Ukraiński portal NV przeprowadził ankietę wśród ekspertów, na podstawie której zbudowane zostały trzy scenariusze rozwoju sytuacji zimą, która - jak się uważa - nie będzie łatwa. Podobnie też uważają władze w Kijowie, o czym świadczy niedawny apel wicepremier Iriny Wereszczuk odpowiadającej w rządzie za reintegrację terenów okupowanych. Powiedziała ona, że ukraińscy uchodźcy nie powinni wracać na zimę do kraju, bo sytuacja jest trudna, prawdopodobieństwo jej pogorszenia duże, zwłaszcza w sytuacji, kiedy Rosjanie atakują system energetyczny, który „może nie wytrzymać”.
Zimowe scenariusze
Wróćmy jednak do scenariuszy rozwoju sytuacji, w których kwestia tego, jak przeżyć zimę, jest jedną z najważniejszych. Negatywna prognoza, której prawdopodobieństwo eksperci szacują na 15 proc., opiera się na założeniu, że atakowany ukraiński system energetyczny nie wytrzyma. „W efekcie jednolity system energetycznego stanie się systemem ‘wyspowym’ – zniszczeniu ulegną węzły transportu energii z elektrowni do odbiorców. Kraj zostanie podzielony na 3-4 dość duże regiony, które nie będą połączone ze sobą jedną siecią. Będą one do siebie podobne pod tym względem, że w każdym z nich wystąpią kroczące przerwy w dostawach prądu trwające 6-8 godzin dziennie”. Rezultatem rosyjskich ataków rakietowych będzie też sparaliżowanie systemów grzewczych w wielu dużych miastach, co może spowodować brak ogrzewania. Rury zamarzną, co dodatkowo zwiększy jeszcze liczbę awarii. Bezpośrednim rezultatem będzie wzrost fali uchodźców z Ukrainy, która może być większa od pierwszej i liczyć, jak argumentują eksperci, „nawet kilka milionów ludzi”. Taki rozwój wydarzeń z pewnością nie wzmocni woli oporu ukraińskiego społeczeństwa, co w konsekwencji może prowadzić do powstania presji, której podlegać będzie ekipa Zełenskiego, aby rozpocząć negocjacje z Rosją i zakończyć wojnę.
Znacznie bardziej prawdopodobnym jest scenariusz optymistyczny, którego prawdopodobieństwo ukraińscy eksperci szacują na 30 proc. Przewiduje on, że system energetyczny wytrzyma rosyjskie ataki. Oczywiście, przerwy w dostawach prądu będą miały miejsce, ale nie można mówić o katastrofie. „W efekcie Ukraina przeżyje zimę bez krytycznych strat w sektorze energetycznym. Kraj przystosuje się do wojny. Nastroje ludzi pozostaną na obecnym poziomie, z naciskiem na zwycięstwo. Uchodźcy będą nadal wracać do kraju”. Sytuacja gospodarcza się ustabilizuje, w przyszłym roku będzie można spodziewać się nawet niewielkiego wzrostu po tegorocznym głębokim spadku PKB (szacowanym na 30 proc.). Na froncie sytuacja będzie z grubsza podobna do tego, co dzieje się teraz, strona ukraińska będzie miała inicjatywę, a Rosjanie zmuszeni zostaną do wycofywania się, co w rezultacie wiosną może doprowadzić do wyzwolenia terenów okupowanych przez Moskali. Jest też scenariusz realistyczny, najbardziej prawdopodobny, bo eksperci szacują na 55 proc. to, że się on ziści. W tej prognozie skuteczność ukraińskiego systemu obrony przeciwlotniczej pozostanie na obecnym poziomie, co oznacza, że rosyjskie ataki rakietowe i przy użyciu amunicji krążącej spowodują straty, ale uda się utrzymać jeden, w skali całego kraju, system energetyczny. Nie oznacza to, że wyłączeń prądu nie będzie, ale czas ich trwania będzie krótszy - 2 do 4 godzin dziennie. „Dzięki przełączaniu bloków w elektrowniach – argumentują eksperci - podłączaniu systemów zasilania awaryjnego oraz pomocy krajów zachodnich w sprzęt lub w postaci dostaw energii elektrycznej, zima okaże się okresem trudnym, ale nie katastrofalnym w skutkach. Na Ukrainie zachowana zostanie również integralność głównych systemów zaopatrzenia w ciepło, przynajmniej we wszystkich kluczowych miastach. Dlatego nie będzie katastrof i sytuacji kryzysowych”. Wzrośnie oczywiście poziom niezadowolenia wśród obywateli Ukrainy, ale nie do takiego poziomu, aby mówić o perspektywie odwrócenia trendu. Nadal większość ludzi będzie popierać linię Zełenskiego i opowiadać się za pokonaniem Rosji na polu boju. W tym scenariuszu nie poświęcono wiele uwagi kwestii ewentualnej kolejnej fali uchodźców z Ukrainy, ale już wcześniej tamtejsza prasa szeroko komentowała wypowiedź polskiego ministra zdrowia z początku miesiąca, iż możemy spodziewać się od 200 do 500 tys. przybyszów. Nie są to miliony, jak w czarnym scenariuszu, ale słowa ministra Niedzielskiego z początku września zostały zauważone.
„Reżim otwartego nieba”
W tym kontekście nieco uwagi muszę poświęcić temu, o czym pisałem wcześniej, a mianowicie wejściu kaliningradzkiego lotniska Chrabrowo w „reżim otwartego nieba”. Co warto wiedzieć? Otóż z dostępnych informacji wynika, że Rosaviacja, organ odpowiadający w Federacji Rosyjskiej za ruch lotniczy, podjął tego rodzaju decyzję na wniosek gubernatora Kaliningradu Antona Alichanowa. To ważna wiadomość pokazująca, iż mamy w tym wypadku do czynienia nie tyle z inicjatywą biznesową, co celowym działaniem administracji. Alichanow jest zresztą w tej sprawie bardzo aktywny, bo w niedawnym wywiadzie, którego udzielił dziennikowi Izwiestia mówi, że aktualnie trwają rozmowy z tureckimi liniami lotniczymi, choć oczywiście trudno jeszcze przesądzać, iż jakiekolwiek umowy zostaną zawarte. Pojawiły się też doniesienia, w świetle których w grę wchodzą również firmy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Aleksandr Korytnyj, dyrektor generalny lotniska, ujawnił, iż trwają rozmowy z Turkish Airlines, a także przewoźnikami z Kataru i właśnie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jeśli chodzi o reżim otwartego nieba, to szczególnie 7 art. międzynarodowej konwencji w tej sprawie, mówiący, że przewoźnicy mogą realizować loty między dwoma portami lotniczymi bez konieczności międzylądowań w swoich macierzystych portach, ma w tym wypadku zasadnicze znaczenie. Oznacza to, że np. linie z Turcji lub ZEA mogą latać między rosyjskimi miastami a Kaliningradem. W oczywisty sposób byłoby to obejście sankcji, bo obecnie rosyjscy przewoźnicy, ale także białoruscy, muszą - chcąc dolecieć do Chrabrowa - wybierać korytarze nad Bałtykiem, co wpływa na podniesienie cen biletów. To nota bene może być główny powód, dlaczego gubernator Alichanow zaangażował się w tego rodzaju przedsięwzięcie. Choć nie wyklucza też dodatkowych motywów.
Warto na użytek naszych rozważań zapamiętać też, że Raman Hałouczenka, obecny premier Białorusi, przez wiele lat był ambasadorem właśnie w Zjednoczonych Emiratach. Nie była to kwestia przypadku, że Hałouczenka, wcześniej współkierujący Państwowym Komitetem Wojskowo – Przemysłowym, głównym białoruskim podmiotem zajmującą się eksportem broni, tam właśnie pojechał. Zjednoczone Emiraty to od lat partner Mińska w handlu bronią, ale także bezpieczna przystań dla przedstawicieli reżimu, którzy, jak się uważa, w tym kraju właśnie trzymają swoje „oszczędności”. Hałouczenka ma relacje na najwyższym szczeblu, zarówno z władzami ZEA, jak i z pewnością z przedstawicielami tamtejszych służb specjalnych, bo jest oczywiste, że bez ich wiedzy, opieki i może udziału nie byłby w stanie handlować bronią. Trudno przesądzić, czy ma to związek z inicjatywą lotniska w Kaliningradzie, ale warto pamiętać, że może, choć oczywiście nie musi, mieć.
W wywiadzie dla Izwiestii Alichanow powiedział o jeszcze jednej istotnej sprawie. Otóż, jak oświadczył, władze w Kaliningradzie zorganizowały już 400 miejsc dla „uchodźców z Chersońszczyzny”, którzy mogą chcieć się schronić uciekając przed ukraińskim natarciem. Póki co, jeszcze nikt nie przybył, ale „baza noclegowa” jest zorganizowana i czeka na przybyszów.
Gubernator Kaliningradu
Teraz muszę kilka słów poświęcić samemu Antonowi Alichanowowi. To relatywnie młody rosyjski polityk (ur. w 1986 roku), pochodzący z rodziny, która swoje korzenie ma w Abchazji. W 1992, uciekając przed wojną, rodzina Alichanowa przybyła do Moskwy. W Rosji we wszystkich dziedzinach życia, polityka nie jest w tym wypadku wyjątkiem, liczą się powiązania, kto z kim współpracował, w ramach czyjej „sieci klientystycznej” się znajduje. Nie inaczej jest też z Alichanowem, którego ojciec Andriej współpracował po przyjeździe do Moskwy z dwoma znanymi później politykami: Igorem Szuwałowem – wicepremierem m.in. w rządzie Miedwiediewa oraz z Michaiłem Babiczem. Szuwałow to niewątpliwie „człowiek Miedwiediwewa”, jego rządowa kariera zakończyła się wraz ze zmianą na stanowisku premiera. Ale Babicz to jeszcze ciekawsza postać. Ten generał FSB, który zaczynał swoją karierę jeszcze w KGB, obecnie pełni funkcję z-cy dyrektora Federalnej Służby ds. Współpracy Wojskowo – Przemysłowej, która nadzoruje współpracę wojskową, w tym handel bronią z zagranicą. Babicz dał się szerzej poznać, kiedy sprawował funkcję ambasadora Federacji Rosyjskiej na Białorusi. Jego misja zakończyła się w roku 2019 po tym, jak Łukaszenka musiał prosić Putina o jego odwołanie. Trzeba też pamiętać, że Babicz miał w 2016 roku zostać rosyjskim ambasadorem na Ukrainie, ale wobec sprzeciwu Kijowa, który uważał, że będzie on „posłem wojny”, nie otrzymał zgody na rozpoczęcie misji. Sprawując swą funkcję na Białorusi, Babicz ściągnął do Mińska ludzi, którzy pracowali w rosyjskiej ambasadzie w Kijowie, przygotowując aneksję Krymu i rewoltę w Donbasie. Te działania, w tym próby budowania przez pracowników rosyjskiej ambasady kontaktów w białoruskich siłach zbrojnych, ale również twarda retoryka Babicza, który uzależniał rosyjskie kredyty od pogłębiania integracji Rosji i Białorusi, na tyle zaniepokoiły Łukaszenkę, że ten uznał za celowe interweniować u Putina w sprawie odwołania Babicza. Warto zatem pamiętać, że gubernator Kaliningradu Alichanow to najprawdopodobniej „jego człowiek”, a szerzej, bezpośrednio powiązany z rosyjskimi służbami specjalnymi, precyzyjnie rzecz ujmując, najprawdopodobniej FSB.
Decyzję o uruchomieniu w Kaliningradzie „reżimu otwartego nieba” trzeba wpisać w szerszy, biznesowy obraz branży lotniczej w Rosji. Przez ten port lotniczy w ciągu 9 miesięcy tego roku przewinęło się 2,9 mln ludzi, a eksperci szacują, że w skali roku będzie to ok. 3,5 mln. Przy czym intensywność ruchu maleje, bo w analogicznym okresie poprzedniego roku było to o 3,3 proc. więcej. Mamy jednak do czynienia niemal wyłącznie z ruchem do i z Rosji. Jeśli chodzi o loty zagraniczne, to do Mińska udało się 15,9 tys. osób, a z czarterowych połączeń do Antalyi skorzystało 31,6 tys. osób. Rosyjscy analitycy są zdania, że z biznesowego punktu widzenia plany lotniska Chrabrowo „nie dadzą efektów”, jest bowiem rzeczą wątpliwą, aby zagraniczne linie lotnicze zainteresowały się tą destynacją. Było to realne przed wojną, kiedy nie funkcjonowały sankcje i wówczas niektórzy przewoźnicy, ze względu na to, że lotnisko mogłoby zaproponować niższe koszty obsługi, mogliby zdecydować się uczynić je swym hubem, ale teraz jest to wątpliwe, bo cała branża przeżywa w Rosji dramatyczny kryzys.
Alichanow zaangażował się nie tylko w kwestie zwiększenia liczby połączeń kaliningradzkiego lotniska, ale również poinformował niedawno, że w związku z podwyższonym ukazem Putina stanem gotowości, będzie ono objęte silniejszą ochroną wojskową, a wcześniej był bardzo aktywny w kwestiach mobilizacji, stanął nawet na czele powołanej w tym celu w guberni specjalnej komisji.
Mamy zatem do czynienia z co najmniej dwuznaczną i trudną w interpretacji sytuacją. Alichanow może przygotowywać infrastrukturę po to, aby uruchomić strumień migracyjny do sąsiednich krajów. Może też budować w swych wystąpieniach publicznych legendę, że być może będą to uchodźcy z Chersonia i innych regionów Ukrainy. Ale oczywiście w otwartych źródłach, a z takich korzystam, nie znajdziemy potwierdzenia, że taki jest bezpośredni cel rosyjskich działań. Co więcej, Moskwa może tego rodzaju decyzji nie podjąć, jeśli na Ukrainie nie będzie w stanie zrealizować pierwszego - „czarnego” dla władz w Kijowie - scenariusza. Wówczas wszystko będzie wyglądało niewinnie. Zagraniczne linie lotnicze będą latać do Kaliningradu sporadycznie, albo w ogóle nie będą latać, bo rozmowy nie zakończą się sukcesem. Ale to, co trzeba stwierdzić - i to na poziomie polityki państwowej powinno wystarczyć - to fakt, że rosyjski gubernator powiązany z FSB, oraz z politykami wcześniej zaangażowanymi w destabilizowanie sytuacji na Białorusi i „pogłębianie integracji” buduje infrastrukturę prawną i fizyczną, która może być wykorzystana do generowania fali uchodźczej, co Moskwa - mówił o tym nawet Putin - traktuje jako formułę presji na państwa postrzegane jako wrogie.
I to winno wystarczyć, aby podjąć, na poziomie państwa polskiego, stosowne działania mające na celu asekurowanie nas od ryzyka związanego ze scenariuszami tego rodzaju.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/620191-trudna-zima-na-ukrainie-o-perspektywach-fali-uchodzcow