Wraz z przedłużająca się wojną na Ukrainie, a tym bardziej po tym jak weszła ona w niebezpieczną fazę w związku z mobilizacją w Rosji oraz coraz częstszymi pogróżkami atomowymi w amerykańskich mediach mamy do czynienia, coraz częściej, z dyskusją na temat tego jak zakończyć konflikt. Autorzy tych wystąpień piszą na pozór o różnych sprawach, o tym w jaki sposób Stany Zjednoczone i Zachód powinny odpowiedzieć na ewentualne rosyjskie uderzenie nuklearne, jak urządzić porządek międzynarodowy już po wojnie czy co musiałoby stać się w wewnętrznej polityce rosyjskiej aby zakończenie wojny stało się realne. Tym nie mniej refleksje te obracają się w gruncie rzeczy wokół jednej kwestii – warunków politycznych, które mogłyby zmusić walczące strony do zakończenia zmagań na frontach i rozpoczęcia rozmów pokojowych.
Zacznijmy od kwestii odpowiedzi Zachodu na ewentualną rosyjską eskalację nuklearną. (W kolejnych dniach przedstawię głosy traktujące o pozostałych sprawach). Pozbawienie Rosji tego rodzaju narzędzia presji, a prawidłowo skonstruowane przesłanie w zakresie odpowiedzi, której Moskwa winna się spodziewać jeśli posunęłaby się tak daleko, ma kluczowe znaczenie, zwłaszcza jeśli poważnie traktować przygotowania do kolejnej rosyjskiej ofensywy. Jeśli nie odniesie ona oczekiwanego na Kremlu skutku, to wówczas w rękach Putina i wspierającej go umownej „partii wojny” może pozostać wyłącznie jeden argument – broń jądrowa. Z tego względu skuteczna polityka odstraszania, polegająca na przekonaniu Moskali, iż z pewnością „nie będzie się wam opłacało” użycie broni masowego rażenia ma wymiar deeskalacyjny, bo może prowadzić do zakończenia wojny. Oczywiście o ile odpowiedź Zachodu będzie prawidłowo zbudowana, wiarygodna i przekona Putina, że „żarty się skończyły”. Tymi sprawami na łamach The Washington Post zajmuje się Carl Bildt, były premier Szwecji. W jego opinii, a trudno się z nią nie zgodzić, ostatnie pogróżki Putina „trzeba brać poważnie” przede wszystkim dlatego, że przebieg wojny na Ukrainie nie jest z perspektywy Rosji korzystny. Co więcej w rosyjskich establishmencie upowszechnił się pogląd, któremu jak się wydaje hołduje sam Władimir Władimirowicz, że Rosja walczy z „szatańskim Zachodem” i jest to bój o wszystko, życie i śmierć państwa rosyjskiego. Taki stan nastrojów skłania do wstąpienia na drogę eskalacji, również do poziomu nuklearnego i trzeba rzeczywiście dobrych argumentów, aby kogoś kto myśli w tego rodzaju kategoriach, odwieść od szaleńczych pomysłów. Bild w swym wystąpieniu poszukuje właśnie tych argumentów do których mógłby odwołać się kolektywny Zachód aby spowodować, że Putin „nie poszedł tą drogą”. W czasach zimnej wojny sprawy były relatywnie łatwe. Zachód i ZSRR swą politykę nuklearną opierały na doktrynie „gwarantowanego wzajemnego zniszczenia”, która koncentrowała się na takim rozbudowaniu potencjału nuklearnego oraz systemów wczesnego ostrzegania aby uniemożliwić którejkolwiek ze stron zniszczenie przeciwnika jedną obezwładniająca salwą. Ta pewność, że każdy atak spotka się z odpowiedzią, nie mniej zabójczą, była najlepszym czynnikiem zwiększającym odstraszanie. Tylko, że teraz, w realiach wojny na Ukrainie, jak zauważa Bildt, przedstawiciele Stanów Zjednoczonych już oświadczyli, że ewentualny rosyjski atak jądrowy, spotka się z odpowiedzią konwencjonalną, bo w Waszyngtonie uważa się, że odwołanie się do środków nuklearnych doprowadziłoby do wojny z użyciem nuklearnych potencjałów strategicznych obydwu państw. Tylko, że w takiej sytuacji pytaniem zasadniczym jest to czy ta konwencjonalna odpowiedź Stanów Zjednoczonych i sojuszników na rosyjskie uderzenie taktyczną bronią jądrową będzie na tyle silne, iż zmieni rachunek strategiczny Putina. Bo chodzi przecież o to, aby Moskwa wiedziała z jaką reakcją będzie miała do czynienia i zarzuciła myśl o celowości rozegrania atomowej karty. Bildt proponuje, aby dziś sformułowany przez Zachód czytelny komunikat strategiczny składał się z kilku elementów. Po pierwsze z informacji, że jeśli Moskwa użyje broni jądrowej, to bezpośrednim celem wojny, do osiągnięcia którego Zachód będzie dążył stanie się obalenie Putina i obecnego obozu władzy. Po drugie, Putin, powinien się dowiedzieć, jak argumentuje Carl Bildt, że ewentualny atak jądrowy raczej zwiększy determinację Zachodu aby kontynuować dotychczasową linię polityczną a z pewnością nie doprowadzi do jej korekty. Aby tego rodzaju nastawienie było czytelne, proponuje on zapowiedzieć, że w razie uderzenia jądrowego, Zachód w odpowiedzi przyjmie Ukrainę do Unii Europejskiej, a niewykluczone, że również do NATO. Po trzecie, „Zachód powinien starać się zapobiegawczo zmobilizować jak najszersze międzynarodowe poparcie dla tej polityki”.
Rola Indii i Chin
Po czwarte należy dla polityki powstrzymywania Putina pozyskać państwa w rodzaju Indii, czy Chin, które do tej pory w obliczu wojny zajmowały postawę obserwatora. W opinii Carla Bildta zmiana nastawienia Delhi czy Pekinu będzie możliwe jeśli kolektywny Zachód zagrozi im całkowitym zerwaniem więzi współpracy, w tym ekonomicznej, jeśli państwa te nie przyłączą się do polityki powstrzymywania Putina przed atakiem jądrowym. Po piąte, jak apeluje były premier Szwecji, aby zniechęcić rosyjskiego prezydenta do ataku nuklearnego, należy już dziś w sposób jawny i dla rosyjskich wojskowych czytelny, zacząć przygotowania do odpowiedzi przy użyciu środków konwencjonalnych. Przy czym katalog celów, które byłyby w takiej sytuacji zniszczone, powinien być możliwie szeroki – zaczynając od instalacji i zgrupowań wojska rosyjskiego, w tym znajdujących się na Ukrainie i w jej pobliżu, Zachód „na celownik” winien wziąć również rosyjskie instalacje naftowe, platformy wydobywcze czy inne ważne z gospodarczego punktu widzenia obiekty. I nie tylko znajdujące się w sąsiedztwie Ukrainy, ale niemal wszędzie, w tym w rejonach arktycznych. Ten zestaw środków oddziaływania ma przekonać Putina, że jakiekolwiek użycie przez Rosję broni jądrowej będzie miało fatalne skutki, dla państwa, dla systemu politycznego i dla samego Putina. Ale jak trzeźwo, zauważa Carl Bildt, wdrożenie tego rodzaju polityki i sformułowanie w związku z nią czytelnych dla Rosjan sygnałów strategicznych nie jest sprawą łatwą, wymaga szeregu decyzji, kompromisów i uzgodnień między sojusznikami, które, co gorsze, muszą być podejmowane pod presją czasu.
Czy Państwa przekonały „odstraszające” argumenty Carla Bildta? Muszę przyznać, że mnie nie. W mojej opinii jego propozycje, wydają się w gruncie rzeczy nawet świadectwem intelektualnej bezradności, co oznacza, że Zachód już ma i będzie miał zasadnicze problemy ze zbudowaniem spójnej strategii powstrzymania Putina przed agresją nuklearna. Komunikaty strategiczne, których sformułowanie i „wysłanie” do Rosji proponuje Bildt nie mają w moim odczuci walorów odstraszania. Zarówno dlatego, że w Rosji zakorzeniony jest pogląd, iż Zachód od lat dąży do obalenia tamtejszej władzy, zarówno wspierając opozycję demokratyczną jak i przyczyniając się do wybuchu w państwach przestrzeni postsowieckich „kolorowych rewolucji”. To właśnie dlatego Putin albo zamknął w więzieniach przedstawicieli opozycji, albo zmusił ich do emigracji, a innym zamknął usta prowadzając drakońskie kary lub stygmatyzującą instytucję prawną „cudzoziemskiego agenta”. Trudno oczekiwać aby przedstawiciele rosyjskiej władzy wystraszyli się jeśli teraz „na serio” Zachód postawiłby sobie na celu obalenie obecnego reżimu. O zdolnościach doprowadzenia do takiego skutku zmilczę. Druga z propozycji byłego premiera Szwecji, jest delikatnie sprawy ujmując mało realistyczna. Nie tylko dlatego, że w niektórych państwach Unii Europejskiej dla przyjęcia do Wspólnoty państwa o rozmiarach Ukrainy potrzebne jest referendum powszechne. O perspektywie członkostwa Kijowa w NATO nie ma nawet co mówić, skoro niedawne propozycje formalnie sformułowane przez Zełenskiego aby w odpowiedzi na rosyjską aneksję uruchomić „szybką ścieżkę” członkostwa Ukrainy w Pakcie Północnoatlantyckim zostały po prostu zignorowane. Marzenie, które raczej też się nie ziści jest kolejna propozycja Bildta, aby „zapobiegawczo” zbudować międzynarodową koalicję powstrzymywania Putina. Dziś Waszyngton nie jest w stanie przekonać nawet Arabii Saudyjskiej, swego wieloletniego sojusznika i „biorcy” pomocy wojskowej aby Rijad zaczął realizować politykę zwiększania wydobycia ropy naftowej, po to aby m.in. ograniczyć przychody Moskwy i złagodzić skutki kryzysu energetycznego. Na czym opieramy zatem nadzieje na to, że kraje, które przy okazji wojny postanowiły zarobić na rozchwianej sytuacji (chodzi nie tylko o Arabię Saudyjską, polityka Turcji jest podobna, nie mówiąc już o Gruzji czy nawet Izraelu, bądź co bądź wieloletnim sojuszniku Waszyngtonu). Równie realne są propozycje przygotowań do zmasowanego uderzenia odwetowego Zachodu na cele w Rosji. Jak to się ma do polityki nieeskalowania i nie uczestniczenia w wojnie, której nadal hołduje Waszyngton, nie mówiąc już o innych państwach Zachodu, choćby takich jak Niemcy czy Francja? To co proponuje Bildt musiałoby oznaczać podjęcie ryzyka eskalacji, również poważne potraktowanie perspektywy uczestniczenia w wojnie z Rosją, a to jest poza obszarem traktowanym przez Zachód w kategoriach pola racjonalnej decyzji.
Problem Zachodu
Propozycje Carla Bildta są nie tylko mało realistyczne, ale również mało odstraszające. A to oznacza, że Zachód ma problem ze sformułowaniem wiarygodnej polityki odstraszania Putina i zmiany jego kalkulacji strategicznej. Z pewnością nie jest skłonny, przynajmniej póki co niewiele na to wskazuje, na uczestnictwo w twardej licytacji eskalacyjnej. Ostatnia decyzja, o której poinformował właśnie Jens Stoltenberg, o przeprowadzeniu rutynowych, corocznych NATO-wskich ćwiczeń w zakresie polityki „powstrzymywania nuklearnego”, może być sygnałem, że Pakt Północnoatlantycki nie obawia się scenariusza eskalacyjnego, przynajmniej na niskich poziomach.
Sytuacja może się zmienić dopiero po ewentualnym uderzeniu jądrowym Rosji na Ukrainę. Brzmi to strasznie, ale gotowość do kontynuowania walki i dysponowanie odpowiednimi środkami w tym celu (a gwarancje w tym zakresie winny być domeną Zachodu) są póki co lepszą metodą odstraszania Putina, niźli to co proponuje Bildt. Szczebel wyżej, ale już z pewnym potencjałem eskalacyjnym, znajdują się środki, których użycie proponował niedawno generał Załużny. Chodzi o dostarczenie Kijowowi rakiet o zasięgu umożliwiającym zmasowane uderzenie na rosyjskie miasta, co powinno pozbawić Moskwę poczucia bezkarności. Wreszcie, najbardziej w tym wszystkim groźne, choć zarazem mające walor odstraszania Moskwy, jest czynne działanie w efekcie którego można byłoby eliminować rosyjskich sojuszników, w rodzaju Naddniestrza czy reżimu Asada. Tutaj już poruszamy się na granicy wojny regionalnej i należy rozważyć jaki scenariusz jest w większym stopniu akceptowalny – złamania przez Moskwę nuklearnego tabu na Ukrainie czy likwidację nieuznawanych „państw” w rodzaju właśnie Naddniestrza czy Abchazji. Putin musi mieć też świadomość, i taki komunikat winien zostać wyraźnie sformułowany, że użycie przezeń ładunków nuklearnych równało się będzie poddaniu w wątpliwość zobowiązań w zakresie proliferacji broni jądrowej, na początek przynajmniej, przez zaproszenie państw z Europy Środkowej, w tym Polski, do programu nuclear sharing. Poruszanie się po drabinie eskalacyjnej, szczególnie na wyższych jej poziomach, a ostatnie propozycje z pewnością do takich należą, wymaga jednak zdecydowania i determinacji, których dziś Zachodowi, jak się wydaje, brak. To powoduje, że w obszarze polityki powstrzymywania, obecnie skuteczniejszym wydaje się Putin niż Biden. Ten ostatni nie powstrzymał bowiem rosyjskiego satrapy od uderzenia na sąsiednie państwo, a lokatorowi Kremla udało się zniechęcić waszyngtońskiego rywala do uczestnictwa w wojnie, a nawet przysłania bardziej śmiercionośnej i ofensywnej broni do Kijowa. Jeśli zatem nie mamy skutecznej polityki odstraszania, to możliwa jest jedynie polityką ustępstw. Nad jej kształtem zdają się obecnie głowić w stolicach Zachodu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/617805-o-polityce-odstraszania-rosyjskiego-ataku-jadrowego