Bardzo ciekawe informacje napływają z Białorusi. W tym wypadku chodzi nie tylko o ich treść, choć i ona jest ważna, ale o koncentrację, współwystępowanie zdarzeń świadczących o zbliżającym się - być może szybkimi krokami - kryzysie politycznym w sąsiadującym z nami kraju.
Zagadkowa śmierć białoruskiego szefa MSZ
Zacznijmy od zagadkowej i zupełnie niespodziewanej śmierci Uładzimira Makieja, 64-letniego ministra spraw zagranicznych, a wcześniej szefa administracji Łukaszenki. Z pewnością mamy do czynienia z przedwczesnym i zagadkowym zgonem, bo minister nie miał do tej pory kłopotów ze zdrowiem, a jeszcze dzień wcześniej spotkał się z nuncjuszem papieskim Ante Joziciem. To spotkanie też jest ciekawe, bo wiadomo, iż dyplomacja watykańska już wcześniej była kanałem komunikacji przedstawicieli reżimu z Zachodem. Sam Makiej, choć nie był „liberałem” mimo, że uchodził za demokratę , to tym nie mniej miał opinię zwolennika polityki polegającej na balansowaniu Białorusi między Rosją a światem Zachodu. Jeszcze w maju media ujawniły jego list, którego adresatem była Unia Europejska, w którym proponował on Brukseli rozpoczęcie rozmów i szukanie nowego modus vivendi. Podobny manewr, z pozytywnym skutkiem, Makiej wykonał w 2012 roku, czyli wówczas, kiedy przyszedł na zajmowane ostatnio stanowisko. Opinia publiczna zapamiętała nie tylko to, że mówił publicznie po białorusku i występował na tle Pogoni, ale również szereg „miękkich” - jak na przedstawiciela reżimu - wypowiedzi i firmowanie polityki - przed 2020 rokiem - zbliżenia z Zachodem. Od pewnego czasu z Białorusi napływają doniesienia o zbliżających się zmianach, nawet o perspektywie odejścia Łukaszenki, co ma oczywisty związek z wojną na Ukrainie, a także o kolejnej próbie ułożenia sobie przez Mińsk relacji z Europą. Makiej miałby w tej nowej konfiguracji odegrać znaczącą rolę, może nawet akceptowalnej „twarzy” reżimu, co powoduje, iż jego zaskakująca śmierć ma charakter również polityczny, bo umowne liberalne skrzydło aparatu władzy traci swój okręt flagowy. Zmarł w przeddzień posiedzenia w Łodzi zgromadzenia szefów dyplomacji państw członkowskich OBWE, na które został zaproszony przez ministra Raua - co ważne, na posiedzenie to nie został zaproszony Ławrow, a to oznacza, że przyjazd białoruskiego ministra stałby się gestem o charakterze politycznym, zwłaszcza, że na brak zaproszenia rosyjska dyplomacja zareagowała bardzo nerwowo.
Utrudnianie kontaktów polskiej i białoruskiej dyplomacji
Dziś Ławrow miał w Mińsku spotkać się z Makiejem i Aleksandrem Łukaszenką. Paweł Łatuszka, były białoruski dyplomata, obecnie kierujący rządem tymczasowym powołanym latem przez Swietłanę Cichanouską, w komentarzu zwrócił uwagę, że już w przeszłości, jeszcze za kadencji poprzedników Makieja, miało miejsce kilka zagadkowych wydarzeń mających na celu utrudnienia albo uniemożliwienia kontaktów białoruskiej dyplomacji bezpośrednio z Polską. Wówczas MSZ przeprowadził analizę tych sytuacji i - jak wspomina Łatuszka - doszedł do wniosku, że przedsięwzięcia te torpedowało KGB, ale bezpośrednim inspiratorem była Moskwa. Być może i teraz, taka hipotezę sformułował Łatuszka, Makiej miał przyjechać do Polski „z czymś istotnym”, ale jego śmierć zablokowała przedsięwzięcie.
Jest to tym ciekawsza hipoteza, że już od pewnego czasu krążą plotki o tym, iż białoruscy „siłowicy” przygotowują się do odejścia Łukaszenki i wprowadzenia na jego miejsce nowej osoby. Spekuluje się, że mógłby to być Stanisław Zaś, obecnie sekretarz ODKB, stworzonego pod egida Rosji paktu wojskowego, który niedawno miał posiedzenie w Erywaniu. Tylko że Zaś urzęduje w Moskwie, co jest pewnym problemem, choć ten generał, w przeszłości kierujący białoruską Radą Bezpieczeństwa, byłby kandydatem przyjaznym Rosji i z pewnością ma rozbudowane kontakty w środowisku białoruskich „siłowików”. Jeśli nie Zaś, to w charakterze następcy Łukaszenki wymienia się Natallę Kaczanawą, kierująca administracją Łukaszenki i jednocześnie przewodniczącą Zgromadzenia Narodowego, powołanego przez dyktatora „superparlamentu”.
Kwestia Łukaszenki
Te spekulacje o możliwym „odejściu” Łukaszenki mają związek zarówno z nasilającymi się informacjami o możliwym bezpośrednim lub pośrednim wejściu Białorusi do wojny, ale również z wyraźnie niestabilnym zachowaniem dyktatora w ostatnim czasie, co ma skłaniać Moskali do szukania innego rozwiązania personalnego. Robert Lansing Institute, mało znany amerykański think tank, opublikował nawet na swej stronie niepodpisany artykuł, którego autor formułuje tezę, że to Moskwa planuje usunięcie Łukaszenki. Powołując się na informacje pochodzące z rosyjskich kręgów wojskowych autor materiału dowodzi, że na Kremlu podjęto już decyzję o „radykalnym rozwiązaniu” kwestii Łukaszenki, który miał blokować zaangażowanie swej armii w wojnę na Ukrainie. Równie dobrze, te rewelacje mogą mieć swe źródło w białoruskich kręgach władzy i być próbą budowania wizerunku Łukaszenki jako polityka, który hamuje wejście swego kraju do wojny. O rosnącym ryzyku czynnego zaangażowania Mińska w wojnę informował przed tygodniem ukraiński wywiad wojskowy donosząc, że Rosjanie przygotowują „operację pod fałszywą flagą” na Białorusi. W tym wypadku chodzić może o akt dywersji, sabotażu w obiektach energetyki jądrowej w Ostrowcu, ale w grę wchodzić mają również inne obiekty infrastruktury krytycznej. „Odpowiedzialnością za atak mają zostać obarczeni obywatele państw NATO i Ukrainy – czytamy w oficjalnym komunikacie ukraińskiego wywiadu - którzy rzekomo będą przebrani w białoruskie mundury wojskowe. Obecnie w stan podwyższonej gotowości zostały już postawione jednostki białoruskiego KGB, MSW i wojsk granicznych. Według twórców tego „projektu”, wszystko to powinno przyspieszyć zaangażowanie armii białoruskiej w wojnę na Ukrainie po stronie okupantów, a także wywołać zwrot białoruskiej opinii publicznej i spowodować narastanie prorosyjskich sympatii”. Wcześniej przedstawiciele ukraińskiego Sztabu Generalnego informowali, że po stronie rosyjskiej może chcieć walczyć, w charakterze najemników, w zamian za atrakcyjne z ich perspektywy wynagrodzenie, od 10 do 15 tys. przedstawicieli białoruskich resortów siłowych, a Franak Viaciorka, doradca Swietłany Cichanouskiej, powiedział w wywiadzie, że są niepokojące doniesienia mogące świadczyć o realnej perspektywie wejścia Mińska do wojny. Chodzi m.in. o tworzenie szpitali polowych. Aleksandr Azarow z inicjatywy BYPOL, zrzeszającej przedstawicieli białoruskich struktur siłowych, którzy przeszli na stronę opozycji, powiedział, że jego zdaniem Łukaszenka już podjął decyzję o zaangażowaniu w wojnę z Ukrainą. W jego opinii świadczą o tym nieustające manewry i ćwiczenia, które trwają od kilkunastu już tygodni. Azarow jest zdania, że białoruski dyktator czeka na dogodny moment dla zaangażowania. Chodzi o to, aby niewiele ryzykując, przyłączyć się do wygrywającej Rosji.
Problemem jest wszakże to, że Moskale nie wygrywają. Skłania to niektórych analityków do formułowania hipotezy, iż Łukaszenka w gruncie rzeczy jedynie pozoruje gotowość do walki po stronie Rosji i twarda retoryka ma zastąpić realne działania. Tym bardziej, że przekazując swoje czołgi i transportery opancerzone Moskalom osłabia zdolności własnej armii, co w sposób oczywisty zdaje się przeczyć tezie o rychłym wejściu do walki Białorusinów. To kunktatorstwo z pewnością nie podoba się Rosjanom, a niewykluczone, że mamy do czynienia z narastającą presją wywieraną na Mińsk. O tym świadczyć może też coraz bardziej histeryczny ton wypowiedzi białoruskiego dyktatora. W czasie niedawnego spotkania państw ODKB w Erywaniu, które skończyło się fiaskiem, bo Armenia odmówiła podpisania wspólnego komunikatu (na ujawnionych filmach widać wściekłego Putina rzucającego długopis), Łukaszenka powiedział, że „życie i losy ODKB zależą od działania Federacji Rosyjskiej na Ukrainie. Jeśli Rosja wygra, ODKB będzie żyła, jeśli, broń Boże, nie wygra, ODKB nie będzie istnieć. Również w naszych krajach wiele gorących głów zaczęło omawiać ten problem. Czuję, że doszliśmy do tego samego zdania, że jeśli nie daj Boże Rosja upadnie, to i my znajdziemy się pod tymi ruinami”. Zaraz potem wezwał Ukrainę do natychmiastowego rozpoczęcia rozmów z Rosją, bo jeśli w Kijowie nie wybiorą drogi negocjacyjnej, to kraj zostanie „całkowicie zniszczony”.
Komentator opozycyjnej białoruskiej Naszej Niwy napisał o śmierci Makieja – „Władimir Makiej ze swoim doświadczeniem w aparacie mógłby być kluczową postacią w procesie wyłaniania następcy w przypadku nagłego odejścia Aleksandra Łukaszenki. I daleko mu było do najbardziej prorosyjskich elementów obecnej mińskiej elity. W związku z tym wielu widzi rękę Moskwy w tak nagłej śmierci”. Wszystko jednak wskazuje, że mieliśmy do czynienia ze zgonem naturalnym, na atak serca, choć nic tego nie zapowiadało. Ale nawet jeśli odrzucić wszystkie teorie konspiracyjne, to śmierć Makieja mówi nam wiele o stanie stresu i nerwowego napięcia, w którym znajdują się przedstawiciele białoruskiego establishmentu widząc nadchodzące zmiany. Te zaś wydają się już bliskie, co winno nas skłaniać do myślenia, że rozstrzygnięcie wojny na Ukrainie oznaczać będzie również przyspieszenie polityczne i zmiany na Białorusi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/623882-w-obliczu-zblizajacego-sie-przelomu-na-bialorusi