Połówkowe wybory w Stanach Zjednoczonych zakończyły się umiarkowanym sukcesem Republikanów. Przegranym miałby być Donald Trump, gdyż porażkę poniosło wielu jego najbardziej zagorzałych zwolenników. Wielkim zwycięzcą okazał się gubernator Florydy Ron De Santis, który zaczął być kreowany na przyszłego nominata Republikanów w wyborach prezydenckich. Tymczasem Donald Trump ogłosił, że będzie startował w wyścigach o Biały Dom i szybko wyszedł na czoło stawki potencjalnych republikańskich nominatów.
CZYTAJ TEŻ:
Wybory połówkowe zakończyły się bardzo umiarkowanym zwycięstwem Republikanów. Uzyskali oni co prawda przewagę w w Izbie Reprezentantów, ale bez względu na wynik dogrywki w Georgii, Demokraci utrzymają większość w Senacie. Prognozy mediów, analityków, ekspertów po raz kolejny nie sprawdziły się - nie było „czerwonego tsunami” (od barw partyjnych Republikanów), które miało zmieść Demokratów. Pomylono się też bardzo w ocenie siły politycznej Donalda Trumpa. Wbrew wielu interpretacjom, w których wyniki przedstawiano jako porażkę byłego prezydenta, gdyż przegrało wielu jego zwolenników, zwłaszcza tych , którzy twierdzą, że wybory w 2020 zostały sfałszowane, pozostaje on faworytem prawicowych wyborców do startu w wyścigu o Biały Dom w 2024 roku.
Trump faworytem do nominacji
Z badań sondażowni Harvard CAPS/Harris wynika, że aż 46% wyborców republikańskich widzi Trumpa jako kandydata partii w wyborach 2024. Na drugim miejscu z poparciem 28 proc., a więc z aż 18 punktami procentowymi straty, plasuje nowa wielka gwiazda Republikanów Ron DeSantis. Na kolejnych miejscach z poparciem kilku procent plasują się były wiceprezydent Mike Pence i senator z Teksasu Ted Cruz. Co więcej, badania wskazują, że Trump odniósłby zwycięstwo nad Joe Bidenem, podczas gdy gubernator Florydy remisuje.
Aby ponownie uczynić Amerykę wielką i pełną i chwały, dziś wieczorem ogłaszam swoją kandydaturę na prezydenta Stanów Zjednoczonych”
mówił we wtorek 15 listopada Trump do gości zgromadzonych w jego posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie
Ledwie tydzień wcześniej tłumy zgromadzone na wieczorze wyborczym triumfującego gubernatora Florydy DeSantisa krzyczały „jeszcze dwa lata” co było ewidentną ekspresją oczekiwań, że w 2024 roku wystartuje on w wyścigu prezydenckim.
Po umiarkowanym zwycięstwie Republikanów, media, partyjny establishment i waszyngtońskie elity ogłosiły polityczną śmierć Trumpa. Co prawda większość popieranych przez niego kandydatów zdobyła mandaty, ale przegrało wielu tych najbardziej radykalnych. W tygodniu wyborczym, De Santis, który w stanie dotychczas swingującym - florydczycy głosują raz na Republikanów, raz na Demokratów, odniósł druzgoczące zwycięstwo nad swoim konkurentem, jawił się jako bezsprzeczny faworyt swej partii. Tymczasem były prezydent znów pokazuje swą siłę i pojawia się coraz więcej wątpliwości, czy gubernator w ogóle będzie ubiegał się o nominację. Ich źródłem jest on sam. Jego wypowiedzi na temat ewentualnego startu są coraz bardziej powściągliwe, albo wręcz dystansujące.
Można tylko spekulować co się wydarzyło w ciągu ostatniego tygodnia. To co podają media i eksperci jest bez znaczenia - mogą rozmyślnie kłamać, zmyślać, analizować tak jak widzą na swym bardzo ograniczonym widnokręgu. Jedno jest pewne: z reguły, a ostatnio prawie nigdy nie maja racji. Być może panowie już dogadują się.
Junior kontra seniorzy
DeSantis jest bardzo młodym politykiem - ma 44 lata, czyli 32 lata mniej niż Trump i 36 mniej niż Biden (20 listopada obchodzi 80-te urodziny). Ma więc sporo czasu by wejść na polityczny Olimp - zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Kolejne lata na stanowisku gubernatora świetnie rozwijającej się Florydy, do której przeprowadzają się mieszkańcy innych stanów, mogą bardzo wzmocnić jego pozycję. Być może Trump przekonuje go, że po swojej drugiej pełnej sukcesów kadencji - a taka była pierwsza, DeSantis będzie miał otwartą drogę do prezydentury. To są moje zgadywanki, więc za nic nie ręczę, ale nie byłbym zdziwiony.
Tak czy owak Trump zdaje się otrząsać z popiołów i przyjmować pozy zwycięskiego wodza, a DeSantis lekko wycofywać i studzić oczekiwania swoich gorących zwolenników. Były prezydent wzbudza wielkie kontrowersje - jego bufonada, nieumiejętność współpracy z otoczeniem, łatwość do zrażania sobie ludzi, nie tylko tych, którzy z nim współpracują, ale i wyborców, bardzo osłabiają jego pozycję. Z drugiej strony stoją za nim wielkie sukcesy - gospodarka po latach kompletnego zastoju za prezydentury Obama, kwitła, a pozycja międzynarodowa była silna jak nigdy. Dolar przemawia do Amerykanów i ci widza w jak fatalnym stanie jest gospodarka Bidena. Pomoc Ukrainie pomogła prezydentowi wzmocnić pozycję Amerykanów na arenie międzynarodowej i nieco zmyć hańbę bezładnej ucieczki z Afganistanu. Z drugiej zaś strony zdecydowana większość Amerykanów uważa, że gdyby prezydentem był Trump, to rosyjski tyran nie ośmieliłby się napaść na Ukrainę.
Pomoc Ukrainie
Nas najbardziej interesuje teraz kwestia podtrzymywania pomocy Ukrainie. Póki rządzą Demokraci nic się prawdopodobnie nie zmieni. Republikanie budzą obawy, według mnie niesłuszne. Rzekoma prorosyjskość Donalda Trumpa to wielokrotnie demaskowana bzdura Demokratów, rozpętana jeszcze w 2016 roku dla potrzeb wyborczej propagandy. Trump był jednym prezydentem USA, który nie zawahał się tłuc Rusków. W lutym 2018 Amerykanie rozbili w Syrii zmechanizowaną kolumnę w wagnerówców. Pod Deir ez-Zor wybito kilkuset ruskich „psów wojny”. Pentagon podawał oficjalnie liczbę zabitych na ponad 100, zaś pułkownik GRU Girkin, były dowódca moskalskich wojsk w Donbasie mówił o 644 ofiarach śmiertelnych i ponad 200 rannych.
Wśród Republikanów są przeciwnicy niesienia pomocy Ukrainie. Najbardziej znaną postacią jest niezwykle popularny i wpływowy komentator Fox News Tucker Carlson. Wielu z tych, którzy teraz zdobyli miejsca w Kongresie również głosiło, potrzebę zaprzestania ponoszenia wydatków na nie swoja wojnę. To poniekąd pochodna tradycyjnego republikańskiego izolacjonizmu (rzecz o wiele bardziej skomplikowana i wieloznaczna, niż ją się przestawia i zasługująca na niejedną opowieść). Z drugiej strony, perspektywa z Iowa, Arkansas, Indiany, etc, tych wszystkich miejsc, z których pochodzą członkowie Kongresu jest zupełnie inna niż ta Waszyngtonu, gdy zaczyna się dotykać spraw globalnych - geopolitycznych. Sceptyków nie brakuje też po stronie Demokratów - zwłaszcza wśród tak wielbionego przez europejską lewicę socjalistycznego skrzydła partii, które wciąż uważa Rosję za kraj walczący z zachodnim imperializmem.
Czy DeSantis stanie do walki o nominację Republikanów przekonamy się być może dopiero za rok. Wiele zależy od postawy samego Trumpa i jego umiejętności wzbudzania entuzjazmu wyborców, a także mniej lub bardziej racjonalnych deklaracji. Racjonale w jego przypadku to takie, które nie budzą nienawiści. czy nie pobudzają do szaleństwa mediów. Gdyby dziś odbyły się wybory to Trump wygrałby z Bidenem i zmiótł wiceprezydent Kamalę Harris, jeśliby ta stanęła do wyścigu o Biały Dom. DeSantis może by odniósł zwycięstwo, a może i nie, konkurując z obecnym lokatorem budynku na Pennsylvania Avenue 1600. Joe Biden wciąż odgraża się, że wystartuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/622783-pogloski-o-politycznej-smierci-trumpa-byly-przesadzone
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.