Tydzień przed naszym Świętem Niepodległości swoje święto – Jedności Narodowej – obchodziła 4 listopada Rosja. Zostało ono ustanowione w 2004 roku na pamiątkę wypędzenia polskiej załogi wojskowej z Kremla w roku 1612. W kalendarzu państwowym zastąpiło obchodzoną wcześniej hucznie 7 listopada rocznicę wybuchu rewolucji bolszewickiej. O tego rodzaju zamianie zadecydowała nie tylko bliskość obu dat, pozwalająca na zbudowanie pomostu między sowiecką przeszłością a postkomunistyczną teraźniejszością. Równie istotne było symboliczne wskazanie momentu historycznego, mającego kluczowe znaczenie dla zdefiniowania charakteru obecnego reżimu.
Do motywu powraca wielokrotnie w ostatnich miesiącach Władimir Putin, oskarżając Zachód, że chce zniszczyć rosyjską odrębność cywilizacyjną, tożsamość narodową i styl życia. W tym właśnie kluczu należy odczytywać wybór 4 listopada jako oficjalnego święta państwowego. Polacy na początku XVII stulecia byli bowiem przedstawicielami Zachodu, którzy po zdobyciu Moskwy postanowili nie tylko osadzić na tronie przyjaznego sobie cara, lecz zamyślili coś znacznie większego: zmienić cały ład ustrojowy, prawny i polityczny w Rosji. W tym sensie – w oczach kremlowskich propagandzistów – dzisiejsze zmagania na Ukrainie są dalekim echem XVII-wiecznych dymitriad.
„Dymitr”, czyli starcie cywilizacji
Tak się złożyło, że niedawno nakładem PIW-u ukazał ostatni, niedokończony dramat Fryderyka Schillera pt. „Dymitr” w znakomitym tłumaczeniu Antoniego Libery, z niezwykle interesującym posłowiem Andrzeja Nowaka. Dzisiejszego czytelnika przy lekturze owego dzieła zdumiewa dogłębna wiedza, jaką na temat szlacheckiej Rzeczypospolitej i despotycznej Rosji posiadał niemiecki dramatopisarz. Kontrastuje ona silnie zwłaszcza ze współczesną ignorancją i naiwnością jego rodaków w tym obszarze.
W sztuce Schillera – oprócz motywów awanturniczego i uczuciowego – istotny jest także wątek polityczny. Autor zdawał sobie doskonale sprawę, że stawką dymitriady był kształt ustrojowy państwa rosyjskiego. Nieprzypadkowo zatem włożył w usta Zygmunta III Wazy, gdy ten zwracał się do Dymitra Samozwańca, następujące słowa:
To ci się chwali. Ale teraz jedziesz
Na inne ziemie, gdzie od lat panują
Inne zwyczaje i prawa. – Tu, w Polsce,
Jak dobrze wiesz, swoboda, złota wolność,
Że nawet król, choć pierwszy na świeczniku,
Musi się liczyć ze szlachtą i nieraz
Jej ustępować. A tam, dokąd jedziesz,
Samodzierżawie i prawo nahajki;
Tłum rabów, którzy tarzają się w prochu
Przed swoim panem.
Po zdobyciu Moskwy w czerwcu 1605 roku i koronowaniu się na cara Dymitr rzeczywiście pragnął rządzić w inny sposób niż jego poprzednicy, zwłaszcza Iwan Groźny i Borys Godunow. Nie dane mu jednak było długo sprawować władzy, ponieważ już w maju 1606 roku został zamordowany na skutek spisku bojarów. Nie powiodła się też późniejsza próba zmiany paradygmatu ustrojowego Rosji, której głównym inicjatorem był zwycięzca spod Kłuszyna hetman Stefan Żółkiewski. Dwuletnia obecność polskiej załogi na Kremlu zakończyła się jej wypędzeniem w roku 1612. Niedługo potem carem został Michał I – założyciel dynastii Romanowów, która panować będzie przez kolejne trzy stulecia. Tak zakończył się okres Wielkiej Smuty. Tym mianem rosyjscy historycy określają czas zamętu i kryzysu państwa rosyjskiego obejmujący lata 1598-1613.
Wojna światów
Dzisiejsza propaganda moskiewska lubi porównywać rządy Gorbaczowa i Jelcyna, czyli czas rozpadu Związku Sowieckiego oraz postkomunistycznej zapaści, do okresu Wielkiej Smuty. Tym, który zakończył ową ponurą epokę i odbudował rosyjskie imperium, jawi się w tej optyce Władimir Putin. W walce z Zachodem może on – podobnie jak niegdyś Michał Romanow – liczyć na poparcie prawosławnej Cerkwi. Tak jak niegdyś obnoszono po ulicach Moskwy ikonę Matki Bożej Kazańskiej, by prosić ją o pomoc przeciw Polakom, tak dziś obnoszona jest tam ikona Trójcy Świętej w intencji zwycięstwa wojsk rosyjskich na Ukrainie.
W tej perspektywie historycznymi bohaterami stają się ci, którzy toczyli wojny z Zachodem, wśród nich Józef Stalin – największy prześladowca chrześcijaństwa w całych dziejach Rosji. Mimo to patriarchat moskiewski nie protestuje przeciw odradzającemu się pod życzliwym okiem państwa kultowi Stalina.
Nic dziwnego, że ofiarą tej polityki padają inne symboliczne daty, np. Dzień Pamięci Ofiar Represji Politycznych, ustanowiony w jelcynowskiej Rosji w 1991 roku. Upamiętniał on wszystkich pomordowanych i więzionych przez totalitarny reżim komunistyczny. Obchodzono go 30 października. Po raz ostatni miał on jednak uroczystą oprawę państwową w 2017 roku. Od tamtego czasu jest przez władze przemilczany.
Nie sposób tej carsko-komunistycznej patchworkowej tożsamości zrozumieć bez znajomości charakteru narodowego Rosjan, który rozpoznał znakomicie już Schiller. Jego dramat, choć akcja toczy się cztery wieki temu, mówi nam wiele o współczesnej Rosji. Rozmowa matki autentycznego Dymitra – Marfy z archirejem Hiobem pokazuje uległość rosyjskiego prawosławia wobec despotycznej władzy oraz jego wierną służbę kłamstwu, łącznie z nakłanianiem do krzywoprzysięstwa w imię potęgi wielkoruskiego imperium. Inny dialog tejże Marfy z Samozwańcem obnaża z kolei specyficzny dla tamtejszej kultury politycznej mechanizm samozakłamania, który tak mocno przebija się dziś ze wszystkich pudeł rezonansowych Moskwy. Choć minęły cztery stulecia, nadal lokatorów Kremla drąży ten sam strach, dręczą te same demony.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/621760-dla-kremla-wojna-z-zachodem-to-czesc-rosyjskiej-tozsamosci