Generał Mark Milley, szef Kolegium Połączonych Sztabów powiedział w czasie konferencji w Izraelu, w której brali udział przedstawiciele sił zbrojnych 22 państw, że wbrew temu co przewidywali do tej pory planiści wojskowi, przyszłe wojny „będą mniejsze, szybsze, będą toczyć się w większym stopniu w miastach i w większym stopniu wojskowi polegać będą na broni precyzyjnej”. Takie są, jego zdaniem, główne wnioski, które wyciągnąć należy z dotychczasowego przebiegu wojny na Ukrainie. Jeśli bowiem, jak zauważył, politycy decydują się na rozpoczęcie wojny bo ich chcą narzucić swą wolę przeciwnikowi, to oczywistym jest, że celem uderzenia będą miasta, bo tam zgromadzone jest najwięcej zasobów ludzkich, tam podejmowane są decyzje i tam skoncentrowane jest najwięcej infrastruktury krytycznej niezbędnej dla podtrzymania oporu. A zatem uderzenia na miasta będą w przyszłości przesądzały o zwycięstwie w wojnie w znacznie większym stopniu niźli kontrola nad całym obszarem zaatakowanego państwa.
Jeśli zniszczysz infrastrukturę i zabijesz lub wypędzisz ludność – powiedział Milley - to, zniszczyłeś dokładnie to, czego potrzebujesz, aby wygrać.
A to oznacza, że wojna w przyszłości, będzie, jego zdaniem, rozstrzygana w miastach i wojna miejska (urban warfare), do czego do tej pory nie przykładano aż takiego znaczenia, stanie się jedną z najważniejszych domen. To z czym wojsko będzie się w najbliższych latach mierzyło, to nie tylko opanowanie sztuki zdobywania ośrodków miejskich, ale również a może przede wszystkim opanowanie umiejętności jak tego dokonać, jak unieszkodliwić infrastrukturę przeciwnika, nie równając wszystkiego z ziemią. To będzie powodowało wzrost znaczenia broni precyzyjnej, choć należałoby mówić o całym systemie, bo równie ważne jest w tym wypadku identyfikowanie celów, ich namierzanie, korygowanie ognia i umiejętność działania w systemie on-line, czyli w czasie rzeczywistym. Zmienia się też, w jego opinii, środowisko informacyjne w którym przyjdzie działać siłom zbrojnym w przyszłości. Wojna na Ukrainie dowiodła, że obywatele „uzbrojeni” w swoje telefony i komputery są w stanie stworzyć cały system zbierania i przetwarzania informacji na temat pozycji wroga. Ten „zasób” jest znacznie bogatszy niż jakakolwiek armia jest w stanie zbudować we własnym zakresie, ale trzeba pamiętać, że nie będziemy mieli do czynienia z „amerykańskimi, czy brytyjskimi szpiegami”, ale obywatelami, jak to było i jest na Ukrainie, którzy w ten sposób, zbierając i dystrybuując informacje bronią swojej ojczyzny. Siły zbrojne muszą się, zdaniem Marka Milleya, nauczyć wykorzystywać te możliwości, rozwijać to co moglibyśmy nazwać partnerstwem wojskowo–cywilnym, w domenie zbierania informacji. Muszą też umieć tym systemem, amorficznym w swej naturze, zarządzać. Jeśli zatem przyszłe pole walki będzie w znacznie większym stopniu nasycone sensorami różnego rodzaju a świadomość sytuacyjna każdej ze stron będzie większa, to, jak zaznaczył Milley „twoje ukrycie się, wielkość twoich sił i prędkość, z jaką poruszasz się, bezpośrednio przyczynią się do twojego przetrwania na przyszłym polu bitwy, które będzie w wysokim stopniu zabójcze”. To zaś, w opinii amerykańskiego generała, oznacza, że przyszłość wojsk lądowych leży w niewielkich, wysoce mobilnych formacjach, z niewielką sygnaturą elektroniczną, bo takie jednostki trudniej wykryć.
Ale najważniejsza zmiana, którą wymuszą doświadczenia wojny na Ukrainie, to zdaniem Milleya, odejście od tradycyjnego, scentralizowanego systemu dowodzenia. Nie sprawdza się on z pewnością w wykonaniu rosyjskim. Dowódcy niższych szczebli muszą mieć więcej swobody w działaniu, łatwiej adaptować się do niezwykle szybko zmieniających się warunków pola walki i wykazywać się wielką dozą wojskowego sprytu czy pomysłowości. Wymusi to zmianę systemu szkolenia i generalnie tego jak dowodzone będą armie przyszłości.
Amerykański portal wojskowy Defence One przynosi informacje na temat innych obszarów w których siły zbrojne wykorzystują doświadczenia i umiejętności sektora cywilnego. Jak informują dziennikarze, Amerykanie w jednej ze znajdujących się w Polsce lokalizacji stworzyli specjalne centrum wsparcia technicznego dla ukraińskich sił zbrojnych, które otrzymały sprzęt od zachodnich sojuszników. W 14 chat-roomach pracuje kilkudziesięciu amerykańskich wojskowych specjalizujących się w konserwacji i naprawach sprzętu, który dotarł na Ukrainę. Ich zadaniem jest udzielanie „porad technicznych” swym ukraińskim rozmówcom, którzy wykorzystują satelitarne systemy łączności otrzymane od firmy Starlink Elona Muska po to, aby dowiedzieć się jak naprawić sprzęt, który uległ awarii, jak wyprodukować niezbędne części, czy wreszcie zbierane są w ten sposób informacje o rzeczywistych potrzebach walczących sił.
Ukraińcy zidentyfikują potrzebę – powiedział dziennikarzom jeden z anonimowych oficerów pracujących w takim ośrodku - eksperci diagnozują co jest potrzebne i albo przeprowadzą ich przez to, albo zamawiają części. A potem korzystamy z amerykańskiego systemu dostaw, aby przetransportować tę część tutaj.
Niektóre pojawiające się problemy są nowe. Np. te związane ze znacznie większą niż zakładali to producenci intensywności używania przez stronę ukraińską haubic. Wówczas, jak powiedział dziennikarzom Defence One, jeden z rozmówców ma miejsce wspólne, z zastosowaniem zaawansowanych systemów projektowania komputerowego, które otrzymała strona ukraińska, poszukiwanie nowych rozwiązań aplikowanych już samodzielnie przez walczących. Można zauważyć, że w pewnym stopniu mamy w tym wypadku do czynienia z wdrożeniem przez siły zbrojne systemów asysty technicznej stosowanej wcześniej w środowisku cywilnym czy nawet lean manegement, rozwiązań wymyślonych przez Toyotę.
Ale to nie jedyne wnioski wyciągane przez analityków z dotychczasowego przebiegu wojny na Ukrainie. Michael Peck w portalu Land Forces pisze o triumfalnym powrocie „boga wojny”, czyli artylerii. Po 1945 roku, szczególnie w myśleniu strategicznym państw zachodnich, większą wagę zaczęto przywiązywać do znaczenia lotnictwa, które traktować zaczęto, w kategoriach „latającej artylerii”, skuteczniejszej i trudniejszej do zniszczenia niż tradycyjne systemy. Doświadczenia wojny na Ukrainie rewidują, jego zdaniem, to podejście. Nie tylko z tego względu, że bojowe znaczenie lotnictwa, zresztą po obu stronach, w tej wojnie jest mniejsze niźli zakładano. Również bezzałogowe aparaty latające odegrały mniejszą rolę. W opinii Pecka doświadczenia obecnej wojny wskazują na to, że w środowisku w którym dobrze działają systemy obrony przeciwlotniczej każdej ze stron znaczenie lotnictwa ulega zmniejszeniu. Przywołuje on opinię Nicka Reynoldsa, analityka ds. wojsk lądowych w brytyjskim think tanku strategicznym RUSI, który powiedział, że „Ukraina dostarcza bardzo dobrej wiedzy, jeśli chodzi o ocenę przyszłości artylerii”. No właśnie, jaka to przyszłość? Po pierwsze, jak argumentuje lotnicze wsparcie działań wojsk lądowych będzie w przyszłości malało.
Jednocześnie – dowodzi - bardzo drogie samoloty i ograniczone zapasy inteligentnej amunicji mogą być przydzielane do rażenia odległych celów na flankach wroga, zamiast zapewniać wsparcie z bliskiej odległości.
To ostatnie zadanie przypadnie właśnie artylerii, z tą wszakże poprawką, że wzrośnie znaczenie szybkostrzelności i mobilności systemów, a przede wszystkim waga ich zasięgu. Jeśli bowiem wsparcie lotnicze będzie odgrywało mniejszą rolę, to artyleria musi mieć możliwość rażenia celów na tyłach wroga w odległości co najmniej kilkudziesięciu kilometrów od linii frontu. Amerykańskie samobieżne haubice 155 mm Paladin, mające zdolność prowadzenia ognia w zależności od używanej amunicji na odległość 15 do 20 mil w nowych warunkach mają zbyt mały zasięg. Kolejną niezbędną zmianą jest wzrost mobilności systemów artyleryjskich.
Na Ukrainie – argumentuje Peck - mobilność stała się synonimem przetrwania. Drony i radary przeciwbateryjne, które potrafią błyskawicznie namierzyć artylerię w momencie jej wystrzałów, sprawiły, że taktyka strzał i zmiana miejsca staje się koniecznością.
Jeśli zatem rośnie rola mobilności, również jeśli chodzi o systemy artyleryjskie, to w realiach zmieniającego się pola walki będzie rosło znaczenie dział samobieżnych. To zaś pociąga za sobą, Peck powołuje się w tym wypadku na opinie David Johnson, głównego specjalisty think tanku RAND, zarówno więcej problemów z bezawaryjnym funkcjonowaniem tych systemów jak i wzrost stopnia skomplikowania szkolenia. Niewykluczone, że przyszłością są rozwiązania podobne do francuskich kołowych haubic Caesar. Nie wszędzie mogą one, co prawda operować, ale są zdecydowanie tańszymi i prostszymi w obsłudze rozwiązaniami niźli ich gąsiennicowe odpowiedniki. Wojna na Ukrainie udowodniła też, argumentuje Peck, że jeśli chodzi o artylerię to należy mówić o całym systemie w którym umowne działa, są tylko jednym z elementów. Nie mogą one prawidłowo funkcjonować bez dronów i innych markerów, używanych do lokalizowania celów i korygowania ognia, chodzi również o zdolności do elektronicznego wykrywania celów i stanowisk ogniowych wroga. Te zdolności funkcjonowania w sieciowym systemie informacyjnym w czasie rzeczywistym są nie mniej istotne niż sam fakt parametrów technicznych „dużego sprzętu”. Kolejnym czynnikiem umożliwiającym osiągnięcie przewagi będzie rodzaj używanej amunicji – im bardziej precyzyjna i o większej zdolności rażenia, tym efektywność walki będzie rosła. Peck przytacza w konkluzji swego artykułu kolejna opinię Davida Johnsona, który powiedział, że „idealna broń artyleryjska ma wysoką szybkostrzelność, wysoką mobilność, pewien stopień opancerzonej ochrony i zdolność do szybkiego przetwarzania danych dotyczących celu. Na tym polega klasyczny dylemat — znany projektantom czołgów i okrętów — jak wyważyć siłę ognia, ochronę i mobilność. Nowe technologie, takie jak robotyka, pojazdy z napędem elektrycznym oraz pociski i rakiety dalekiego zasięgu, mogą nieco zmienić te relacje. Ale dylemat pozostanie”.
Mamy trzy ciekawe opinie na temat ewolucji współczesnego pola walki i tego jak wyglądała będzie wojna przyszłości. Wszystkie formułowane na podstawie doświadczeń wojny na Ukrainie. Co jest ich wspólnym rysem? Utrzymujące się przekonanie, że znacznie wzrośnie waga mobilności, systemów zbierania i przetwarzania informacji, najlepiej w czasie rzeczywistym. Zacierać się też będzie podział na sferę cywilną i wojskową, nie tylko wojna w większym stopniu toczyć się będzie w miastach, ale również wszyscy obywatele „uzbrojeni” w cywilne systemy zbierania informacji, będą konstruować „sieć” zbierającą informacje i organizująca opór, której sprawność może przesądzić o zwycięstwie. Stare, tradycyjne systemy, w rodzaju artylerii, nie znikną, ale będą zupełnie inaczej na polu boju, w nowych realiach, używane. Wojna będzie miała zupełnie inne, niestety zapewne też bardziej krwawe oblicze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/614927-nowe-oblicze-wojny-pierwsze-doswiadczenia-z-ukrainy