Tatuaż? Dziękuję - nie!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wikimedia Commons
Fot. Wikimedia Commons

Jest taki niemiecki dowcip: „Do psychiatry przychodzi młody mężczyzna i zwierza się: - Panie doktorze, mam problem z facetem, którego moja dziewczyna wytatuowała sobie wcześniej na cyckach. Na to lekarz: - Daj pan spokój, zobaczy pan jak on będzie wyglądał, gdy jej cycki opadną…”

Dowcip niewybredny, ale jest w nim coś na rzeczy. Jeśli bowiem pojawiają się kpiny z tatuaży, znaczy, że być może jest to początek końca tej bezsensownej mody. Historia malunków na ciele jest stara jak świat. Tatuaże pełniły różne funkcje i miały różnorakie znaczenia: świadczyły o przynależności do określonych kręgów wyznaniowych i subkultur, stanowiły przestępcze „ornamenty”, były obrazową formą manifestacji poglądów i stygmatyzacji. Jeszcze pod koniec XIX wieku bośniaccy katolicy tatuowali swe córki, by w ten sposób ustrzec je od przejścia na islam. Z tego samego powodu chrześcijańscy wyznawcy ortodoksyjnego Kościoła Koptyjskiego w Egipcie do dziś praktykują tatuowanie ochrzczonych dzieci znakiem krzyża na wewnętrznej stronie przegubu prawej ręki. W dawnej Francji, czy np. w Japonii tatuaże umożliwiały odróżnianie w społeczeństwie przestępców i prostytutek. W III Rzeszy esesmani tatuowali sobie na ramieniu grupy krwi, a więźniom niemieckich obozów koncentracyjnych uwieczniano na skórze ich „numery ewidencyjne”.

Po wojnie tatuaże dziergali sobie przede wszystkim kryminaliści. Świadczyły one o ich randze wśród więziennej braci, rodzajach popełnionych przestępstw, wymierzonej karze itp. Dziś tatuaże nie są niczym szczególnym, „kultura” więzienna wdarła się przebojem do młodzieżowej mody. Jeśli wierzyć w statystyki, malunki na skórze ma już co czwarty Europejczyk w wieku od 18 do 27 lat. Tatuaż pomaga ma przyciągnąć uwagę, zwiększyć atrakcyjność seksualną, mieć tatuaż, to znaczy po prostu „zaistnieć” wśród rówieśników, czy wyróżnić się od innych na estradzie. I owszem, wyróżnia, co do reszty można mieć wątpliwości. Bo, czy piękne ludzkie ciało rzeczywiście upiększają wykłute igłą ornamenty, figury, napisy i symbole?

W obiegowej opinii ci, którzy tego dokonują, gejzerami intelektu raczej nie są. W żargonie niemieckiej młodzieży symetryczne elementy wytatuowane przez dziewczyny nieco powyżej pupy noszą ironiczne nazwy, jak „dupne poroże”, „dupowieniec”, „dupowinieta”, czy „flejostempel”. Nawiasem mówiąc, „Stempel flejtucha” przeflancowany został przez Niemców z angielskiego określenia „tramp stamp”, robi też karierę w Austrii, Szwajcarii i w północnych Włoszech. Ale, mimo tych kpin i wbrew logice - trawestując starą przyśpiewkę „Mazowsza” - „gęsi za modą, kaczki za modą…”, tzw. salony tatuażów wciąż mają klientów. Tak samo, jak gabinety lekarskie usuwające skutki uległości wobec trendu rozpowszechnianego przez idoli estrady czy piłkarskich boisk. Ostatni krzyk tej mody, to tatuaże świecące w nocy, wykonane z farb neonowych.

Rzecz jasna, nie wszyscy nosiciele tatuaży to bezmózgowce, o czym świadczy choćby to, że z czasem uważają je za wybryki młodości i płacą ciężkie pieniądze na laserowe usuwanie serc, miłosnych deklaracji i imion dawno nieaktualnych partnerów wydzierganych na najróżniejszych częściach ciała, z miejscami intymnymi włącznie. Niejaka Doda-Elektroda, znana głównie z tego, że ma więcej do pokazania niż do zaśpiewania, wytatuowała sobie swego czasu: „Kochać Radek”, znaczy Majdana. Ale, jako że fluktuacja w Dodzinym sercu jest wielka, wkrótce się „odkochać” i swe miłosne wyznanie „przerobić” na inny napis. To samo dotyczy Majdana, który również wymazał ją ze swego przedramienia i pamięci.

Pomijając względy estetyczne, wbrew temu, co sądzą młodzi ludzie i - o zgrozo! - bagatelizują rodzice, tatuowanie nie jest bezpieczne. „Farby naniesione igłą pod skórę powodują wiele niekorzystnych skutków ubocznych dla organizmu" - ostrzega prof. Andreas Luch. Ten farmakolog i toksykolog z wykształcenia, kierujący zespołem badawczym ds. bezpieczeństwa produktów w Federalnym Instytucie Oceny Ryzyka (BfR), był jednym z organizatorów niedawnej konferencji w Berlinie, na której znawcy przedmiotu dyskutowali o modzie na tatuaże. W Niemczech działa obecnie aż 6 tys. legalnych „salonów tatuaży” i około 20 tys. nielegalnych, gdzie za niższą cenę można zlecić wykonanie na ciele wybranych wzorów. Istnieje nawet Niemiecki Związek Zorganizowanych Tatuażystów.

Tymczasem lekarze alarmują: u 70 proc. osób stwierdzono po wykonaniu tatuaży lżejsze, tzw. lokalne reakcje: obrzęki, krwawienia, infekcje, czy trwałe zmiany skórne, jak zgrubienia i zbliznowacenia. Po zabiegach występują także zawroty głowy, gorączka, uczucie psychicznego rozbicia i reakcje alergiczne. Bywa, że negatywne skutki użytych pigmentów objawiają się dopiero po kilku latach. Badania wykazały w nich m.in. rakotwórcze metale ciężkie i równie szkodliwe związki chemiczne. Młodzi ludzie sądzą zazwyczaj, że barwniki pozostają tylko w płytkich warstwach skóry i tych miejscach, gdzie je naniesiono. „To błąd, farby rozprzestrzeniają się po całym organizmie. Położone w pobliżu nakłuć węzły chłonne, zbudowane z tkanki limfatycznej i komórek siateczkowo-śródbłonkowych są tak samo kolorowe jak tatuaże”, wyjaśnia Wolfgang Bäumler z Uniwersytetu w Ratyzbonie (Regensburg).

Atesty na barwniki do tatuaży wydaje w RFN Laboratorium Techniczno-Chemiczne (CTL) w Bielefeld, co jednak nie stanowi żadnej gwarancji bezpieczeństwa. Po pierwsze, nie ma zupełnie nieszkodliwych farb, a po drugie, nie ma pewności, że tatuażyści je stosują; bywa, że dla spełnienia formalnych wymogów kupują pewną partię atestowanych odczynników, a potem korzystają z tańszych, pokątnie zdobytych zamienników. Jak wykazały kontrole, niektóre z nich zawierały nawet substancje używane do produkcji lakierów samochodowych. W nielegalnych gabinetach tatuaży, które najczęściej są zaaranżowane i funkcjonują w warunkach urągających wszelkim zasadom higieny, poza wymienionymi dolegliwościami zdrowotnymi, można dodatkowo nabawić się grzybicy skóry, żółtaczki i wirusa HIV.

Co jeszcze dają młodym ludziom tatuaże? Jak wykazały sondaże wśród pracodawców, wytatuowani na widocznych miejscach mają mniejsze szanse na znalezienie pracy i utrudnioną drogę awansu na wyższe stanowiska. Kto decyduje się na takie „upiększanie”, powinien wziąć pod uwagę nie tylko to, jak w starszym wieku będzie wyglądało na ciele „dupne poroże”, nagie panienki, demony, sztylety, czy chińskie napisy. Tatuaże z pewnością nie przydają atrakcyjności, a ich pozbycie się nie jest proste, ani tanie. Usuwanie permanentnych malunków ze skóry, które notabene nigdy nie znikają bez śladu, np. techniką laserową, kosztuje 150 euro za „seans”, a z reguły potrzebnych jest kilka wizyt u specjalistów, w zależności od wytatuowanej powierzchni i stopnia nasycenia farbami. W Polsce takie zabiegi kosztują niewiele taniej.

Czy wszystkie te argumenty dotrą do klienteli tatuażystów, robiących interes na głupocie? Zapewne nie. Pozostaje więc tylko nadzieja, że moda na tatuaże minie jak każda inna…

Klaser

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych