Tydzień temu w Izbie Reprezentantów USA odbyło się głosowanie, które nie sposób określić inaczej niż mianem wstrząsającego. Kongresmeni decydowali bowiem o tym, czy dzieci, które przeżyją próbę aborcji i urodzą się żywe, mogą być potem bezkarnie zabite, czy też mają prawo do natychmiastowej pomocy medycznej, tak jak każde nowonarodzone niemowlę w tym samym wieku ciążowym. Za przyjęciem ustawy Born-Alive Survivors Protection Act, chroniącej życie wspomnianych noworodków, opowiedziało się 220 parlamentarzystów z partii republikańskiej, dzięki czemu została ona przegłosowana. Przerażające jest natomiast to, że aż 210 reprezentantów partii demokratycznej głosowało przeciwko temu prawu.
„Partia śmierci”
W tej sytuacji trudno nazwać obóz demokratów w USA inaczej niż „partią śmierci”. Okazuje, że politycy tego ugrupowania chcą pozbawić prawnej ochrony życia nie tylko dzieci w prenatalnej fazie rozwoju, lecz także te, które przeżyły aborcję i urodziły się żywe. Od tego już tylko krok do przekroczenia kolejnego tabu: jeżeli ustanowimy prawo, że można uśmiercać żywe noworodki, które są niechciane przez matki poddające się aborcji, to dlaczego nie można uśmiercać niemowląt, które są niechciane przez rodziców już po naturalnym urodzeniu, np. dlatego, że są kalekie? W sumie byłby to powrót do praktyk znanych ze starożytnej Sparty lub Rzymu, gdy chore noworodki porzucano na pewną zgubę. Zerwało z tym dopiero chrześcijaństwo ze swą nauką o świętości i nienaruszalności ludzkiego życia. Nic zatem dziwnego, że odrzucając nauczanie Kościoła w tym względzie, powracamy do zwyczajów pogańskich.
Ciekawe, czy któryś z demokratów głosujących za odrzuceniem ustawy odważyłby się spojrzeć w oczy 32-letniej Sarze Zagorski, która przeżyła własną aborcję, rodząc się żywa? Aborter był zdecydowany zabić ją po urodzeniu, jednak matkę, która zobaczyła swe dziecko żywe, tknęło sumienie i zażądała dla córki opieki medycznej. Kobieta musiała stoczyć przy tym prawdziwą potyczkę słowną z aborterem, by odstąpił od swych zamiarów i nie zabijał noworodka.
Tak więc przegłosowana ustawa nie dotyczy zjawisk abstrakcyjnych, lecz zdarzeń, które mają miejsce w amerykańskich klinkach aborcyjnych, o czym wie każdy, kto zna choćby historię Gianny Jessen. Mimo to aż 210 reprezentantów partii demokratycznej stanęło po stronie prawa do bezkarnego zabijania osób już urodzonych. To wszystko każe postawić pytanie o światopogląd i motywację osób głosujących na ugrupowanie, dla którego opcja „pro-death” staje się nieodłączną i manifestowaną publicznie częścią tożsamości politycznej.
„Referenda śmierci”
W tym kontekście znamienne są wyniki referendów, które odbyły się w pięciu stanach USA w listopadzie zeszłego roku wraz z wyborami do Kongresu. Media na świecie skoncentrowały się głównie na tym, że demokraci obronili większość w Senacie, a zwycięstwo republikanów w Izbie Reprezentantów było mniejsze niż wskazywały sondaże. Większości obserwatorów umknęły jednak wyniki wspomnianych plebiscytów, które wiele mówią o zmianach w świadomości współczesnych Amerykanów.
Otóż w stanie Vermont podczas referendum przegłosowano prawo do aborcji do dziewiątego miesiąca ciąży, czyli do momentu narodzin. Opowiedziało się za tym aż 77,2 proc. głosujących, a tylko 22,8 proc. było przeciw. Za podobnym rozwiązaniem w Kalifornii głosowało 65 proc. – przeciw było 35 proc. W Michigan z kolei za aborcją bez żadnych ograniczeń było 56,7 proc., natomiast przeciw – 43,3 proc. Są to stany rządzone przez demokratów.
W rządzonym przez republikanów stanie Kentucky nie udało się natomiast przeforsować prawa wzmacniającego ochronę życia nienarodzonych. Głosowało przeciwko temu 52,4 proc. obywateli, natomiast za było 47,6 proc.
Najbardziej spektakularne było jednak referendum w Montanie, podczas którego mieszkańcom stanu zadano tylko jedno pytanie, które sprowadzało się do następującej kwestii: czy lekarze mają obowiązek ratowania życia dziecka, które przeżyje próbę aborcji i urodzi się żywe, czy też mogą je zabić bez poniesienia z tego powodu żadnych konsekwencji prawnych? Był to dokładnie ten sam problem, którego dotyczył wspomniany na początku Born-Alive Survivors Protection Act. I cóż się okazało? Otóż 52,6 proc. głosujących w Montanie opowiedziało się przeciwko udzielaniu opieki medycznej takim noworodkom po urodzeniu, czyli za prawem pozbawienia ich życia, zaś tylko 47,4 proc. było temu przeciwnych.
Tak więc politycy partii demokratycznej nie są odosobnieni w swoich poglądach w tej kwestii. Ich postępowanie jest odzwierciedleniem poglądów szerszych mas społecznych, dla których świętość i nienaruszalność ludzkiego życia nie są żadnymi wartościami. Dlatego nie ma powodu, by świętować przegłosowane tydzień temu przez Izbę Reprezentantów prawo. Born-Alive Survivors Protection Act musi bowiem przejść jeszcze przez Senat, a tam większość mają demokraci. Komentatorzy spodziewają się więc, że ustawa nie zostanie uchwalona i dzieci ocalałe z aborcji nie uzyskają ochrony prawnej ze strony państwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/630646-kiedy-personel-medyczny-moze-zabic-noworodka-po-porodzie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.