Biały Dom opublikował Narodową Strategię Bezpieczeństwa, obszerny (48 stron) dokument, który przedstawia pogląd amerykańskiej administracji na sytuację w świecie, główne trendy, rysujące się zagrożenia i opisuje kształt przyszłej polityki Waszyngtonu. Tego rodzaju dokument jest zawsze ważny, ale teraz jego ranga jest tym większa, że jego publikacja została opóźniona ze względu na rosyjską agresję wobec Ukrainy. Z oczywistych względów zmienia ona wiele w światowym układzie sił i dlatego, jak powiedział na konferencji prasowej na której prezentowano ten dokument Jake Sullivan doradca Bidena ds. Bezpieczeństwa Narodowego, trzeba było opóźnić datę jej ogłoszenia, po to aby w formułowanych opiniach, diagnozach i propozycjach strategicznych uwzględnić wnioski, której już można wyciągnąć z wojny na Ukrainie. Mamy zatem do czynienia z dokumentem traktującym o „wielkiej strategii” Stanów Zjednoczonych, którego Autorzy wzięli pod uwagę geostrategiczny wymiar trwającej już ósmy miesiąc wojny. Christopher S. Chivvis, ekspert w Carnegie Endowment for International Peace napisał, że tego rodzaju dokument zawsze przypomina nieco bożonarodzeniową choinkę, drzewko na którym każdy może zawiesić co chce. Tak jest trochę i w tym przypadku, jednak można po lekturze tego dokumentu wyodrębnić kilka podstawowych elementów, filarów, amerykańskiej strategii.
Po pierwsze, warto zwrócić uwagę na perspektywy czasowe. Już we wstępie Joe Biden napisał nie tylko o tym, że porządek światowy jest obecnie „w punkcie przełomowym”, ale również w dokumencie znajdziemy zapisy na temat tego, iż kluczowe okaże się najbliższe 8 lat, do umownego roku 2030. W tym czasie ukształtuje się nowy porządek globalny, bowiem, co również zostało wprost stwierdzone, stary, post-zimnowojenny już uległ (a zatem nie ulega) załamaniu i obecnie wchodzimy w erę rywalizacji mocarstw chcących ukształtować nowe relacje. To zdaniem Autorów dokumentu tylko jeden z obszarów globalnego ryzyka, związanego z narastająca rywalizacją. Obok tego świat będzie się musiał zmierzyć z zagrożeniami o charakterze powszechnym takimi jak choćby polityka klimatyczna, kwestie bezpieczeństwa żywnościowego, czy choćby wspólnego zwalczania pandemii w rodzaju Covid-19. Amerykańska strategia musi odpowiadać na obydwie grupy wyzwań, co oznacza, iż nacisk musi zostać położony na międzynarodową kooperację. Stew Magnuson, redaktor naczelny portalu National Defence napisał, że jedną z najczęściej pojawiających się fraz w tym dokumencie jest zdanie o konieczności „współpracy z partnerami i sojusznikami”. Tak jest w rzeczywistości, ale opisana w Narodowej Strategii Bezpieczeństwa wizja amerykańskiego systemu sojuszniczego jest nieco odmienna od tego na co wcześniej kładziono nacisk. Nadal w wymiarze uniwersalnym podkreśla się wagę rywalizacji między systemami demokratycznymi i autorytarnymi, ale jak stwierdza się wprost „wiele krajów niedemokratycznych przyłącza się do światowych demokracji, wyrzekając się tych zachowań”. Nie każdy autorytarny władca uprawia politykę destabilizacji w wymiarze globalnym czy regionalnym. Wielu z nich, w imię partykularnych interesów wspiera szeroko rozumiany blok amerykański, nieroztropnością byłoby ich zniechęcać i wpychać w objęcia państw rzeczywiście groźnych.
Te to przede wszystkim Rosja i Chiny, państwa kwestionujące dotychczasowy porządek oparty na wartościach. Nadal uważając, że zasadnicza walka będzie miała miejsce między demokracjami a autokracjami, amerykańscy stratedzy wprowadzają jednak ważne rozróżnienie, na niedemokratycznych sojuszników Stanów Zjednoczonych i na niedemokratycznych przeciwników, w tym wypadku z imienia wymienionych Chin i Rosji. Jest to wizja systemy inkluzywnego w którym zasadniczym probierzem „członkostwa” w „amerykańskim klubie” sojuszniczym nie będzie to, czy jest się państwem demokratycznym, choć oczywiście mogą być wprowadzone różne kategorie czy stopnie przynależności, ale to czy dane państwo jest użyteczne w walce z mocarstwami, które rzuciły Ameryce wyzwanie. Ale zarazem w dokumencie tym, jako, że będziemy mieli do czynienia z wyzwaniami o różnej skali, charakterze i naturze, wyraźnie artykułowana jest potrzeba, właśnie po to, aby móc wspólnie odpowiedzieć na to co się dzieje na świecie, budowanie różnych koalicji. Ameryka nadal utrzymywała będzie współpracę z filarami swego systemu sojuszniczego jakim w Europie jest NATO a w Azji AUKUS, ale zarazem dość czytelne w tej strategii jest przekonanie, że i w ramach tych aliansów będziemy mieli do czynienia ze zróżnicowanym, w ramach koalicji chętnych, zaangażowaniem poszczególnych państw w odpowiedź na konkretne problemy.
W planie generalnym silny nacisk kładziony jest też na potrzebę odbudowy potęgi amerykańskiej. Mówi się o rywalizacji technologicznej z Chinami, o kluczowych i wrażliwych wynalazkach, postępie naukowo–technicznym, ale również o potrzebie odbudowy amerykańskiego potencjału przemysłowego, decouplingu i o tym, że polityka handlowa musi wspierać amerykańską pozycję geostrategiczną. A zatem tak dla wolnego handlu, ale wówczas, kiedy jego obrona oznacza, że Ameryka może się w ten sposób wzmocnić. Ostatnie posunięcia znacząco redukujące dostęp Chin do najnowszych technologii w zakresie mikroprocesorów są jak się wydaje zapowiedzią trendu, który w najbliższych latach ulegnie wzmocnieniu.
Jeśli chodzi o konkretne priorytety geostrategiczne, to wyraźnie w Narodowej Strategii Bezpieczeństwa podkreśla się to, że Ameryka rywalizować będzie w najbliższym czasie z Chinami i z Rosją. Znacznie mniej uwagi, co już zauważyli komentatorzy, poświęca się Bliskiemu Wschodowi oraz kwestii zagrożeń terrorystycznych. W tym sensie administracja Bidena podtrzymuje kurs Donalda Trumpa, a obecny prezydent nawet potwierdza swoją reputację, iż jest zwolennikiem twardej polityki antychińskiej. Chiny i Rosja są i pozostaną jeszcze przez lata, głównymi geostrategicznymi rywalami Ameryki. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że zagrożenie ze strony obydwu tych państw przedstawiane jest w tym dokumencie strategicznym odmiennie. Przede wszystkim Rosja jest groźna już teraz, rzuciła bowiem Stanom Zjednoczonym wyzwanie o charakterze militarnym, Chiny mogą zaś się okazać niebezpieczne w nieco dłuższej perspektywie.
Rosja i ChRL stawiają różne wyzwania – czytamy. - Rosja stanowi bezpośrednie zagrożenie dla wolnego i otwartego systemu międzynarodowego, lekkomyślnie łamiąc dziś podstawowe prawa porządku międzynarodowego, co pokazała jej brutalna wojskowa agresja na Ukrainę. Natomiast ChRL jest jedynym konkurentem, który ma zarówno zamiar przekształcenia porządku międzynarodowego, jak i, w coraz większym stopniu możliwości, czyli potęgę gospodarczą, dyplomatyczną, militarną i technologiczną, aby osiągnąć ten cel.
A zatem Rosja jest wrogiem dzisiaj, a Chiny mogą się nim stać, jeśli nie zmienią swej polityki, wrogiem w nieco dłuższej perspektywie. Moskwę trzeba w związku z tym pokonać teraz, właśnie po to aby Chiny, których rozwój gospodarczy będzie w najbliższych latach ograniczany amerykańskimi sankcjami i polityką sojuszników, miały czas zrozumieć ile może ich kosztować starcie ze Stanami Zjednoczonymi. Obydwu państwom poświęcono też w Strategii rozdziały szczegółowe. Warto je omówić, bo położone w nich akcenty w sposób dość czytelny opisują politykę amerykańską w najbliższych latach. Oba państwa ze sobą współpracują, oba są wrogo nastawione do Stanów Zjednoczonych, ale zagrożenia z ich strony mają różny, dla amerykańskich interesów, charakter. Różna też musi być amerykańska wobec nich strategia. Jej wizja, zawarta w Strategii Bezpieczeństwa Narodowego w zadziwiający sposób przypomina opisywane już przeze mnie na wPolityce.pl propozycje Wessa Mitchella, który sformułował doktrynę sekwencjonowania amerykańskich rywali geostrategicznych. Podobnie to przedstawia Strategia. Pekin jest państwem, które ma ambicje zbudowania w basenie Oceanu Indyjskiego swej uprzywilejowanej strefy wpływów. W tym celu wykorzystuje przede wszystkim narzędzia o charakterze ekonomicznym, co wynika również z faktu, że Chiny są w ostatnim dwudziestoleciu beneficjentem globalizacji i wejścia świata w epokę wolnego handlu. Mają skłonność do przejmowania instytucji międzynarodowych, wykorzystywania ich pozycji w celu promocji chińskich interesów, również uprawiają politykę zmierzającą do podważenia amerykańskiego systemu sojuszniczego, ale zarazem, właśnie z tego powodu, że korzystały do tej pory z globalizacji, nie dążą do zniszczenia tego systemu. Z tego powodu, jak piszą amerykańscy stratedzy „Stany Zjednoczone i ChRL mogą współistnieć pokojowo oraz wspólnie uczestniczyć i przyczyniać się do postępu ludzkości”. Aby ten scenariusz stał się realny należy „przekonać” Pekin, iż wojna mu się nie opłaca i jest możliwa współpraca. Aby to zrobić, Ameryka musi po pierwsze wzmocnić się wewnętrznie (decoupling, sankcje, polityka handlowa), po drugie odbudować swój system sojuszniczy (nie przesadzać z eksportem demokracji i praw człowieka) a po trzecie „rywalizować odpowiedzialnie” z Chinami, raczej odwołując się do wizji funkcjonowania świata, tego jak można wspólnie rozwiązywać globalne problemy niźli szykować wojnę. Oczywiście należy być do wojny, w tym wspierania suwerenności sojuszników w rejonie Indo-Pacyfiku, przygotowanym, ale raczej należy nastawić się na rywalizację ekonomiczną i technologiczną.
Kiedy będziemy energicznie konkurować, będziemy też zarządzać konkurencją odpowiedzialnie. Będziemy dążyć do większej stabilności strategicznej poprzez środki, które zmniejszają ryzyko niezamierzonej eskalacji wojskowej, usprawniają komunikację kryzysową, budują wzajemną przejrzystość i ostatecznie angażują Pekin w bardziej formalne wysiłki w zakresie kontroli zbrojeń. Zawsze będziemy chętni do współpracy z ChRL tam, gdzie zbiegają się nasze interesy.
Gdyby zatem chcieć lapidarnie opisać projektowaną strategię Stanów Zjednoczonych wobec Chin, to należałoby raczej mówić o planach redukcji chińskich ambicji, w pierwszym rzędzie środkami presji ekonomicznej, technologicznej, politycznej, która wywierana będzie przez państwa wchodzące w skład rozszerzonego amerykańskiego systemu sojuszniczego. Wojna nie jest w takim układzie nieuchronna, choć oczywiście jest prawdopodobna. Należy do niej się przygotować, również, co jest zresztą elementem polityki wewnętrznego wzmacniania Stanów Zjednoczonych, przyspieszając postęp technologiczny w siłach zbrojnych.
A jak wygląda amerykański rachunek strategiczny wobec Rosji, drugiego autorytarnego rywala, który dąży do zmiany światowego układu sił? Tu mamy do czynienia zarówno z zupełnie innym językiem, jak i odmiennymi postulatami. O ile Chiny mogą stać się państwem, które wejdzie na drogę starcie militarnego ze Stanami Zjednoczonymi, ale dziś są raczej rywalem niż wrogiem, o tyle Rosja już 10 lat temu podjęła decyzję o wkroczeniu na ścieżkę konfrontacji, której celem jest podważenie istniejącego porządku. A zatem Chiny mogą stać się za jakiś czas państwem groźnym, Rosja już nim jest. Oczywiście diagnoza ta jest związana z obecną wojną. Warto w związku z tym podkreślić ważne z tej perspektywy stwierdzenia. Po pierwsze w amerykańskiej Strategii znalazła się zapowiedź kontynuowania wsparcia wojskowego dla Ukrainy (wraz z sojusznikami), „stania u boku narodu ukraińskiego kiedy on walczy z rosyjską agresją”, ale również deklaracja na temat „pociągnięcia do odpowiedzialności” Rosji na forum międzynarodowym w związku z okrucieństwami jakich dopuściła się w czasie wojny. Już choćby w tych dwóch zdaniach zawarte są amerykańskie cele wojny, jej zakończenia i porządku powojennego. Stany Zjednoczone i sojusznicy chcą aby wojna stała się dla Rosji „strategiczną porażką”. Co to oznacza? O kontynuowaniu wojny była już mowa. Kolejnym posunięciem będzie osłabienie rosyjskich strategicznych sektorów ekonomicznych, a tym produkującego broń i przemysłu kosmicznego. Mowa jest również o niedopuszczeniu do sytuacji w której Rosja byłaby w stanie destabilizować sytuację w państwach sojuszniczych Stanów Zjednoczonych. To bardzo szerokie ujęcie, ale oczywiście chodzi w tym wypadku o kryzys energetyczny i zapowiedź wyrzucenie Moskwy z europejskiego, a docelowo i innych, rynków. Wzmocnieniu ulegnie sojuszniczy NATO-wski system obrony „w szczególności na wschodniej flance”. Jeśli chodzi o politykę wobec Ukrainy, to jej główne elementy zostały także precyzyjnie opisane. Po pierwsze kontynuowanie wsparcia wojskowego, również uczestnictwo w programie odbudowy, a także, jak można przypuszczać już po wojnie „będziemy zachęcać do integracji regionalnej z Unią Europejską”. Warto zwrócić uwagę na te sformułowania, bo Autorzy Strategii nie piszą wprost o członkostwie, co jest być może świadectwem sceptycyzmu związanego z wiedzą na temat nastawienia państw z Europy Zachodniej. Jeśli literalnie rozumieć ten zapis, to mówi on raczej o strategii alternatywnej, ale regionalnej, czyli zapewne co najmniej z udziałem Polski, być może również Turcji. Dalej znalazły się zapewnienia na temat obrony „każdego cala” terytorium państw NATO przed ewentualną rosyjską agresją, podobnie jak interesów amerykańskich, w tym procedur demokratycznych atakowanych przez rosyjskich agentów. Bardzo ciekawe są tez sformułowania dotyczące kwestii nuklearnych. Warto abyśmy je w Polsce uważnie studiowali. Otóż jak zauważają Autorzy Strategii „rosyjski potencjał konwencjonalny „będzie osłabiany” (chodzi zapewne zarówno o wynik wojny jak i oddziaływanie sankcji”), co obiektywnie rzecz biorąc, spowoduje wzrost skłonności Rosji do odwołania się do jej potencjału nuklearnego. I tu pada ważna deklaracja.
Stany Zjednoczone nie pozwolą Rosji ani żadnemu mocarstwu osiągnąć swoich celów poprzez użycie broni jądrowej lub grożenie jej użyciem.
Dalej jest mowa o gotowości kontynuowania rozmów rozbrojeniowych w ramach rokowań New-START a także o „odbudowie europejskich porozumień bezpieczeństwa, które zostały w wyniku rosyjskich działań zrujnowane”. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie o co może w tym kontekście chodzić. Sformułowanie jest na tyle pojemne, ale może właśnie celowo, że można uznać, iż mowa jest tym wypadku o traktatach rozbrojeniowych w tym dotyczących broni konwencjonalnej, ale również można interpretować to w kontekście szerszym, zarówno programu nuclear sharing, jak i gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy.
Jeśli z amerykańskiego dokumentu strategicznego wyłania się wizja Rosji, która nie może tej wojny wygrać, będzie musiała zmierzyć się ze „strategiczną porażką” w efekcie której być może uruchomione zostaną pozytywne wewnętrzne jej przemiany, to w gruncie rzeczy mamy w tym wypadku do czynienia z zaproszeniem płynącym z Waszyngtonu, którego adresatami są sojusznicy. Rosja ma być osłabiona zarówno militarnie, jak i politycznie a przede wszystkim wojskowo. Co dalej, należy ustalać wspólnie, w ramach odnowionego systemu sojuszniczego, na co przecież Ameryka wyraźnie stawia. A to oznacza, że to na państwach regionu spoczywała będzie i większa odpowiedzialność i konieczność „zaprogramowania” przyszłości, instytucjonalnego kształtu nowego porządku, po wygranej z Rosją wojnie. Oznacza to też ponoszenie większych ciężarów i zmaganie się w ramach „podziału pracy” z częścią regionalnych wyzwań. Mamy w gruncie rzeczy do czynienia z opisem nowych relacji zarówno w wymiarze sojuszniczym (ze Stanami Zjednoczonymi) jak i geostrategicznym. Więcej będzie zależało od nas, również i po to aby Ameryka mogła się skoncentrować na rywalizacji z Chinami, bo jej wzmocnienie oddala perspektywę wojny światowej. Innymi słowy nowy, jakże z naszej perspektywy, ciekawy porządek.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/618233-nowy-ksztalt-pax-americana