Wojna nie unieważnia polityki, przeciwnie nawet zwiększa jej znaczenie. Również w obozie państw sojuszniczych mamy do czynienia z rozbieżnymi często interesami, próbami lewarowania swojej pozycji, wpływania na linię polityczną drugiego państwa czy odmiennymi kalkulacjami strategicznymi.
Afera z niemieckimi Patriotami
Piszę o tym w związku z aferą z niemieckimi Patriotami, która - jak zwykle zresztą w Polsce - urosła do rozmiarów większych niż na to zasługuje. Może dlatego, że część polskiej opinii publicznej myli politykę z miłością i mickiewiczowskie „kochajmy się” uznaje za najlepszy model relacji, zwłaszcza w gronie sojuszników. Tak jednak nie jest, zawsze mamy do czynienia z grą, której istoty możemy nie rozumieć, przeto łatwiej jest powstrzymać się od kategorycznych i często przedwczesnych sądów. Przypomina nam o tym brytyjski tygodnik The Spectator, który opisuje rozgrywkę, przy użyciu naszych MiG-ów, jaka miała miejsce w kwietniu tego roku, a jej głównymi uczestnikami były Stany Zjednoczone i Chiny.
Owen Matthews, autor artykułu, który właśnie wydał książkę na temat polityki i rozgrywek politycznych wokół wojny na Ukrainie opisuje tę dyplomatyczną intrygę. Argumentuje, że po tym jak pojawiły się informacje na temat gotowości Warszawy do przekazania Ukrainie naszych MiG-ów 29 (a warto przypomnieć, że miało to miejsce w marcu), mieliśmy do czynienia z zakulisową interwencją chińskiej dyplomacji w Waszyngtonie. Matthews pisze, że początkowo, kiedy taka idea się pojawiła Waszyngton był do niej nastawiony pozytywnie, ale wkrótce potem zrewidował stanowisko i w efekcie Pentagon zablokował całą sprawę.
Amerykanie zatrzymali operację, a warto pamiętać, że Słowacy przekazali swoje samoloty, dlatego, że dostrzegli sposobność do rozpoczęcia ciekawej gry dyplomatycznej. Trwała ona kilka miesięcy, ale na spotkaniu państw G20, mogliśmy obserwować jej owoce. Nie chodzi w tym wypadku o izolację Rosji, która miała miejsce (choć nie jest w tej sprawie najważniejsza), ale o coś znacznie bardziej istotnego.
Otóż, jak argumentuje Matthews, Amerykanie porozumieli z Chińczykami, że jeśli nasze myśliwce nie trafią na Ukrainę, to Chińczycy wywrą na Moskalach presję, której celem ma być hamowanie ich dążeń do eskalowania wojny do poziomu użycia swego potencjału jądrowego.
To dlatego mieliśmy w ostatnim czasie do czynienia z kilkoma deklaracjami chińskich polityków w tej materii, z samym Xi Jinpingiem na czele i dlatego też - co już zostało dostrzeżone - rosyjska retoryka nuklearna uległa znacznemu osłabieniu.
Owen Matthews pisze, że po tym jak pojawiły się pierwsze informacje na temat dostaw myśliwców dla Ukrainy, za pośrednictwem brytyjskiego Institute for East West Strategic Studies, którym kieruje Bruce W. McConnell (w administracji Obamy odpowiadający za cyberbezpieczeństwo), rozpoczęły się dyskretne kontakty miedzy Chińczykami a Amerykanami. W ich efekcie państwa wspierające wojskowo Ukrainę powstrzymały się od dostaw broni, które mogłyby odegrać rolę czynników eskalujących intensywność wojny, a z kolei Chińczycy zaczęli zmieniać stopniowo swe pierwotne, wspierające Rosję stanowisko. Oczywiście ewolucji poglądów Pekinu pomogło i to, że Moskale nie odnieśli szybkiego zwycięstwa, ale nie był to - jak dowodzi brytyjski dziennikarz - jedyny czynnik. Pekin, z natury nieskłonny do ryzykownych kroków, w efekcie ograniczył wsparcie dla Moskwy do czystej retoryki, nie ryzykując rozpoczęcia dostaw sprzętu wojskowego, co zmusiło Rosjan do poszukiwania źródeł zaopatrzenia w Iranie, a nawet Korei Płn.
Jak argumentuje, „według chińskich źródeł, dzięki wahadłowej dyplomacji Wanga, NATO i Chiny skutecznie porozumiały się w sprawie nieeskalacji konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Podczas serii spotkań z przywódcami NATO od początku września Wang zobowiązał się do wykorzystania znaczącej pozycji Chin w Moskwie, aby odwieść Putina od użycia broni nuklearnej, podczas gdy w zamian NATO potwierdziło, że nie dostarczy Ukrainie broni strategicznej”.
A zatem poświęciliśmy sprawę relatywnie mniejszej rangi, jaką było dostarczenie siłom zbrojnym Ukrainy naszych MiG-ów, po to, aby zdobyć coś więcej. Jeśli bowiem dziś mamy do czynienia z kontynuowaniem przez Zachód polityki wspierania wysiłku wojskowego Ukrainy, to wydaje się, że presja zwolenników „pokoju za wszelką cenę” została obezwładniona zniwelowaniem rosyjskiego zagrożenia nuklearnego, co obiektywnie rzecz biorąc przybliża nas do zwycięstwa w wojnie.
Wywiad Johnsona dla CNN
Warto, jeśli mówimy o toczących się poufnych rozgrywkach i rozmowach dyplomatycznych, zwrócić uwagę na ostatni wywiad byłego premiera Wielkiej Brytanii.
Boris Johnson powiedział w wywiadzie dla CNN, że zaraz po 24 lutego przedstawiciele Niemiec zajmowali stanowisko, iż „lepiej byłoby” aby Kijów szybko upadł. „Lepiej byłoby – powiedział Johnson rekonstruując niemieckie stanowisko usłyszane przezeń zaraz po 24 lutego - żeby to wszystko szybko się skończyło, a Ukraina spasowała”.
Berlin zarzucił brytyjskiemu politykowi „mijanie się z prawdą”, problem polega wszakże na tym, że niemiecką politykę na początku rosyjskiej agresji lepiej interpretują słowa Johnsona niźli dzisiejsze zaprzeczenia i deklaracje Niemców. Linia polityczna Berlina jest nadal problemem, tym bardziej, że pojawiły się już doniesienia, iż zapowiedziane przez Scholza Zeitenwende, skokowy wzrost wydatków na zbrojenia, jest bardziej działaniem z zakresu PR niż realnej polityki.
Początkowe nadzieje, że Niemcy przejmą przywództwo w Europie, wydają się zanikać — i stanowi to problem dla Stanów Zjednoczonych
— napisali Autorzy artykułu poświęconego tej kwestii, który niedawno ukazał się w specjalistycznym portalu War on the Rocks, który zajmuje się przede wszystkim kwestiami wojskowymi i polityki strategicznej.
Ciekawy paradoks
Piszę o tym, bo kwestia niemieckiej polityki wojskowej, w związku z deklaracjami minister Lambrecht w sprawie systemów Patriot, stała się „tematem dnia” w polskiej debacie publicznej. Sprawa jest ciekawa i wymaga pewnego uporządkowania. Opozycja jest zdania, że stanowisko polskiego rządu w tej materii podporządkowane jest logice rozgrywki wewnętrznej, a precyzyjnie rzecz ujmując, stanowi próbę rozegrania „karty antyniemieckiej” przez koalicję rządzącą. Niewykluczone zresztą, że mają rację, zwłaszcza w sytuacji, kiedy komunikacja na linii rząd – Prezydent RP, najdelikatniej sprawę ujmując, szwankuje.
Trzeba jednak zauważyć, iż mamy do czynienia z ciekawym paradoksem. Otóż nawet abstrahując od faktu, że dzisiejsze stanowisko rządu w kwestii niemieckich Patriotów kwestionują politycy tej samej opcji, która przyczyniła się do odrzucenia niemieckiej oferty, z 2011 roku, zakupu przez Warszawę tych systemów, to tym niemniej trzeba zwrócić uwagę, iż krytykując „używanie” kwestii związanych z obronnością dla celów polityki wewnętrznej (karta antyniemiecka), sami czynią w gruncie rzeczy to samo.
Samobójcze bramki minister Lambrecht
A przecież mamy w wypadku propozycji minister Lambrecht do czynienia z co najmniej kilkoma istotnymi pytaniami. Są one tym ważniejsze, że nawet niemiecka prasa określa jej deklaracje działaniami bardziej z zakresu PR-u, niźli poważnym stanowiskiem. W tym tonie o Christine Lambrecht pisze Die Welt, argumentując, że z powodu błędów urzędującej minister („strzela jedną samobójczą bramkę po drugiej”) faktyczny nadzór nad jej resortem objął kanclerz Scholz.
O jakich „samobójczych bramkach” jest w tym wypadku mowa? Dziennik uważa, że chodzi m.in. o słowa Pani Minister, która w odpowiedzi na polską propozycję, aby systemy Patriot wysłać na Ukrainę, bo tam są one bardziej potrzebne, miała powiedzieć, iż kwestię trzeba konsultować z NATO. I tu wypowiedział się oficjalnie Jens Stoltenberg, który publicznie oświadczył, dezawuując przy tym niemiecką minister, że sprawa wysłania systemów Patriot na Ukrainę „jest suwerenną decyzją państw je posiadających”, które mogą ją podjąć, biorąc pod uwagę zapisy umów międzynarodowych.
Chodzi w tym wypadku o konieczność uzyskania zgody Stanów Zjednoczonych, jako właściciela technologii. Na dodatek, jak informuje Reuters, rzecznik niemieckiego rządu miał powiedzieć dziennikarzom, że Berlin „rozmawia z sojusznikami” w sprawie przekazania Patriotów Ukrainie.
Czy Jensa Stoltenberga uznać w związku z tym należy za uczestnika spisku, zawiązanego przez Jarosława Kaczyńskiego, którego celem miałoby być zdezawuowanie polityki Berlina? A może mamy do czynienia z poważniejszą rozgrywką, której celem jest wywarcie przez sojuszników takiej presji na Niemcy, aby te zaczęły zmieniać swoją politykę zaopatrywania walczącej Ukrainy? Tego nie wiemy, ale trudno przypuszczać, iżby Sekretarz Generalny NATO w swych wypowiedziach kierował się tym, co nasza opozycja zarzuca szefowi PiS-u: antyniemieckimi uprzedzeniami.
A przedstawiciele niemieckiej koalicji rządzącej z Partii Zielonych (Anton Hofreiter) , i reprezentanci opozycji, w rodzaju Johanna Davida Wadephula, którzy bezlitośnie krytykują Lambrecht, też przeszli „na pozycje antyniemieckie”?
Proponowałbym stonowanie komentarzy, tym bardziej, że Ukraina, co jest dość oczywiste, jednoznacznie opowiada się za dostarczeniem jej niemieckich systemów. Jurij Ichnat, rzecznik sił powietrznych powiedział mediom, że te systemy, o zasięgu do 100 km, pozwoliłyby stworzyć na zachodniej Ukrainie pas skutecznie chroniący zarówno tereny ukraińskie, jak i w konsekwencji również polskie.
W przypadku państwa, które jest na progu blackoutu w związku z rosyjskimi atakami na infrastrukturę energetyczną, tego rodzaju stanowisko jest dość oczywiste. Nie powinna też, choć może nasza opozycja widzi to inaczej, wątpliwości budzić kwestia kto bardziej potrzebuje Patriotów: my czy Ukraińcy.
Niemiecka propozycja akcją PR-ową?
Wreszcie trzeba rozważyć ostatnią, ale niezmiernie istotną, sprawę. Czy dyslokując niemieckie Patrioty, bylibyśmy w stanie skutecznie chronić polską przestrzeń powietrzną? Oddajmy głos fachowcom. Generał Leon Komornicki argumentuje, że z wojskowego punktu widzenia niemiecka propozycja w zakresie systemów Patriot ma jedynie wymiar „medialno – polityczny”.
Dlaczego tak jest? Chodzi przede wszystkim o to, jak pisze, że wyposażone są one w radary sektorowe (120 ֯), co oznacza, że aby zbudować moduł zadaniowy potrzebne są cztery baterie wsparte systemami krótkiego i bardzo krótkiego zasięgu.
Zdaniem generała Komornickiego, niemiecka propozycja dyslokowania dwóch zestawów jest dobrze przygotowaną akcją w zakresie PR-u, ale z pewnością nie odegra roli jaką przypisuje jej opozycja, nie będzie chroniła obszarów wschodniej Polski.
A zatem, ci którzy domagali się postawienia przed Trybunałem Stanu, naszych polityków, którzy śmieli skrytykować wspaniałomyślną i cudowną propozycję Berlina, trochę się pospieszyli.
Sprawa jednak warta jest kontynuacji bo debata między Warszawą a Berlinem i Kijowem, a także pośrednio Waszyngtonem, jest być może kolejnym elementem rozgrywki, której celem jest zmiana stanowiska Niemiec w kwestii wojskowego wsparcia dla Ukrainy.
Gdyby udało się nam osiągnąć przełom i w tej materii, to z pewnością mielibyśmy do czynienia z działaniem dla naszego bezpieczeństwa znacznie istotniejszym niż dostarczenie nam przez Niemców dwóch baterii Patriot.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/623776-rozgrywka-wokol-niemieckich-patriotow-kilka-istotnych-pytan