłaby znaczący krok w stronę zmiany statusu bezpieczeństwa Morza Bałtyckiego, jak i stanowiłaby symetryczną odpowiedź, której państwa regionu udzieliłyby Federacji Rosyjskiej. Pierwszym krokiem winno być zacieśnienie współpracy państw nadbałtyckich, w tym przede wszystkim w zakresie obrony powietrznej i systemów antyrakietowych. Jak wiadomo w tym ostatnim obszarze mamy do czynienia w rejonie Bałtyku z trzema równolegle realizowanymi projektami – Warszawa buduje system antyrakietowy ze Stanami Zjednoczonymi, Szwecja ma własny, niezależny, a Finlandia, Norwegia i Państwa Bałtyckie przystąpiły do niemieckiej, ale jeszcze będącej w fazie planów a nie realizacji inicjatywy budowania Europejskiej Tarczy Antyrakietowej.
Trzy przedsięwzięcia
Mamy zatem trzy przedsięwzięcia i jeśli chcemy przystąpić do budowy systemu, a jednocześnie poważnie myśleć o rozpoczęciu wspólnej, regionalnej polityki zakupowej, to jest to obszar, którego nie możemy pozostawić bez działania. Winniśmy dążyć, w porozumieniu z Waszyngtonem do przekonania Szwecji i innych państw regionu, aby te przystąpiły do systemu budowanego na podstawie amerykańskich platform sprzętowych. Chyba, że Amerykanie tego nie chcą, ale to oznaczałoby, iż nasze plany budowane są na niezbyt solidnym fundamencie. Tego rodzaju podejście wymagałoby przede wszystkim rozwiązania dwóch kwestii – skokowej aktywizacji naszej polityki regionalnej, przede wszystkim na linii północ – południe oraz, co nie mniej ważne, przejście od fazy kontestacji, kiedy krytykujemy pomysły i inicjatywy innych, do fazy kreacji własnych wizji i inicjatyw.
Jeśli Europa od lat mówi o tym, że elementem suwerenności strategicznej naszego kontynentu powinna być wspólna polityka zakupowa, także w zakresie modernizacji sprzętowej, to musimy zaproponować naszą platformę regionalnego porozumienia i ujednolicenia podstawowych decyzji w tym obszarze. Jeśli będziemy kreować i następnie realizować wizję pozytywną, to z pewnością nasze propozycje będą traktowane w Europie poważniej, a Niemcy staną wobec realnego, a nie teoretycznego zagrożenia utratą na dziesięciolecia ważnych dla nich rynków. Tym bardziej, że wszyscy w regionie jesteśmy zdania, iż zagrożenie ze strony Rosji jest realne, trzeba znacząco zwiększyć nakłady na zbrojenia, a współpraca wojskowa ze Stanami Zjednoczonymi jest kluczem do sukcesu.
Cóż zatem stoi na przeszkodzie realizacji tak z grubsza nakreślonego politycznego planu, oczywiście prócz liczenia, że ktoś za nas wykona tę pracę? Jedyną realna barierą mogłaby być niechęć Waszyngtonu. Jeśli mamy z nią do czynienia, to nasze deklaracje w zakresie budowy małej koalicji Leopard są przedwczesne i w gruncie rzeczy puste, co szybko się ujawni. Jeśli jednak nie ma blokad, to musimy być bardziej zdecydowani i zaproponować regionalną, wspólną platformę zakupową i integracyjną sprzętu wojskowego, argumentując, że jest to jedyna w obecnych czasach realna europejska formuła integracji w obszarze wojskowym i stanowiła będzie rozsądne przedsięwzięcie na rzecz europejskiej suwerenności strategicznej. W ten sposób możemy zarówno wzmocnić nasze bezpieczeństwo jak działać na rzecz poprawy relacji atlantyckich i przejąć inicjatywę w europejskich rozgrywkach w tym obszarze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/631139-prawdziwa-suwerennosc-strategiczna-europy