Kilka dni temu portal wPolityce.pl opisał, że po ostrzelaniu elektrowni na Ukrainie codzienność stała się trudniejsza, ale teraz jest jeszcze ciężej.
ZOBACZ TAKŻE: Na Ukrainie ciężko, ale z bojowym nastawieniem
W nocy z 23 na 24 listopada Ukrainę dotknął wojenny blackout - padł prąd i łączność telefoniczna oraz internetowa. Czteromilionowy Kijów pogrążył się w mroku, w oknach można było zobaczyć jedynie nikłe światło świeczek czy latarek na baterie. Wraz z przerwaniem łączności nastąpiły trudności nawet przy wzywaniu pomocy - straży pożarnej czy karetek pogotowia. Temperatura w większości kraju spadła poniżej zera, w wielu miejscach ogrzewanie centralne nadal funkcjonowało, ale chłodne mieszkania w blokach stają się już przykrą codziennością. W takim Chersoniu energii - także wody, którą trzeba czerpać z brudnej rzeki - nie ma od dwóch tygodni, ale to dlatego że po odbiciu miasta przez Ukraińców Rosjanie umyślnie niszczyli infrastrukturę w akcie zemsty. Natomiast reszta kraju do przerw w dostawach prądu musi się przyzwyczajać od początku. „Przerw w dostawach”? Mało powiedziane. Pięć dni temu harmonogram światła w Kijowie wyglądał tak, że co 4 godziny włączano i wyłączano prąd, tak by zagospodarowanej energii wystarczyło przede wszystkim na potrzeby wojenne. Dzisiejsza doba zaskoczyła kijowian jedynie 3 godzinami prądu w ogóle - taka rzeczywistość czyni przedmiotami szczególnego pożądania generatory prądu napędzane ropą.
Jedna z restauracji w Krzywym Rogu, która zawczasu zaopatrzyła się w taki generator w chwili blackoutu zaliczyła rekordową liczbę klientów - było to jedno z trzech miejsc w mieście gdzie był prąd, ciepłe jedzenie i wi-fi. Przedsiębiorczy biznes potrafi w wojennym kryzysie zarabiać uczciwie - przezornością i dobra organizacją. Specjalną troską władz obwodowych - poza obiektami wojskowymi - są szpitale. W kraju rozstawiono także „punkty niezależności” czyli po prostu namioty z elektrycznością i starlinkami - zasięgiem internetowym niezależnym od lokalnych sieci.
Ukraińcy ruszają więc do nieformalnego konkursu o zaradność. W kraju wykonano ostatnio 11 operacji przeszczepienia organów w sytuacji odłączenia od światła. W Chersoniu nagłe przerwy w dostawie elektryczności zaskakują lekarzy w trakcie operacji - jeden z chirurgów opowiadał, że sam sobie przyświecał latarką z telefonu komórkowego. W domach pali się świeczki, oświetla pomieszczeniami nawet lampkami świątecznymi i latarkami, na pewno wzrośnie też zużycie gazu, który z kuchenek nie tylko oświetla dom, ale i pomaga go ogrzać. Pocztą pantoflową roznoszą się nieoficjalne mikropatenty na oświetlenie złożone z baterii podłączonych odpowiednio drutami i zwienczonych żarówkami - zwykłych latarek nie starczy dla wszystkich. Powerbanki podłączane są do gniazdek cały czas - czasem prąd włączą na 15-20 minut, można więc coś z tego uszczknąć na później.
Ale codzienność cywili to jedno, a gospodarka kraju to inna rzecz. Lawinowo wzrośnie zapotrzebowanie na finansowe zasilanie Ukrainy z zewnątrz - do tej pory ledwo wystarczało 3 miliardy dolarów dziennie, by ekonomia obrońców utrzymała swój standardowy poziom - jakie środki będą potrzebne teraz? Nie działają więc fabryki, utrudniony jest transport przemysłowy, niemożliwe jest zdalne nauczanie czy praca większości urzędów. „Rosjanie spychają nas do epoki kamienia łupanego” - słyszałem wielokrotnie.
Przy tym wszystkim ani razu nie udało się wychwycić słów defetyzmu, za którymi kryłaby się wola szybkiego kompromisu z Moskwą. Nie. Rosjanie zabili zbyt wielu Ukraińców, zbyt wiele pogardy i nienawiści rozlali po całym kraju, pokazując swoje dzikie, nieludzkie oblicze. Ukraińcy mogą cierpieć, ale nie mogą się poddać.
ZOBACZ TAKŻE CO UKRAIŃCY ROBIĄ Z KOLABORANTAMI:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/623651-ciemno-mokro-i-zimno-ukraina-zaznaje-wojennego-blackoutu