Dmitrij Sacharuk, dyrektor wykonawczy firmy DTEK, największego prywatnego koncernu energetycznego na Ukrainie, poinformował, że w wyniku dzisiejszego ataku Rosji zniszczenia w dwóch elektrociepłowniach kontrolowanych przez firmę „są znaczące”. Z kolei Witalij Kliczko, mer Kijowa, powiedział o koncentrowaniu się Rosjan na atakowaniu infrastruktury krytycznej miasta, przede wszystkim systemów energetycznych. Jego słowa potwierdził niedawno prezydent Zełenski, który poinformował, iż w ciągu ostatniego tygodnia Moskale zniszczyli 30 proc. ukraińskiego systemu energetycznego. Sytuacja staje się powoli krytyczna, co oznacza, jak zaznaczył Kirył Tymoszenko, zastępca szefa prezydenckiej administracji, iż obywatele Ukrainy „muszą być przygotowani na wyłączenia prądu, ciepła i wody, w związku z rosyjskimi uderzeniami”. Szczególnie poważnym problemem jest to, że Rosjanie do tej pory koncentrują się przede wszystkim na uderzeniach w mniejsze obiekty energetyczne, „oszczędzając” te o największej mocy. Powoduje to zarówno problemy z usuwaniem awarii w związku z dużą liczbą uszkodzeń ale również daje Rosjanom możliwość eskalowania działań.
Jak się wydaje mamy do czynienia z nową rosyjską taktyką działania na Ukrainie, której zrozumienie wymaga nieco dłuższego opisu sytuacji. Chodzi oczywiście o zablokowanie gospodarki, w tym funkcjonującego przemysłu, ale również, a może nawet przede wszystkim, systemu komunikacyjnego, który opiera się na transporcie kolejowym. Uderzenia w miasta znajdujące się w zachodniej części Ukrainy mają w zamierzeniu utrudnić, a może nawet zablokować, dostawy pomocy wojskowej dla Ukrainy. Ale to nie jedyny cel. Po drugie chodzi o cios w ukraińską gospodarkę, której stan w związku z przerwami w dostawach prądu może szybko zacząć się pogarszać. A sytuacja nie jest łatwa. Wystarczy zwrócić uwagę na podstawowe wskaźniki makroekonomiczne. W tym roku ukraiński PKB ma się zmniejszyć, w świetle oficjalnych założeń ministerstwa finansów o 33,2 proc., w przyszłym można mówić o pewnym „odbiciu” bo planuje się wzrost na poziomie 4,6 proc. Oczekiwana tegoroczna inflacja wynieść ma 30,7 proc. w skali roku, a lokalna waluta nadal będzie podlegała dewaluacji i w końcu przyszłego roku dolar ma kosztować 49 hrywien, podczas gdy obecnie jest to 42. W efekcie obserwowanych trendów dochody ukraińskiego budżetu mają spaść o 17,6 proc., co będzie oznaczało, iż skala pomocy zagranicznej będzie musiała rosnąć, aby państwo mogło normalnie funkcjonować, nie mówiąc już o prowadzeniu wojny. W świetle oficjalnych danych deficyt ukraińskiego budżetu po 9 miesiącach tego roku wynosi 493,4 mld hrywien, z czego z zewnętrznych źródeł kredytowania sfinansowano 180 mld hrywien. Warto też pamiętać, że po stronie dochodów ukraińskie ministerstwo finansów wykazało w tym roku 342 mld hrywien otrzymanej pomocy zagranicznej. W roku przyszłym według planów deficyt budżetu ma wynieść 20 proc. PKB (wzrost o 3 proc. w porównaniu z rokiem obecnym). Planuje się zaciągnięcie 1 595 mld hrywien kredytów zagranicznych, a niemal 50 proc. środków budżetowych ma zostać przeznaczone na kontynuowanie wojny. Gdyby patrzeć na wojnę rosyjsko–ukraińską przez pryzmat jej efektów ekonomicznych, to należałoby stwierdzić, iż z tego punktu widzenia mamy do czynienia z dramatyczną, na niekorzyść Ukrainy, asymetrią. Rosyjska gospodarka mimo znaczących sankcji i wycofania się tysięcy przedsiębiorstw z tamtejszego rynku niemal praktycznie nie odczuła skutków wojny. Świadczy o tym choćby ostatnia decyzja Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który skorygował swoje poprzednie prognozy dotyczące sytuacji rosyjskiej gospodarki w tym roku. W świetle najnowszych ocen recesja w Rosji wyniesie jedynie 2,3 proc. Bank Światowy jest nieco ostrożniejszy, ale również musiał skorygować swe prognozy dla rosyjskiej gospodarki. O ile wcześniej uważano, że w tym roku zmniejszy się ona o 8,9 proc., to obecnie szacunki spadku PKB wynoszą 4,5 proc. W roku przyszłym recesja w Rosji ma wynieść 3,6 proc., a do 2025 roku bezrobocie ma być właściwie nieodczuwalne, czego nie można powiedzieć o Ukrainie, gdzie już obecnie wynosi ono 30 proc. i na koniec roku ma nawet wzrosnąć do 35 proc., a realne wynagrodzenia spadły według szacunków Narodowego Banku Ukrainy od 25 do 50 proc.
Z perspektywy zachodnich sojuszników Ukrainy musi pojawić się w związku z sytuacją pytanie o ekonomiczne koszty kontynuowania wojny i coraz częściej stawiane pytanie czy nie jest zasadnym rozwiązaniem usiąść już teraz do rozmów. Jeśli degradacja ukraińskiej gospodarki w wyniku obecnych ostrzałów przyspieszy, a szanse na przezwyciężenia kryzysu energetycznego w Europie oddalą się, to tego rodzaju argumentacja, formułowana przez obecny „obóz pokoju” ulegnie zapewne wzmocnieniu.
Uderzenia w ukraińską generację energetyczną, które zostały poprzedzone odcięciem od sieci Zaporoskiej Elektrowni Atomowej, mają też w konsekwencji uniemożliwić Kijowowi eksport energii elektrycznej, pozbawić Ukrainę potencjalnie istotnego źródła finansowania wysiłku wojennego. Równocześnie, i jest to nie mniej istotny cel działań Rosjan, Zachód ma otrzymać czytelny sygnał – kryzys energetyczny może się pogłębić, Moskwa ma jeszcze potencjał eskalowania w tym obszarze.
Odwołanie się na masową skalę do ukraińskich dronów, a Kirył Budanow, szef wywiadu wojskowego powiedział, że Rosjanie w ramach pierwszej partii zamówili ich 1 750 sztuk ma też swoje znaczenie. Nie szkodzi, że ukraińska obrona przeciwlotnicza jest w stanie strącić nawet 70 proc., bo taktyka rosyjska odwołuje się do ich masowego użycia i psychologicznego znaczenia. Do tego głośne, lecące na relatywnie niewielkiej wysokości i widoczne drony z Iranu doskonale się nadają. Ludzie je widzą i pierwsze sygnały o zdenerwowaniu, a nawet objawach paniki wśród ludności cywilnej w Kijowie, już zaczęły się pojawiać. Dlaczego ma to znaczenie? Chodzi zapewne o wywołanie efektu psychologicznego, zastraszenia, które może objawić się dwoma rodzajami reakcji. Mogą wzrosnąć potoki uchodźców do krajów sąsiednich, w tym do Polski. Tylko, że obecnie w przeddzień zimy sytuacja jest już inna i Rosjanie mogą liczyć na pogłębienie obaw i kolejne kampanie w stylu „stop ukrainizacji Polski”. Druga modelowa reakcja społeczeństwa ukraińskiego, której wznieceniem może być zainteresowana Moskwa, to pojawienie się na Ukrainie rodzimej „partii pokoju”. Nie chodzi tu o zmianę nastawienia społecznego o masowej skali, to akurat jest nierealne. Ale jakiekolwiek publiczne przejawy niezadowolenia społecznego z niezłomnej postawy Zełenskiego, który wyklucza negocjacje z Putinem, czy zmiana notowań w przeprowadzanych regularnie badaniach opinii, może „zmiękczyć” nastawienie Sługi Narodu. Tego rodzaju reakcje społeczne mogą też pomóc Rosjanom w budowaniu narracji, tym razem na użytek europejskiej „partii pokoju” w świetle której pojawia się zapotrzebowanie na pokój po stronie ukraińskiego społeczeństwa co z kolei może wpłynąć na determinację tych na Zachodzie, którzy mówią o potrzebie rozpoczęcia negocjacji
To, że drony dostarcza Iran ma z rosyjskiego punktu widzenia też istotne znaczenie. Po pierwsze oddala się perspektywa sukcesu rozmów w Wiedniu w sprawie programu nuklearnego Teheranu. Oznacza to nie tylko zaostrzenie sytuacji, ale również, najprawdopodobniej, utrzymanie międzynarodowych sankcji na eksport irańskiej ropy naftowej. Z punktu widzenia Moskwy to co najmniej podwójny sukces – ceny na światowych rynkach nie będą spadać, co oznacza utrzymanie przychodów budżetowych nadal na wysokim poziomie oraz pokazanie, iż „sojusz państw autorytarnych” w praktyce działa. Tego rodzaju współpraca, a mamy do czynienia również z informacjami na temat sprzedaży przez Iran Moskwie rakiet balistycznych o zasięgu do 700 km, jest też znaczącym sygnałem strategicznym, którego adresatem jest Zachód, przede wszystkim Stany Zjednoczone. Pokazuje gotowość kontynuowania, a nawet eskalacji, wojny na Ukrainie ale dodatkowo uruchamia spekulacje na temat togo „co Iran dostał od Moskwy w zamian”? Mychajło Podolak, doradca szefa administracji Zełenskiego powiedział, że jego zdaniem Iran mógł otrzymać od Rosji uran, dostęp do technologii jądrowej lub gwarancje dotyczące polityki i sytuacji regionalnej. To póki co spekulacje, ale jedno już wiadomo. Otóż jak mówią rosyjscy eksperci Moskwa kusi zarówno państwa Azji Środkowej (przede wszystkim Uzbekistan i Turkmenistan), wizją budowy systemów przesyłowych do irańskich portów na południu ale również mowa jest o znaczących inwestycjach w irańską infrastrukturę wydobywczą i transportową.
Wreszcie Rosja atakując ukraińskie miasta rojami irańskich dronów i wzmagając ostrzał rakietowy przygotowuje się do ewentualnej zimowej ofensywy. Podobny charakter mają obecnie trwające działania na Białorusi związane z tworzeniem regionalnego zgrupowania wojsk. Czy ich rozpoczęcie oznacza, że atak na dużą skalę będzie miał miejsce również z tego kierunku? Tak, jeśli Moskalom uda się uprzednio sparaliżować ukraińskie przygotowania do obrony (ataki na sieć komunikacyjną i przemysłową), osłabić społeczną wolę oporu, wzmocnić w Europie „partię pokoju” i przekonać Amerykanów, że są gotowi do eskalacji, a w związku z tym trzeba unikać za wszelką cenę tego rodzaju scenariuszy. Spowolnienie dostaw sprzętu dla Ukrainy zwiększa szansę na dużą ofensywę Rosjan. Jeśli to się powiedzie, to wówczas Moskwa z chęcią wróci do swych pierwotnych celów wojennych. Jeśli natomiast się nie uda, to wówczas, jak mówił Putin w Astanie, zmobilizowani żołnierze będą mieli za zadanie przede wszystkim uszczelnienie linii obrony, a atakować będą lokalnie siły zbudowane w oparciu o zawodowców. To oznacza, że Moskwa podejmie wówczas próbę zamrożenia wojny, co oznacza utrzymywanie lokalnych starć i uderzeń z dystansu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/618737-nowa-wielowymiarowa-taktyka-moskwy-na-ukrainie