Andrew Michta, profesor stosunków międzynarodowych pracujący w George C. Marshall European Center for Security Studies, opublikował w portalu politico.eu artykuł na temat przyszłości Europy. Tytuł jego wystąpienia – Ukraina. Bitwa o przyszłość Europy, mówi sam za siebie, ale artykuł nie dlatego godzien jest uwagi. Andrew Michta ma bowiem zdolność, i to czyni jego wystąpienia nie tylko interesującymi ale również ważnymi, postrzegania spraw „tak jak się mają”. Dostrzega rysujące się trendy i kierunki ewolucji porządku światowego oraz układów regionalnych, a przy tym jego trzeźwy realizm pozwala nam dostrzec wagę zachodzących zmian bez niepotrzebnego zaciemniania obrazu, co ma często miejsce w przypadku europejskich i amerykańskich specjalistów wolących pisać o wartościach a kwestie interesów wstydliwie przemilczających. Tak jest i w tym przypadku. Amerykański ekspert jest zdania, że „wojna na Ukrainie to decydująca bitwa o przyszłość Europy, jej geostrategiczną rekonfigurację i ostatecznie nową architekturę bezpieczeństwa”. A zatem mamy nie tylko do czynienia z ważnym w historii Europy wydarzeniem, ale również takim, które wywrze wpływ na przyszły bieg historii, relacje sił na naszym kontynencie i w efekcie zmieni sytuację globalnie. A zatem jest to, jak dowodzi, wydarzenie historyczne, takie które zmieni „kościec rozkładu sił w Europie”, co oznacza, iż mamy do czynienia z wojną transformacyjną, będącą wstępem do nowej historycznej epoki. Jak argumentuje, 24 lutego i w następnych tygodniach zbiegły się w czasie trzy zasadnicze czynniki zmiany, transformacji powojennych (mowa oczywiście o porządku, który zapanował po II wojnie światowej) realiów. Pierwszym jest fatalny błąd strategiczny Putina, który źle skalkulował. Rozpoczął krótką wojnę a znalazł się na Ukrainie w trudnej i politycznie przegranej batalii, która przekształca się w konflikt na wyniszczenie, co będzie miało długofalowe skutki, również, a może przede wszystkim dla Rosji. Drugim czynnikiem jest siła, determinacja i jedność narodu ukraińskiego. I w tym wypadku mamy do czynienia ze strategiczną zagadką i jednocześnie pomyłką, tym razem Zachodu, gdzie nikt przed wojną nie spodziewał, iż opór będzie tak dobrze zorganizowany i skuteczny. Trzecim wreszcie czynnikiem transformującym porządek europejski jest, jak zauważa Michta jest „szybka, niemal instynktowna reakcja Stanów Zjednoczonych”, które pospieszyły z pomocą wojskową i gospodarczą dla Kijowa, co tylko przyspieszyło zachodzące zmiany. Jej istotą jest zmiana pozycji Ukrainy i szerzej, całego wschodu Europy.
„Kiedy naród wywalczył swoją wolność poprzez przerażającą i krwawą ofiarę, broniąc przy tym innych na kontynencie, nie można trzymać go na uboczu i mówić, że jest państwem peryferyjnym”
— argumentuje Andrew Michta. A to oznacza, że należy zadać poważne pytanie o adekwatność reakcji państw europejskich na to co dzieje się na wschodzie. Tym bardziej, że jak argumentuje amerykański ekspert, co zresztą jest w gruncie dość zdroworozsądkową obserwacją, wojna którą rozpoczął Putin, winna unaocznić wszystkim, iż twarde argumenty bezpieczeństwa, związane z NATO, muszą dominować europejską agendę. Tym bardziej, że wojna toczy się w Europie. A jaka jest odpowiedź państw naszego kontynentu? Podnosząc kwestię perspektyw członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej, a milczeniem zbywając sprawy związane z regionalnym systemem bezpieczeństwa i członkostwem Kijowa w NATO, państwa naszego kontynentu, szczególnie jego zachodniej części, w najlepszym wypadku, unikają odpowiadania na trudne pytania. Ale czy to udawanie, że problemu nie ma spowoduje jego rozwiązanie?
„Szaleństwo Putina – argumentuje Michta - by pójść na całość przeciwko Ukrainie, uruchomiło proces, którego nie można odwrócić. I nie chodzi tylko o to, że środek ciężkości Europy przesunie się na północny wschód, ale także o to, że koncepcja Europy Wschodniej jako zaścianka Zachodu – obraz wzmocniony przez wojny na Bałkanach w latach 90. – została prawie zdemontowana”.
Innymi słowy wyzwania związane z wojną na wschodzie uruchomią proces redystrybucji siły i geostrategicznego znaczenia w Europie. Wzmocni się Ukraina, która z oczywistych względów nie będzie mogła być traktowana w kategoriach zaścianka naszego kontynentu, obszaru in the middle of nowhere, ale również wzrośnie znaczenie Polski, Państw Skandynawskich i innych sił regionalnych. Stanie się tak dlatego, że z jednej strony rosyjskie zagrożenie nie zniknie i trzeba będzie zbudować wspólny system bezpieczeństwa a z drugiej Europa Zachodnia, nie chcąc uparcie dostrzec wagi tego co się dzieje i nie udzielając adekwatnej wobec zagrożeń odpowiedzi, a myśląc, iż członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej i jakiś mityczny system bezpieczeństwa, najlepiej z udziałem Rosji, jak tego chce Macron, rozwiąże problemy, obiektywnie rzecz biorąc działa na rzecz swojej strategicznej nieistotności. Tę nową rzeczywistość już dostrzeżono w Stanach Zjednoczonych co dodatkowo wpłynie na umocnienie rysujących się trendów. Jak pisze Michta:
„Europa Wschodnia jest teraz w pełni europejska, jej historia i dziedzictwo odkrywane są każdego dnia na amerykańskich uniwersytetach i w naszych think tankach, a obrazy Rygi, Warszawy i Kijowa wypełniają nasze ekrany. Widzimy, jak politycy z Europy Wschodniej wykazują się przywództwem i odwagą w chwili próby, jasno wyrażając swoje imperatywy i priorytety w zakresie bezpieczeństwa narodowego, podejmując realne ryzyko, aby powstrzymać Rosję i pomóc Ukrainie w walce o wolność i suwerenność narodową”.
To co na początku wojny było „intuicyjną” reakcją Stanów Zjednoczonych, teraz przekształca się, w opinii Michty, w realny konstrukt polityczny. Waszyngton dostrzegł na wschodzie Europy partnera, w podobny sposób myślących przywódców i społeczeństwa gotowe zaryzykować wiele, w imię wspólnego bezpieczeństwa. Ta zmiana mentalna, odejście od starych, jak się dziś okazuje krzywdzących, klisz pojęciowych jest zapowiedzią transformacji europejskiego porządku. Zachód Europy staje się strategicznie, z perspektywy Stanów Zjednoczonych, nieistotny a jego niechęć do podejmowania trudnych decyzji i zwiększania wydatków na wspólne bezpieczeństwo nie jest już problemem, przede wszystkim dlatego, że istnieje realna alternatywa. Nawet jeśli stare stolice naszego kontynentu zmienią ostatecznie swoją politykę, co zresztą byłoby zwrotem pozytywnym i pożądanym, to stare realia hegemonii europejskiego zachodu nad wschodem już nie wrócą. Wschód bowiem nabrał pewności siebie i przekonania o własnym potencjale i sile, a to oznacza, że rozpoczął się proces zmian, których nie uda się zatrzymać.
Trzy grupy państw
Kwestią spoistości NATO, zwłaszcza w obliczu przyszłych wyzwań, zajął się też Thierry Tardy, pracujący w NATO Defence College w Rzymie. Opublikował on policy paper, poświęcony temu właśnie zagadnieniu. W jego opinii w Sojuszu Północnoatlantyckim już obecnie można dostrzec podziały, które ogniskują się wokół podstawowych zagadnień. Są nimi kwestia stosunku, w polityce bezpieczeństwa, do Stanów Zjednoczonych. Drugim czynnikiem pogłębiającym podziały i różnice zdań jest to jak ocenia się zagrożenie ze strony Rosji i wreszcie trzecim różnicującym członków Sojuszu Północnoatlantyckiego elementem jest to czy samo NATO jest w ich polityce bezpieczeństwa centralnym zagadnieniem. Aplikując te trzy zmienne Tardy wyodrębnił podstawowe grupy państw członkowskich. Trzy z nich – Stany Zjednoczone, Turcję i Francję, zaliczył do grupy państw będących członkami Paktu Północnoatlantyckiego, ale jednocześnie, są to jego zdaniem, podmioty, których polityka bezpieczeństwa nie ogranicza się do NATO. Każde z nich ma szersze interesy, odmiennie interpretuje swoje środowisko bezpieczeństwa i korzysta z narzędzi wpływu nie ograniczających się wyłącznie do instrumentarium związanego z członkostwem w Pakcie. W przypadku polityki tych trzech państw Rosja jest istotnym czynnikiem kształtującym politykę bezpieczeństwa, ale każde z nich dąży do realizacji własnego, partykularnego celu, nie wiążąc swoich działań z kolektywnym stanowiskiem całego Paktu. Te trzy państwa posiadają zarówno siły zbrojne zdolne do realizowania własnych, narodowych interesów, które niekoniecznie pokrywają się z interesami NATO, jak i wykazują skłonność „kształtowania agendy Paktu” w taki sposób aby Sojusz Północnoatlantycki obsługiwał ich interesy. Każde z nich dostrzega wagę alternatywy dla Sojuszu. Najbardziej widoczne jest to w przypadku Francji, dla której europejski potencjał wojskowy i suwerenność strategiczna kontynentu postrzegana jest właśnie w tych kategoriach, ale również Waszyngton i Ankara, mają własne, alternatywne projekty w zakresie bezpieczeństwa. Potencjalnie, jak zauważa Tardy, każde z tych państw ma największe, destrukcyjne możliwości, jeśli brać pod uwagę wewnętrzną spoistość Paktu Północnoatlantyckiego.
Drugą grupą państw w NATO, są w typologii Thierryego Tardy, te, które najsilniej odczuwają zagrożenie ze strony Rosji. W tym wypadu chodzi o Polskę, Państwa Bałtyckie, Rumunię i Norwegię, czyli państwa wschodniej flanki (o Szwecji i Finlandii ze zrozumiałych względów nie pisze) najbardziej podejrzliwe wobec Rosji. Są to też państwa najbardziej „NATO-centryczne” opierające swą politykę bezpieczeństwa na członkostwie w Sojuszu i najbardziej podkreślające wagę wojskowej obecności Stanów Zjednoczonych na kontynencie europejskim. Dla tych państw, jeśli w ogóle mówić, o alternatywie w polityce bezpieczeństwa, to byłby to dwustronny pakt wojskowy z Waszyngtonem a nie stawianie na budowę europejskiego potencjału militarnego. Wreszcie mamy w Sojuszu Północnoatlantyckim trzecią grupę państw członkowskich, dla których polityka wobec Rosji nie jest centralnym problemem. To bardzo różnorodna i niejednolita grupa, w skład której wchodzą państwa południa kontynentu, Holandia, Niemcy, Kanada czy Dania. Nie są one bezpośrednio zagrożone ewentualną inwazją ze strony Rosji, a przez to na kształt ich polityki bezpieczeństwa wpływ mają inne kwestie – takie jak stosunek do Waszyngtonu, waga „projektu europejskiego” czy wewnętrzne debaty dotyczące poziomu wydatków na bezpieczeństwo.
W opinii Thierryego Tardy, długoterminowa spoistość wewnętrzna NATO zależała będzie od zdolności uzyskania równowagi między tymi trzema grupami państw – członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. Potencjalnie dzielącymi są następujące kwestie – w jaki sposób i kiedy zakończyć wojnę na Ukrainie, jak europejskie państwa członkowskie NATO winny odnieść się do rywalizacji amerykańsko-chińskiej oraz jakie zmiany mogą przynieść amerykańskie wybory prezydenckie, które odbędą się w 2024 roku. Jak zauważa francuski badacz, „ogólnie rzecz biorąc, wojna rosyjsko-ukraińska rzeczywiście wzmocniła spójność i znaczenie Sojuszu; mimo to niektóre z długoterminowych źródeł rozbieżności wewnątrz NATO pozostają nierozwiązane i mogą pojawić się ponownie, gdy impet ‘obrony wschodniej flanki’ zacznie słabnąć.”
A to oznacza, że jesteśmy, jak się wydaje, dopiero na początku ewolucji NATO-wskiego systemu sojuszniczego. Jego ostateczny kształt jest jeszcze niejasny, a nawet niepewne jest to czy uda się utrzymać wewnętrzną spoistość Paktu Północnoatlantyckiego. Rysujących się zmian, o których pisał Andrew Michta, nie możemy traktować w kategorii nieodwracalnych. Europa Środkowa, również i Polska, dopiero budują swoje znaczenie w ramach zachodnio-centrycznego systemu sojuszniczego. Czeka nas jeszcze wiele pracy, odważnych decyzji i trudnych wyborów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/627748-o-ewolucji-nato-rozpoczal-sie-proces-zmian