Ponad połowę czasu po 24 lutego spędziłem na Ukrainie, ale nie mogę przywyknąć i przestać się dziwić. Czy wraz z dwoma młodymi oficerami stoję właśnie w okopie, skąd ostrzeliwano przed chwilą rosyjskie pozycje czy może śnią mi się opowieści dziadka o II wojnie światowej? Z pewnością nie śni mi się betonowa wnęka, w której siedzę z trzema żołnierzami aerorazwiedki („wywiad powietrzny”), bo we wspomnieniach przodków nie było dronów, a tutaj brodaci panowie siedzą, ściśnięci pod tym niby kamiennym daszkiem i obserwują pozycje najeźdźcy oddalone o kilkaset metrów czy nawet kilka kilometrów.
Tkwią tam, skupieni, wśród bliższych lub dalszych eksplozji, dopiero po paru godzinach pełnej koncentracji, przerywanej czasem kpiarskim „o, prilot”, co oznacza że właśnie okupant trafił niedaleko pociskiem, gdy wstają już na koniec lotu ich małych bezzałogowców, czują jak skuta lodem ziemia dała się we znaki w kościach, w stopach, na siedzeniu.
Myślałem - i Państwo też pewnie tak myśleli - że takie sceny pozostaną nam w pamięci z serialu „Czterej pancerni i pies” albo z relacji weteranów, których słuchaliśmy przez lata. A tu - proszę - Putin 21 lutego zdradza się w dwugodzinnym przemówieniu, że nienawidzi Ukrainy (wspomina też o Polsce) - i oto milion mężczyzn na Ukrainie musi bronić swojego kraju przed rosyjską inwazją. Zatem jestem, fotografuję, rozmawiam ale nie bardzo dowierzam własnym oczom - na widok tych chłopaków w okopach, własnym uszom - że oto wali w nas artyleria „drugiej armii świata”, umysłowi - że oto Moskwa przygotowuje kolejne ćwierć miliona ludzi do pchnięcia ich na Ukrainę.
Ćwierć miliona żołnierzy! Szkolą się właśnie gdy ich dyktator jedzie do Mińska po amunicję, broń, ciężki sprzęt i kto ich tam wie co jeszcze.
Może i są to jedynie popłuczyny po Hitlerze i Stalinie, ale jednak nie sprawia to ulgi gwałconym kobietom, porywanym dzieciom i ludziom wywożonym na Syberię. To że Putin jest „jedynie” Hitlerkiem w zdrobnieniu i mini-Stalinem nie ogrzewa dziesiątek tysięcy ukraińskich mundurowych siedzących teraz w skutej lodem ziemi. Dziś pod Bachmutem i Siwierskiem było „tylko” minus 9 stopni Celsjusza ale po godzinie i tak drętwieją palce, a po celnym strzale z rosyjskiej haubicy odpada głowa. Niepojęte co nam Rosja zgotowała i jak gładko przechodzą jej zbrodnie skoro nq salonach znad Sekwany czy Szprewy rozmawia się już o tym jak później będzie trzeba dogadać się z Kremlem. Mordy, gwałty, wojna - wszystko idzie, psiakre, jak w XX wieku, który podobno zamknęliśmy upadkiem totalitaryzmów i „końcem historii”.
Jak zwykle zachęcam, choć ciśnie mi się na usta nie zachęta, a prośba, ba, błaganie - by wesprzeć wiarygodną zbiórkę na sprzęt dla tych chłopaków kliknij np. TUTAJ, ale rzecz przecież jest dalece szersza, głębsza.
Skoro Rosja rozpętała najprawdziwszą wojnę z najprawdziwszymi zbrodniami ludobójstwa, a niektóre kraju Zachodu wykazały, zwłaszcza na początku, najprawdziwszą bierność, skoro to wszystko jest tak blisko i tak bardzo na serio, to znaczy że i nasza troska o Polskę musi być jeszcze bardziej poważna, gorliwa i wymagająca jeszcze więcej poświęcenia. Bo o to przecież nam chodzi w obronie Ukrainy - o bezpieczeństwo Polski i jej pozycję w regionie i na świecie. To jest bardzo nasza wojna - niestety.
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/627098-boj-w-donbasie-okopy-w-skutej-lodem-ziemi-drony-ostrzaly