Jest coś symbolicznego w fakcie, że obecni prezydenci Rosji i Ukrainy noszą to samo imię. Oznacza ono również to samo w obu językach. Władimir – „właditiel mira” i Wołodymyr – „wołodar myra” to „władca świata”. Bo też bój między nimi toczy się o władzę nad światem – „mirem”, a konkretnie nad „ruskim mirem”, przy czym słowo „ruski” odsyła nas nie do Rosji, lecz do Rusi.
Z jednej strony Moskwa chce podbić militarnie Kijów, ale z drugiej Kijów nie ma zamiaru zdobywać zbrojnie Moskwy. Ich rywalizacja dotyczy czegoś znacznie bardziej fundamentalnego. Stawką jest zwycięstwo odmiennego modelu cywilizacyjnego. Słowo „mir” ma bowiem jeszcze jedno znaczenie: oprócz świata także pokój. „Władca pokoju” to ktoś, kto stwarza paradygmat funkcjonowania, tworzy warunki gry, buduje system. „Mir” jako „pax”. Coś w rodzaju „pax romana” lub „pax americana”.
Moskwa jako anty-Kijów
Kremlowscy propagandyści mają rację, gdy mówią, że obawiają się Ukrainy jako „anty-Rosji”. To stwierdzenie jest jednak prawdziwe w innym znaczeniu niż sami mu je nadają. Nie chodzi bowiem o stworzenie państwa, które zechce napaść zbrojnie na Rosję, ale państwa, które zaproponuje wschodniej Słowiańszczyźnie, czyli ziemiom dawnej Rusi, alternatywny model cywilizacyjny wobec moskiewskiej turańszczyzny.
O ile bowiem Rosja jest w tej sferze eurazjatyckim spadkobiercą Złotej Ordy, o tyle Ukraina odwołuje się do innego dziedzictwa ustrojowego, do innej tradycji politycznej, do innej wizji państwa, władzy, prawa czy własności. W tym sensie Kijów od stuleci prezentował – i prezentuje nadal – odmienny wariant rozwojowy niż Moskwa.
Czy była to Ruś Kijowska, czy Sicz Zaporoska, czy Ukraińska Republika Ludowa – żaden z tych bytów politycznych nie miał nic wspólnego z azjatyckimi satrapiami. Jeżeli już czerpały skądś jakieś wzory, to raczej z Cesarstwa Bizantyjskiego, Korony Polskiej, Wielkiego Księstwa Litewskiego, Rzeczypospolitej Obojga Narodów czy zachodnich demokracji. Miały też swoje własne oryginalne rozwiązania ustrojowe, jak np. demokracja bezpośrednia wśród Kozaków. Prędzej można było im zarzucić anarchizm i swawolę niż zamordyzm i samodzierżawie.
Wolność jest zaraźliwa
Stałym motywem rosyjskiej historii, począwszy od XV wieku, był proces „zbierania ziem ruskich”. Towarzyszyło mu narzucanie siłą turańskiego modelu rządów, o czym boleśnie przekonali się mieszkańcy m.in. Republiki Nowogrodzkiej czy Wielkiego Księstwa Kijowskiego. W podobnym paradygmacie („zbierania ziem ruskich”) można spojrzeć jednak na dzieje Ukrainy. Dzisiejsze państwo ukraińskie składa się bowiem z dawnych ziem np. Rusi Kijowskiej, Rusi Halicko-Włodzimierskiej czy Rusi Zakarpackiej. One przyjęły jednak inny model ustrojowy niż Moskwa, oferując swym mieszkańcom nieznane Rosjanom doświadczenie wolności politycznej. Dotyczy to także dnia dzisiejszego. Z pewnością państwo ukraińskie jest ułomne i obciążone wieloma patologiami, ale jego obywatele cieszą się swobodami obywatelskimi, o jakich poddani Władimira Putina mogą tylko pomarzyć.
Dla włodarzy na Kremlu Ukraina stanowi zagrożenie właśnie dlatego, że może stworzyć alternatywę dla panującego obecnie w Rosji „raszyzmu”. Jej przykład może okazać się zaraźliwy dla mieszkańców zamieszkujących dzisiejsze ziemie dawnej Rusi. Miał tego świadomość Iwan Groźny, gdy korespondował z księciem Andriejem Kurbskim, który zamiast poddaństwa moskiewskiemu carowi wybrał służbę dla króla Polski. Ma tego świadomość Putin. Wolność jest bowiem zaraźliwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/618374-pojedynek-wladcow-swiata-na-ukrainie