To wcale nie żart. Nietrudno przecież sobie wyobrazić, że gdy wojna na Ukrainie się skończy, a przynajmniej wejdzie w permanentny stan niekończącej się operacji specjalnej, można będzie się spodziewać, że niektóre kraje UE, które już dzisiaj czekają niecierpliwie na merkantylny reset z Rosją, natychmiast wykorzystają tę sytuację, nie zwracając uwagi na to, co stanie się później na wschodzie Europy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ex libris wojenny. Zbrodnie spod czerwonej gwiazdy. Rosja jest więc przewidywalna, co parę pokoleń musi o sobie wojowniczo przypomnieć
Można też spodziewać się, że nowe polskie władze po ich ewentualnej zmianie ogłoszą podobny reset z Rosją, „taką, jaka jest”, tak jak to robiły zarówno przed katastrofą smoleńską, jak i po niej, nie biorąc właściwie pod uwagę tego, co się wydarzyło, jakby taka katastrofa nie miała właściwie większego znaczenia. Byłaby to więc właściwie kontynuacja poprzedniego resetu z Rosją, przerwanego odsunięciem od władzy.
Z Rosją, „taką, jaka jest” w latach 2008-2010
Cezura smoleńska jest tu bardzo ważna. Już przed nią odbywały się różne dziwne rzeczy, zagadkowe inicjatywy i ruchy zmierzające do ocieplenia klimatu z Rosją, ośmielające ją do ekspansji, zwłaszcza gdy działo się to po jej interwencji w Gruzji w 2008 i po ostrzeżeniach prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wtedy te ostrzeżenia nie tylko lekceważone, ale i wyśmiewane, nie przeszkodziły we współpracy z Rosją. Przeciwnie, wzmocniono ją i podniesiono do politycznego/ strategicznego poziomu w następnym roku, gdy obchodzono 70 rocznicę wybuchu II wojny. Na Westerplatte miał się dokonać przełom w stosunkach polsko-rosyjskich, choć na warunkach rosyjskich. Władca Rosji mógł spokojnie akceptować rocznicę 1 września, bo to nie była jego wojna, daleko było do 17 września, jeszcze dalej do połowy 1941 roku, kiedy to wybuchła prawdziwa wojna światowa według oficjalnej opinii rosyjskiej obowiązującej do dziś. Pozostawały do uzgodnienia podobne interpretacje z odległej przeszłości, tak by nie przeszkadzały już więcej w dobrych stosunkach.
Za rok wypadała 70 rocznica zbrodni katyńskiej i trzeba było coś z nią zrobić. Po pomyłce Jelcyna, który ujawnił rozkaz Stalina z 1940 roku na początku lat 90. trzeba było przygotować grunt pod nowe rozumienie tego i podobnych wydarzeń. Zneutralizować i znormalizować te zbrodnie w duchu raczej rosyjskim jako wypadkową historii, co dzisiaj w czasie wojny na Ukrainie jest tym bardziej zrozumiałe. Potrzebne było medialne, a raczej wirtualne, bo nie myślowe i rzeczowe przygotowanie gruntu. Nieoceniona okazała się w tym względzie pomoc GW, która już od dawna celowała w dekonstrukcji, mówiąc nowocześnie, polskiej przeszłości i jej historycznych interpretacji. W szczególności zajęto się pojęciem ludobójstwa, czy przysługuje ono zbrodni na 20 tysiącach kadry oficerskiej w Katyniu, skoro nie przysługuje ono np. zjawisku Wielkiego Głodu na Ukrainie na początku lat 30., podczas którego zginęło kilka milionów ludzi, lub ‘Operacji Polskiej’ NKWD z lat 1937-1938, w której zamordowano również w czasach pokoju ponad 150 tysięcy Polaków za samo pochodzenie. Co wyczerpuje, pytając językiem prawniczym, znamiona ludobójstwa? W opinii GW jednak nie Katyń, to nie ludobójstwo, to tylko jedna z licznych zbrodni wojennych, co i dziś jest dobrym pomysłem na bestialstwa na Ukrainie. Można zakładać, że pojęcie ludobójstwa jest zarezerwowane dla żydowskiego Holocaustu i nic nie może z nim konkurować, historia jednak, jak widać, się nie skończyła. GW podsuwa w ogóle wiele różnych reinterpretacji polskiej niedawnej, tej najbardziej tragicznej przeszłości w duchu jednak niezbyt polskim. W tym wypadku wcześniej, bo na rocznicę wybuchu pośpieszyła też GW z wyjaśnieniem kluczowego dla II wojny światowej paktu Ribbentrop-Mołotow, tłumacząc że to żaden zbrodniczy pakt, lecz normalny układ, jaki zawierają wszystkie kraje. Nie pakt totalitarnych systemów, który obrócił w ruinę większość Europy i objął cały świat, lecz niewiele znacząca umowa, po której nic wielkiego się nie wydarzyło. W tym wypadku to jednak myślowa niekonsekwencja, bez paktu Ribbentrop-Mołotow nie byłoby Holocaustu.
Operacja Polska 2010
W coraz bardziej wirtualnej praktyce medialnej chodzi więc głównie o neutralizację i normalizację, by tak rzec, rozmaitych konfliktowych pojęć, zdań i interpretacji, które mogłyby utrudniać polityczne stosunki i przeszkadzać w opanowaniu, przynajmniej myślowym, danej rzeczywistości. Jakoż na uroczystości 70 rocznicy ludobójstwa w Katyniu wizyty państwowe rozdzielono, zwolennicy dobrych stosunków z Rosją przybyli wcześniej, by zadośćuczynić warunkom rosyjskim, a odseparować się od przeciwnika panikującego w Gruzji. Trzeba było na nowo rozwiązać kwestię Katynia. Dawne kłamstwo katyńskie nie dało się utrzymać, trzeba było przygotować wersję wynegocjowaną, zrównoważoną, odpowiadającą potrzebie chwili, porozumienia i pojednania. Ustalono już wcześniej, że to nie ludobójstwo lecz zbrodnia wojenna, jedna z wielu w czasie normalnej wojny światowej. W dniu pierwszej wizyty delegacji polskiej 7 kwietnia dokonano dziwnego dla nas symbolicznego aktu wmurowania kamienia węgielnego pod wielką cerkiew zaprojektowaną na terenie Katynia przez Patriarchę Cyryla (b. współpracownika KGB o pseudonimie Michajłow). Ma ona zapanować nad przestrzenią Katynia, zdominować miejsce polskiej kaźni, a czcić rosyjskie ofiary wojny czy egzekucji. Uroczystość ta odbyła się w obecności premiera RP Donalda Tuska i premiera Rosji Władimira Putina. Ten rodzaj ingerencji był sprzeczny z wcześniejszymi umowami z 1994 i 2000 roku, zapewniającymi uczczenie polskiego męczeństwa. Przeciw temu miał zaprotestować podczas następnej wizyty delegacji prezydenckiej 10 kwietnia Andrzej Przewoźnik z Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa. Nie zdążył.
By dokończyć i zneutralizować sprawę Katynia w całkiem rosyjskim duchu tego samego 7 kwietnia premier Putin przedstawił alternatywną, konkurencyjną wersję Katynia, rosyjski jego odpowiednik, tzw. anty-Katyń. Mianowicie, zbrodnia w Katyniu miała być reakcją na rzekome wymordowanie jeńców rosyjskich po wojnie 1920 roku, choć, jak już udowodniono, większość z nich zmarła z powodu epidemii i chorób zakaźnych. Wystąpienie Putina nie spotkało się z żadną odpowiedzią władz polskich ani też z komentarzami mediów chętnie wtedy zabierających głos. Świętowano raczej przełom w stosunkach polsko-rosyjskich, porozumienie, może przyszłe pojednanie. W ten sposób sprawa Katynia została rozbrojona za cichą zgodą władz polskich, a niewygodne jednak dawniejsze kłamstwo katyńskie zamieniono w mgławicową, zmanipulowaną wersję Katynia jako jednej z licznych zbrodni, obecnie już niemal przedawnionej, oddalającej się w niepamięć. Powstała nowa narracja, właśnie narracja, a nie faktografia, w której miesza się konfabulacja o ludobójstwie w Katyniu jako coraz bardziej ulotnej, tracącej znaczenie opowieści historycznej z jawnie już interesownymi wątkami aktualnej rosyjskiej polityki historycznej. Polityka iście przyszłościowa. Tak wykuwał się nowy wzór polsko-rosyjskiego porozumienia dyktowanego coraz wyraźniej przez stronę rosyjską, powstawał coraz bardziej jawny model rosyjskiej polityki historycznej i polskiej, defensywnej, biernej, gotowej na wszelką uległość.
Po katastrofie smoleńskiej, kilku dniach narodowego wstrząsu i żałoby, która szybko została przerwana, ta polityka nie uległa zmianie. Przeciwnie, utrwaliła się, uległa wzmocnieniu, skoro w tak krytycznym dla kraju momencie oddano wspaniałomyślnie śledztwo stronie rosyjskiej, zawierzając jej całkowicie i poniekąd ją uwiarygodniając swoim nb. kosztem, odbierając sobie prawo reprezentowania polskiej racji stanu w obliczu niewyobrażalnego kryzysu polskiego państwa. Rzecz bez precedensu w znanej polityce poważnych krajów, niezrozumiała też nie tylko dla swoich, ale i dla obcych. Oficjalna wersja polska starała się nie dopuszczać wątpliwości o jakiejkolwiek odpowiedzialności rosyjskiej za katastrofę, a najgłośniejszy medialny akompaniament podnosił już tylko winę strony polskiej, prezydenta i pilotów, powielając oficjalną wersję rosyjską i posuwając się do niegodnych i złowrogich oskarżeń.
Z Rosją, „taką, jaka jest” do roku 2022
Polityka polska po katastrofie była nie tylko niepojęta, często budząca grozę, ale i zagadkowa. Powstawał jakiś dziwny plan zbliżenia z Rosją za wszelką cenę i wbrew wszystkiemu, co się może wydarzyć aż do kuriozalnych pomysłów i inicjatyw. Zapewne pod wpływem UE , a zwłaszcza Niemiec, jak można dziś to zrozumieć, gdy Europa miała wejść w trwale związki ekonomiczne i energetyczne z Rosją, nie dopuszczano myśli o jakimkolwiek ich zerwaniu czy ograniczeniu. Dlatego obiecywano więcej, stąd nie tylko deklaracje o porozumieniu z Rosją, ‘taką, jaka ona jest’, ale i o wspólnych interesach, a choćby i sprzedaży strategicznych dla polskiej suwerenności przedsiębiorstw i całych działów produkcji.
Natomiast do bardziej kuriozalnych inicjatyw typu, powiedzmy PRL-owskiego, doszło w ślad za tym ‘otwarciem’, przełomem i resetem. Miały one charakter już bardziej ideowy czy ideologiczny i stanowiły swego rodzaju nadbudowę nowego trendu politycznego. Oto w końcu 2010 zatwierdzono wcześniejszą inicjatywę powołania Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia w wersji polskiej i rosyjskiej reprezentacji historyków, jakby nie istniała już dużo wcześniejsza Grupa do Spraw Trudnych pod kierunkiem zasłużonego w PRL dyplomaty prof. Adama Rotfelda. Cóż miały one zdziałać już po utrwaleniu oficjalnej polsko-rosyjskiej wersji katastrofy smoleńskiej? Chyba tylko prowadzić pracę pedagogiczną nad oświeceniem umysłów nierozumnych Polaków i powolnym oswojeniem prawdy historycznej przy pomocy kolejnych narracji i opowieści, bo trudno jednak sobie wyobrazić, by strona polska uwiarygodniła stronę rosyjską. Do zadziwiających pomysłów tuż po katastrofie smoleńskiej należała inicjatywa czczenia żołnierzy sowieckich, palenia zniczy na zbiorowych grobach i pod ich pomnikami w tym czasie, gdy usuwano takie znicze sprzed Krzyża Smoleńskiego na Krakowskim Przedmieściu. Jeszcze innym zastanawiającym pomysłem był projekt pomnika w Ossowie, upamiętniający żołnierzy sowieckich poległych w wojnie 1920 roku, stawiany jakby w odpowiedzi na wersję anty-Katynia pomysłu premiera Putina, a także długotrwała kampania w obronie pomników wdzięczności Armii Czerwonej i jakoś z tym związana sprawa zmiany nazw ulic. Zupełnie zabawny, rzeczywiście z ducha PRL, czyli najściślejszych, można rzec, wzorcowych związków z Rosją (jaką wtedy była), był pomysł reaktywowania Festiwalu Piosenki Rosyjskiej/ Radzieckiej (?) w Zielonej Górze niedługo po katastrofie smoleńskiej, a także festiwal filmów rosyjskich. Te wszystkie strategie, plany i pomysły od góry do dołu pokazywały zadziwiającą ustępliwość, raczej uległość władz polskich wobec żądań rosyjskich, które wikłały je jakimś szantażem w spiralę zależności.
To wszystko nie były żarty. Z perspektywy dzisiejszej wojny na Ukrainie objawiał się już wtedy dalekosiężny plan rozegrania Europy poprzez uwikłanie ekonomiczne i energetyczne. W sytuacji Polski to ponowne wzięcie w kleszcze między Rosją a Niemcami, pułapka powtarzająca się od wieków. Jasno znów widać, że jeśli nie obroni się suwerenności, popadnie się w zależność, w strefę wpływów jednych lub drugich. Dawne pakty niemiecko-rosyjskie, w tym pierwszy w XX wieku, w Rapallo, od którego minęło akurat sto lat, nie muszą się wiernie powtarzać, ale w naszym wypadku dziwnie się potwierdzają. Niemcy i Rosjanie mogli walczyć ze sobą, ale zawsze byli zgodni w zaborze, okupacji czy w chęci unicestwienia Polski w ogóle. Jeśli teraz Rosjanie całkiem otwarcie głoszą ponownie o swych imperialnych potrzebach, a niektórzy z nich przedstawianą wizje kontynentu od Władywostoku po Lizbonę, to najlepszym rozwiązaniem wewnętrznym między strefami już nie tylko europejskimi, ale i euroazjatyckimi będzie ich obopólna granica na Wiśle z pominięciem ‘priwislańskiego’ niegdyś kraju.
W drodze do „normalności”
Nie ma więc złudzeń, jak powiadał Polakom pewien car. Słabość i uległość przynosiły zawsze niewesołe skutki. Zapewne po tej wojnie jakieś próby porozumienia z Rosją będą zupełnie inne niż przed nią. Nie da się już odstawić tych numerów sprzed i po katastrofie smoleńskiej. Tyle że już wiemy, że gdyby tych prób dokonywała ta ekipa polityczna, która rządziła przed i po 2010 roku, nie moglibyśmy być pewni rezultatów. Zawiodła ona w najtrudniejszym, tragicznym dla kraju momencie, a do tego systematycznie prowadziła do uzależnienia kraju na dwie strony, pozbawiania suwerenności, bo przecież sama jest zwolennikiem federalizacji Europy, gdzie trzeba się zrzec przynajmniej dużej części suwerenności. Doprowadziła w rezultacie do osłabienia gospodarczego i obronnego kraju. Jak można by jej na nowo uwierzyć w sytuacji tak niebezpiecznej jak tląca się na wschodzie, prowadząca do wyniszczenia sąsiedniego kraju wojna? Mamy ponownie uwierzyć w obietnice ‘patriotów ostatniej godziny’, którym słowo Polska nie schodzi teraz z ust, a nie tak dawno była ‘nienormalnością’ (co autor tego odkrycia potwierdzał w niedawnym wystąpieniu publicznym, fałszywie powołując się na słowa Józefa Piłsudskiego, których ten nie wypowiedział. W liście do Franciszka Perla przed akcją w Bezdanach, skąd miały pochodzić, Piłsudski mówił o Polsce pod zaborami i niepodległości, za którą chce nawet ryzykować życiem). Zatem ‘nienormalność polska’ w przeciwieństwie, jak można się domyślać, do normalności niemieckiej czy rosyjskiej. Jeśli dziś ta sprawdzona już poprzednio polityczna ekipa tak głośno walczy o powrót do władzy i zaprowadzenie jakiejś ‘normalności’, używając wszelkich brutalnych metod, zohydzając przeciwników, piętnując ich i wystawiając na ataki, prowokując wzburzenie umysłów i akty agresji, nie powstrzymując się, co przyznają nawet zwolennicy, od środków „przemocowych”, to zapewne prze do wygranej nie tylko z chorobliwej żądzy władzy, z powodu jakichś głębszych uwikłań i zobowiązań, by także zatrzeć ślady swych poprzednich rządów, ale i w patriotycznych intencjach stworzenia wreszcie polskiej normalności. Tak czy inaczej, chcąc nie chcąc, pokazała już cały swój stosunek do ludzi, odbierając sobie przy okazji wiarygodność i dyskwalifikując się jako grupa mogąca sprawować władzę i odpowiedzialnie rządzić krajem. Oni po prostu widzą wrogów w samej Polsce, nigdzie indziej, nie tylko nie pójdą na żadną wojnę z Rosją (mówiąc przenośnie), ale i nie wiadomo, czy będą chcieli się bronić przed tą, jaka właśnie jest. Tak można sądzić po poprzednich rządach i obecnych zachowaniach i wypowiedziach. A tu kończą się wszelkie narracje i opowieści, awanturnicze wycieczki po władzę, mało wiarygodne obietnice zupełnie nowych rządów, bo wszystko to dzieje się w obliczu realnej wojny, prowadzonej na całkowite wyniszczenie sąsiedniego kraju i w zagrożeniu naszego bezpieczeństwa.
Jak zatem porozumieć się z Rosją? Pytanie retoryczne. Na pewno nie tak jak poprzednio, przed i po katastrofie smoleńskiej i nie z taką Rosją, jaka właśnie jest. No, może jest jedna rada: ustępstwa. Jeśli niedługo władzę objęłaby totalna opozycja, to może rzeczywiście szybko, tak jak to było wcześniej, porozumieć się z tą Rosją, jaka jest już prawie od roku. Ale to oczywiście żart i to kiepski…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/629433-jak-porozumiec-sie-z-rosja-nie-z-taka-jaka-wlasnie-jest
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.