Minna Ålander z Fińskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i William Alberque, dyrektor w Międzynarodowym Instytucie Studiów Strategicznych (IISS) opublikowali w specjalistycznym portalu War on the Rocks artykuł poświęcony strategii NATO w rejonie państw nordyckich, co ma oczywisty związek, zarówno z wchodzeniem Szwecji i Finlandii do Paktu Północnoatlantyckiego, jak i z lekcjami, które - ich zdaniem - wypływają z wojny na Ukrainie.
Strategia obrony wschodniej flanki
Szczególnie ten ostatni element jest istotny, bo myśląc o NATO-wskich planach ewentualnościowych, trzeba brać pod uwagę – argumentują – to, jakiego rodzaju wojnę Moskale prowadzą. Doniesienia o rosyjskich zbrodniach wojennych na zajętych terenach zmuszają zaś do przemyślenia NATO-wskiej strategii obrony wschodniej flanki. „Biorąc pod uwagę te doniesienia – dowodzą - NATO nie powinno akceptować nawet tymczasowej okupacji przez siły rosyjskie. Dlatego planiści wojskowi NATO powinni przewidzieć najgorsze w odniesieniu do rosyjskich intencji i zdolności i odpowiednio zmienić swoje plany obronne”. Co to oznacza? Otóż do tej pory rozmieszczone siły Paktu Północnoatlantyckiego na wschodzie, określane mianem tripwire forces, były zbyt małe, aby można było mówić o obronie „każdego cala terytorium” państw członkowskich, jak to obecnie głoszą zachodni politycy. Strategia obrony wschodniej flanki wręcz zakładała, że w początkowej fazie wojny, Rosjanie mając przewagę wejdą na obszar państw bałtyckich, skąd, ale po pewnym czasie, zostaną wyparci. Oczywiście Moskale nie radzą sobie zbyt dobrze w obecnym konflikcie na Ukrainie, ale ich niepowodzenia są, jak piszą eksperci, raczej spowodowane szeregiem błędów w ocenie stopnia przygotowania do wojny przeciwnika i determinacji społeczeństwa ukraińskiego, a niekoniecznie świadczą o rosyjskiej słabości. Nie należy na tej podstawie wyciągać wniosków, że Rosja nie jest już wojskowo groźna. Wręcz przeciwnie - plany ewentualnościowe winny być budowane przy założeniach ziszczenia się najgorszego, a nie najlepszego, scenariusza rozwoju wydarzeń w przyszłości. Jak argumentują, „zachodni planiści obronni powinni założyć, że Rosja wyciągnie wnioski z tej wojny i nie popełni podobnych błędów w ocenie gotowości państw bałtyckich i Polski do samoobrony – i że Moskwa wypadnie lepiej w przyszłym konflikcie. Rosji kończą się także inne, „miękkie”, opcje polityczne ze względu na coraz bardziej wrogie stosunki z Zachodem”. A to z kolei oznacza, że w przyszłości - w większym, a nie mniejszym stopniu - Rosja może być zainteresowana osiąganiem swych celów państwowych odwołując się do siły militarnej.
Rozszerzenie konfliktu możliwym scenariuszem
Innymi słowy, wojna o państwa bałtyckie i na dalekiej północy jest nadal scenariuszem, który bardzo poważnie należy analizować, a związku z tym szukać trzeba odpowiedzi na pytanie jakimi strategicznie możliwościami będą dysponować Rosjanie i jak sytuację może zmienić wejście Szwecji i Finlandii do NATO. „W przypadku ataku na kraje bałtyckie Rosja ma wiele potencjalnych opcji, z których każda może zbiegać się z dużymi ćwiczeniami z Białorusią, takimi jak ZAPA. – piszą Ålander i Alberque. - W najgorszym przypadku inwazja miałaby na celu szybkie zajęcie znacznego terytorium — w ciągu kilku godzin — i zmuszenie NATO do zaakceptowania faktów dokonanych lub wysłania dziesiątek tysięcy żołnierzy w celu odbicia tego terytorium”. Rosja, chcąc urzeczywistnić ten scenariusz, może wykorzystać cztery główne kierunki operacyjne i ten fakt należy wziąć pod uwagę w przygotowaniu strategii NATO. Moskale mogą blokować państwa bałtyckie wykorzystując w tym celu swój potencjał zgromadzony w enklawie kaliningradzkiej i na Białorusi, a także uderzyć od południa na Łotwę z kierunku Psków – Ostrów oraz na północy, na kierunku Gatczyna – Ługa atakować estońską Narwę. Równocześnie Rosjanie mogą chcieć opanować fińskie Wyspy Alandzkie, szwedzką Gotlandię i estońską Hiiumę. W tym wypadku chodzi o uniemożliwienie zablokowania przez siły NATO-wskie rosyjskiego dostępu do Bałtyku (blokada floty bałtyckiej w Zatoce Fińskiej) i izolowania Kaliningradu, ale jednocześnie zdobycie tych pozycji oznacza blokadę portu w Kłajpedzie i całej Zatoki Ryskiej. „Planiści NATO przewidują – dowodzą także autorzy artykułu - opierając się na ocenie rosyjskich ćwiczeń operacyjno-strategicznych, takich jak ZAPAD, wstępny rosyjski atak rakietowy mający na celu jak najszybsze zniszczenie infrastruktury krytycznej za pomocą platform bojowych rozmieszczonych w Arktyce, Morzu Czarnym i Morzu Śródziemnym. Uderzenia te miałyby zniszczyć kluczowe węzły dowodzenia, kontroli i łączności NATO, naziemne stacje satelitarne oraz krytyczne lotniska i porty morskie — wszystko po to, by oślepić członków sojuszu i obniżyć ich zdolność do szybkiego reagowania i wzmacniania swych sił”. Jeśliby Rosjanie byli w stanie zrealizować te plany, to wówczas siłom NATO pozostawałoby jedynie forsowanie Przesmyku Suwalskiego, co oznaczałoby długotrwałe i ciężkie boje z zajmującym znacznie lepsze pozycje wrogiem.
Szwecja i Finlandia w NATO
Tego scenariusza należy za wszelką cenę uniknąć, a to oznacza prawidłowe wykorzystanie opcji, które daje wejście Szwecji i Finlandii do NATO. Po pierwsze, należy zasadniczo zmienić podejście do projekcji przez Pakt Północnoatlantycki siły na wschodzie. Dotychczasowe kroki, podjęte przez Sojusz po 2014 roku, autorzy artykułu uznają za niewystarczające, a z pewnością nie dające gwarancji uniknięcia najgorszego scenariusza. Jak argumentują, „po aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r. reakcja Zachodu nie była wystarczająco zdecydowana. Europa powoli wdrażała poważne środki militarne, a wiele krajów pospiesznie wznowiło kontakty biznesowe i energetyczne z Moskwą. Powolnej transformacji bezpieczeństwa NATO w krajach bałtyckich brakowało wiarygodności. Podczas szczytu w Walii w 2014 r. sojusznicy zgodzili się na szereg środków wzmacniających, znanych jako plan działań w zakresie gotowości (Readiness Action Plan). NATO zgodziło się również na plany reagowania uwzględniające położenie geograficzne krajów sąsiadujących z Rosją, znane jako stopniowane plany reagowania (Graduated Response Plans), które stanowiły pierwsze rzeczywiste plany obronne dla wschodnich sojuszników. Podczas szczytu w Warszawie w 2016 r. NATO zgodziło się ustanowić w Polsce, Estonii, Łotwie i Litwie grupę bojową wysuniętych do przodu batalionów, zwaną wzmocnioną wysuniętą obecnością (Forward Presence). Polityka ta miała na celu zapewnienie zaangażowania wielu sojuszników, w szczególności trzech państw nuklearnych NATO, przeciwko inwazji sił rosyjskich, ale bez oczekiwania, że będą w stanie powstrzymać inwazję rosyjską na dużą skalę”.
A zatem po 2014 roku NATO podjęło działania na rzecz wzmocnienia swej wojskowej obecności w państwach bałtyckich, ale zdaniem Autorów artykułu, są to kroki niewystarczające, z pewnością nie dające gwarancji obrony „każdego cala”. W tym miejscu musze pozwolić sobie na małą dygresję. Otóż w polskim środowisku eksperckim panuje skłonność do podkreślania skali wysiłku Paktu Północnoatlantyckiego po 2014 roku. Mówi się o wzroście budżetów wojennych, o zwiększeniu sił na wschodniej flance, o kolejnych planach w tym zakresie. Często zresztą myląc deklaracje z faktami, albo postrzegając fakty przez „różowe okulary”. Dobrym przykładem jest w tym wypadku wysłanie przez Francję dodatkowego kontyngentu, już po wybuchu wojny na Ukrainie, do Rumunii. Podkreśla się wagę polityczną tego gestu, ale milczeniem pomija kwestię czy dyslokowanie 500 lekko uzbrojonych żołnierzy do Cisnu (docelowo 750) rzeczywiście zmienia sytuację z wojskowego punktu widzenia? Emmanuel Macron mówi, że ruch ten zwiększa siłę NATO-wskiego odstraszania, co jeszcze należałoby udowodnić, ale niewątpliwym jest to, że nadal działamy w paradygmacie wysłania przez Sojusz Północnoatlantycki na wschód relatywnie małych sił (tripwire forces), które w razie gdyby optymistyczne oceny francuskiego prezydenta w kwestii odstraszania okazały się chybione nie będą w stanie obronić każdego cala zaatakowanego terytorium państwa – członka NATO.
Wróćmy jednak do rozważań Ålander i Alberque. Ich zdaniem, „NATO powinno demonstrować zarówno wyraźną wolę obrony swoich członków, jak i budować zdolności do przyjęcia wiarygodnej postawy odstraszania, która nie pozostawia miejsca na dwuznaczności i nieporozumienia ze strony Rosji.” A zatem nie wystarczy tylko wyraźnie wzmocniona po 24 lutego jedność polityczna Paktu Atlantyckiego, potrzebna jest jeszcze rozbudowa zdolności do takiego poziomu aby polityka odstraszania okazała się skuteczną. Bez zdolności jedność polityczna, spójność NATO, mogą nie wystarczyć. I to na tych kwestiach Ålander i Alberque koncentrują swoją uwagę. Ich zdaniem NATO-wscy planiści winni opierać przygotowania w oparciu o następujące założenia – Rosyjscy wojskowi uczą się na błędach popełnionych w wojnie z Ukrainą, co oznacza, iż nie można być przekonanym o tym, że znów popełnią te same błędy złej oceny sytuacji i po drugie, w perspektywie 5 – 10 lat Rosjanie będą w stanie odbudować swój zniszczony potencjał wojskowy. To, upraszczając nieco sprawy, oznacza, że NATO ma maksymalnie 10 lat na przygotowanie się do ewentualnego starcia z wrogą i na powrót groźną, z wojskowego punktu widzenia Rosją. Państwem którego władze przekroczyły już wszystkie „czerwone linie” obecnie i w dającej się przewidzieć przyszłości będą dysponowały mniejszym wachlarzem środków politycznego oddziaływania, a to w efekcie zwiększa, a nie zmniejsza prawdopodobieństwo odwołania się do argumentu siły. I na taki scenariusz trzeba być przygotowanym. W jaki sposób? Po pierwsze trzeba pogłębić współpracę wojskową państw Morza Bałtyckiego i zacząć traktować ten region i Daleką Północ jako jeden teatr przyszłych działań wojennych. Praktycznie należy uniemożliwić Rosjanom zajęcie Wysp Alandzkich, Gotlandii i Hiumy w pierwszej fazie wojny, dążyć do zablokowania enklawy kaliningradzkiej i wykorzystać atuty związane z wejściem Finlandii do NATO. Często mówi się, że 1350 km granica tego kraju z Rosją jest istotnym problemem, zwłaszcza jeśliby poważnie traktować zasadę „obrony każdego cala” ziemi państw członkowskich. Jednak z rosyjskiego punktu widzenia Finlandia w NATO oznacza powstanie poważnego zagrożenia odcięcia ich potencjału zgromadzonego na Półwyspie Kolskim. Rosjanie będą musieli rozśrodkować swe siły zbrojne i chronić szlaki komunikacyjne umożliwiające zaopatrywanie sił, w tym nuklearnych, stacjonujących na dalekiej Północy. Trzeba pamiętać, że na południu, nawet jeśli wojna z Ukrainą się zakończy, Rosjanie będą zmuszeni również utrzymywać znaczący potencjał, zwłaszcza w obliczu faktu, iż po stronie ukraińskiej znajdowały się będą znaczne, o wysokim morale, siły. To zaś oznacza, że należy traktować kwestie bezpieczeństwa w rejonie Morza Bałtyckiego, problemy związane z obroną państw bałtyckich i rosyjską aktywnością na Dalekiej Północy łącznie z sytuacją wokół Ukrainy. Dopiero takie podejście daje gwarancje, że Moskale będą zmuszeni do znaczącego rozśrodkowania własnych sił na wielkich przestrzeniach, a to będzie oznaczało osłabienie zagrożenia związanego z ich ewentualną „punktową” przewagą. Petersburg może zostać zablokowany, enklawa kaliningradzka izolowana a rosyjskie jednostki na Płw. Kola odcięte od zaopatrzenia. Oczywiście stanie to dopiero wówczas, kiedy NATO, rzeczywiście zacznie inwestować w integracje wojskową tego obszaru. Deklaracje i polityczne oświadczenia nie prowadzą do osiągnięcia tego pożądanego stanu, potrzeba czegoś więcej. Potrzebna jest integracja systemów obrony państw regionu, na podobieństwo szwedzko – fińskiego porozumienia o współpracy wojskowej, w wyniku którego integracja „schodzi” do poziomu operacyjnego. Autorzy proponują też utworzenie w Szwecji NATO-wskiego dowództwa komponentu marynarki wojennej i stopniowe łączenie potencjałów lotniczych Państw Nordyckich a także wspólne podejście do kwestii związanych z obroną przestrzeni powietrznej.
To, co uderza w podejściu prezentowanym przez Ålander i Alberque, to przeświadczenie, że skuteczne powstrzymywanie Rosji wymagało będzie w gruncie rzeczy zbudowania wspólnego systemu planowania operacyjnego, kooperacji i generalnie traktowanie przestrzeni od Spitsbergenu do Morza Czarnego w kategoriach jednego teatru działań wojennych. Kładą oni nacisk na to, co należy zrobić w rejonie Bałtyku, ale relacje sił między Zachodem a Rosją zależą od szerszego kontekstu bezpieczeństwa, w tym są bezpośrednio związane z przyszłą rolą Ukrainy. Mamy zatem do czynienia z podejściem systemowym, wołaniem o wspólną politykę w obszarze wojskowym i wykorzystanie szansy, którą otwiera wejście Szwecji i Finlandii do NATO. Mamy do czynienia jednak z szansą, a to, czy stanie się ona realnością, zależy od dziś podejmowanych działań, bo przecież deklaracjami nie zmienimy rzeczywistości.
Polecamy nową książkę Marka Budzisza „Samotność strategiczna Polski”. Można ją kupić na stronie wSklepiku.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/625702-o-obronie-baltyku-przed-rosja