W amerykańskim i, szerzej rzecz ujmując, zachodnim kręgu ekspertów strategicznych i wojskowych, trwa aktualnie ożywiona debata na temat strategicznego wymiaru końca wojny na Ukrainie. Coraz częściej zaczyna mówić się o pokoju, więc analitycy zastanawiają się jakiego rodzaju finał tego konfliktu w największym stopniu odpowiadał będzie interesom strategicznym wspólnoty atlantyckiej i Stanów Zjednoczonych w szczególności, co w gruncie rzeczy sprowadza się do pytania, czy Rosję należy pobić, bo to jej klęska jest najlepszym rezultatem trwającego starcia czy może innego rodzaju wynik wojny lepiej będzie obsługiwał interesy Zachodu. Eksperci rzadko mają bezpośredni wpływ na decyzje polityków, ale ich głosy, i dlatego warto je śledzić, kształtują ramy zakreślające pole wyborów strategicznych
„Ameryka nie powinna ‘odpuszczać’ Europy”
Luis Simon, dyrektor brukselskiego biura Elcano Royal Institute, profesor strategii, z pewnością jeden z wiodących światowych myślicieli w tej dziedzinie opublikował w specjalistycznym portalu War on the Rocks artykuł, który wart jest uwagi. Przede wszystkim z tego względu, że Autor polemizuje w nim z zakorzenionym w amerykańskim myśleniu strategicznym przekonaniem, że Stany Zjednoczone musząc koncentrować swą uwagę na rywalizacji z Chinami mniej sił winny wysyłać do Europy. To właśnie na fundamencie tego przekonania budowano w ostatnich latach tezy o konieczności „odwrócenia” Rosji czy argumentowano, że jej klęska w wojnie z Ukrainą jest dla interesów strategicznym Ameryki niekorzystna bo w rezultacie Moskwa zbliży się do Pekinu. Zdaniem Simona jest akurat odwrotnie. Jeśli Ameryka chce poważnie myśleć o strategicznej rywalizacji z Chinami i sukcesie w tym zwarciu, to właśnie z tego powodu nie powinna „odpuszczać” Europy, co więcej, klęska Rosji jest pierwszym krokiem w stronę pokonania Chin. Przywołuje on niedawne słowa Lloyda Austina, który powiedział, że strategicznym celem Stanów Zjednoczonych w tej wojnie jest osłabienie Rosji do tego stopnia, aby w przyszłości Moskwa nie była w stanie powtórzyć tego co robi obecnie na Ukrainie dodając od siebie, że:
Gdyby Stanom Zjednoczonym udało się to osiągnąć, mogłoby to w dającej się przewidzieć przyszłości zneutralizować istnienie zagrożenia dla europejskiego układu sił. A to może stworzyć podstawy do przekierowania większości strategicznej uwagi USA na zagrożenie stwarzane przez Chiny w rejonie Indo-Pacyfiku. Natomiast pozostawienie Ukrainy własnemu losowi mogłoby doprowadzić do zachwiania europejskiego ładu bezpieczeństwa. To skończyłoby się żądaniem znacznie większego zaangażowania strategicznego Ameryki w Europie, a tym samym stanowiłoby o wiele poważniejszy hamulec dla bardzo potrzebnego przywrócenia równowagi w regionie Indo-Pacyfiku.
A zatem, w opinii Lusia Simona sytuacja strategiczna w wymiarze globalnym kształtuje się w zupełnie odmienny sposób niż przywykło się do tej pory sądzić. Głównym priorytetem Stanów Zjednoczonych są i będą Chiny, ale właśnie z tego powodu, w ramach sekwencjonowania celów, trzeba najpierw wygrać wojnę na Ukrainie. Złudną alternatywą jest myślenie o prostym przesunięciu amerykańskiej uwagi i zasobów w region Indo–Pacyfiku. Taki ruch nie da oczekiwanych rezultatów, wręcz przeciwnie, doprowadzi do porażki Ameryki w globalnej rywalizacji mocarstw. Dlaczego tak jest? Otóż Simon argumentuje, że architektura bezpieczeństwa strategicznego w tych dwóch oddalonych od siebie obszarach, a chodzi o Europę i rejon Indo-Pacyfiku, zbudowana jest na podobnych fundamentach. Są nimi, po pierwsze amerykańska siła wojskowa, po drugie w geografii bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych te dwa teatry są najważniejsze i w konsekwencji wydatki na projekcję siły w te rejony pochłaniają gros nakładów na bezpieczeństwo jakie ponosi amerykański podatnik i wreszcie, po trzecie Ameryka już obecnie musi liczyć się z wyzwaniami, które występują synchronicznie, w obydwu tych regionach. A to oznacza, że nie jest realną opcja „zluzowania” czy zmniejszenia zainteresowanie którymś z nich po to, aby skupić swą uwagę na drugim regionie.
Dlaczego? Jak dowodzi Simon
przyjęcie podejścia coś za coś w przypadku Europy i regionu Indo-Pacyfiku jest bardzo ryzykowne. To, co Stany Zjednoczone robią w jednym regionie, rzutuje na ich zdolność do odstraszania i gromadzenia zasobów w innym regionie. W ten sposób nadrzędne traktowanie jednego regionu — i obniżanie priorytetu drugiego — może otworzyć okno dla oportunistycznej agresji wrogich mocarstw.
Waga Europy i Indo-Pacyfiku w amerykańskim myśleniu strategicznym wynika również z faktu, że opanowanie którego z tych obszarów przez wrogiego gracza zmienia układ sił w wymiarze globalnym. Zgromadzony potencjał gospodarczy, technologiczny i ludnościowy każdego z nich, jeśliby został opanowany przez mocarstwo będące rywalem Stanów Zjednoczonych, mógłby na tyle wzmocnić amerykańskich przeciwników, że mielibyśmy do czynienia z naruszeniem równowagi w wymiarze globalnym. A do takiej sytuacji Waszyngton nie może dopuścić.
Jaki potencjał ma Rosja?
Nie unieważnia to jednak innej kwestii, a mianowicie jak wielkie winno być, w obecnych realiach, zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w każdym z tych dwóch, kluczowych dla globalnej równowagi, regionów świata? Jest to innymi słowy pytanie o to, jak kruchym jest system równowagi regionalnej, a w naszym wypadku odpowiedzi wymaga inna kwestia a mianowicie, czy w 10 miesięcy po rozpoczęciu wojny na Ukrainie Rosja jest nadal na tyle groźnym graczem, że może myśleć o naruszeniu równowagi sił w Europie. To, że jest jedynym na naszym kontynencie państwem dążącym do zmiany geostrategicznego status quo przy użyciu siły nie ulega wątpliwości, ale czy ma taki potencjał?
Byłoby przedwczesne wyciąganie zbyt wielu wniosków z działań militarnych Rosji na Ukrainie i wykluczenie Moskwy z roli znaczącego mocarstwa – Rosja nadal stanowi poważne zagrożenie dla Europy i Stanów Zjednoczonych, biorąc pod uwagę jej duży arsenał nuklearny i wysiłki modernizacyjne. Jednak niezdolność Moskwy do utrzymania wczesnych zdobyczy na wschodniej i południowej Ukrainie oraz wysoki wskaźnik utraty sprzętu rodzą pytania o jej zdolność do stwarzania konwencjonalnego zagrożenia militarnego dla NATO. Problemy te są dodatkowo potęgowane przez rosnącą izolację gospodarczą i polityczną Rosji w Europie
— przekonuje Luis Simon.
Czyli obecnie można mówić o osłabieniu Moskwy, ale jest jeszcze zbyt wcześnie aby uznać, iż zagrożenie dla równowagi sił w Europie jakie stanowi Rosja jest już nieistotne. Ale z pewnością dotychczasowy przebieg wojny na Ukrainie korzystnie wpływa na równowagę sił w Europie, powodując oddalenie w czasie rosyjskiego zagrożenia. Nie można tego samego powiedzieć o sytuacji w regionie Indo–Pacyfiku. O ile w Europie sytuacja, z punktu widzenia ochrony tradycyjnego porządku, zmierza w dobrym kierunku o tyle w Azji, w związku z narastającą przewagą Chin, układ zrównoważony ulega systematycznemu wzruszeniu na korzyść Pekinu. To zresztą powoduje, że na amerykańskiej liście priorytetów strategicznych Azja wychodzi na pierwsze miejsce. W dłuższej perspektywie to przesunięcie zainteresowania amerykańskiego będzie narastało, bo Chiny są w stanie naruszyć układ sił w wymiarze globalnym a Federacja Rosyjska, mimo znaczącego potencjału nuklearnego, który nadal jest w jej posiadaniu, z pewnością nie ma takich zdolności. Można zatem, dowodzi Simon, powiedzieć, że w rejonie Indo-Pacyfiku Stany Zjednoczone „mają problem” w związku z rywalizacją o charakterze strategicznym w której stawką jest naruszenie dotychczasowego układu sił, a w Europie, w związku z polityką Rosji, raczej mamy do czynienia z kwestiami związanymi ze stabilizacją sytuacji, bo zmiana układu sił jest poza zasięgiem Moskwy. Jednak w porównaniu z czasami zimnej wojny, obecnie zdaniem Simona mamy do czynienia ze strategiczną osią, wzajemnymi związkami, między sytuacją w Europie i w Azji. Nie było tego wcześniej, bo ZSRR było skoncentrowane na teatrze europejskim lekceważąc kierunek azjatycki, a w czasach zimnej wojny Chiny były zbyt słabe aby stanowić poważne zagrożenie.
Bardziej II wojna światowa niż zimna wojna
Jednak obecny wzrost potęgi Chin, ze strategicznego punktu widzenia, powoduje, że mamy sytuację, w wymiarze globalnym, bardziej przypominającą II wojnę światową niż zimną wojnę. To w czasie tego pierwszego konfliktu Stany Zjednoczone i ich sojusznicy musieli zmierzyć się jednocześnie z różnymi rywalami prowadzącymi agresywną politykę na odległych od siebie, ale paradoksalnie powiązanych, teatrach działań wojennych. Tak jak sytuacja w Europie zależała wówczas od wyników wojny na Pacyfiku i kampanii w Afryce, tak i teraz nie można separować starcia na Ukrainie od wyników rywalizacji w regionie Indo-Pacyfiku, bo jedno zależy od drugiego.
Każda realna strategia utrzymania Rosji w ryzach będzie wymagała trwałego zaangażowania USA w Europie, zwłaszcza jeśli założymy, że Rosja ostatecznie przezbroi się i odbuduje
—argumentuje Simon.
Tylko, że, i to jest kluczowe przesłanie tego wystąpienia, zwycięstwo Ukrainy w wojnie z Rosją pozwoli Stanom Zjednoczonym skoncentrować się na „eksporcie” kluczowych z punktu widzenia europejskiego bezpieczeństwa zdolności – takich jak łączność, systemy dowodzenia, zwiad i rozpoznanie a także dostarczaniu podstawowych platform bojowych. Pokonanie Rosji i w konsekwencji stworzenie europejskiego, choć z oczywistych powodów skoncentrowanego w Europie Środkowej, potencjału wojskowego pozwoli Amerykanom, w dłuższej perspektywie na przesunięcie swych podstawowych zdolności wojskowych w rejonie Indo-Pacyfiku. Europa nadal będzie jednym z dwóch najważniejszych obszarów w amerykańskiej geografii strategicznej, ale już nie trzeba będzie jej bronić wysyłając własnych żołnierzy, a jedynie udostępniając niektóre, niezwykle ważne zdolności. Ta jakościowa zmiana nie tylko może odstraszyć Pekin i pokazać, że kalkulacje w świetle których Zachód i Stany Zjednoczone są słabi i można z nimi wygrać krótką wojnę, mogą okazać się chybione, ale również pokonanie Rosji pozwoli na rzeczywistą a nie pozorną koncentracje amerykańskiej uwagi na regionie Indo-Pacyfiku.
Simon kończy swe rozważania konkluzją, iż
zdecydowane radzenie sobie z rosyjskim zagrożeniem i znaczne degradowanie rosyjskiej potęgi może być w rzeczywistości najlepszym sposobem na osiągnięcie przez USA trwałej równowagi w regionie Indo-Pacyfiku. Leży to nie tylko w interesie Europy czy Ameryki — sojusznicy USA z regionu Indo-Pacyfiku też mają strategiczny interes w sukcesie Waszyngtonu w Europie.
Zakorzenienie tego przekonania jest warunkiem pokonania Rosji. Wydaje się, że amerykańska klasa polityczna już obecnie skłania się ku tego rodzaju przeświadczeniu, co nota bene, jest korzystną informacją dla Polski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/626747-pokonujac-rosje-mozna-powstrzymac-chiny