Tego lata wielu lokalnych niemieckich polityków pisało z zapałem listy. Do kanclerza Olafa Scholza (SPD) i ministra gospodarki Roberta Habecka (Zieloni). Jedni żądali urządzenia sztabu kryzysowego złożonego z przedstawicieli rządu federalnego oraz krajów związkowych, jak burmistrz strukturalnie słabego Saarbrücken w kraju Saary Uwe Conradt, inni apelowali o regulację cen energii oraz zawieszenie transformacji energetycznej, znów inni domagali się podjęcia gospodarczych negocjacji z Rosją oraz uruchomienia (zawieszonego) gazociągu Nord Stream 2.
„Grozi nam recesja, bankructwa firm. Sankcje szkodzą nam, Niemcom, i chcemy, by rząd o tym wiedział” – czytamy w piśmie wysłanym przez burmistrza miasta Reichenbach w Saksonii, Raphaela Kürzingera (polityka CDU), do ministra gospodarki. Niemiecki model, oparty na tanich importach energetycznych z Rosji, gospodarczej zależności od Chin i bezpieczeństwie w ramach NATO (bez znaczącego własnego wkładu), rozpadł się w obliczu wojny na Ukrainie na tysiąc kawałków. Niemcy zareagowali na ten fakt paniką.
Niemiecki dobrobyt ma być zagrożony. Ten dobrobyt, który Niemcom w latach 50, w toku powojennej odbudowy, obiecał późniejszy kanclerz Ludwig Erhard. „Dobrobyt dla wszystkich” (Wohlstand fuer Alle) - brzmiał tytuł książki, którą Erhard napisał w 1957 r. na temat nowej, bogacącej się, Bundesrepubliki. „Teraz inflacja i wysokie ceny energii”– jak czytamy na łamach magazynu „Der Spiegel” – „mogą to wszystko zniweczyć”. Zagrożona ma być nie tylko klasa średnia, ale państwo jako takie. „Grozi nam upadek” – grzmi dziennik „Die Welt”. Według gazety nie da się zachować pokoju społecznego przy tak drastycznym pogorszeniu się poziomu życia. „Ciężko na ten dobrobyt pracowaliśmy. A teraz możemy go stracić” – głosi list wysłany przez związek rzemieślników Saksonii do Scholza.
Tysiące Niemców wyszło na początku września na ulice, by protestować przeciwko rosnącym cenom energii. „Uruchomcie natychmiast Nord Stream 2!”, oraz: „Nie będziemy marznąć dla waszej wojny!”- głosiły hasła na transparentach. Organizatorami protestów byli politycy skrajniej lewicy – Die Linke i skrajnej prawicy – Alternatywy dla Niemiec (AfD), oraz związane z nimi środowiska. Są to środowiska tradycyjnie prorosyjskie. Ale to oczywiście tylko jeden wymiar problemu. Jak twierdzi naczelny „Die Welt” Ulf Poschardt Niemcy to społeczeństwo „zinfantylizowane”. Na ulice wychodzi polityczna ekstrema, bo reszta obywateli traktuje państwo niczym matkę. „Czekają grzecznie na pomoc, popadając przy tym w histerię”.
A ta histeria się coraz bardziej nakręca, im bliżej jest zimy. „Spiegel” zastanawia się, czy to początek końca niemieckiego przemysłu, koła napędowego dobrobytu. Protestują młodzi przedsiębiorcy, którzy domagają się powrotu do węgla oraz atomu. W sprawie tego ostatniego niemiecki rząd wciąż nie podjął decyzji. Katastrofa gospodarcza, masowa emigracja, deindustrializacja - oto pojęcia, którymi przedstawiciele biznesu i przemysłu straszą polityków i obywateli. W badaniu branżowym 90 proc. firm stwierdziło, że wzrost cen energii i surowców stanowi dla nich egzystencjalne lub co najmniej poważne zagrożenie. Prawie co piąta firma myśli o przeniesieniu produkcji za granicę. A Yasmin Fahimi, szefowa niemieckiej federacji związków zawodowych, przekonywała, że jeśli rząd nie podejmie szybko środków zaradczych, Niemcom grozi „katastrofa”. To, że Tesla postanowiła nie produkować swoich baterii w Grünheide w Brandenburgii, a kilka dużych firm, w tym producent papieru toaletowego Hakle, zaprzestało produkcję, zostało odebrane jako dowód na tę tezę.
Nie da się ukryć, że Niemcom – według ekspertów - grozi głęboka recesja i rekordowa inflacja (ponad 10 proc.).Nie oznacza to jednak, że tak będzie. Zbiorniki z gazem są zapełnione w 90 proc., zwiększono import gazu z Norwegii, Holandii i Belgii. Niemiecki rząd do września wprowadził trzy pakiety ulg dla obywateli o łącznej wartości 95 mld euro, w tym ostatni, największy – o wartości ok. 65 mld – we wrześniu. Obejmują one m.in. dopłaty bezpośrednie dla gorzej sytuowanych, obniżenie części podatków i cen paliw. Wielu Niemcom to za mało: pod koniec sierpnia cena energii elektrycznej po raz pierwszy w historii przekroczyła 1000 euro za megawatogodzinę. Nie uspokajają ich także dobre rady polityków jak oszczędzać energię – minister Habeck m.in. zalecał by „brać 5-minutowy, zimny prysznic”. On sam tak robi od lat, i „tak jest przecież zdrowiej”. Rozpętała się dyskusja o optymalnej temperaturze w mieszkaniach – 17, a może 19 stopni?. Ludzie zaczęli wykupywać drewno opałowe i węgiel, by „nie marznąć” na zimę.
Według gazety „Handelsblatt” „ histeria stała się za Odrą sportem masowym”. Nakręcają ją zresztą politycy głównych partii - SPD, Zielonych, FDP i CDU/CSU, ostrzegając przed „wewnętrzną destabilizacją” ze strony tych samych środowisk, które protestowały przeciwko obostrzeniom pandemicznym. Stanowi to zaproszenie dla Putina do kontynuowania jego polityki zastraszania. Putin ma teraz Niemców takich, jakich chciał mieć: bez głowy i bez planu działania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/614918-ukraincy-mordowani-a-niemcy-wystraszeni-zimy