Rishi Sunak, wrześniowy przegrany, październikowy zwycięzca. Wielka Brytania zrobiła „U-turn”, zwrot o 180 stopni i powróciła do stanu z lipca b. roku.
Najmłodszy z dotychczasowych brytyjskich premierów, pierwszy reprezentujący mniejszości etniczne, które Office for National Statistics wyliczył na 14.5 proc. społeczeństwa. Brytyjczyk, którego rodzina wywodzi się z Indii i praktykujący hinduista. Po raz pierwszy w historii kilka dni temu przed Downing Street zapłonęło 19 świeczek, aby uczcić święto świateł Diwali. Multimilioner, którego majątek szacowany jest na 250 mln funtów - fortuna żony na podobną kwotę - i najzamożniejszy poseł w Izbie Gmin. Otrzymał 185 nominacji kolegów partyjnych, podczas gdy jego rywalka Penny Mordaunt tylko 27 – poprzedni premier Boris Johnson, mimo zapewnień o przekroczeniu magicznej liczby 100, nie stawił się na linii startu, co niektórzy odczytują jako brak dostatecznego wsparcia. Nowe otwarcie, kolejne w ciągu ostatnich trzech miesięcy.
Misja sformułowania nowego rządu
Rishi Sunak już otrzymał od Karola III misję sformowania nowego rządu, deklaruje, że „gabinet będzie reprezentował wszystkie frakcje Partii Konserwatywnej – od tradycyjnej do nowych, współczujących konserwatystów”, których program niewiele różni się od Trzeciej Drogi zaprezentowanej w 1997 roku przez labourzystę Tony’ego Blaira. Jedni jak pamiętny konkurent Borisa Johnsona do fotela premiera, dzisiejszy minister finansów Jeremy Hunt, czy minister obrony Ben Wallace, pozostają. Inni, jak Kemi Badenoch i Suella Braverman, czekają na przydziały, jeszcze inni to zupełnie nowe twarze, wielu z nich wspierało Sunaka w obu rajdach po władzę. Co do programu, nie ma jasności. Nowy premier powtarza jedynie hasła „wiarygodność, kompetencja, obliczalność” – ponoć odwrotność tego, co reprezentował Boris Johnson, oraz „stabilizacja i unifikacja”, partii oraz społeczeństwa. Tymczasem z gratulacjami pospieszyli mer Londynu, Pakistańczyk z pochodzenia i labourzysta, Sadiq Khan, BBC wydaje się zadowolona z wyboru – jedna z prezenterek wykazała się na wizji takim entuzjazmem, że Korporacja wskutek protestów widzów o „branie stron”, nakazała zdjąć ją czasowo z wizji. Podczas pierwszej „środy premiera” thatcherysta Jacob Rees-Mogg nazwał Sunaka „socjalistą”, a na apel ministra obrony i zwolennika pomocy Ukrainie Bena Wallace’a o podniesienie wydatków na armię do 3 proc. PKB, premier dał odpowiedź odmowną. Z pewnością dla byłego businessmana i ministra finansów najważniejsza będzie gospodarka, inflacja, która w Wielkiej Brytanii wynosi tymczasem 10.7 proc., oraz dziura budżetowa. „Gospodarka, głupcze!” wydaje się mówić Sunak, a deklaracje światopoglądowe, wartości to luksus, na jaki w dzisiejszych czasach nie możemy sobie pozwolić. Dokładnie odwrotnie niż poprzednia premier Liz Truss, która powtarzała „będziemy bronić naszej historii, tradycji i brytyjskich wartości”, nadto wojażowała z Borisem Johnsonem do Kijowa i Warszawy i proponowała nowe sankcje przeciw Rosji. Program gospodarczy Rishi Sunaka także jest przeciwieństwem tego Liz Truss. Podczas kiedy ona dla pobudzenia gospodarki zaproponowała szeroko zakrojone cięcia budżetowe – co zresztą zostało źle przyjęte przez rynki finansowe, bo miały być sfinansowane przez zwiększenie zadłużenia państwa – nowy premier jest gotowy zadrzeć z podstawowa zasadą konserwatywnego myślenia i, tłumacząc się „nadzwyczajnymi okolicznościami”, podwyższyć podatki. Tymczasem formowanie rządu trwa i widać sporo niewiadomych.
Sprawnie przeprowadzony plan
A wszystko rozpoczęło się na początku lipca i dziś, z perspektywy wygląda na bardzo sprawnie przeprowadzony plan. Najpierw minister skarbu i finansów Rishi Sunak składa na ręce premiera Borisa Johnsona swoją dymisję. Następuje lawina dymisji, która z dnia na dzień doprowadza do rezygnacji silnego, jak się wydawało premiera. Przypominało to zamach gabinetowy, spowodowany podaniem się do dymisji ministra Geoffreya Howe’a, co ostatecznie doprowadziło do odejścia Margaret Thatcher z urzędu. Kilka dni temu zadziałał podobny mechanizm – tsunami tzw. non-confidence letters, listów polityków o braku zaufania do programu Liz Truss. Parcie lewicowo-liberalnej opozycji i mediów, ale także części własnego środowiska partyjnego było tak wielkie, że Liz Truss zrezygnowała. „Potrzebujemy silnego przywódcy na nowe trudne czasy”, powtarzali torysi. Na scenie znów pojawił się wrześniowy przegrany, Rishi Sunak. Czy okaże się takim charyzmatycznym liderem? I czy naprawdę chodziło tylko o gospodarkę? Podczas zbierania nominacji uzyskał aż 185, ale czy był to wynik świadomego wyboru lepszego lidera czy tylko mniejszego zła? I mniejszego zła dla kogo? Dla brytyjskiego społeczeństwa, które lęka się przyszłości - inflacja i wzrost kosztów utrzymania, bezpieczeństwo energetyczne, komplikacje po-brexitowe, powrót pandemii? Unifikacja Partii Konserwatywnej i społeczeństwa? A może doprowadzi do jeszcze większych podziałów, słowem czy Rishi Sunak będzie dobrym premierem pozostałych 84.5 proc.?
Mamy kilka znaków zapytania: Sunak ma dwa handicapy z przeszłości. Jeden – on także brał udział w Party-gate, tyle że w jego przypadku skończyło się tylko grzywną, a z kolei bardzo zamożna małżonka była niedawno uwikłana w poważne kłopoty podatkowe. To może się w brutalnej walce politycznej z rosnącą w siłę Labour Party, odbić na reputacji nowego lidera. Kolejna sprawa: w prawdziwych wyborach szefa Conservative Party, w których listownie głosowało ok. 160 tys. członków, wygrała jednak Liz Truss, bezpośrednia kontynuatorka polityki, także zagranicznej, Borisa Johnsona. W ostatnim rozdaniu, kiedy głosowali torysowscy posłowie, zwyciężył Rishi Sunak. Z tego może płynąć wniosek, że szeregowi członkowie Partii Konserwatywnej reprezentują nieco inne wartości i program niż konserwatywny establishment polityczny. Ze torysowscy politycy odkleili się od „dołów partyjnych”, od swoich wyborców – zresztą podobne zjawisko widać także w Niemczech, we Francji czy Hiszpanii. Ale to nie koniec niespodzianek.
Dwa fenomeny, z których jeden wykreował nową sytuację
Już w lipcu wspominałam o dwóch fenomenach, z których jeden wykreował nową sytuację, a o drugim zaczyna się mówić. Pierwszy, to sięganie kolejnych, drugiej i trzeciej generacji imigrantów z byłego Imperium Brytyjskiego, Indii, Pakistanu, Kenii, Nigerii po najwyższe stanowiska w państwie. Coraz większa reprezentacja w parlamencie i samorządach, w mediach i organizacjach pozarządowych - zrozumiałe, gdyby proporcje były odbiciem statystyk, 14.5 proc. do 85.5 proc., widać jednak tendencję do nadreprezentacji. Przypominam, że to dymisja Sunaka doprowadziła do obalenia Borisa Johnsona, a lawina non-confidence letters – upadku Liz Truss. Były to przewroty gabinetowe, podczas gdy listowne wybory członków Partii Konserwatywnej wskazały na kontynuatorkę programu Borisa Johnsona, Liz Truss. Owszem, poprzednia premier popełniła błąd w mini-budżecie, jej słynne powiedzenie „I’ll axe Rishi’s tax”, i okazała się przywódcą wprawdzie wiernym British values, ale słabym. Ale jakie niespodzianki przyniesie obecność Rishi Sunaka na Downing Street, dopiero się dowiemy.
Drugim zjawiskiem, które mogło mieć wpływ na rozwój sytuacji jest obecność na Wyspach (setek?, tysięcy?) rosyjskich oligarchów, zakorzenionych i zadomowionych. Stałe rezydencje, rodziny, interesy, ogromne pieniądze. Najlepsi, obok petrodolarów, chińskich czerwonych aparatczyków i indyjskich milionerów komputerowych, nabywcy dóbr luksusowych. Nie bez powodu Londyn nazywa się „Moskwą nad Tamizą”, ale także „placem zabaw KGB”. Od czasu do czasu wspomina się – przy okazji casusów Litwinienki, Bierezowskiego i Skripala - o pro-rosyjskim lobby w brytyjskiej polityce, mediach, organizacjach pozarządowych. I nagle okazuje się, że to państwo – raj nie toleruje reżimu Putina i wspomaga z wszystkich sił Ukrainę, militarnie, finansowo, humanitarnie. Tydzień temu w Daily Mailu Online napotkałam kolejny materiał z podobnymi wątpliwościami. Lęk o to, że Rosjanie mogą wywierać wpływ na wyniki kampanii wyborczych do fotela premiera w segmencie Conservatives Abroad, czyli mieszkających za granicą członków Partii Konserwatywnej, głosujących online. Jeszcze jeden sposób możliwości interweniowania w proces wyborczy przez rosyjskie tajne służby.
Nowe rozdanie, to nowe znaki zapytania. Towarzysza temu nowe fenomeny, polityczne, społeczne, pojawiające się dookoła i kształtujące sytuację nad Tamizą. Powoli będziemy na te pytania otrzymywać odpowiedzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/619835-zawirowania-na-downing-street-wielka-brytania-zrobila-zwrot