Bloomberg informuje, powołując się na źródła w amerykańskiej administracji, że w Waszyngtonie trwają zawansowane prace nad przekazaniem Ukrainie, w ramach kolejnego pakietu wsparcia sprzętowego, transporterów opancerzonych Bradley. Ostateczna decyzja nie została jeszcze podjęta, ale jak wynika z anonimowej wypowiedzi przedstawiciela Białego Domu, roboczy kontakt z reprezentantami Kijowa jest w tej kwestii utrzymywany i kwestią jest raczej to kiedy sprzęt dotrze na Ukrainę, niż sama sprawa jego dostaw. Mark Cancian, analityk pracujący w Center for Strategic and International Studies powiedział dziennikarzom, że przekazanie Bradleyów na Ukrainę może mieć istotne znaczenie, przede wszystkim dlatego, że jest to bardziej lekki czołg niźli klasyczny transporter opancerzony. Sebastien Roblin ze specjalistycznego portalu 1945 zwraca uwagę, że w służbie w amerykańskiej armii jest obecnie 3700 pojazdów tej rodziny (chodzi o maszyny M2 i M3), a dodatkowe 2800 sztuk znajduje się w magazynach długiego składowania. W jego opinii amerykańskie siły zbrojne „nie powinny mieć problemu” z przekazaniem znaczącej partii tych pojazdów. Oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień, wymagają one bowiem doposażenia i przygotowania, a ukraińskie załogi muszą przejść przeszkolenie, a także trzeba będzie zbudować cały system logistyki, serwisowania i napraw. Tym niemniej jeśli Bradleye trafią na front, to nie tylko znacząco zwiększą mobilność sił ukraińskich, ale też ich siłę rażenia. Są bowiem nie tylko lepiej uzbrojone (prócz działka 25 mm dysponują również systemem rakietowym przeznaczonym do walki z czołgami) i opancerzone w porównaniu z transporterami używanymi do tej pory zarówno przez stronę ukraińską jak i rosyjską, ale będąc wyposażone w systemy noktowizyjne umożliwiają walkę w nocy, co do tej pory było zawsze słabą stroną Rosjan. Jak napisał Roblin, „ukraińskie brygady zmechanizowane wyposażone w Bradleye będą miały większe szanse na przetrwanie ostrzału wroga, będą bardziej elastycznie walczyć dzięki doskonałym czujnikom noktowizyjnym oraz z większym prawdopodobieństwem zanim zostaną wykryte same wykryją i zniszczą pojazdy wroga za pomocą własnej broni. Ich ślad logistyczny byłby jednak wielokrotnie większy”. Z pewnością dostawa tych systemów, jeśli stosowne decyzje zapadną, nie będzie gamechangerem, pojedynczym czynnikiem zmieniającym losy wojny, ale z pewnością zwiększą manewrowość i siłę ognia wojsk ukraińskich.
T-72B od Maroko
Nie jest to zresztą jedyna informacja na temat nowych dostaw sprzętowych na Ukrainę. Military Africa, portal wojskowy specjalizujący się w kwestiach związanych z sytuacja militarną na tym kontynencie poinformował pod koniec grudnia, że władze Maroko osiągnęły porozumienie w sprawie swoich czołgów T-72B, które przechodziły modernizację w Czechach. Podobnie jak inne kraje afrykańskie, jeszcze za czasów ZSRR Rabat kupił od Moskwy partię tych maszyn, z których 120 przechodziło właśnie modernizację w czeskiej fabryce Excalibur Army. Amerykanie przekonali władze w Rabacie aby nie odbierały czołgów i zgodziły się je sprzedać i przekazać Ukrainie. Za czołgi zapłacili Holendrzy, a pierwsza ich partia, jak szacują analitycy chodzi o 18 sztuk, jest już gotowa do wysyłki. Pozostałe 90 ma trafić na front w kolejnych partiach, w pierwszych miesiącach 2023 roku. Decyzja ta ma wymiar zarówno polityczny, jak i oczywiście wojskowy. Warto przede wszystkim zwrócić uwagę na to, że Maroko, jako pierwszy z krajów arabskich i afrykańskich zgodziło się odsprzedać swoje czołgi z przeznaczeniem dla Ukrainy. Może to oznaczać początek poważniejszego procesu przeorientowania się niektórych krajów Afryki Północnej, które w przeszłości zakupiły znaczne ilości postsowieckiego sprzętu wojskowego i amunicji. W marcu ubiegłego roku, kiedy Zgromadzenie Ogólne ONZ głosowało uchwałę potępiającą rosyjską agresję, Maroko było jednym z 25 krajów Afryki, które nie wzięło udziału w głosowaniu. Zmiana nastawienia Rabatu związana jest z sytuacją wokół Sahary Zachodniej, spornego obszaru gdzie od lat trwa irredenta Frontu Polisario wspieranego przez sąsiednią Algierię. Z Algierią coraz bliżej w ostatnim czasie współpracuje Moskwa, zaś państwa europejskie zaangażowane do tej pory we wspieranie ruchów powstańczych w Saharze Zachodniej, w rodzaju Hiszpanii, w ostatnim czasie zmieniły swoje nastawienie i wsparły Maroko, co było jednym z czynników, jak można przypuszczać, umożliwiających przeprowadzenie całego dealu. Zmiana stanowiska Maroko może mieć istotne znaczenie dla postawy innych państw afrykańskich, które w przeszłości zakupiły znaczące ilości broni od ZSRR i choćby z tego powodu są jednym z ostatnich „rezerwuarów” postsowieckiego sprzętu, który można relatywnie szybko pozyskać.
„Europejska koalicja” w sprawie przekazania czołgów Leopard 2
Ale to nie ostatnie wiadomości z frontu „przemysłowej mobilizacji” Zachodu na rzecz Ukrainy. Jak informuje duński portal Information, dwóch deputowanych do parlamentu Finlandii Anders Adlercreutz i Atte Harjanne, jeden z partii liberalnej, drugi od Zielonych, z rządzącej krajem koalicyjnej większości wystąpiło z apelem budowy „europejskiej koalicji” w sprawie przekazania czołgów Leopard 2 na Ukrainę. Pozytywny odzew wystąpienie to wzbudziło w Danii, która co prawda ma jedynie 14 zmodernizowanych i sprawnych maszyn tego rodzaju, ale w Niemczech, Polsce, Hiszpanii, Szwecji, Norwegii czy Holandii jest w służbie ponad 2 tys. Leopardów. Jednak nie chodzi tu o uszczerbek w europejskich zdolnościach obronnych który mógłby zostać spowodowany przekazaniem 10 proc. tego potencjału Ukrainie, co proponował Andrij Melnyk kiedy sprawował swą posługę dyplomatyczną w Berlinie, ale o politykę. Duński analityk wojskowy Jens Wenzel Kristoffersen powiedział portalowi, że dobrym pomysłem byłoby połączenie sił i stworzenie wspólnej puli czołgów aby móc je przekazać:
„Jeśli uda nam się zebrać pulę czołgów, to jest to o wiele lepsze niż gdyby poszczególne kraje przekazały darowizny – podkreślił - ponieważ wtedy Putin będzie miał znacznie większe trudności z wywieraniem presji na poszczególne kraje. Umożliwiłoby to również Danii składanie ofert”.
Wypowiedź ta wprost odnosi się do ostatnich deklaracji kanclerza Scholza, który mówiąc, że Niemcy nie zgadzają się wysłać Leopardów 2 na Ukrainę, zaznaczył jednocześnie, iż tego rodzaju decyzji Berlin „nie podejmie samotnie”, co wskazywałoby, że budowa europejskiej koalicji państw opowiadających się za krokiem tego rodzaju mogłaby być politycznym i dyplomatycznym wyjściem z obecnego pata. Tym bardziej, że zarówno niemieccy Zieloni jak i Wolni Demokraci opowiadają się otwarcie za zwiększeniem zaangażowania we wsparcie wojskowe Kijowa. Annalena Baerbock niemiecka minister spraw zagranicznych występując na konferencji w Lizbonie powiedziała, że „należy zwiększyć pomoc wojskową dla Ukrainy” tak aby mogła ona „bronić się i chronić życie ludzi”. Wydaje się, że sprawa Lepardów 2 nie jest jeszcze ostatecznie zamknięta, choć nawet blokady Berlina nie są w stanie zapobiec dostawom czołgów dla Ukrainy. Niemiecki dziennik Tagesspiegel dowodzi, że „jest tylko kwestią czasu” kiedy Leopardy trafią na Ukrainę. Zdaniem Thorstena Bennera dyrektora w think tanku Global Public Policy Institute (GPPI) stanie się to albo po powstaniu „europejskiej koalicji” na rzecz dostaw, albo Berlin zmuszony zostanie do wydania licencji eksportowych dla tych państw Wspólnoty, które mają niemieckie czołgi i będą chciały je wysłać.
„Faza przejściowa” i „dynamiczny front”
W trwających na Zachodzie dyskusjach w kwestii skali, tempa dostaw i rodzaju uzbrojenia przekazywanemu Ukrainie zaczynają dominować kwestie polityczne, związane z wizją przyszłego pokoju i szerzej, ładu międzynarodowego. I tak będzie zapewne w nadchodzących tygodniach, tym bardziej, iż zachodni analitycy skłaniają się do poglądu, że żadna ze stron konfliktu, ani Ukraina ani Rosja nie osiągnie w najbliższym czasie na tyle istotnej przewagi, aby odwrócić koleje wojny na polu boju. Michael Kofman, ekspert CNA, głównego think tanku strategicznego amerykańskiej marynarki wojennej i jeden z najbardziej szanowanych analityków zajmujących się obecną wojną napisał, że wojna na Ukrainie weszła „w fazę przejściową”. Ma ona pozycyjny charakter i obie strony starają się doprowadzić do wyczerpania zasobów przeciwnika. Jest on zdania, że niezależnie od publicznych wypowiedzi ukraińskich dowódców o tym, iż Rosjanie mogą chcieć ponownie zaatakować Kijów „niewiele jest dowodów na to, że Moskwa ma obecnie potencjał do takiej kampanii”. Jego zdaniem to raczej Kijów będzie dążył do znalezienia dziury w liniach obrony Rosjan, wiedząc, że czas nie pracuje na korzyść Ukrainy. Obecne walki wokół Bachmutu są w opinii amerykańskiego analityka o tyle istotne, że „wyzwolenie” całego obwodu donieckiego jest nadal jednym z oficjalnych celów wojennych Moskwy. Jednak generalnie, jak stwierdził Kofman, wchodzimy w wojnę, która w większym stopniu niż wcześniej, która będzie miała charakter pozycyjny. Nie oznacza to, że stronie ukraińskiej nie uda się dokonać wyłomów w rosyjskich liniach obrony. Ze względu na spadające morale mogą one załamać się w każdej chwili, ale prawdopodobieństwo takiego rozwoju wydarzeń jest mniejsze. Nawet jeśli Moskale muszą obecnie wyciągać z magazynów przestarzałe typy uzbrojenia w rodzaju czołgów T-72, czy nawet T–64 i zaczynają odczuwać braki amunicji, to „liczby też mają swoje znaczenie” i skrócenie linii obrony po wycofaniu się z Chersonia, a także zwiększenie liczebności wojska na froncie będzie powodowało, że przełamać ich obronę będzie trudniej. A zatem scenariusz powtórzenia ukraińskich kontruderzeń na podobieństwo tego co działo się jesienią ubiegłego roku choć niewykluczony jest mniej prawdopodobny. Jeszcze mniej realną jest duża ofensywa Rosjan, która miałaby nastąpić w lutym lub wczesną wiosną. Nie mają oni dziś ani odpowiednich sił, ani broni i zaopatrzenia, nie mówiąc o tym, że nadal nie rozwiązali swych podstawowych problemów choćby z tych dowodzeniem i łącznością. Michael Kofman jest zdania, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na kilka następnych miesięcy jest „dynamiczny front”, na którym wiele będzie się działo a walki będą intensywne, jednak poza niewielkimi lokalnymi odcinkami, będzie on względnie stabilny. Żadnej ze stron nie uda się dokonać znaczącego wyłomu.
Pomoc bardziej usystematyzowana
Jeśli tak jest, to politycy mają więcej czasu na cyzelowanie rozwiązań, szukanie możliwych kompromisów i opracowywanie najlepszej strategii. Wojna zaczyna mieć też charakter przemysłowy, co oznacza wzrost znaczenia państw mogących uruchomić, lub nie, potencjał swego sektora zbrojeniowego. To też zwiększa, obiektywnie rzecz biorąc, znaczenie największych graczy i powoduje, że decyzje są odwlekane lub podejmowane bardzo ostrożnie. Nie oznacza to hamowanie pomocy dla Kijowa, ale jedynie zmianę jej charakteru na bardziej usystematyzowany a mniej doraźny. Jednocześnie wchodzimy w nową fazę wojny, której znaczenie wkrótce zapewne się ujawni. Chodzi o trwającą już w środowisku eksperckim, a zapewne też wśród przywódców, dyskusję na temat warunków pokoju i kształtu powojennego ładu. Te dwie sprawy winniśmy zresztą traktować łącznie. Uzgodnienie stanowiska Zachodu w kwestii politycznych warunków zakończenia wojny doprowadzi do jakościowej zmiany zaopatrzenia Ukrainy w środki gwarantujące zwycięstwo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/628879-pomoc-wojskowa-dla-ukrainy-dlaczego-tak-powoli-dociera